"O królu Arturze,
który nie był królem"
Bernard Cornwell to
angielski pisarz, autor thrillerów i powieści historycznych,
mieszkający na stałe w USA. W jego dorobku znajdują się rozmaite
tytuły, ale największą sławę przyniosły Cornwellowi "Trylogia
Arturiańska" ("Zimowy monarcha", "Nieprzyjaciel
Boga", "Excalibur") oraz osadzony w czasach wojen
napoleońskich cykl o przygodach Richarda Sharpe'a. Ceniony za
umiejętności łączenia rzetelnej, popartej studiami, wiedzy oraz
literackiej fikcji, Cornwell jest jednym z najpopularniejszych i
najbardziej poczytanych anglosaskich autorów powieści
historycznych. W dowód uznania dla jego twórczości, królowa
Elżbieta II odznaczyła pisarza Orderem Imperium Brytyjskiego.
Brytania na przełomie V
i VI wieku to mroczny czas w dziejach wyspy. Jest ona pogrążona w
chaosie, walcząca między sobą, z trudem opiera się atakom
Saksonów. Zaś starzejący się Uther nie ma potomka w odpowiednim
wieku, by mógł objąć po nim władzę, ponadto jedynym
człowiekiem, który zdolny jest zjednoczyć kraj i sięgnąć po
koronę, jest Artur, jego nieślubny syn i podopieczny Merlina. Jest
on wielce odważny i zdeterminowany by ocalić i zjednoczyć
Brytanię. Wszyscy pokładają w nim swe ostatnie nadzieje, jednak on
jest tylko zwykłym człowiekiem z wielkimi ambicjami. A musi podołać
wielkiemu zadaniu i prawie niemożliwemu do zrealizowania, zważając
na niektóre niesprzyjające sukcesowi okoliczności.
Postacie są zupełnie
różne od tych, które spotykamy w legendach. Tutaj mamy do
czynienia z bohaterami realnymi, z krwi i kości i w ogóle
niewyidealizowanymi. W końcu są oni tylko ludźmi. Artur jest co
prawda odważny, dobry i honorowy, jednak najważniejsze dla niego są
jego ambicje, niekiedy zaś odzywa się w nim egoizm. Był także
czasami irytujący i wydawało się, że jego niektóre decyzje
graniczyły z hipokryzją. Merlin, nie jest wielkim czarownikiem, a
strasznie zrzędliwym, złośliwym, niecierpliwym i impulsywnym fanem
kotów. No może z tym fanem kotów troszeczkę przesadziłam, ale
tylko troszeczkę, gdyż on naprawdę je lubił. Dlatego na początku
przypominał mi trochę Magnusa z "Darów Anioła", jednak
odniosłam wtedy mylne wrażenie. Prawdziwie był druidem, jednak nie
miało się pewności czy miał kontakt z bogami, gdyż kochał
udawać i grać Merlin dodatkowo był najzabawniejszą postacią w
tej powieści. Jeszcze co mi się rzuciło w oczy przy bohaterach to
to, że Lancelot nie był wcale tym wykwintnym, odważnym rycerzem, a
kapryśnym i pragnącym poklasku mężczyzną, czasami nawet odzywał
się w nim zwykły tchórz. Nie spotykamy w tej historii istot
nadnaturalnych, jak Pani z Jeziora, co także odbiera trochę tej
baśniowej atmosfery i wprowadza historyczny poblask.
W książce tej cały
czas coś się dzieje. Nie można powiedzieć, że jest w niej za
mało akcji. Walki, bitwy, wojny, to wszystko tak nas absorbuje, że
nie mamy chwili wytchnienia. Trwamy wciągnięci w intrygi, spiski i
spekulacje. Jesteśmy świadkami zdrady, zazdrości, miłości i
męstwa, które prezentują swoją postawą bohaterowie. Mogłoby się
niektórym wydawać, że wojny, ciągła walka może być nudna, gdyż
nie każdy się tym fascynuje, jednak jest zupełnie odwrotnie.
Pochłonięty czytelnik nie zauważa nawet kiedy mija kolejne strony,
jak szybko leci czas. Ponadto czytając o dokonaniach, kogoś tak
sławnego jak Artur, nie sposób się nudzić. Na tle historycznym,
wielu z Nas dobrze znanym, dzieją się rzeczy spektakularne i
niespodziewane. Ponadto zwroty akcji, które odwracają naszą wizję
przyszłości do góry nogami, tak by nie dość, że zaskoczeni, to
jeszcze żebyśmy byli bardziej zafascynowani.
Styl pisania w tej
lekturze był przystępny, a autor bez problemu zaciekawiał
odbiorcę. Nie stosował żadnych archaicznych zwrotów i jedynym
utrudnieniem mogły być nazwy miejsc oraz imiona, do których po
pewnym czasie i tak się przyzwyczajało. Przy tej pozycji mamy do
czynienia z narracją pierwszoosobową. Jednakże jest ona dość
specyficzna, gdyż tak naprawdę nie skupiamy się na losach głównego
bohatera Derfla, a na Arturze, o którym mnich snuje opowieść.
Przez to także, mimo, że opisuje wszystko ze swojego punktu
widzenia, nie zapoznajemy się zbyt często z jego uczuciami, a tym
bardziej myślami. Tak naprawdę mamy wrażenie, jakby był tylko
postronnym obserwatorem, choć tak nie jest. Jedynie w pewnym
momencie, gdy to nie opowiada ani o Arturze, ani o innych osobach,
będąc po prostu od nich tymczasowo odseparowanym, bardziej skupiamy
się na jego postaci.
"Zimowy monarcha"
jest pozycją ukazującą nam wiele ważnych wartości, których dużo
osób nie pojmuje i nie chce pojąć. Widzimy w tej powieści
prawdziwą przyjaźń, męstwo i honor. Jednakże ta lektura nie
należy do łatwych, a zwolennicy lekkich utworów, możliwe, że nie
dadzą rady jej przeczytać. Atmosfera, jaka panuje w książce, jest
ponadto często napięta i tylko odrobina humoru ją czasami
rozluźnia. Jedynie Merlin sprowadzał go do tej powieści i było go
raczej niewiele, jednak według mnie i tak wystarczająco. Pierwszy
tom "Trylogii Arturiańskiej" diametralnie różnił się
od arturiańskich legend, jednak według mnie na korzyść. Mamy
przed sobą, nie osoby wymyślne, idealne i jednocześnie nierealne,
a zwyczajnych ludzi, którzy są wartościowymi postaciami. Polecam
tę lekturę tym, którzy chętnie zobaczą inne oblicze Artura, nie
króla Artura, lecz wodza i wojownika.
Moja ocena 9/10
Tytuł: Zimowy Monarcha
Autor: Cornwell Bernard
Ilość stron: 560
Wydawca: Instytut Wydawniczy Erica
Data premiery: 2010-05-18
Książkę otrzymałam od Instytutu Wydawniczego Erica, za co serdecznie dziękuję :)
Czytałam i również książka bardzo mi się podobała:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Mamy bardzo podobne spostrzeżenia :) W kolejnych częściach dużo więcej można dowiedzieć się o sposobie myślenia Derfla ;)
OdpowiedzUsuńZ trylogii Cornwell'a póki co zrezygnowałam, ale może kiedyś mi się odwidzi. ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to się stało, że na jakiś czas obserwowania się na LC, nie trafiłam dotąd jeszcze na Twój blog, ale już to nadrabiam. :D
Książkówka
Kiedyś na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńKsiążka ciągle przede mną, może uda się ją w kończy przeczytać :)
OdpowiedzUsuńCzytałam całą Trylogię Arturiańską i bardzo miło wspominam :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mi ta książka średnio się podobała. O wiele bardziej wolę "Wojny wikingów" tego autora.
OdpowiedzUsuńKsiążka raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńA ja właśnie czekam na tę książkę, ale jakoś ona nie chce do mnie przyjść.
OdpowiedzUsuńDla mnie książki Cornwella to idealna odtrutka na pełne wyidealizowanych bohaterów paranormale. Nawet jeśli czasami okropnie szokuje :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o niej bardzo wiele i przyznam, że na początku nie bardzo mnie interesowała, ale po tak wysokiej ocenie grzechem byłoby przejść obok niej obojętnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Marzę o tej książce od dawna, lecz niestety nie zapowiada się na to, żebym ją kupiła. Wciąż walczę o niej w konkurach.
OdpowiedzUsuńTrylogia Arturiańska dopiero przede mną. Teraz czytam Wojny Wikingów Cornwella i serdecznie Ci je polecam - są swietne :)
OdpowiedzUsuńW końcu sięgnęłaś! Cieszę się, że Ci się również podoba. :))))
OdpowiedzUsuńMoże i ja w końcu sięgnę :) Również o niej marzę juz od pierwszej recenzji jaką przeczytałam...
OdpowiedzUsuńCzytałam już jedną powieść tego autora i również uważam, że przystępny język tylko intrygował czytelnia. Z pewnością sięgnę po "Zimowego monarchę". Tym bardziej, że tematyka zdecydowanie mi odpowiada.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
mam ją na półce i wkrótce zamierzam się z nią zapoznać :)
OdpowiedzUsuńrecenzja świetna a co do książki to mam za sobą cała trylogię;D
OdpowiedzUsuńJestem jako jedyna z komentujących w trakcie czytania;p Ale już teraz mogę potwierdzić, że Merlin, był niby straszliwym zrzędą, a rozładowywał atmosferę. Również zdziwiłam się co do opisu Lancelota. Zawsze był opiewany, jak wielki bohater, a autor przedstawia go zupełnie inaczej...
OdpowiedzUsuńKsiążka ciągle przede mną, ale czeka już na półce, więc za niedługo sięgnę :) Szczególnie, że już od dawna mam w planach zahaczyć tematykę arturiańską ;)
OdpowiedzUsuńTak, muszę w końcu zabrać się za tę serię, bo inaczej coś mnie trafi ;p
OdpowiedzUsuńJuż od dawna poluję na tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńKusicie tą książką, nie mam wyjścia - trzeba przeczytać :)
OdpowiedzUsuń