niedziela, 29 kwietnia 2012

Anna we krwi - Kendare Blake


„Gdzieś tam czai się zjawa…”


Cas Lowood z pewnością nie jest zwykłym nastolatkiem i nigdy nim nie był. Po tym jak jego ojciec został makabrycznie zamordowany, przejął po nim zawód zabójcy duchów. Chłopak jest uzbrojony w tajemniczy, aczkolwiek zabójczy sztylet i nigdzie nie pozostaje na długo. Podróżuje wraz z matką czarownicą i kotem, potrafiącym wyczuć obecność zmarłych. Razem starają się oczyścić świat ze strasznych upiorów, popełniających niezliczone i przerażające zbrodnie. Przez to Cas zawsze trzyma się na uboczu, nie ma przyjaciół, znajomych, nawet o tym nie myśli, bo to zbyt niebezpieczne. Cas śledzi lokalne legendy, dostaje nieraz cynk od dziwnych osób, jednak taki sposób działa i chłopak jest niezwykle skuteczny. Ale wszystko się zmienia, gdy na swój nowy cel obiera pewną dziewczyną Annę. Anne we krwi…

Cas przybywa do kolejnego miasta, by znaleźć zjawę i ją zabić. Jednak od początku nic nie idzie po jego myśli. Spotyka jakiegoś nienormalnego chłopaka, który para się magią i najpopularniejszą dziewczynę w szkole, która go polubiła. Nie potrafi już więcej żyć w samotności. Ponadto zamiast spotkania łatwego celu, okazuje się, że ma do czynienia z obłożoną klątwą dziewczyną, o wiele przewyższającą go mocą. Nieumarła ciągle nosi ,niegdyś białą, a teraz czerwoną od krwi, sukienkę, w której została zabita. Po śmierci zwyczajna dziewczyna zamieniła się w bestię, która musi zabić każdego kto przestąpi próg jej opuszczonego już domu. Lecz z Casem jest inaczej, potrafi go oszczędzić… a on nie potrafi z tego skorzystać i pakuje się w wielkie kłopoty.

Na początku zaznaczę, że nie spodziewałam się tego co otrzymałam. Myślałam, że „Anna we krwi” będzie straszną opowieścią, wspartą plastycznymi opisami, od której nie będę mogła oderwać wzroku, jednak okazała się zwykłą bezpieczną lekturą. Fabuła jest ciekawa, aczkolwiek płynie dość spokojnie, nie ma wielu zwrotów akcji, jest prawie tak, jakby się czytało książkę o tematyce obyczajowej. Przez moje początkowe nastawienie do tej pozycji trochę się zawiodłam. Wszystko wskazywało na choć trochę straszną powieść, szczególnie mroczna, przyciągająca wzrok okładka, lecz przy czytaniu odbiorca nie wyczuwa napięcia i nie odczuwa niepewności. Mimo to jest nawet fascynująca i łatwo jest zagłębić się w świat pełen duchów i anormalnych zjawisk.

Autorka pisze ciekawie i potrafi zaangażować czytelnika w losy bohaterów. Jednak nie wprowadza praktycznie żadnego klimatu, a czyta się niekiedy suche słowa, nie przykładając do nich większej wagi. Nie zilustrowała plastycznie kilku ważnych sytuacji, aczkolwiek wynagradza nam to wykreowaniem realistycznych i interesujących postaci. Wszyscy są inny i nie można też patrzeć tylko na pierwsze wrażenie, jakie sprawiają. Szczególnie spodobała mi się pewna dziewczyna, która była najpopularniejsza, najładniejsza w szkole, jednak nie była pusta czy zarozumiała, ale miała rozbudowaną osobowość. Książka jest napisana w narracji pierwszoosobowej, a wydarzenia poznajemy ze strony głównego bohatera. Dzięki temu łatwo było skupić się na jego uczuciach, które były bardzo ważne w tym utworze.

„Anna we krwi” z jeden strony mnie zawiodła, z drugiej zaś spodobała mi się. To nie jest to czego się spodziewałam, ale niekiedy tak bywa i trzeba się pogodzić, inaczej można sobie zepsuć całą przyjemność z lektury. Historia najbardziej skupia się na uczuciach Casa, szczególnie tych, które zaczyna żywić do nieżyjącej, pięknej i bardzo niebezpiecznej dziewczyny. Powieść jest w pewnym stopniu przewidywalna, jednak potrafi tez zaskoczyć, więc nie jest źle. Najbardziej spodobała mi się końcówka, której tak naprawdę najbardziej oczekiwałam i która mnie nie zwiodła. Chętnie bym jeszcze poczytała o życiu zabójcy duchów. Polecam ten utwór osobom, które szukają w książkach trudnej miłości, niebezpieczeństwa i lekkiego, łatwego w odbiorze języka.


„Zjadłbyś coś? Ja umieram z głodu. Nie śledziłem cię zbyt długo. Kawałek dalej mam samochód”


Moja ocena 7/10


Tytuł: Anna we krwi
Autor: Kendare Blake
Ilość stron: 320
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data premiery: 2012-04-12



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Prószyński i S-ka, za co serdecznie dziękuję ^^  








sobota, 28 kwietnia 2012

Wyniki konkursu urodzinowego ^^

Konkursik się skończył wczoraj, więc teraz czas ogłosić wyniki :) . Przypominam , że do wygrania była któraś z tych książek : 

Strąceni – Gwen Hayes
Dotyk ciemności – Karen Chance
Przebudzenie – Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
Ambicja – Kate Brian
Dogonić rozwiane marzenia – Elizabeth Flock
Gwiazda anioła – Jennifer Murgia
Pamiętniki wampirów. Księga 1 – L. J. Smith
Pamiętniki wampirów. Księga 2 – L. J. Smith
Wyklęta – Rachel Caine
Nieznana – Rachel Caine
Wizje w mroku – L. J. Smith


A jako zadanie było opisać dzień spędzony z bohaterem książkowym (bądź nie :P). Trochę mnie zasmuciła ilość prac, gdyż było ich bardzo mało, lecz mimo to wybór zwycięzców i tak nie był łatwy. Dziękuję również wszystkim uczestnikom za przesłane prace :) .

Kto wybierał prace? Otóż ja, Sihh, OlaJulita, którym bardzo dziękuje za pomoc ^^

A więc oto zwycięzcy, których wytypowałyśmy i którym serdecznie gratuluję ! *.*:




1. miejsce - Abigail  za pracę, w której występowali ona sama, Natsu z Fairy tail <3, Happy <3 i ja ! ^^

2. miejsce - scorpius  za pracę o Harrym Potterze i reszcie czarodziejów, których spotkała, gdy Ci mieli do przekazania naprawdę ciekawe wieści :)

3. miejsce - Justilla  za pracę o Deamonie, którego nawet nie znam, ale która mimo tego potrafiło zauroczyć *.*


Proszę o podesłanie swoich danych na mojego maila: ania0278@wp.pl wraz z typem książki (pierwsze miejsce dwóch książek), którą się wybrało. Pierwszeństwo do danego tytułu ma osoba o wyższym miejscu i w przypadku, gdy dwie osoby wybiorą tę samą lekturę, ta z niższego będzie musiała wytypować jakąś inną ;)


Dla zainteresowanych zwycięska (tylko z pierwszego miejsca) praca : 


Na lotnisku w Nowym Jorku panował okropny hałas. Tysiące ludzi idących w tę i we w tę przesuwali jej drobnym ciałem, jak gdyby była marionetką w ich wielkich dłoniach. Wysoki sufit i śnieżnobiałe ściany, na których wisiały tablice odlotów i przylotów samolotów, sprawiały, że czuła się niezmiernie mała i bardzo zagubiona. Ściskając mocniej w dłoni swoją niewielką torbę ruszyła w kierunku wyjścia, jednocześnie szukając na mapie domu jej znajomej. Nowy Jork? Na serio? Dalej nie mogłaś się przeprowadzić? Gdy wreszcie stanęła na świeżym powietrzu ogarnęła ją przemożna chęć wrócenia z powrotem do małego boeingu i polecenia z powrotem do domu, ale to byłoby zbyt łatwe. Za długo czekała na to spotkanie i nie mogła się tak po prostu poddać.
Po wielu nieudanych próbach wreszcie udało się jej złapać jedną z tych słynnych żółtych taksówek. Wrzuciła torbę na siedzenie i podała kierowcy dokładny adres zamieszkania Tris. Zmęczona dziewięcogodzinnym lotem oparła się o niezbyt wygodne siedzenie i obróciła głowę w kierunku zabrudzonego okna, na którym widniał napis 'brudas' wypisany sprejem po angielsku. Jadąc podziwiała widoki.. Można powiedzieć, iż podziwiała, gdyż zza szyby nie za dużo było widać, ale zawsze poznałaby cudowne Times Square pełne wielkich bilbordów promujących wszystko: od nowych ubrań po parasole. Był już wieczór, a pomimo tego ludzi na placu była cała masa. Co oni o tych porach robią? Większość wyglądała, jakby spieszyli się na jakieś naprawdę ważne spotkanie, ale do cholery była dziewiąta wieczorem, co oni mogli mieć ważnego do zrobienia?
Po półgodziny dojechała do wskazanego przez nią miejsca. Wysiadła z auta, zapłaciła taksówkarzowi i spojrzała na wznoszący się przed nią budynek. No, no.. Ładnie się urządziłaś. Dom był w kolorze jasnego lapis-lazuli, który cudownie współgrał z białym dachem budynku. Do drzwi prowadziła kamienna ścieżka, którą otaczała zielona trawa i różnokolorowe kwiatki. Weszła powoli na werandę, rozglądając się po całej okolicy, a gdy jej wzrok spoczął na małym hamaku zawieszonym pomiędzy drzewa jęknęła z ukłuciem zazdrości towarzyszącym w okolicach serca. Zapukała kilkakrotnie do drzwi, a gdy się otwarły jej oczom ukazała się wysoka brunetka. Przeszyła ją wzrokiem ciemnoczekoladowych oczu i niemal momentalnie pojawiły się w nich malutkie ogniki, a jej twarz zaczęła promienieć ciepłym uśmiechem.
- Jednak się pojawiłaś, kaczuszko! - wykrzyknęła radośnie i od razu podeszła do Niej, obejmując ją swoimi tak białymi ramionami, że można było przez nie zobaczyć niebieskie rozgałęzienia żył.
- Powiedziałam, że przyjadę, więc jestem – odpowiedziała z jeszcze większym entuzjazmem -niż sobie wyobrażała i mocno przytuliła dziewczynę do siebie.
W momencie, w którym dziewczyny wpadły sobie w ramiona wydarzyło się coś naprawdę dziwnego. Do tej pory żartowały sobie tylko, że gdy się spotkają zagną czasoprzestrzeń i okaże się, że są zagubionymi bliźniaczkami, a świat eksploduje u ich stóp, ale rzeczywiście tak się stało. Zaczęło się niepozornie, od zwykłego trzęsienia od ich stopami. Wydawało się, że tylko im się to przyśniło, lecz gdy zaczęły spadać małe lampki zawieszone na werandzie, wiedziały, że dzieje się coś naprawdę niedobrego. Zeszły z werandy i wyszły na środek ulicy, spoglądając na trzęsące się domy. Może to nie była najlepsza okazja do śmiechu, ale gdy tylko na siebie spojrzały wybuchnęły spazmatycznym śmiechem, łzawiąc przy tym z oczu.
- Mówiłam Ci, że tak się stanie, gdy się spotkamy! Szykuj się na efektowny koniec świata, zaczynając od Nowego Jorku – wykrzyknęła Tris, ciągle się śmiejąc.
I właśnie w tym momencie ich oczom ukazał się wielki biały boeing, który jak niby nic wylądował na drodze, zaraz przed nimi. Wszystko stało się jasne, gdy ich oczom ukazały się różowe włosy. Natsu! Nie możliwe, żeby się tutaj zjawił. Wielki mag z gildii Fairy Tail właśnie przyleciał do nich samolotem, a one stały i gapiły się z otwartymi ustami. Podszedł do nich i posłał im jeden ze swoich powalających uśmiechów, mówiąc:
- Yyy, hej. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale macie ochotę przelecieć się ze mną na księżyc?
Obydwie roześmiały się sympatycznie, cały czas nie wierząc w to, co się dzieje. Nie sposób tego wyjaśnić, naprawdę. Równie dobrze mogłaby się teraz pojawić tutaj różowa zebra, która tańczyłaby kankana z fioletowym krokodylem, a one by w to uwierzyły. Kiwając głowami, jak psy w samochodach, weszły do samolotu, a ich oczom od razu ukazały się luksusowe fotele i stół zastawiony cudownymi posiłkami, a jeden z nich właśnie pałaszował latający kot Happy. Zjadł calusieńkiego łososia, nie zostawiając nic dla nich.
- Aye.. Macie może ochotę?
Zapytał z niewinną miną i wyjął z gardła sam szkielet ryby, machając nim do nich. Obydwie pokręciły energicznie głowami i zajęły miejsca jak najdalej od tego dziwnego kota. Zaraz za nimi wszedł Pan Idealny i posłał wymowne spojrzenie Happiemu. Jednak nic do niego nie powiedział, a odezwał się do nich:
- Jeszcze dzisiaj powinniśmy znaleźć się na księżycu. Wiecie, że ma on smak lodów krówkowych? Ma nawet posypkę i polewę czekoladową. Zaopatrzyłem nas w wielkie łyżki.
Odparł beztroskim głosem i pomachał do nich naprawdę ogromnymi łyżkami. Abigail była ciekawa przez całą drogę, gdzie on znalazł tak wielkie łyżki.. Na pewno nie na ziemi. Podczas samego lotu na księżyc dużo rozmawiali, śmiali się i oczywiście jedli. Nie można zapomnieć o jedzeniu. Gdy z głośników boeinga poleciała piosenka Carly Rae Jepsen – Call me maybe wszyscy zaczęli głośno śpiewać i tańczyć po całym pokładzie.
Około północy znaleźli się na księżycu. O dziwo, wcale nie potrzebne były im tam maski tlenowe, bądź kombinezony z tlenem, gdyż tlenu była tam cała masa! Całą powierzchnię księżyca pokrywały drzewa, rzeki, a nawet kilka domów, z których machali do dziewczyn zwyczajni ludzie, którzy wcale nie przypominali tych zielonych ufoludków, o których mówiły media.
Wyskoczyli szybko z samolotu i zaczęli skakać po całej powierzchni księżyca, śmiejąc się i ciesząc błogim brakiem grawitacji. Dopiero po godzinie beztroskiej zabawy Natsu wręczył im łyżki i razem ruszyli w kierunku wielkiej polanki, na której usiedli razem, podziwiając słodki koniec świata. Zaczęło się od wysadzenia Nowego Jorku. Zobaczyli wielki wybuch na powierzchni Ziemi i od razu wiedzieli, że to ich cudowny Nowy Jork poszedł z dymem. Nic nie mogli poradzić na to, że po prostu śmiali się z tego, zajadając księżyc, który faktycznie smakował jak lody krówkowe z polewą czekoladową i posypką. Abigail wyciągnęła z kieszeni telefon i znowu włączyła piosenkę “Call me maybe”.
I cóż mogę więcej dodać? Zamieszkali razem na księżycu. Natsu miał problem z obydwoma dziewczynami, gdyż obydwie się w Nim zakochały, więc po prostu sklonował się i był z nimi obydwoma. Wszystko zakończyło się szczęśliwie, a Happy zadławił się ością łososia, którą zjadł w samolocie, nie dzieląc się z nikim. Jednak nic poważnego mu się nie stało i mieszkał dalej z dziewczynami oraz ich idealnymi chłopakami.
- Aye!

 
No to by było na tyle. Nie wiem kiedy kolejny konkurs... ale kiedyś na pewno ! ^^


Pozdrawiam
Tris ^^

środa, 25 kwietnia 2012

Wiedźma - Nancy Hodler i Debbie Viguie


„Coś nowego, lecz nie do końca”


Świat Holly Cathers rozpada się na kawałki - i to nie powoli. Jej rodzice giną w tragicznym wypadku razem z jej najlepszą przyjaciółką, a ona jest jedyną ocalałą. Musi przeprowadzić się ze swojego starego domu w San Francisco do Seattle, gdzie ma zamieszkać wraz z ciotką Marie-Claire, jej mężem i córkami – bliźniaczkami Amandą i Nicole. W nowym miejscu zaczynają się jej przytrafiać dziwne rzeczy. Nocne wędrówki, głuchy kot, który nagle słyszy i tajemniczy chłopak, którego jakby zna z poprzedniego wcielenia, a to dopiero początek. Dowiaduje się coraz więcej o swojej rodzinie i jej mrocznym sekrecie. Będzie musiała odegrać wielka rolę w sporze pomiędzy dwoma nienawidzącymi się rodami czarownic i czarnoksiężników – Cathors i Devereaux. Nigdy wcześniej się nie spodziewała, że na jej barkach będzie spoczywała tak wielka odpowiedzialność.

Byłam bardzo ciekawa tej powieści, gdyż mimo że może wydawać się trochę banalna, samym opisem potrafi już zainteresować. Dlatego też „Wiedźma” znalazła się u mnie na półce. Na początku jednak sprawiała mi sporo trudności i nie potrafiłam z wielką dokładnością śledzić kolejnych wydarzeń. Przyczyną tego było wczesne wprowadzenie nas w spawy związane nie tylko z Holly, ale i innymi nieznanymi nam bohaterami. Przez taki zabieg łatwo było się pogubić, ponadto nawet nieprzyjemnie się czytało bez jakiejkolwiek wiedzy na dany temat. Ważne i potrzebne nam informacje o rodach i osobach, które poznajemy, są ujawniane dość późno, co jest powodem zmniejszonego zainteresowania lekturą. Na szczęście w dalszych rozdziałach, gdy ważne sprawy są już wyjaśnione, czytelnik może spokojnie zagłębić się w tej absorbującej pozycji.

Sama fabuła jest ciekawa i pomysłowa. Widać, że autorki mają niesamowitą wyobraźnię, gdyż wykreowały nowy i nadzwyczajny świat pełen magii, sekretów, lecz także powagi. Gdyby nie samo wprowadzenie to byłabym wręcz zauroczona tą powieścią. Pierwszy tom „Wyklętych” obfituje w fascynujące wydarzenia i nie męczy żadnymi przewlekłymi opisami, co często się zdarza przy dokładnym kreowaniu świata. Również bohaterowie nie zawodzą i są znakomitymi towarzyszami przygód, jakie przeżywamy w trakcie lektury. Jedynym co mi przeszkadzało była banalna historia zakazanej miłości, tak często już spotykana w wielu rodzajach książek. Ta pułapka, nieomijana przez większość autorów, zaczyna być denerwująca, gdyż po niezliczonej ilości podobnych romansów, ma się ich dosyć.

Styl pisania autorek jest przystępny, aczkolwiek nie razi prostotą. Autorki interesująco przedstawiają nam tę historię. Książka napisana jest w narracji trzecioosobowej i z reguły skupia się na Holly, jednak jak już wspominałam, również na innych postaciach. Najbardziej przypadły mi do gustu rozdziały, w których dominowała główna bohaterka, gdyż właśnie przy innych trudniej było się zorientować, co się właściwie dzieje. Każdy rozdział rozpoczyna się krótkimi rymowanymi tekstami, obrazującymi w pewien sposób jeden z dwóch poznanych przez nas magicznych rodów.  Było to przyjemne urozmaicenie treści. Ponadto utwór ten podzielony jest na trzy części, które świetnie oddzielały poszczególne wątki fabuły. Jak widać, autorki wykorzystały potencjał tej historii i należycie ją przedstawiły, potrafiąc zachęcić czytelnika do dalszej lektury.

„Wiedźma” okazała się pozycją, z która można przyjemnie spędzić trochę czasu. Ukazuje ciekawą historię dwóch skłóconych ze sobą rodów, które mogą doprowadzić do wielkich szkód wyrządzonych nie tylko sobie nawzajem, lecz również większej społeczności. Przypomniało mi to od razu o lekturach jakie musiałam czytać do szkoły, gdzie w tle dużą role również odgrywał konflikt dawnych pokoleń. Ta książka ma wiele wspólnego z „Romeo i Julią”, mimo że wydarzenia mają miejsce w czasach teraźniejszych, a magia jest nieodłącznym elementem tej powieści. Dlatego pomimo wszystkich wad i niewielkich zgrzytów jestem bardzo zadowolona, że sięgnęłam po ten utwór i pozwoliłam się oczarować tą niezwykłą, choć momentami banalną, opowieścią. Polecam tę pozycję wszystkim, którzy interesują się magią, zakazaną miłością bądź też właśnie zażartymi konfliktami, które mogą pokrzyżować wiele planów. Naprawdę warto dać szansę tej lekturze.


„Już spiskowania nadszedł czas,
Wrogom nie ufa żaden z nas.
Zawładniemy ich duszami,
Sercem, myślą będą z nami”


Moja ocena 8/10


Tytuł: Wiedźma
Seria: Wyklęci
Autor: Nancy Hodler i Debbie Viguie
Ilość stron: 296
Wydawca: Bukowy Las
Data premiery: 2012-03-23



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Bukowy Las, za co serdecznie dziękuję ^^


wtorek, 24 kwietnia 2012

Stosik i urodzinki :)

I oto chciałam przedstawić kolejny stosik ;D



Od dołu :


Torebki i trucizna – Dorothy Howell - do rec. od A-G-W [recenzja]
Wszystko przez Amande – Piotr Rowicki- do rec. od wyd. Matras [recenzja]
Przebudzona – P. C. + Kristin Cast - do rec. od wyd. Publicat [recenzja]
Wyklęci. Wiedźma – Nancy Hodler i Debbie Viguie - do rec. od wyd. Bukowy las
Serce w chmurach – Jennifer E. Smith - jw. [recenzja]
Niezgodna – Veronica Roth - z wymiany :)
Piosenki dla Pauli – Blue Jeans - do rec. od wyd. Jaguar
Wampiry z morganville. Księga 6. Pojedynek – Rachel Caine - zakup własny
Anna we krwi – Kendare Blake - do rec. od wyd. Prószyński i S-ka
Jutro 5. Gorączka – John Marsden - zakup własny
Krąg Magii. Księga Daji – Tamora Pierce - jw.
2012 – Jacek Dehnel, Małgorzata Kalicińska, Rafał Kosik, Zygmunt Miłoszewski, Beata Pawlikowska - gratis z empika xd 


No i to by było na tyle moich zdobyczy... jak ja dawno nie kupowałam książek, a tu nagle aż trzy ! Dumna jestem :D Nom, ale tak rzadko mogę sobie pozwolić i nie zbankrutować :) 



Poza tym dziś przypada 24 kwietnia czyli dzień, w którym rok temu założyłam bloga ! ^^ Na początku nie sądziłam, że tak mnie wo wciągnie, ale jak widać, nadal tu jestem i mam się dobrze :D Jak ja się cieszę, że dołączyłam do tej blogowej społeczności poznałam tyle osób... teraz tak sobie o tym rozmyślam :D 

A oprócz tego jestem w trakcie egzaminów , dziś mi się zaczęły i mam już za sobą część humanistyczną... jutro przyrodnicza i mata... przyrodnicza będzie najgorsza, ale jakoś to będzie :) Ehhh... ja już chcę weekend majowy ! ^^


Niedługo rec. Wiedźmy, gdyż przeczytałam ją już dwa tygodnie temu, ale jakoś nie umiem nic o niej napisać... ale dziś się postaram za to wziąć ! No i jeszcze rec. Anny we krwi w przygotowaniu, bo też przeczytana ^^


Pozdrawiam
Tris *.*

czwartek, 19 kwietnia 2012

Serce w chmurach - Jennifer E. Smith


„Czy lepiej jest mieć kiedyś coś dobrego i utracić, czy też nie mieć nigdy”


Hadley utknęła na lotnisku w Nowym Jorku i możliwe, że spóźni się na ślub ojca. Jego drugi ślub, na który nawet nie chciała lecieć. Spóźniła się tylko cztery minuty, lecz było już za późno! Niestety nie cierpi lotnisk, jednak tym razem poznaje tam pewnego sympatycznego chłopca. Był on anglikiem, miał na imię Oliver i rezerwację na najbliższy lot do Londynu. Dziewczyna prawie nie mając wyboru (chłopak jak na dżentelmena przystało proponuje jej pilnowanie a następnie niesienie bagażu) spędza z nim bardzo miło czas, w oczekiwaniu na tę straszną maszynę, do której będzie zmuszona wsiąść aż na kilka godzin. Jednak Oliver ma miejsce niedaleko niej, więc podróż może nie być aż tak zła. Hadley zaczyna fascynować się Oliverem… czyżby to była miłość?

Główna bohaterka odznacza się dużymi, niebieskimi oczami i jasnymi, słomianymi włosami. Charakteryzuje się drobną budową. Jest całkiem ładna i na pierwszy rzut oka wydaje się sympatyczna. Boi się majonezu, dentystów, pająków i piekarników oraz cierpi na klaustrofobię. Dziewczyna jest miła, aczkolwiek jej wybuchowy charakter czasami dochodzi do głosu. Na dodatek zawsze mówi wszystko co jej „ślina na język przyniesie. Dziewczyna szuka ucieczki i nie potrafi się pogodzić z rozejściem rodziców. Pomimo tego wykazuje się dojrzałością – po rozstaniu jej matka była w rozsypce, a córka troskliwie się nią opiekowała. Oprócz tego tkwi w niej ciągle mała dziewczynka domagająca się uwagi ojca, za którym strasznie tęskni. Hadley chowa swe emocje za maską gniewu i nienawiści do rodziciela.


„Minęło zaledwie sześć miesięcy, lecz w tym czasie stał się prawie zupełnie obcy i dopiero kiedy pochylił się, by ją uściskać, pachnący papierosami i wodą kolońską, szepcząc jej do ucha chropowatym głosem, jak bardzo się za nią stęsknił, na powrót był sobą. I z jakiegoś powodu wydawało się to jeszcze gorsze. W końcu to nie zmiany łamią człowiekowi serce, tylko to, co dobrze znane.”


Dopiero Oliver, którego poznała w samolocie, uświadamia jej, że powinna dać rodzicowi szansę. Nie może szukać na nim zemsty, lecz starać się dojść do porozumienia. Oliver, okazuje zrozumienie Hadley, która się w nim zakochuje. Uczucie zmienia ją i dziewczyna zauważa jak nierozważne z jej strony było zachowanie wobec taty. Stara się wszystko naprawić, przy czym wykazuje się odwagą i niezłomnością w dążeniu do osiągnięcia swego celu. Jest postacią bardzo pozytywna i nie da jej się nie polubić. Świetna kreacja dwójki pierwszoplanowych bohaterów jest wielkim plusem tej książki, która skupia się głównie na emocjach nastolatki i jej sytuacji rodzinnej. Oliver również jest sympatyczny, na pierwszy rzut oka wydaje się inteligentny i wesoły, lecz także skrywa swoja drugą twarz.

Historia Hadley i Olivera rozrywa się w ciągu zaledwie jednej doby. Dzięki temu poznajemy każdy kolejny krok bohaterki i wiemy dokładnie co się wydarzyło. Książka jest interesująca i już od pierwszych stron wciąga czytelnika do świata nastolatki, odkrywającej smak miłości. Okazuje się, że zakochanie może nas spotkać w każdej chwili i miejscu, nieoczekiwanie otwierając nam oczy na to niezwykłe uczucie. Jedna chwila może wszystko odmienić, z czym też spotykamy się w tej powieści. Skupia się ona na związkach rodzinnych, przeżyciach wewnętrznych głównej bohaterki i szansach, jakie daje jej los. Opowieść o Hadley ukazuje nam jak zmienia się człowiek pod wpływem otoczenia i zakochania, jak w pewnym momencie zdaje sobie z czegoś sprawę i obiera się zupełnie odmienny tok myślenia.

Zbiegi okoliczności i dziwne przypadki odgrywają wielką rolę w tej historii. Nigdy nie wiadomo co może się przydarzyć za chwilę, minutę czy godzinę. Autorka świetnie ukazuje piękne narodzenie się uczucia między dwojgiem dopiero poznanych młodych ludzi, a opisuje wszystko, intrygując czytelnika, który nie może być pewny jak dokładnie zakończy się ta magiczna historia. Wzbogaca powieść o liczne retrospekcje, z których dowiadujemy się trochę o przeszłości głównej bohaterki. Wprowadzenie tych przerywników w akcji wcale nie przeszkadza i nie wybija z rytmu czytelnika, dzięki czemu idealnie wchodzi w całość historii. Książka napisana jest w narracji trzecioosobowej, jednak najbardziej skupia się na osobie Hadley. Pani Smith posługuje się przystępnym językiem, idealnie obrazując emocje dziewczyny.

„Serce w chmurach” to cieniutka pozycja, która mnie wręcz oczarowała. Ma jakiś swój urok, który uwodzi odbiorcę, nie mogącego oderwać się od opowieści lub czytać obojętnie o losach nastoletniej amerykanki. Jest to bardzo sympatyczna powieść o zrządzeniach losu, w której od czasu do czasu również objawia się odrobina humoru. Ani trochę nie żałuję, że sięgnęłam po tę powieść, a zrobiłam to widząc śliczną okładkę, która skutecznie przyciąga wzrok czytelnika. Zawartość książki okazała się wartościowa i absorbująca, dzięki czemu miło spędziłam czas i jedynym co mnie zasmuciło, było rozstanie z tym króciutkim utworem. Polecam tę historię wszystkim lubującym w tej tematyce, w szczególności zaś nastolatkom, które będą mogły zobaczyć siebie na miejscu Hadley, której życie zmieniło się z powodu czterech minut spóźnienia.


„Hadley wyjmuje z kieszeni fotela z przodu zalaminowane instrukcje bezpieczeństwa […] Obok niej Oliver dusi się ze śmiechu, Hadley podnosi na niego wzrok.
- Co?
- W życiu nie widziałem, by ktokolwiek czytał te instrukcje.
- No to masz szczęście, że siedzisz obok mnie – mówi.
- Tak w ogóle?
Dziewczyna uśmiecha się.
- Zwłaszcza w razie niebezpieczeństwa.
- Jasne – mówi on. – Czuję się nieprawdopodobnie bezpiecznie. Nie mogę się doczekać, kiedy takie chuchro jak ty, metr pięćdziesiąt w kapeluszu, wywlecze mnie stąd, gdy podczas lądowania awaryjnego stolik rąbnie mnie w głowę i pozbawi przytomności.”


Moja ocena 9,5/10


Tytuł: Serce w chmurach
Autor: Jennifer E. Smith
Ilość stron: 224
Wydawca: Bukowy Las
Data premiery: 2012-02-08



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Bukowy Las, za co serdecznie dziękuję ^^



niedziela, 15 kwietnia 2012

Konkurs urodzinowy ! :D

23 kwietnia 2011 roku założyłam tego bloga, więc trochę wcześniej, czyli teraz, organizuję z tego powodu konkurs ! (Znaczy miałam go ogłosić na początku miesiąca, ale coś nie wyszło... xd). Tym razem nie narzucam całkowicie nagrody, gdyż zwycięzcy będą mogli wybrać coś z tej listy:


Strąceni – Gwen Hayes
Dotyk ciemności – Karen Chance
Przebudzenie – Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
Ambicja – Kate Brian
Dogonić rozwiane marzenia – Elizabeth Flock
Gwiazda anioła – Jennifer Murgia
Pamiętniki wampirów. Księga 1 – L. J. Smith
Pamiętniki wampirów. Księga 2 – L. J. Smith
Wyklęta – Rachel Caine
Nieznana – Rachel Caine
Wizje w mroku – L. J. Smith



Zadanie konkursowe:

Opisz jeden dzień, który spędziłbyś z ulubionym bohaterem książkowym (nie musi być co prawda książkowy, może być też filmowy, anime, czy coś w tym guście). Wydarzenia mogą się rozgrywać albo w naszym realnym świecie, w którym nagle pojawiła się ta postać, bądź w świecie, w którym z reguły ona egzystuje. 


Zasady, czyli co i jak :D 

1. Prace można przysyłać do 27 kwietnia do północy.
2. Prace muszą mieć od 3/4 (trzy-czwarte) do czterech stron A4 .
3. Prace należy wysłać na mojego maila : ania0278@wp.pl w temacie wpisując 'Konkurs',a w treści wiadomości poza zadaniem - nick z blogspota (jeżeli posiadacie tu konto).
4. Gdy konkurs się skończy wybiorę (może ktoś mi pomoże :P) trzy najlepsze prace. Pierwsze miejsce będzie wybierało jako pierwsze nagrody (dwie książki), a potem kolejno drugie i trzecie (po jednej książce). 
5. Jeżeli posiada się bloga, należy wstawić na nim baner podlinkowany do tego posta.


Baner zrobiła dla mnie Nad, za co jej serdecznie dziękuję! :) Prosiłabym o umieszczenia go u siebie na blogach, nawet jeżeli nie bierze się udziału w konkursie :) 





Życzę weny i powodzenia ! 



Tris

sobota, 14 kwietnia 2012

Torebki i trucizna - Dorothy Howell


„Haley Randolph znów wkracza do akcji.”


Po tym jak zeszłej jesieni Haley rozwiązała sprawę morderstwa i dostała pokaźną sumę w ramach odszkodowania od Pike&Warner, rozpoczęła studia (co prawda tylko dwa kursy, ale i tak tego nienawidzi!) i już myślała, że jej życie w końcu przybierze właściwy obrót... Aczkolwiek do jej świata wkradają się znowu niemałe problemy. Zaczyna się od kłopotów z chłopakiem – cudownym Ty’em Cameronem, który nie ma dla niej w ogóle czasu i jest podejrzewany o chęć zerwania. Na dodatek Rita kradnie jej pomysł na torebkowe prywatki, przez co traci klientów. Oczywiście to nie koniec, bo byłoby zbyt pięknie. Na domiar złego Haley znajduje zwłoki Claudii, domniemanej rywalki, a oczywiście podejrzenia spadają na nią! Kobieta nie ma alibi (zastępowała wtedy niedysponowaną, a następnie zaginioną kelnerkę), detektywi przypisali jej motyw, więc od razu staje się podejrzaną numer jeden. Wredny detektyw Madison już poprzednio próbował całą winę zwalić na nią… może tym razem mu się uda?

Przez te wszystkie wydarzenia rozpoczyna się nasza kolejna przygoda, w której towarzyszymy Haley. Główna bohaterka nie zmieniła się nic a nic – nadal pała namiętnością do markowych torebek, szczególnie do nowej, niepowtarzalnej od Judith Liber (która kosztuje raptem dwa tysiące) i pakuje się w wielkie kłopoty, za które winą można tylko obarczyć jej głupie zachowania (ta dziewczyna po prostu nie potrafi uczyć się na własnych błędach). Po raz kolejny panna Randolph bierze sprawy w swoje ręce, by oczyścić siebie i swoją mamusię z zarzutów. Nie idzie jej to jak po maśle, spotyka trochę trudności, ale stara się nie poddawać, co jest bardzo ważne. Jednak tym razem sytuacja może ją trochę przerosnąć – rozwiązanie sprawy morderstwa i ułożenie spraw z chłopakiem jeszcze jakoś by zniosła, ale teraz stała się na dodatek obrończynią kotów (co oczywiście jak zwykle było winą jej wyssanych z palca historyjek) i stara się rozwiązać zagadkę pewnego tajemniczego zniknięcia sąsiada swej przyjaciółki, który uciekł wraz z kochanką.

Tak jak w pozycji „Torebki i morderstwo”, tutaj znów mamy ukazane dwie strony tej książki. Z jednej jest to zabawna opowieść o dziewczynie szalejącej za torebkami, z drugiej zaś ukazuje historię kryminalną, w której główna bohaterka musi oczyścić swe imię. W tej dowcipnej części, która szczerze mówiąc nadal przeważała, widzimy żywiołową, nierozważną Haley, której problemy z chłopakiem oznaczają prawie koniec świata. Zachowuje się wtedy niekiedy całkowicie dziecinnie, starając się zrzucić winę na wszystko i wszystkich dookoła, byle by tylko okazało się, że ona nie miała z tym nic wspólnego i z niezrozumiałych przyczyn wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Zaś przy sprawie związanej z otruciem wyczuwamy zmianę atmosfery – Haley jest trochę bardziej poważna i prowadzi dochodzenie, które może uratować, bądź też zakończyć jej życie. W tych momentach od czasu do czasu można było poczuć dreszczyk emocji, szczególnie, gdy akcja przybierała nieoczekiwany obrót.

Autorka pisze w narracji pierwszoosobowej, dzięki czemu świetnie poznajemy główną bohaterkę i wczuwamy się w jej sytuację. Jej styl pisania, jak i w poprzedniej części, jest prosty, tak że nie sprawi żadnemu czytelnikowi kłopotu. Fabuła jest interesująca i dowcipna, a pani Howell urozmaica ją nieoczekiwanymi zwrotami i chwilami napięcia. Akcja nie mknie przed siebie, aczkolwiek książkę i tak czyta się w zastraszającym tempie, co jest wielkim plusem, gdyż nikt nie lubi męczyć się nad daną powieścią. Skontrastowanie prawie podwójnego życia Haley, wprowadza nieraz zamęt i trochę chaosu, dzięki czemu czytelnik nie może się nudzić. Ponadto dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie w tej powieści. Jednak tylko Haley jest tak żywiołową i barwną postacią – inne giną w jej tle. Kreacja pozostałych bohaterów jest dość słaba, gdyż wszyscy pozostają niewyraźni, a czasami wydają się sztywni i sztuczni.

Przyglądając się sprawie otrucia, miałam pewne podejrzenia co do zabójcy. Oczywiście były to tylko przypuszczenia i to bardzo niepewne, gdyż autorka wprowadzała wiele wydarzeń, dziwnych sytuacji i zachowań bohaterów, które ciągle powodowały u czytelnika napływ wątpliwości. Dzięki temu odbiorca mógł domyślić się kto jest mordercą, ale nigdy nie był nigdy pewny do końca. Według mnie największym plusem tej historii jest to, że wzbudzała ona autentyczne emocje, a ja znowu (przy dziwnych spojrzeniach członków rodziny), nie mogłam się powstrzymać i komentowałam zażarcie wszystko co działo się w książce. Zakończenie również mnie nie zawiodło, na dodatek zaostrzyło mój apetyt na kolejną część tej serii. Po tym jak cała sprawa została wyjaśniona, autorka nie chcąc zamknąć całkiem tej historii, wprowadziła nowe zawikłania, które naprawdę mnie zaintrygowały. Powieść tę polecam każdemu, gdyż uważam, że wszyscy znajdą tu coś dla siebie. Jednak najlepiej najpierw przeczytać część pierwszą (choć nie jest to konieczne), dlatego tych co nie przeczytali jeszcze nawet pierwszego tomu, odsyłam do jego lektury!


„Jak za dawnych czasów, co? – zarżał detektyw Madison, odchylając się wraz z krzesłem. – Panna, ja i ofiara morderstwa.”


Moja ocena  8/10


Tytuł: Torebki i trucizna
Autor: Dorothy Howell
Ilość stron: 368
Wydawca: Bellona
Data premiery: 2012-03-



 Recenzja pochodzi z portalu a-g-w.info


poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Przebudzona - P. C. Cast + Kristin Cast


„Kiedy zło w końcu zostanie pokonane?”


Gdy Zoey wróciła z Zaświatów, wszyscy jej przyjaciele strasznie się ucieszyli. Jednak młoda Najwyższa Kapłanka, nie chce wracać do prawdziwego świata, a najlepiej czuje się na Wyspie Sgiach, gdzie nikt nieproszony nie mógłby się wedrzeć. Dziewczyna jest jeszcze młoda, a na jej barkach spoczywa zbyt wielki ciężar, ma ochotę na odrobinę odpoczynku, którego wręcz potrzebuje. Na Wyspie mogłaby zażyć trochę relaksu wraz ze swym przystojnym wojownikiem Starkiem, którego kocha, zaś wracając do Domu Nocy, znów musiałaby zmierzyć się ze straszną rzeczywistością i na nowo powziąć walkę ze złem. Tymczasem Stevie Rae nadal ukrywa swój związek z Rephaimem, który staje się coraz niebezpieczniejszy, od kiedy wrócił ojciec Kruka Prześmiewcy. Stevie ufa krukowi, ale ich tajemnicze skojarzenie może doprowadzić do katastrofy. Domowi Nocy wciąż zagraża niebezpieczeństwo ze strony Neferet i Kalony, lecz nieśmiertelni ostatnimi czasy w ogóle się nie dogadują.

Zoey po rozbiciu duszy już nigdy nie będzie taka sama – podobne zdania często pojawiały się w tej powieści. Jednak ja nie zauważyłam zbytnich zmian, gdyż ta dziewczyna ewoluowała, ze zwykłej nastolatki do mądrej przywódczyni, stopniowo w tych wszystkich częściach. Na tak młodej osobie polega wiele ludzi i wampirów, a ją to po prostu przerasta - musi za wcześnie dojrzeć. Reszta bohaterów również nie ma lekko, ponieważ wspierając Zoey znaleźli się w równie wielkich tarapatach jak ona. Zamiast śmiać się  i bawić na okrągło, muszą zachowywać się odpowiedzialnie i dojrzale, ryzykując swe życie by powstrzymać zło. W tej części kreacja postaci niestety trochę mnie zawiodła, gdyż wampiry, dobrze nam już znane, stały się bardziej szare i dało się je bez problemu opisać zbiorowo. Przez to trudniej jest zaangażować się w wydarzenia, lecz na szczęście niektórzy bohaterowie niekiedy przejawiają jakieś inne zachowania, dzięki czemu widzimy ich indywidualne cechy, które w ostatnich częściach zaczęły blaknąć.

Dziwne w tej pozycji wydało mi się to, że niewiele się w niej działo, a i tak była interesująca. Tak naprawdę wydarzenia z tej części były według mnie zbyt rozciągnięte, zbyt dokładnie opisane, ponieważ niewiele wprowadzają do ogólnego obrazu całej historii Domu Nocy. Mimo to książkę czytałam z zainteresowaniem i nie nudziłam się przy niej. Przy poprzednich częściach też było widoczne to, iż autorki chyba próbują napisać jak najwięcej części, choć mógłby spokojnie zmieścić plan akcji w mniejszej ilości tomów. Dzięki temu nieistotne sytuacje nie zawracałaby czytelnikowi głowy, który cały czas zafascynowany podążałby wraz z Zoey ścieżkami wyznaczonymi przez Nyks. W „Przebudzonej” nie ma za wiele zwrotów, zaskakujące wydarzenia również nie są zbyt często spotykane. Jednak akcja nie wlecze się, co jest z pewnością plusem, i co pozwala czytelnikowi szybko i sprawnie przejść przez lekturę.

W pierwszych tomach serii najbardziej irytującym aspektem książki był język – zbyt wulgarny, niekiedy sztuczny, odpychający i maskujący potencjał. Bardzo mnie cieszy fakt, iż w kolejnych częściach sposób pisania się zmieniał, a dosadne i nieprzyjemne słownictwo zniknęło ze stronic powieści. W „Przebudzonej” styl pisania autorek jest przystępny i miły w odbiorze, dzięki czemu nie skupiałam się tak bardzo na słowach, a na całokształcie historii. Narracja jest prowadzona pierwszoosobowo i trzecioosobowo, zależnie od postaci, na której w danym rozdziale skupiała się fabuła. Pierwszoosobowa narracja była spotykana tylko, gdy widzieliśmy świat oczami Zoey, zaś trzecioosobowa przy reszcie bohaterów (Stark, Rephaim, Stevie Rae, Neferet, Heath, Linda Heffer, Jack, Kalona). Takie rozwiązanie pozwalało nam dowiedzieć się co działo się w odległych od siebie miejscach, niezależnie od tego czy przebywała tam Zoey.

„Przebudzona” mi się spodobała i miło spędziłam z nią czas, lecz nie ukrywam, iż oczekiwałam, że będzie lepsza. Lektura nie jest bogata w wydarzenia i można by ją znacznie skrócić, a zapychanie luk niepotrzebnymi informacjami jest rzeczą zbędną. Myślałam, że w tej części coś się wyjaśni, jakiś etap będzie zakończony, ale spotkało mnie rozczarowanie, gdyż znaleźliśmy się znów w punkcie, od którego zaczynaliśmy. Zbyt długo już ciągnie się ta seria, lecz mimo to i tak sięgnę po kolejne części z nadzieją, że tym razem znajdę w nich jakieś rozwiązanie, a nie jeszcze więcej pytań i zagadek. Mimo to pozycja ta okazała się niezła, doprowadziła nawet do kilku uronionych łez. Nie byłam z pewnością obojętna na losy bohaterów, gdyż przygoda z nimi trwa już dość długo, przez co się do nich przywiązałam. Ósmy już tom „Domu Nocy” polecam fanom historii o Zoey, którzy towarzyszą jej już od kilku części oraz także osobom lubującym w tym gatunku, jednak inni nie odnajdą się w tym świecie.


„Zamknęłam oczy i wtulona w niego wypłakiwałam swój ból, żal i poczucie straty, aż pozostała jedynie miłość. Zawsze miłość.”


Moja ocena 6,5/10


Tytuł: Przebudzona
Seria: Dom Nocy
Autor: P. C. Cast + Kristin Cast
Ilość stron: 312
Wydawca: Książnica
Data premiery: 2011-02-22



Książkę otrzymałam od Grupy Wydawniczej Publicat, za co serdecznie dziękuję ^^

niedziela, 8 kwietnia 2012

W otchłani - Beth Revis



„Tu nawet nadzieja nie pomoże”


Siedemnastoletnia Amy bierze udział w misji, której celem jest zaludnienie nowej planety. Zgodziła się opuścić ziemię dla rodziców, bo wiedziała, że nie może bez nich żyć. Podróż miała trwać trzysta lat, a pasażerowie zostali w tym celu zahibernowani. Jednak coś poszło nie tak. Amy została obudzona za wcześnie, gdy statek jeszcze nie wylądował. Wnętrze „Błogosławionego okazuje się tylko nędzną imitacją życia na Ziemi, a Amy tam nie pasuje. Lecz musi tam zostać i dowiedzieć się dlaczego ktoś zaczął mordować ludzi poddanych hibernacji.  Najbardziej martwi się o rodziców, którzy również znajdują się w niebezpieczeństwie. Może się jednak okazać, że ona jest jeszcze bardziej zagrożona, gdyż na statku, podobnym do pułapki, wszyscy są podporządkowani władzy Najstarszego. Ludzie zachowują się nienormalnie, ich życie jest dziwne, a jedyną nadzieją dla dziewczyny może okazać się Starszy – trochę zbuntowany nastolatek, który ma przejąć władzę na statku po Najstarszym, jednak obiera inny punkt widzenia niż jego mentor.

Jak by to było obudzić się w przyszłości, gdzie wszystko jest zupełnie inne? I jak można się czuć, dowiadując się, że można już nigdy nie zobaczyć żadnego prawdziwego świata i być uwięzionym do końca życia na jakimś metalowym statku kosmicznym? Trudno byłoby na nie odpowiedzieć dokładnie, jednak pewne jest, że pogodzenie się z takim stanem rzeczy nie byłoby łatwe, zaś brak nadziei na ponowne ujrzenie nieba czy gwiazd byłby nie do zniesienia. Amy znalazła się właśnie w takiej sytuacji, choć tak naprawdę nawet nie chciała opuszczać swego świata. I co teraz z tego miała? Została uwięziona na jakiś durnym statku, gdzie żywność jest przetwarzana niezliczoną ilość razy, ludzie nie mają własnej woli, a Najstarszy jest despotycznym i przerażającym przywódcą, któremu nie da się przemówić do rozsądku żadnymi argumentami. Na dodatek jej kultura, Religi i wszystko co dla niej było rzeczywistością – tam jest tylko i wyłącznie mitem i bajką.

Książka ukazuje świat w nieodległej przyszłości oraz system totalitarny, który wkradł się nawet na statek „Błogosławionego”. Całe społeczeństwo jest pozbawione wolnej woli w bardzo drastyczny sposób – obywatele są faszerowani lekami, które odbierają im chęć życia, tak że stają się oni całkowicie bierni na otoczenie. W ten sposób Najstarszy podporządkował sobie wszystkich na statku. Władca nagina fakty dla własnych potrzeb, pokazuje w dobrym świetle Hitlera i rasizm, a poddani nie mogą poznać historii Ziemi i mają żyć tylko przyszłością. Według niego istnieją trzy przyczyny niezgody – różnice, brak silnego przywódcy, indywidualne myślenie – które trzeba wyeliminować. Przez to na statku wszyscy wyglądają prawie tak samo, a ludzie z jakimiś indywidualnymi cechami są wysyłani do szpitala, są uważani za nienormalnych, a jeżeli sprawiają kłopoty, są usuwani. Kobiety mają w tym samym czasie zachodzić w ciąże, przez co ogłaszane są Gody – przywódca całkowicie kontroluje społeczeństwo i nie chce doprowadzić do buntu lub chaosu oraz uważa, że dyktatura jest najlepszym rozwiązaniem.

Na początku nie potrafiłam zagłębić się w lekturze. Przez pierwsze sto (!) stron, pozycja ta niezmiernie mnie nudziła. Na szczęście potem nie była już ani trochę męcząca, wręcz przeciwnie byłam zafascynowana światem stworzonym przez Beth Revis i wszystkim co miało miejsce na stronicach powieści. Autorka przedstawia nam zaskakującą rzeczywistość, przez co na każdym kroku, gdy dowiadywaliśmy się czegoś nowego, mogliśmy być całkowicie zaszokowani. Świetnie też ilustruje porządek panujący na „Błogosławionym”, a zaczytany czytelnik nie jest w stanie oderwać się od tej pozycji. Z dostosowaniem się do stylu pisania pani Revis, nie ma najmniejszego problemu, odbiorca może poczuć tę książkę, a zwyczajne z pozoru zdania, wywołują silne emocje. W utworze następują liczne zwroty akcji, a rozwiązanie zagadki jest dla nas nieosiągalne do samego końca. Co prawda można się domyślić częściowej prawdy, ale tylko częściowej. Gdyby nie te sto stron początkujących powieść, książka byłaby po prostu świetna.

„W otchłani” okazało się bardzo dobrą pozycją, choć początkowo się tego zupełnie nie spodziewałam. Słaby start, który był dla mnie trudny do zniesienia, tylko uwypuklił pozytywne cechy dalszej części. Jestem pod niemałym wrażeniem dla autorki, która udostępniła nam pasjonującą opowieść o podróży w kosmosie i tyrani, która powstała na statku w przestrzeni kosmicznej, w obliczu wielkiego zagrożenia. Przedstawia nam niewyobrażalny obraz społeczeństwa, które wytworzyło się na tym niewielkim obszarze. Przy czytaniu najbardziej zdziwiła mnie wartość nadziei, której niewiele było na statku, a mimo to, która odgrywała wielka rolę w kierowaniu społeczeństwem. Co się dzieje z ludźmi bez nadziei? Nie mają po co żyć, a takie przypadki były spotykane na „Błogosławionym”. Nie ujrzeć nigdy prawdziwych gwiazd, słońca, nie oddychać świeżym powietrzem – nie jest to zbyt pozytywny obraz. Niestety przez to statek był pełen kłamstw, dążących do wywołania złudnej i nieprawdziwej nadziei. Zakończenie również nie zawodzi i jest zaskakujące oraz zachęca do sięgnięcia po kolejne części cyklu, co z pewnością zrobię i ja. Pozycję tę oczywiście serdecznie polecam, szczególnie fanom tego typu powieści, lecz także tym którzy chcą znaleźć w literaturze coś nowego i zaskakującego.


„- Będzie dobrze – powiedziałem z nadzieją, że mi uwierzy.
Z nadzieją, że sam uwierzę.”


Moja ocena 8/10


Tytuł: W otchłani
Autor: Beth Revis
Ilość stron: 392
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Data premiery: 2011-03-21


Książkę otrzymałam od Grupy Wydawniczej Publicat, za co serdecznie dziękuję ^^



sobota, 7 kwietnia 2012

Happy Easter ! ^^

Wesołych świąt wielkiej nocy
Niech Cię w poniedziałek trochę zmoczy
Nie przejmuj się tym wcale
Bo to święto niebywałe
Niech zajączek cię zaskoczy
Niech się życie jakoś toczy
Żyj w radości bez zmartwienia
Nie bój się kurczaczka cienia
Zjadaj jajka smakowite
Niech nie będą całkiem zryte
Dziel się nimi przy posiłku
To niewiele jest wysiłku
              
Mówi kurczak do baranka
Z tego będzie pyszna grzanka
Chodźmy teraz, chodźmy już
Bo te święta są tuż tuż
Biegnie baran, biegnie zając
Biegnie kurczak przebierając
W koszu pełnym swych pisanek
Niosąc w rękach piękny wianek
A ten wianek jest dla Ciebie
Więc nie będziesz już żyć w biedzie
Sprzedasz wianek na bazarku
I se kupisz pół folwarku

Wszyscy spieszą na spotkanie
Jest tu wielkie zamieszanie
Ktoś zgubił koszyczek
I upuścił mały kamyczek
Dzieci są niepocieszone
Na twarzach uśmiechy wymuszone
Już zaczyna się płacz
Ale oto nadchodzi dzielna klacz
Zaraz za nią idzie miś
I przytuli kogoś dziś
Wszyscy weseli i radośni już są
I ze szczęścia wniebogłosy się drą






Czyli po prostu wesołych świąt… i żeby miś Cię przytulił ^^






Tris

wtorek, 3 kwietnia 2012

Wszystko przez Amandę - Piotr Rawicki


„A to dopiero kłopoty”


„Wszystko przez Amandę” opowiada historię o bliźniakach, zupełnie niepodobnych do siebie, które przeżywają niezwykłe przygody. Karol obwinia o wszystko zawsze swoją siostrę, lecz trzeba wziąć pod uwagę, że to naprawdę jej wina. Tym razem nieznośna bliźniaczka podaje swojej niani miksturę, która sprawia, że niczego niespodziewająca się kobieta – znika. By uniknąć kłopotów i z kilku innych powodów, rodzeństwo postanawia wypić ów dziwny napój i wyruszyć na poszukiwanie Nikoletty. Nagle dwójka bohaterów znajduje się w zupełnie innym świecie i poza znalezieniem zaginionej, musi sobie poradzić z wieloma przeciwnościami, które pojawiają się na ich drodze.


„Żarty żartami, ale w tym świecie wszystko stoi na głowie, motyle są wielkie i agresywne, truskawki przypominają melony, a tygrysy są mniejsze od myszy. Nawet mi się zrymowało. Nic nie kapuję. I jeszcze jakiś złodziej podpiernicza nam ubrania.”


Miejsce, do którego trafia Amanda i Karol, jest niezwykłe i dla nich niepojęte. Okazuje się, że prawdopodobnie przenieśli się do jakiegoś równoległego świata lub cofnęli się w czasie. Nie są z tego zbyt zadowoli, szczególnie że po pewnym czasie zaczyna doskwierać im głód. Gdy już może się wydawać, że nie jest tak źle, okazuje się, że oto trafili do świata zamieszkanego przez nienaturalne według nich istoty, porozumiewające się w innym języku i mieszkające w zupełnie odmiennych warunkach. Bezwłose i bezogoniaste stworzenia takie jak Amanda i Karol mogą nie być zbyt przychylnie przyjęte do tego grona.

Kłopoty zostały jak zwykle wywołane przez Amandę – co jest w końcu oczywiste. Dziewczynka, jak uważa jej brat, ma po prostu za dużo energii – „ma sto pomysłów na minutę, nikogo nie słucha i uważa, że zjadła wszystkie rozumy”. W przekonaniu Karola jest prawie diabłem wcielonym, który nic tylko zwala winę za swe czyny na niego. Karolek zaś - spokojny filatelista, marzący o popłynięciu na Kubę - pozwala siostrze na taką swobodę i nawet się nie przeciwstawia, gdy Amanda chce przepisać od niego zadanie. Ci bohaterowie nie mogliby być chyba bardziej różni, z czego wynika wiele ich waśni i przekomarzań. Innymi postaciami, o których warto wspomnieć są jeszcze ich rodzice: mama - maniaczka, występująca w telewizji i ojciec (niestety żadne z nich nie zwraca na swe dzieci żadnej uwagi).

O tej pozycji na pewno nie można powiedzieć, że jest nudna. Fascynująca, jednak również nie. Z reguły opisy są pomysłowe i bardzo ciekawe, aczkolwiek niekiedy spotkać można i  takie bardziej nużące lub za długie. Akcja nie wlecze się powoli, lecz też nie leci na złamanie karku, dzięki czemu czytelnik nie jest zalewany lawiną wydarzeń, za którymi nie sposób nadążyć. Niestety zwroty akcji są tej powieści obce, gdyż w niej zwyczajnie nie występują, jednak odbiorca mimo wszystko dość często jest zaskakiwany. Tworzy to obraz w miarę normalny i niewyróżniający się, gdyby nie to, że opowieść jest barwna i czyta się ją z ogromną dawką ciekawości.

Najbardziej nie spodobał mi się w tym utworze język naukowy, który według mnie w ogóle nie pasuje do tego typu powieści. Przez prawie cały czas autor posługuje się prostym i zrozumiałym językiem, przystępnym dla dzieci - do których skierowana jest ksiązka - i barwnie opisuje zaistniałe sytuacje, ale wprowadza niekiedy również fragmenty jakichś prac naukowych, czy rękopisów uczonych - co może pozostać w ogóle niezrozumiałe. Poza tym pan Rowicki miesza narrację, przechodząc od narracji pierwszoosobowej (oczami Karola – która szczerze mówiąc najbardziej mi się podobała), do trzecioosobowej, kiedy skupia się na przeżyciach innych bohaterów. Bywało to dla mnie uciążliwe, ponieważ wybijało z rytmu czytania, przez co niekiedy nie mogłam się wczuć w  sytuację bohaterów.

„Wszystko przez Amandę” jest zabawną lekturą i uważam, że jako lekka książka dla dzieci i młodszych czytelników, wypadła świetnie. Czytało się ją przyjemnie, szczególnie dzięki humorowi spotykanemu prawie na każdej stronie – np. Polacy najlepsi w wyścigach kosiarek… ale przynajmniej w czymś byli najlepsi. Mnóstwo fascynujących bohaterów takich jak zdrowo świrnięty chemik i żyjąca w swoim własnym świecie pani Basia (mama bliźniaków), bardzo urozmaica lekturę. W tej historii dorośli są przedstawieni jako jeszcze mniej rozważni od dzieci, które nieźle sobie radzą w tarapatach. Polecam tę pozycję oczywiście dzieciom i osobom, które chcą choć przez chwilę powrócić do świata marzeń i wyobraźni.


„- Co ty wyprawiasz?
- Nic. Burczy mi.
- Co ci robi?
- Kiszki mi grają marsza.
- Tak głośno? Nie możesz ich przyciszyć?
- Nie mam pilota.”


Moja ocena 8,5/10


Tytuł: Wszystko przez Amandę
Autor: Piotr Rowicki
Ilość stron: 272
Wydawca: W.A.B
Data premiery: 2011-07-07



Książkę otrzymałam od księgarni Matras, za co serdecznie dziękuję ^^


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...