czwartek, 28 lutego 2013

Stosik lutowy 2013

Nom, no to czas zaprezentować stosik lutowy ! Całkiem ładnie się prezentuje jak dla mnie... xd 




Tradycyjnie od dołu xd :

Wszystkie dziewczyny kochają brylanty – Anna i Siergiej Litwinowie – zwykły egzemplarz po recenzji od Wydawnictwa Oficynka
Gwiazd naszych wina – John Green – jw., tyle że od Wydawnictwa Bukowy Las
Horoskopy z dalekich lądów – Bogna Wernichowska, Bronisław Wojciech Wołoszyn – do recenzji od Studia astropsychologii
Elementarz astrologiczno-chirologiczny – Genowefa Szrajer, Zornica Samardżijewa – jw.
Jak odczytać przyszłość z kart klasycznych – Manuela Klara Olszewska, Angelika Lenartowicz- jw.
Czytanie z dłoni dla początkujących – Richard Webster – jw.
Liczby życia, co numerologia mówi o tobie i innych – Violetta Kuklińska-Woźny – jw.
Spojrzenie elfa – Katrin Lankers – do recenzji od Wydawnictwa Dreams
Cienie na księżycu – Zoe Marriott – do recenzji od Wydawnictwa Egmont
Fałszywy książę – Jennifer A. Nielsen – jw.
Insygnia. Wojny Światów – S. J. Kincaid – jw.
Dotyk Julii - Taheren Mafi – z wymiany
Osaczenie – Kelley Armstrong – do recenzji od Oblicz Kultury
Wybrani – C. J. Daugherty – do recenzji od Wydawnictwa Otwarte
Świat bez bohaterów - Brandon Muli - do recenzji od Wydawnictwa MAG


Z każdej książki bardzo się cieszę i czekam, aż będę mogła zagłębić się w przedstawianej w niej rzeczywistości. ^^ A jest w czym wybierać, tylko szkoda, że czasu potem tak niewiele... choć jak się chce, to się znajdzie przynajmniej trochę. xd

A tak poza tym to skończyły mi się ferie, teraz pierwszy tydzień szkoły, eh, trudno się przyzwyczaić do wczesnego wstawania jednak ^^ . Ale za to od poniedziałku trzy dni rekolekcji, więc źle nie będzie. No i na tym kończę. Krótko zwięźle i na temat, nawet nie mam czasu za dużo truć... jutro mam poprawy z PP, a przydałoby się cośkolwiek wiedzieć... no i kilka innych rzeczy do zrobienia też jest. xd



Pozdrawiam
Tris

wtorek, 26 lutego 2013

Kuroko no Basket - animcowo #2

Fabuła 7/10
Grafika 8/10
Muzyka 7/10
Postaci 9/10

Ogólne wrażenie 9/10


Ciągle mówi się o niesamowicie silnej drużynie koszykówki z gimnazjum Teiko, zwycięzcach trzech ostatnich mistrzostw. Byli wspaniali i nie mieli sobie równych. Dzięki swym wspaniałym osiągnięciom, piątka nastolatków należąca do pierwszego składu była znana jako „Pokolenie cudów”. Każdy z nich wykazywał się nie lada umiejętnościami i pewnym niepowtarzalnym talentem. Jednakże krążyła pewna plotka, dotycząca tegoż „Pokolenia cudów”. W końcu w piątkę grać nie mogli, dlatego mimo że był stosunkowo nieznany i nie posiadał żadnych sportowych osiągnięć, był jeszcze szósty gracz, szanowany przez pozostałą piątkę. Szósty zawodnik widmo...

Pierwszy dzień szkoły, nowi uczniowie i kluby, próbujące zjednać sobie członków. Szkoła Seirin działa dopiero drugi rok, więc nie ma na swoim koncie jeszcze zbytnich osiągnięć. To samo tyczy się klubu koszykówki tegoż liceum. Składa się on chwilowo z samych drugoklasistów, jednak to ma się zmienić. Kagami Taiga, wysoki i muskularny nastolatek, który mieszkał w Ameryce, zapisuje się bez zbytnich nadziei na poziom gry. Również garstka innych pierwszoroczniaków, w tym Kuroko Tetsuya postanawiają związać swój wolny czas z tym sportem. Rozpoczynają się ciężkie treningi, sparingi i zawody, w końcu każdy chce się wykazać na Inter-High, konkursie w którym wyłoniona zastanie najlepsza licealna drużyna koszykówki w Japonii.

Anime skupia się na Kagami'm oraz Kuroko. Ich początki są dość nieciekawe. Ten pierwszy jest świetny w tym co robi, wysoki, dobrze skacze, zachwyca swymi wsadami... zaś Kuroko... to zupełnie inna bajka, gra gorzej od przeciętnego zawodnika. Aczkolwiek okazuje się, iż Tetsuya jest tajemniczym zawodnikiem z drużyny gimnazjalnej Teiko, o której już krążą legendy. Drogi całej szóstki rozeszły się, każdy poszedł do innej szkoły. Pozostała piątka wybrała te, w których mają szansę na dalszy rozwój swych koszykarskich umiejętności. Lecz nie on, on się zmienił. Dwójka chłopców zawiera pakt, postanawiając pokonać „Pokolenie cudów”.

Tyle wstępu do historii z pewnością powinno starczyć. Kuroko no Basket jest anime, nakręconym na podstawie wydawanej aktualnie mangi o tym samym tytule. Fabuła jest prosta, skupia się na kolejnych treningach i rozgrywkach, całkiem ignorując życie prywatne bohaterów. Oczywiście przerwy między tym są, wtedy zaznajomić się można z kilkoma epizodami o czysto szkolnej naturze, rozmowami postaci czy też śmiesznymi sytuacjami. Naturalnie dostajemy również migawki z przeszłości, niemniej są one zazwyczaj związane z koszykówką, będącą tematem przewodnim.

Koszówka to sport drużynowy, co ta seria na każdym kroku podkreśla. Nie ma tutaj pełnego wyróżniania jednostki, grania samemu i tym podobnego. Na szczęście nie ma też tak, iż tylko dwie osoby potrafią grać i wszystkich ratują swymi powalającymi umiejętnościami. W innych drużynach niekiedy tak, lecz w Seirin zazwyczaj nie. Dlaczego zazwyczaj? Otóż i to nie zawsze tutaj wychodzi, a największe nadzieje zawsze pokładane są w Kuroko i Kagami'm, choć to nie oni zdobywają wszystkie punkty. Cieszę się również, że na starcie nie otrzymujmy geniuszy, a postacie nie mają nie wiadomo jakich supermocy, w końcu to tylko nastolatkowie.

Będąc przy postaciach, warto się przy nich dłużej zatrzymać. Bohaterowie, jak już pisałam, mają swoje limity, ich ciała potrzebują regeneracji i treningu, nie są jakoś nadludzko silne. Również bez nadnaturalnych mocy się obejdzie, niemniej jest do nich niekiedy bardo blisko. Umiejętności całej piątki z „Pokolenia cudów”, Kuroko, Kagamiego, jak i jakieś dwójki innych bohaterów z pewnością nie są naturalne. Tak długie skoki, które zakrawają na lewitację, rzuty z całego boiska bez żadnego wysiłku czy praktycznie znikanie, to całkiem ciekawe zdolności, choć trochę nierealistyczne. Aczkolwiek według mnie były dobrym dodatkiem do fabuły i wyróżniały tych szczególnych bohaterów, którym automatycznie musiało być poświęcone więcej uwagi.

Jak wiadomo wielka odpowiedzialność spada zawsze na bohaterów, to jakie wywrą wrażenie na odbiorcy, stanowi o tym, jak odbierze on i całą serię. Mamy ich do wyboru całą masę. Poza klubem Seirin i ich trenerką, poznajemy inne drużyny, które często pojawiają się więcej niż raz. Każda z postaci odznacza się różnymi swoistymi zachowaniami i postawami, a to zróżnicowanie jest wielkim plusem dla tej produkcji. To Kagami i Kuroko mają poświęconego najwięcej czasu antenowego, niemniej i reszta ich drużyny ma okazję nie raz zabłysnąć i pokazać swoje prawdziwe ja. Również trójka z „Pokolenia cudów”, którą mamy okazję poznać, to wielkie indywidualności o niesamowitych talentach, które zawsze wyróżniają się z tłumu i raczej zapadają w pamięć.

Najbardziej mnie ucieszyło to, iż Kuroko wyróżnia się na tle innych bohaterów nie tylko serii, ale i podobnych produkcji. Nie jest energicznym, narwanym nastolatkiem, wręcz przeciwnie - cichy, spokojny, którego nikt nie zauważa, dzięki czemu jego umiejętności na boisku są tak skuteczne. Nie chce również być najważniejszy, nie marzy o byciu najlepszym, jedynie pomaga wznieść się innym. Jak mówi, jest cieniem, a im silniejsze światło, tym on jest ciemniejszy, może być mniej zauważany przez innych. Ale ma przyjaciół, a kieruje nim nie tylko sympatia i wspaniałomyślność, ale też egoistyczne pobudki przy wynoszeniu Kagamiego na szczyt. Dlatego też widać, że jakiś idealny nie jest w swej postawie, a i walnąć może, jak ktoś go zdenerwuje. Z drugiej strony jest zaś Kagami, jego „światło”, utalentowany, nerwowy i kochający koszykówkę postawny chłopak. Ciekawą jego cechą jest to, iż cieszy się z silnego przeciwnika, dzięki któremu może zdobyć doświadczenie. Ta dwójka charakteryzuje się zupełnie odmiennym stylem gry, niemniej trudno byłoby stwierdzić, który jest lepszy, ich umiejętności zwyczajnie nie da się porównać.

Na koniec w tym temacie warto też wspomnieć o dwóch postaciach żeńskich, które się pojawiają i są naprawdę obeznane z koszykówką, w tym wymagająca trenerka Seirin. Obie są ładne, choć w odmienny sposób, silne, niezależne i należy się ich bać, choć wyskakują też nie raz z dziwnymi pomysłami, w końcu to też jedynie nastolatki. Ogólnie bohaterowie są atutem tej serii, zyskują sympatię, osobiście pokochałam Kuroko i polubiłam resztę bohaterów (szczególnie Shinji Koganei, zawsze gdzieś taka sierota się musi znaleźć, która potrafi rozbawić samą swą obecnością). Oczywiście i jest taka postać, której nie polubiłam, tego nie da się uniknąć, a ja po prostu mam już dość typowych złych, aroganckich i wrednych typków, które często stają się tak popularne.

Kolejną ważną kwestią są emocje, a te buzują w odbiorcy przez cały czas. Już samo kibicowanie którejś z drużyn je wywołuje, lecz to oczywiście nie koniec. Rozgrywki są ważne i emocjonujące, to prawda, lecz nie tylko na nich człowiek się skupia. Na mnie największy wpływ wywierało to, jak rozwijała się znajomość Kagami'ego i Kuroko, relacje pomiędzy poszczególnymi członkami drużyny, jak i również trenerem oraz oczywiście resztą postaci. Te tak dobrze zarysowane i zjednujące sobie widza, wymagały zaangażowania w ich losy, przez co nie sposób się od tego anime oderwać. Chwile smutku i słabości również się znalazły, niemniej każde kolejne potknięcia i podniesienia postaci nie uszły uwadze i zainteresowaniu odbiorcy, który z fascynacją obserwował ich dalsze poczynania.

Następnie wspomnę, iż nie można zapomnieć, że jest to także komedia. Zabawne sytuacje wynikają często z jakiś błahych sporów postaci, uprzedzeń i panujących między nimi nastrojów. Również znajdą się tacy bohaterowie, którzy po prostu śmieszą, są tacy, mają taki charakter, łatwo coś psują i nie wykazują się talentem, lecz swoim zachowaniem potrafią doprowadzić do gromkiego śmiechu. Nawet spokojny Kuroko, który raczej nie wykazuje się nadmiernym poczuciem humoru, często jest jego powodem, niekiedy nawet umyślnie, jak można się domyślić. Pewne akcje zapadają w pamięć, wystarczy zobaczyć ponownie jakiś screen i nie da się wtedy zwyczajnie powstrzymać uśmiechu, wykwitającego na twarzy.

Warto również spojrzeć na wszystko od strony technicznej. Animacja wykonana jest porządnie, odznacza się ładną kreską. Styl jest dynamiczny, świetnie przedstawia mecze, jak dla mnie idealnie a zarazem przejrzyście, nic nie jest zamazane czy niewyraźne. Także projekt postaci jest ładny i zadowalający, przedstawiający grono przystojnych chłopców i niewiele dziewcząt. Niektórych mogą jedynie drażnić tęczowe włosy kilku ważniejszych bohaterów, niemniej mnie akurat się podobały. Muzyka natomiast nie zapada w pamięć, niemniej nie przeszkadza i pasuje do anime. Oba openingi i endingi są przyjemne dla ucha i świetnie oddają klimat tej produkcji.

„Kuroko no Basket” to moje pierwsze spotkanie z anime sportowym, niemniej jestem nim zachwycona! Seria wciąga niesamowicie, wszystkie 25 odcinków obejrzałam w jeden dzień i nie mogłam przestać, rozemocjonowana i ciekawa dalszego rozwoju akcji. Nie spodziewałam się przedtem, że seria o koszykówce będzie mogła mnie tak zauroczyć, więc miałam na początku pewne opory, które rozwiały się już po pierwszym odcinku. Wszystko to za sprawą bohaterów, których naprawdę polubiłam, zwłaszcza tytułowej postaci, na której punkcie oszalałam, mimo iż zazwyczaj nie lubię tego typu charakterów. Dla zainteresowanych jeszcze tylko wspomnę, że w tej produkcji nie ma żadnego wątku romantycznego. Warto zapoznać się z historią Kuroko i jego znajomych, zapewnia to dużo rozrywki i emocji, nie żałuję czasu poświęconego na oglądanie. Szczerze polecam fanom komedii, anime sportowych i innych zainteresowanych, zaś mnie nie pozostaje nic innego, jak niecierpliwe oczekiwanie na drugi sezon. 


 

Liczba odcinków: 25
Rok wydania: 2012
Gatunki: shounen, komedia, szkolne, sport
Tytuły: Kuroko no Basket, Kuroko no Basketball, Kuroko no Basuke

sobota, 23 lutego 2013

Mroczna toń - Tricia Rayburn


„Kolejne spotkanie z Winter Harbor”


Vanessa znowu powraca do Winter Harbor, a wszystko miało swój początek właśnie w tej nadmorskiej miejscowości. To tutaj miały miejsce największe tragedie w jej życiu, tu dowiedziała się kim jest, tu straciła ukochanego, tu zmieniło się jej życie. Niemniej teraz znów się tam zjawia i spotyka swojego byłego chłopaka Simona. Nadal jej na nim zależy i ma przed sobą wiele decyzji do podjęcia w jego kwestii. Pragnie naprawić swe błędy i bardzo za nim tęskni. Lecz nie wie czy powinna się do niego zbliżać, biorąc pod uwagę jej naturę... Czy odbuduje jego zaufanie? Na dodatek coś w niej się zmienia, coraz trudniej spełnić jej potrzeby swojego organizmu. Niestety na tym nie kończą się jej zmartwienia, czuje się śledzona, a w mieście dochodzi do kolejnych strasznych wypadków, których tym razem ofiarami okazują się kobiety... Vanessa zaczyna się obawiać, iż stworzenia z morskich głębin powróciły, lecz nie ma co do tego pewności. Co się tak naprawdę dzieje w tej niegdyś spokojnej mieścinie?

- Jeśli nie widzisz każdego dnia, to wcale nie znaczy, że wymazujesz to z pamięci. ”

Główną bohaterką targają wątpliwości, nie wie co ma robić, co jest dobre i dopuszczalne, a co nie. Bycie syreną nie jest proste, a jej ciało domaga się ostatnio więcej niż zwykle. Na dodatek dochodzą jej problemy miłosne. Ogółem postać ta jest całkiem sympatyczna, zmieniła się od pierwszej części, jest bardziej śmiała, postępuje też niekiedy pochopnie, lekkomyślnie. Niemniej po raz kolejny spotykamy się z długimi perypetiami zakochanej nastolatki, które szczerze mówiąc, trochę mnie irytowały. Również czasami jej zachowanie wobec innych mężczyzn, nie sprzyjało jej wizerunkowi, mimo iż znana była przyczyna takiego stanu rzeczy. Będąc także przy wątku miłosnym - wydał mi się on trochę sztuczny, biorąc pod uwagę rozwój wydarzeń w poprzednich tomach. Nie rozumiałam co kierowało tak naprawdę Simonem, który stał się według mnie nijaki w tej części. Pozostali bohaterowie w większości byli dość niewyraźni, nie dałoby się o nich za wiele powiedzieć.

Odniosłam wrażenie, iż autorka już pozostawiła daleko w tyle historię syren. W pierwszym tomie o wiele więcej uwagi poświęcało się ich naturze, jakimś mrocznym sekretom i intrygom, zaś teraz przeobraziły się one jedynie w tło. Trzeba zauważyć przy okazji, że „Mroczną toń” i „Syrenę” dzieli już przepaść, to teoretycznie ta sama opowieść i bohaterowie, a jednak to zupełnie coś innego. Szczególnie klimat powieści został zaniedbany, zmienił się z tajemniczego i fascynującego w bardziej zwyczajny. No właśnie, tutaj odczuwa się, jakby wszystkie te dziwne wydarzenia były już na porządku dziennym, nie są już traktowane tak samo jak wcześniej. Obiecany mroczny sensacyjny wątek jest spychany na drugi, a raczej jeszcze dalszy plan, prym wiedzie Vanessa, meczące ją wątpliwości oraz ogólnie jej życie. Jest to zmiana raczej nie na lepsze, nie ma tu już tak wiele fantastyki, a więcej miłości i młodzieżowego stylu.

A to znaczyło, że wybór wciąż należał do niego.”

Sama fabuła jest ciekawa, intryga w tle również. Niemniej i tu mam pewne „ale”. To jak się zakończyła, całe wyjaśnienie tej dziwnej, tragicznej sprawy wydało mi się trochę banalne, nie kryło w sobie tego uroku. Lecz poza tym akcja płynie stosunkowo szybko, zaś gdy zwalnia, to czytelnik i tak się nie nudzi. Niekiedy też zaskakuje, braku tego nie można zarzucić. Bardzo ważne jest też to, iż książkę tę czyta się szybko i bezproblemowo, mimo tylu skarg, powieść mnie wciągnęła i przeczytałam ją prawie że jednym tchem. Jest lekka w odbiorze, a autorka posługuje się prostym, zrozumiałym językiem, nie zgłębiając się w opisy. Kolejnym plusem, a to nie zmieniło się od pierwszej części, jest realistyczne przedstawienie wydarzeń, tak że odbiorca bez problemu potrafi zaangażować się w losy bohaterów czy też wyobrazić sobie wszystkie zaistniałe sytuacje. Właśnie lekki, prosty styl pisania tej pani sprawia, iż pozycję tę odbiera się bardziej pozytywnie.

„Mroczna toń” okazała się całkiem zgrabnym zwieńczeniem trylogii i wyjaśniła większość wątków. Niemniej zakończenie wydaje się chętne na nowe pomysły, pozostawia pole do popisu i otwiera drogę ewentualnym kolejnym częściom, choć jednak mam nadzieję, iż ta historia nie będzie przedłużana. Lepsze w tego typu powieściach są stanowcze zakończenia. Najbardziej jest mi żal, że temat syren, który początkowo przyciągnął mnie do tej serii, jest dość błaho i pobieżnie potraktowany. Trzeba po prostu tutaj napisać, iż ta pozycja coraz bardziej przybliża się do stylu literatury młodzieżowej, a oddala od tej fantastycznej. Niemniej jestem zadowolona z lektury, z którą spędziłam bardzo przyjemnie czas, pomimo tych niedociągnięć. Polecam ją oczywiście tym, którzy rozpoczęli serię, natomiast po całą trylogię sięgnąć powinny osoby, szukające rozrywki, wytchnienia i zainteresowane tym tematem.


Do elektrycznych szyb i działającej dmuchawy będziesz się musiała przyzwyczaić, ale wiem, że potrafisz się dostosować. Bo ty potrafisz wszystko.”


Moja ocena 7/10


Tytuł: Mroczna toń
Seria: Syrena
Autor: Tricia Rayburn
Ilość stron: 392
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Data premiery: 2013-01-23



O autorce:
Tricia Rayburn zaczęła pisać jeszcze jako nastolatka. Dziś jest uznaną autorką książek dla młodzieży. Jej cykl o syrenach to niezwykle romantyczne powieści z mrocznym sensacyjnym wątkiem. Prawa do serii zostały sprzedane do kilkunastu krajów, m.in. Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii i Australii. Tricia uwielbia wodę, pomimo lęku przed stworzeniami z głębin, dlatego zamieszkała w nadmorskiej miejscowości na wschodnim wybrzeżu Long Island. 



Syrena  |  Głębia  | Mroczna toń



Książkę otrzymałam od Grupy Wydawniczej Publicat, za co serdecznie dziękuję ^^

środa, 20 lutego 2013

Podzieleni - Neal Shusterman


„- Mamy prawo do swojego życia!”


Connor miał zostać zesłany na podzielenie przez rodziców i przez przypadek się o tym dowiedział. Najpierw zachowywał się nienagannie, jak dziecko, które każdy chciałby mieć, by dać im poniekąd nauczkę. W końcu nic mu nie powiedzieli o tych planach, bo i po co, pewnie to przez te jego bójki. Chłopak uciekł, tym samym łamiąc prawo. Gdzieś indziej młoda Risa, wychowana w domu dziecka, grająca na fortepianie, miła dziewczyna ma podobny problem. Niestety państwo nie zamierza nadal utrzymywać aż tak dużej liczby dzieci, a ona może lepiej przysłużyć się, będąc podzieloną. Nastolatka zostaje wsadzona do autobusu, jadącego do ośrodka donacyjnego. I na koniec Levi, młody dziesięciorodny, który od urodzenia przygotowany jest na wypełnienie swego zadania, nie boi się tego, a wręcz chce, czuje się jak ktoś lepszy, wybrany przez Boga. On również kieruje się do ośrodka... Ścieżki tej trójki w pewnym momencie przecinają się, a wywołuje to małą aferę. Dzieciaki, różne od siebie, z odmienną przeszłością, jak i również przekonaniami, dążą do tego samego celu. Przetrwania.

- Zmiana – powtarza urzędniczka – to wszystko. W ten sam sposób lód zamienia się w wodę, woda zamienia się w chmury. Będziesz żyła, Riso. Tylko, że w innej formie.”

Ważne są tutaj realia panujące w powieści, inaczej nie pojmie się wagi sytuacji. Po Drugiej Wojnie Moralnej w niedalekiej przyszłości uchwalone zostały poprawki do konstytucji, zwane Kartą Życia, które miały zadowolić i zwolenników wolnego wyboru, i obrońców życia. Choć tak naprawdę obie strony przegrały w tym porozumieniu. Zgodnie z prawem dzieci w wieku od 13 do 18 lat mogły zostać zesłane na podzielenie, coś jak aborcja z mocą wsteczną. Dziecko ma trzynaście lat na wykazanie się, pokazanie swojej wartości. A potem w ciągu tych pięciu lat, rodzice stanowią, co się z nimi stanie. Podzielenie polega na pozyskaniu wszystkich kończyn, tkanek, organów, całej krwi, co do kropelki i przekazanie ich potrzebującym. Można uratować tak życie, lecz w ten sposób, o wiele więcej osób traci życie. Choć nie, społeczeństwo powszechnie akceptuje te metody i twierdzi, iż nie jest to śmierć, w końcu całe ciało nadal będzie żyło, tyle że w częściach u różnych biorców. To nie śmierć... to jedynie zmiana.

Taka wizja świata przeraża. Jak na ironię Karta Życia zamiast chronić świętość życia, to tylko zmniejszyła jego wartość. Ludzie nie mogę decydować o swoim ciele, istnieniu, to nienormalne i każdy to przyzna. Książka w ten sposób porusza wiele problemów, tematów, m.in. ten dotyczący posiadania duszy. Zadaje pytania, na które nie otrzymujemy odpowiedzi, które skłaniają do myślenia. Poddaje próbie człowieczeństwo niektórych osób, tam wiele z nich nie jest ludźmi, przynajmniej nie wykazują tego swoim zachowaniem. Również śmierć jest tutaj ciągle blisko, nie może być inaczej, w końcu podzielenie, to nie tylko zmiana, jak próbuje to utrzymać społeczeństwo, przyzwyczajone do takiego stanu rzeczy. Ponadto czytelnik widzi wyraźnie pytanie kryjące się na stronach powieści, o jego stanowisko wobec aborcji. Także wiara w Boga nie jest pominięta w tej historii, a ma swe znaczenie. Tej powieści nie da się przeczytać ot tak, na luzie, nad nią trzeba pomyśleć, ją się przeżywa.

Podzieleni nie odchodzili z hukiem – nie odchodzili nawet z płaczem. Odchodzili w ciszy, która towarzyszy płomieniu świecy gaszonej palcami.”

Sama historia jest bardzo ciekawa i poruszająca. W pozycji tej nie ma makabry, drastycznych scen, ani nic z tych rzeczy, jest za to aura zagadkowości, zastanowienie się nad moralnością człowieka, religią czy też śmiercią. To wszystko oddziałuje na psychikę czytelnika i aż wywołuje ciarki. Ta powieść fascynuje, a jednocześnie przeraża. Narracja prowadzona jest z perspektywy obserwatora wszechwiedzącego i zazwyczaj skupia się na trójce głównych bohaterów, choć nie zawsze. Wszystko opowiadane jest w czasie teraźniejszym, co pozwala poczuć się czytelnikowi, jakby był uczestnikiem wydarzeń. Akcja płynie szybko, odbiorca nie ma kiedy się nudzić. Wielowątkowość jest kolejnym atutem tej książki, nie skupiamy się jedynie na ucieczce głównych postaci, ale również na innych sprawach. Także kreacji bohaterów nie można nic zarzucić, jest ona bezbłędna, charaktery tych nastolatków są pełne i wyraziste, osoby te stają się odbiorcy bliskie w trakcie lektury, nie ma tutaj mowy o patrzeniu na ich poczynania z obojętnością.

Pozycję tę chciałam przeczytać już od dawana i cieszę się, iż w końcu mi się to udało. Książka wciąga już od pierwszych stron do swej rzeczywistości, nie można się od niej oderwać, przeżywając wszystko wraz z bohaterami, przejmując się ich losami i kibicując im na ich nowej drodze życia. Mimo tego że jej temat jest poważny i zatrważający, to znajdą się też sceny czy dialogi lżejsze w odbiorze, bardziej humorystyczne, które rozluźniają atmosferę. Ta powieść jest inteligentna, rozprawia o dylematach moralnych, nienaruszalności ludzkiego życia, naturze człowieka i nie tylko. Wywołuje silne emocje, i to nie wyłącznie te negatywne, jak strach, przerażanie, ale również zachwyt nad całokształtem. Ten utwór jest zwyczajnie świetny! „Podzieleni” to dopiero początek, mimo iż miała być to samodzielna historia, doczekała się ona już kontynuacji, po którą z pewnością sięgnę, gdy zostanie w Polsce wydana. Tymczasem lekturę tę polecam wszystkim, ją zwyczajnie warto przeczytać!


- Gorzałę? - pyta Connor.
- Alkohol! Jak Boga kocham, całe to pokolenie jest takie samo. NIEDOUCZONE!”


Moja ocena 9/10


Tytuł: Podzieleni
Autor: Neal Shusterman
Ilość stron: 448
Wydawca: Papierowy księżyc
Data premiery: 2012-10-30



O autorze:
Amerykański autor książek dla młodzieży i dorosłych. Spod jego ręki wyszło wiele bestsellerów, z których najbardziej znaną powieścią są „Podzieleni”. Początkowo napisana jako samodzielna historia, ze względu na duży sukces i oczekiwania czytelników, doczekała się właśnie kontynuacji w tomie drugim, a autor pracuje obecnie nad trzecią częścią, która zamknie trylogię „Podzieleni”. Prawa wydawnicze do „Podzielonych” zostały sprzedane do kilkunastu krajów. Trwają również prace nad ekranizacją książki. Neal Shusterman jest ojcem czwórki dzieci. Mieszka w Kalifornii.





 Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Papierowy Księżyc, za co serdecznie dziękuję ^^


poniedziałek, 18 lutego 2013

Spojrzenie elfa - Katrin Lankers


„Kraina, jak ze snów”


Mageli, której prawdziwe imię brzmi Margarethe-Elisabeth, czuje że nie pasuje do swojej rodziny. Nie tylko z wyglądu, ale i zachowania. W szkole również trzyma się na uboczu, spędzając czas ze swoją najlepszą przyjaciółką Rosanną. Wokół niej nie dzieje się za wiele dziwnych rzeczy, a jak już, to ich nie zauważa. Lecz jej życie się zmienia, gdy poznaje tajemniczego i przystojnego Erina. Chłopiec jakby znikąd pojawia się i ratuje ją, jak damę z opresji. Dziewczyna nie wie o nim za wiele, on nie odpowiada na wszystkie jej pytania, szczególnie gdy próbuje dowiedzieć się, skąd się nagle wziął w danym miejscu. Ale nie narzeka. Nieznajomy pociąga ją coraz bardziej, a Mageli wie, iż jest inny, nie z tego świata. On pochodzi z krainy elfów, ona ludzi, a jednak i tak tworzy się między nimi nić porozumienia. Nastolatka już nie wie co jest prawdą, co snem, granica pomiędzy marzeniami a jawą zaciera się... Aczkolwiek Erinowi grozi niebezpieczeństwo, a ona musi zadecydować, czy wierzy w jego opowieści i czy ruszy na ratunek elfickiemu księciu.

Miałam tylko małe starcie z drzewem. I myślę, że drzewo wygrało.”

Mageli jest całkiem ciekawą główną bohaterką. Swą aparycją przyciąga mężczyzn, wysoka, piękna blondynka, która jednak stroni od znajomości. Inni myślą, że zadziera nosa i nie chce się zniżać do kolegowania z nimi, niemniej nie mają racji. Dziewczyna na dodatek nieziemsko gra na flecie, ma talent. Lecz idealna nie jest, działa często pod wpływem impulsu, nie zastanawiając się nad skutkami. Ma też wilczy apetyt i zero zdolności kulinarnych. Tym ostatnim podbiła moje serce, a ogólnie wydała się sympatyczną osobą. Szkoda mi było natomiast, iż najbliższa przyjaciółka, płomiennowłosa Rosanna, została potraktowana pobieżnie. Niemniej skupić warto się również na postaci Erina. Sama niestety nie wiem co o nim sądzić, Mageli była w nim zakochana, a on, zwinny i zręczny okazał się dość nijaką postacią. Aczkolwiek, co jest trochę dziwne, pasował mi jakoś do głównej bohaterki, więc całkiem źle nie było. Ogólna kreacja postaci jest dobra, choć nie zachwycająca, nie zżyłam się szczególnie z pojawiającymi się bohaterami.

Pozycja ta opowiada o elfach, temacie, który nie zawojował literatury młodzieżowej, jak wampiry i wilkołaki. Istoty te są tutaj przedstawione realistycznie i interesująco, nawiązują do starych legend i baśni, gdzie już się pojawiały. Z tego przedstawienia jestem więcej niż zadowolona, podejście do tego tematu udało się autorce znakomicie. Na dodatek ukazanie Engimali, miasta elfów, było nieziemskie! Czasy świetności tego miejsca już minęły, a teraz znajduje się pod ziemią, niemniej barwne opisy sprawiły, że poczułam się, jakbym naprawdę tam była, widziała to wszystko. Zwyczajnie odczułam zachwyt, chciałabym zobaczyć taki krajobraz na żywo, to na pewno byłoby niezapomniane przeżycie. Społeczność elfów również ukazana jest należycie, a poszczególne jednostki pokazują prawdę o tych istotach. Autorka posługując się przyjemnym językiem, prostym w odbiorze dla czytelnika, oczarowuje go i realistycznie opowiada całą historię, tak iż odbiorca jest nawet skłonny w nią uwierzyć.

- Podoba mi się to, że róże nie są doskonałe. Takie cudowne, a jednocześnie niebezpieczne. A może właśnie dlatego są perfekcyjne.”

Fabuła na początku jest trochę nudna, zaczynając czytać miałam wrażenie, iż czytam kolejną niczym niewyróżniającą się młodzieżówkę. Gdy pojawił się tajemniczy Erin nadal miałam podobne wrażenie, niemniej takie powieści mają to do siebie, że czyta się je z lekkością. Tak naprawdę dałam się zaskoczyć dopiero, gdy w grę zaczął wchodzić nieziemski świat. Historia mnie pochłonęła wtedy i nie mogłam już się od niej oderwać, czytałam z zaangażowaniem, przejmując się losami bohaterów. Lektura ta na szczęście nie posiada samych rozdziałów, skupiających się na Mageli. Między nimi (plus w prologu) można było znaleźć sceny niezwiązane z tą postacią. Były one szczerze mówiąc najciekawsze, widać w nich było intrygi, sekrety i urok. Takie urozmaicenie fabuły podziałało pozytywnie na całą opowieść, wprowadzając więcej tajemniczości i zachęcając czytelnika do poznania dalszej części opowieści. Akcja toczy się swoim tempem, a wraz ze swoim rozwojem, przyspiesza.

„Spojrzenie elfa” tak naprawdę zaintrygowało mnie po raz pierwszy, dzięki hipnotyzującej okładce, która idealnie pasuje do treści książki. Od niej nie da się po prostu oderwać wzroku. Ponoć nie powinno się tak oceniać, niemniej tutaj wyszło to na plus, gdyż nie żałuję w żadnym wypadku, sięgnięcia po tę lekturę. Jedynie zirytował mnie w niej wątek miłosny, który pojawił się za szybko i nie był na niczym oparty. Choć podobno miłość jest ślepa, a niekiedy od pierwszego wejrzenia, więc nie będę nad tym szczególnie ubolewać. Zakończenie natomiast było zbyt ładne, że się tak wyrażę, choć doszłam do takiego wniosku dopiero po zastanowieniu. Natomiast plusem jest z pewnością wtrącenie problemu podrzutków, zamian dzieci w szpitalach, czucia się swobodnie (lub nie) we własnej rodzinie. Tak więc co tu dużo mówić, jestem oczarowana krainą elfów i samymi tymi istotami, pod resztą względów książka i tak jest dobra. Dlatego też polecam ją serdecznie fanom fantastyki i oczywiście tych spiczastouchych stworów!


To przypominało gotowanie! A jeśli chodzi o gotowanie, to od zawsze była zerem. Gdyby to tylko było możliwe, na pewno przypaliłaby wodę na makaron.”


Moja ocena 8/10



Tytuł: Spojrzenie elfa
Autor: Katrin Lankers
Ilość stron: 352
Wydawca: Dreams
Data premiery: 2013-01-31



O autorce:
Katrin Lankers, urodzona w 1977 roku, studiowała dziennikarstwo na Dortmundzie. Przez wiele lat pisała do różnych gazet, czasopism oraz mediów elektronicznych, aż w końcu zdecydowała się nie tylko połykać książki, ale również je tworzyć. Dzisiaj Katrin mieszka wraz z mężem, dwójką dzieci i dwoma kotami w Bornheim niedaleko Bonn i zajmuje się pisaniem powieści. 




 Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Dreams, za co serdecznie dziękuję ^^


sobota, 16 lutego 2013

Wyniki konkursu


Postaram się zbytnio nie rozpisywać. Jak już tytuł wskazuje, notka ma na celu wskazanie zwycięzcy w organizowanym na moim blogu konkursie. Zgłoszeń (jeżeli się nie machnęłam przy liczeniu) było aż 97 o.O widzę, że książka cieszy się zainteresowaniem i aż szkoda, że mam tylko jeden egzemplarz do oddania. Nie dziwię się jednak, gdyż mnie ta powieść oczarowała i mam nadzieję, iż wszyscy mimo braku wygranej tutaj, będą mieli okazję zapoznać się z tą pozycją :) . Tak więc nie przedłużając, "Gwiazd naszych wina" powędruje do osoby o nicku


Gratuluję! Proszę o przesłanie swoich danych kontaktowych na mojego maila, w końcu jak inaczej wyślę nagrodę ^^ . Jeżeli nie otrzymam odpowiedzi w ciągu tygodnia, wylosuję kolejną osobę, choć wątpię bym była do tego zmuszona.


I tak dodatkowo przedstawiam oficjalny trailer "Gwiazd naszych wina" ^^ . Pamiętajcie, książkę i tak warto przeczytać oraz nabyć, serdecznie do tego zachęcam :)





A tak poza tym, znajoma założyła na facebook'u "Świat morojów, dampirów oraz strzyg", więc jeżeli ktoś lubi Akademię wampirów czy/i Kroniki krwi, to zapraszam do polubienia ^^ 


 Na fanpejdżu tym będą pojawiały się informacje o wszystkich nowościach, nowinkach i takich tam, jakieś zdjęcia... no dobra, sama do końca nie wiem co jeszcze, bo ja tam tylko pomagam na razie i nie do końca ogarniam :) Poza tym... czy ta nazwa jest ok ? Vak się podoba, jednak mnie jakoś nie bardzo... jakieś inne pomysły? ^^

 
Szczerze mówiąc to tyle i aż dziwnie się czuję, publikując tak krótki post o.O Następna notka będzie z recenzją "Mrocznej toni", więc nie będę narzekać już na długość, jakoś się pozbieram... Poza tym nie długość  (ilość), a jakość się liczy podobno, muszę ten jeden raz przeżyć. xd


Pozdrawiam 
Tris *.*

czwartek, 14 lutego 2013

Igrzyska śmierci - Suzanne Collins


Niech los zawsze Wam sprzyja!”


Katniss Everdeen mieszka wraz matką i młodszą siostrą Prim w dwunastym dystrykcie. Odkąd straciła ojca, stała się głową rodziny i nie miała lekko, musiała troszczyć się o siostrę i chorą matkę. Na szczęście ma dobrego przyjaciela, z którym wybiera się na polowania i przy którym może się uśmiechnąć. Jakoś utrzymuje rodzinę, wiąże koniec z końcem, niemniej strach pozostaje jej bliskim towarzyszem. Zbliżają się dożynki, a co za tym idzie Igrzyska . Ona, Gale, jej siostra, wszyscy są w niebezpieczeństwie. Co jeżeli to oni zostaną wylosowani? Obawy się urzeczywistniają, gdy jej dwunastoletnia siostra zostaje wybrana (a to równa się praktycznie śmierci). Dlatego Katniss zgłasza się na ochotnika, trudno w to uwierzyć, w końcu z jej okolic nikt nigdy nie chce brać w tym udziału, każdy drży o swoje życie i to nie bezpodstawnie. Niemniej dziewczyna poświęca się, wie, że tak będzie lepiej dla jej rodziny. Wtedy zaczyna się jej trudna podróż, wyrusza do stolicy, nierzeczywistego i tak różnego od wszystkiego co znała Kapitolu. Już nic nie będzie takie samo. Rozpoczynają się kolejne Głodowe Igrzyska.

- Nie umrzesz – oświadczam. - Zabraniam Ci umierać. Rozumiesz?”

W tym momencie trzeba by wytłumaczyć, jak wygląda cała sytuacja. Otóż na ruinach dawnej Ameryki Północnej powstało państwo Panem, w którym znajduje się Kapitol oraz otaczające je dwanaście dystryktów. Władza wymaga od każdego dystryktu złożenia ofiary w postaci chłopca i dziewczynki w wieku od dwunastu do osiemnastu lat, które wezmą udział w Głodowych Igrzyskach. Jest to swego rodzaju turniej na śmierć i życie, który zawsze rozgrywa się w innej scenerii i praktycznie nie panują w nim żadne zasady. Jest dwudziestu czterech uczestników i jeden zwycięzca, który ma zapewniony dobrobyt do końca życia i pewność, iż nie zostanie po raz kolejny wysłany na tę rzeź. Wszystko jest transmitowane przez telewizję i traktowane jako swoista rozrywka. Tego okrutnego przedsięwzięcia podjęła stolica po tym, jak trzynasty dystrykt się zbuntował i został zgładzony. Teraz te wszystkie śmierci mają wszystkim przypominać, że nie ma sensu wyrywać się spod władzy Kapitolu. Bezwzględność tej rzeczywistości może nie jest powszechnie akceptowana, aczkolwiek trzeba się z nią pogodzić, by żyć.

Katniss jest jednocześnie bohaterką i narratorką wydarzeń. Nie jest słabą dziewczynką, mimo iż nie odbyła nigdy żadnego porządnego treningu. Teraz wystawiona na śmierć, strasznie się boi. Jednak nie daje się obezwładnić przerażeniu, a w jej zachowaniu widać prawdziwą odwagę. Nie poddaje się, niekiedy w jej postawie wyczuwa się bunt. Jest niebezpieczna, jest „dziewczyną, która igra z ogniem”. Spryt, inteligencja i świetnie umiejętności łowieckie mogą uratować jej życie. Według mnie jest świetną bohaterką, której nie sposób nie polubić. Jej towarzyszem zaś zostaje Peeta, też całkiem odważny, oddany przyjaciółce, lecz nie odznaczający się jakimiś szczególnymi talentami chłopiec. Niestety do niego nie zapałałam szczególną sympatią, wydał mi się charakterem nijakim i nie wartym wielkiej uwagi. Za to kilka postaci drugoplanowych okazało się całkiem nieźle zarysowanych, na tyle by móc zastanawiać się i nad ich losem. Sądzę, że kreacja bohaterów jest bardzo dobra, pozostawały oczywiście postacie bezosobowe, niekiedy nawet bezimienne, niemniej to tylko podkreślało, że nie mają żadnego znaczenia ani dla powieści, ani dla ludzi z tamtejszej rzeczywistości.

Chodzi o to, że... chcę umrzeć taki, jaki jestem naprawdę. (…) Nie chcę, aby mnie tam zmienili, przeobrazili w potwora, którym nigdy nie byłem.”

Sama opowiadana historia jest niezwykle ciekawa i wciągająca. Okrucieństwo i bezwzględność ujawniające się raz po raz na stronach powieści, przerażają czytelnika, ale też sprawiają, iż nie może on oprzeć się fascynacji, związanej z rozwojem akcji. Zaskakujące zwroty również skłaniają odbiorcę do dalszej lektury. Co najważniejsze książka naprawdę trafia do czytelnika, jest pełna emocji, które nie pozostają tylko na papierze, a przenoszą się na osobę czytającą, która jak zahipnotyzowana, może przerzucać kolejne kartki. Niepokój jest chyba najczęstszym odczuciem, powiązanym z tym co dzieje się na arenie, poza nią, czyli samą władzą, czy główna bohaterką, która nie zawsze jest sobą, jej niektóre gesty i zachowania są ustawione pod kamery. Ludzie się zmieniają pod wpływem otoczenia i presji, tutaj widać to na pierwszy rzut oka, jak i prawdę o rewolucjach i wielu innych ważnych sprawach. Jest to wartościowa lektura napisana językiem dokładnym i zrozumiałym, tak że nie sposób nie zacząć zastanawiać się nad pewnymi kwestiami.

„Igrzyska śmierci” czytałam nie raz i nie dwa, do tej książki warto powracać, gdyż nadal odczuwa się związane z nią emocje, przeżywa na nowo i odkrywa kolejne sekrety. Ta opowieść wywołuje strach, wzruszenie i radość, całą gamę emocji, m.in. też przez to jest tak dobrze postrzegana. Nie dziwię się, iż stała się tak znana, jest po prostu na to wystarczająco dobra. Co ciekawe nie jest przeze mnie widziana jako wstęp do trylogii, a jako odrębna całość i uważam, że jest z tej serii najlepsza, ona pierwsza wprowadza nas do tego brutalnego świata i wciąga do swej rzeczywistości. Wielkim plusem jest również zakończenie, które jest zastanawiające, nie pozostawia wytłumaczeń, w końcu od tego są kolejne części, ale za to pokazuje, jak naprawdę wygląda świat, nie idealizuje, a realistycznie wszystko obrazuje, co może jeszcze bardziej przerazić i uświadomić w czymś odbiorcę. Polecam ją wszystkim bez wyjątku, z tą pozycją warto się zapoznać, chociażby dlatego, by przekonać się, dlaczego jest tak przez wszystkich zachwalana.


Niszczenie jest znaczenie łatwiejsze od tworzenia.”


Moja ocena 9,5/10


Tytuł: Igrzyska śmierci
Seria: Igrzyska śmierci
Autor: Suzanne Collins
Ilość stron: 352
Wydawca: Media Rodzina
Data premiery: 2009-05-06



O autorce:
Suzanne Collins swoją pisarską karierę rozpoczęła w 1991 roku jako twórczyni telewizyjnych programów dla dzieci. Zanim stworzyła bestsellerową powieść „Igrzyska śmierci”, będącą pierwszą częścią trylogii o mieszkańcach futurystycznego państwa Panem, napisała kilka bajek i opowiadań, a w końcu zasłynęła pięcioczęściowym cyklem kronik o podziemnym świecie i Gregorze - chłopcu, który odkrywa nieznane nikomu obszary. I ta seria, i „Igrzyska śmierci” przez wiele tygodni utrzymywała się na liście bestsellerów „The New York Times”, zyskując fantastyczne recenzje zarówno krytyków, jak i czytelników. Suzanne Collins mieszka w Connecticut z rodziną i trzema dzikimi kotami.


wtorek, 12 lutego 2013

Pierwszy grób po prawej - Darynda Jones


Lepiej widzieć nieżywych, niż samemu nie żyć.”


Charley Davidson jest prywatnym detektywem, czasem pomaga tacie jako barmanka, a technicznie zatrudniona jest przez komisariat policji w Albuquerque. Dodatkowo, choć niewielu żywych o tym wie, jest kostuchą. Jej zadaniem jest przekonać zmarłych, by „szli w stronę światła”. Duchy zlatują się do niej, bo świeci jak jakaś latarnia i trudno jej nie zauważyć. Ta fucha jednak nie zawsze jest tylko uciążliwa, pomaga jej też w karierze zawodowej, choć bardziej jej wujkowi, a wcześniej ojcu, niż jej samej. W końcu nie wszyscy ludzie umierają śmiercią naturalną, mogli zostać zamordowani. I wtedy Charley może się wykazać, prowadząc sprawców przed oblicze sprawiedliwości. Jest to czasochłonne, dziewczyna ma pełne ręce roboty. Na dodatek jej egzystencję komplikuje bujne życie erotyczne... w snach. Tajemniczy nieznajomy, który może jednak tak całkiem nieznajomy nie jest, co noc odwiedza ją, a młoda detektyw, chce odkryć jego tożsamość. Wydaje się, iż to nie są zwykłe sny, lecz nie wie jak to możliwe... Z wielkim zaangażowaniem Charley próbuje rozwikłać sprawę, równolegle zajmując się morderstwem trzech prawników, z którymi co jakiś czas ucina sobie pogawędkę.

- No to czym jesteś?
Przez myśl mi przemknęło, czy zabrzmiałoby głupio, gdybym powiedziała „twoim najgorszym koszmarem”.”

Niezaprzeczalnym plusem tej powieści jest przebojowa główna bohaterka. Charley ma dziwne zajęcie, jest jedyna w swoim rodzaju, ale nie tylko dlatego, że jest kostuchą. Ta młoda kobieta ma charakterek. Jest pyskata, pełna energii, inteligentna i ma cięty język. Wykreowanie tej postaci wyszło autorce świetnie, stworzyła ciekawą osobowość, która zapada w pamięć i zyskuje sympatię. Kto chce czytać o ciapowatych i nierozgarniętych ludziach, gdy może wybrać sobie trochę złośliwą i pełną werwy kobietę? Nikt, oto jest odpowiedź. Pozostali bohaterowie, tacy jak tajemniczy przystojniak, Wielki Zły czy najlepsza przyjaciółka panny Davidson również są interesujący. Szczególnie polubiłam Cookie, ta kobieta nadążała za kostuchą i rozumiała ją jak nikt inny. Projekt postaci jest dopracowany, na tym polu Darynda Jones nie zawiodła, wręcz przeciwnie, stworzyła takie charaktery, które pozostaną w pamięci na długo.

Jednak trochę mądrości życiowej mi udzieliła. To ona mnie powiadomiła, że mam zdolność koncentracji jak komar, konkretnie jak komar ze słuchem wybiórczym. Przynajmniej wydaje mi się, że właśnie tak powiedziała. Nie słuchałam.”

Uważam, iż największymi zaletami tej powieści są oryginalność i humor. To pierwsze jest widoczne na każdym kroku. Sama główna bohaterka jest tego dowodem. Dalej oczywiście podjęcie tematu kostuchy, która okazuje się zwyczajną (no może nie najlepsze określenie), piękną kobietą. Żadnych kości czy kosy, nie, tylko człowiek będący świecącym portalem. Charley funkcjonuje zwyczajnie w dwóch wymiarach rzeczywistości, tym gdzie są ludzie i gdzie zmarli. Nie znamy przyczyny, sama bohaterka stwierdza, że to równie dobrze może być z boskiej ingerencji, co zaburzeń psychicznych. Z jej talentem jest związanych potem wiele ciekawych faktów, które warto poznać. Dalej wspominałam o humorze. Trudno o nim nie napisać, gdy przez całą lekturę śmieje się na głos i wraca do co ciekawszych fragmentów. Szukając cytatów mogłabym się zatrzymywać co chwila, gdyż w wielu urywkach tekstu znajdziemy zabawne sytuacje, dialogi i myśli głównej bohaterki. Te ostatnie, razem z jej ogólnym stylem bycia pozostaną w moich myślach jeszcze na długo, wywołując uśmiech na twarzy.

- Chciałam mieć to mieszkanie i pomyślałam, że zasłonię go biblioteczką albo coś. Ale myśl, że jakiś nieboszczyk unosi się nad ziemią za moim egzemplarzem Słodkiej dzikiej miłości, nie dawała mi spokoju. Nie mogłam go tak po prostu tam zostawić. Nawet nie wiem, czy lubi romanse.”

Sama fabuła również jest niezwykle pasjonująca. Do tego paranormalnego świata dodany jest wątek detektywistyczny, który na początku odgrywa dużą rolę (mowa tu o trzech zmarłych prawnikach). Niemniej zostaje on zepchnięty na dalszy plan, gdy Charley skupia się na rozwiązaniu o wiele ciekawszej i związanej bezpośrednio z jej osobą, tajemnicy. Te zestawienie wątków paranormalnych i przestępczych jest rozsądnym i oryginalnym zabiegiem. Do tego o wiele więcej niż szczypta humoru i zbzikowana główna bohaterka, która jakoś łączy te wszystkie rzeczywistości i sprawy w jedno, nie zatracając siebie. To tworzy niesamowitą mieszankę wybuchową i świetną historię, która potrafi zaskakiwać w różnych momentach. W końcu z tak nieobliczalną postacią, jak panna Davidson i jej talentem do pakowania siebie wraz z innymi w kłopoty, nie zwiastuje łatwego i szybkiego zakończenia wielu rzeczy. Sama akcja również jest w miarę dynamiczna, a czytelnik nie ma kiedy się nudzić, już autorka o to zadbała.

- Zadzwoniłeś o czwartej trzydzieści cztery – odparłam odganiając jego rękę. - Nie znoszę czwartej trzydzieści cztery. Moim zdaniem trzeba zakazać czwartej trzydzieści cztery i zastąpić ją czymś rozsądniejszym, na przykład dziewiątą dwanaście.”

„Pierwszy grób po prawej” to dopiero początek serii o przygodach Charley Davidson, prywatnej detektyw i kostuchy w jednym. Już nie mogę się doczekać kontynuacji, gdyż tomem pierwszym jestem zwyczajnie oczarowana. Wątki kryminalne, romantyczne, paranormalne i zabawne, w tej powieści niczego nie zabraknie. Warto również napisać o cytatach, pojawiających się na początkach rozdziałów, które były różnymi myślami, napisami z koszulek czy naklejek na zderzaki. Oderwane od fabuły, a jednak pozostające w temacie, wywoływały kolejne uśmiechy i były sprytnym dodatkiem do tej lektury. Forma książki, czyli dość szerokie kartki, dobra wielkość liter oraz niełamiący się grzbiet również mnie ucieszyły, gdyż ostatnio nie zawsze można tego od poszczególnych wydań wymagać. I na koniec okładka, która przyciąga wzrok, jest prosta, a jednak ładna i pasująca do tego tytułu znakomicie. Jak już pisałam, pozycja ta mnie urzekła i serdecznie zachęcam do sięgnięcia po nią fanów gatunków paranormal romance i urban fantasy oraz autorki Janet Evanovich. Ogólnie publikacja ta powinna się spodobać osobom lubiącym humorystyczne, detektywistyczne lub magiczne powieści. Czyli prawie każdy znajdzie w niej coś dla siebie, polecam!


- Stary – przerwałam, pochylając się nad biurkiem – jestem tak jasnowidząca jak przeciętna marchewka.”



Moja ocena 9/10


Tytuł: Pierwszy grób po prawej
Seria: Charley Davidson
Autor: Darynda Jones
Ilość stron: 372
Wydawca: Papierowy księżyc
Data premiery: 2012-09-10



O autorce:
Amerykańska pisarka, autorka bestsellerowej serii o przygodach Charley Davidson, prywatnej detektyw i kostuchy. Jak na pisarkę z powołania przystało, Darynda tworzy od zawsze. Niestety jej juwenilia, do których zalicza się napisana w licealnej stołówce powieść osadzona w postapokaliptycznym świecie, nie zachowały się dla potomności. Przełomem okazała się seria o Charley Davidson – za rękopis „Pierwszego grobu po prawej”, pierwszej części jej przygód, Darynda Jones otrzymała w 2009 roku nagrodę Golden Heart w kategorii najlepszy romans paranormalny. Jak dotąd ukazały się trzy części przygód ekscentrycznej kostuchy. Wszystkie książki znalazły się na listach bestsellerów New York Timesa oraz USA Today. Darynda Jones mieszka w Nowym Meksyku z mężem i dwoma synami.



I te złote myśli z początków rozdziałów *.*


Wiesz, ze cierpisz na ADHD, kiedy... Patrz! Kurczak!
T-SHIRT

'W życiu nie chodzi o to, by odnaleźć siebie.
Głównie chodzi w nim o czekoladę.
T-SHIRT

Może na to nie wyglądam,
ale po mistrzowsku udaję, że jestem ninja.
NAKLEJKA NA ZDERZAK

Nigdy nie pukaj do śmierci bram.
Zadzwoń dzwonkiem i wiej. Strasznie tego nie znosi.
T-SHIRT



 Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Papierowy Księżyc, za co serdecznie dziękuję ^^

 

niedziela, 10 lutego 2013

Zero no Tsukaima - animcowo #1

Fabuła 8/10
Grafika 7/10
Muzyka 7/10
Postaci 9/10

Ogólne wrażenie 8/10


„Zero no tsukaima” to cykl light novel autorstwa Noboru Yamaguchi ilustrowanych przez Eiji Usatsuka, znany również jako The Familiar of Zero. Na jego podstawie powstała manga oraz kilka serii anime. I właśnie na tym anime się skupię. Na początku nie wiedziałam co myśleć, jednak znajoma tak strasznie zachwalała, że musiałam obejrzeć i przekonać się, co też takiego wspaniałego znalazła. Myślałam, iż trafiłam na lekką odprężającą historię o lekkiej fabule i miałam rację.

Anime opowiada o Louise Valliere, która uczęszcza do Akademii magii w Tristain. Jej pełne imię to Louise Françoise Le Blanc de La Vallière, lecz mimo szlacheckiego pochodzenia, nie radzi sobie w szkole za dobrze. Rzec by można, że w ogóle sobie nie radzi. Właśnie ze względu na jej brak postępów w nauce, otrzymała przydomek „Zero”. Nie jest to zwykła złośliwość uczniów, gdyż gdy tylko dziewczyna próbuje coś wyczarować, kończy się to spektakularną eksplozją.

W akademii na drugi rok przypada niezwykle ważna ceremonia, czyli przyzywanie chowańca. Louise udaje, że jest pewna, iż wszystko pójdzie jak pomaśle, lecz jej brak powiązania z jakimkolwiek żywiołem oraz nietypowe zdolności, wprowadzają niejakie wątpliwości. Jak można się domyślić los znów spłatał biednej nastolatce figla! Gdy wszyscy inni przyzywali salamandry, smoki czy chociażby szczególne krety, ona sprowadziła zwykłego człowieka! Dokładniej mówiąc siedemnastolatka z naszego świata.

I tutaj trzeba zauważyć, że właściwie nie był to taki człowiek, jakiego można by się spodziewać. Oczywiście nie przejawiał żadnych magicznych zdolności, nie w tym rzecz. Otóż był z innego świata. Wszystkie wydarzenia mają miejsce w świecie równoległym do naszego i w jakiś niepojęty sposób połączonego z nim. W rzeczywistości Louise da się dostrzec pewne podobieństwa, jak nazwy krain, takie jak: Germania czy Galia, ale to zupełnie inne miejsce (o czym świadczą m. in dwa księżyce), a rzeczony chłopak pochodził z Tokio, miasta nieznanego tam.

Saito Hirage (gdyż tak nazywał się ów przybysz) ląduje nagle w dziwnym miejscu, w którym ludzie mogą mu zagrozić magią. Jest to dla niego nie do pojęcia, gdyż dotychczas coś takiego spotykał jedynie w mangach. Młodzieniec już nie mógł żyć jak dotąd, ponieważ od teraz był chowańcem Louise. Spał na ziemi na słomie, prał ubrania swej pani i dostawał baty, kiedy Louise naszła zazdrość, bądź gdy śmiał użyć w jej obecności słowa zero (na które była jakby uczulona)! Było to uważane przez nią za niegodziwość (w końcu on jest jak sługa czy pies, jak raczyła na niego wrzeszczeć), więc dziewczyna musiała jakoś go ukarać.

Fabuła jest ciekawa i mimo iż wydaje się oklepana, to potrafi zaabsorbować. Anime nie ma szczególnego głównego wątku, a większość wydarzeń jest ze sobą luźno powiązanych, ponieważ wszystko skupia się ciągle wokół dwójki głównych bohaterów, którzy przeżywają coraz bardziej interesujące przygody. W czasie oglądania odbiorca może być kilka razy zaskoczony nieoczekiwanym zwrotem akcji, aczkolwiek nie było to zbyt częste zjawisko, a anime pokłada swe największe nadzieje w humorze. Komiczne sytuacje, relacje między Saito i Louise oraz komizm językowy sprawiają, że obserwator nie może się nudzić i miło spędza swój czas.

Bohaterowie są bardzo sympatyczni. Saito jest miłym chłopcem, który znosi humorki swej pani, jednak jego niewyparzona gęba daje o sobie niekiedy znać, przez co oczywiście musi zostać ukarany. Na dodatek cieszy się niezłym powodzeniem u dziewcząt, co również doprowadza do szału jego towarzyszkę. Niemniej pozytywne usposobienie jakoś równoważy złośliwość głównej bohaterki. Louise jest niecierpliwą, często denerwującą, łatwo wpadającą w złość dziewczyną, aczkolwiek jej gburowatość nie ujmuje jej uroku. Ta dwójka postaci od razu wzbudza zainteresowanie obserwatora, który po cichu im kibicuje. Reszta bohaterów jest zwyczajna dla tego typu produkcji, np. niezwykły przystojniak, flirciarz, który jest tchórzem, piękna złośliwa królowa szkoły i temu podobne. Postacie negatywne nie są praktycznie wcale rozbudowane, co może być tutaj akurat minusem.

Projekt postaci jest prosty, lecz i tak zadowalający. Scenografia jest pełna kolorów, nie zabraknie też gry cieni, co cieszy oko widza. Ogólnie animacja jest całkiem dobra, co sprzyja czerpaniu radości z oglądania. Muzyka zaś jest dopasowana i nie zwraca się na nią uwagi, przez co nie da się o niej zbyt wiele powiedzieć. Opening jest miły dla ucha, ale może na początku zbić z tropu swą cukierkowatością i miłością w tle. Ending natomiast nie jest za dobry, nie potrafiłam się jakoś na nim skupić.

Produkcja ta powinna dostarczać wiele rozrywki i sprawdza się na tej płaszczyźnie znakomicie. Fascynujące przygody, magia w tle i wiele humoru to coś czym to anime może się poszczycić. Również miłości nie zabraknie, lecz romans w pierwszym sezonie zbytnio się nie rozwija. Do „Zero no tsukaima” najbardziej pasują określenia: przyjemne, zabawne i kolorowe. Z tym miłym klimatem oraz rozbrajającymi raz po raz bohaterami można śmiało spędzić radośnie czas. Oglądając mogłam się szczerze pośmiać, a nastrój poprawiał mi się od razu, jak tylko siadałam, z zamiarem obejrzenia przygód Louise i Saito. Mimo iż niektórym wydaje się zwyczajna, to ta produkcja ma w sobie tyle uroku, że należy do moich ulubionych. Serdecznie polecam!



____________________________



Tekst napisany w zeszłym roku, ale jakoś stwierdziłam, że mogę go w końcu wstawić :) Anime ostatnio oglądam dość sporo, niemniej skupiałam się w ostatnich tygodniach na nadrabianiu one piece (584 odc wyszło na razie)... już prawie mi się udało, więc niedługo będę znów zaczynać kolejne serie (nie żebym w międzyczasie nie zaczynała i nie kończyła xd). Nom i jeżeli będę miała chęci i siłę, że tak powiem, to co miesiąc jeden post będzie poświęcony właśnie dla jakiegoś anime. Zapewne zbyt wiele osób z książkowej blogosfery to nie interesuje, ale a nóż widelec ktoś się znajdzie, wtedy przynajmniej będę miała też jakąś taką niby motywację ^^ A pisanie takich opinii jest miłe, bo potem jak się to przeczyta, od razu wszystko się przypomina *.* Ale zobaczymy... xd



Pozdrawiam
Tris

czwartek, 7 lutego 2013

Blask - Amy Kathleen Ryan


Take these broken wings and learn to fly.”


Waverly i Kieran urodzili się na Empireum, nasz świat znają jedynie ze skąpych opowieści rodziców. Oboje są świadomi swojego zadania - Kieran ma zostać kapitanem statku kosmicznego, ona pozostanie u jego boku. Ich celem, jak i reszty mieszkańców, jest odnalezienie i zaludnienie nowej Ziemi. Ciągle lecą, tak dorastają, czują się bezpiecznie. Niemniej nikt nie wziął pod uwagę pewnej możliwości. Mianowicie zdrady. Nowy Horyzont – statek bliźniak – znienacka atakuje, zaś pasażerowie Empireum, w ogóle nieprzygotowani, bez broni pod ręką i z poczuciem spokoju ponoszą wielkie straty. Dorośli zostają zlikwidowani, dziewczyny porwane na statek dawnych sprzymierzeńców, a chłopcy pozostają sami. Są niedoświadczeni, wystraszeni i zdziwieni. Nie mają lidera, zaczyna się walka o władzę. Również młode kobiety wyrwane ze swego świata nie czują się wspaniale. Lądują na nieswoim pojeździe, w obcych, choć tak podobnych pomieszczeniach, z nieznanymi ludźmi. Tamtejsza przywódczyni, Mather, ma pewne plany wobec dziewcząt, o których te jeszcze nie wiedzą. A niektórym z nich, w tym Waverly, bardzo się one nie spodobają...

Cierpienie ma swój cel”

Na ziemi źle się działo, dlatego zostały wysłane statki, które miały odnaleźć nową Ziemię i ją zaludnić. Na misję tę były prowadzone różne testy, lecz jak można się domyślić, bogaci mieli łatwiej, gotówka potrafi załatwić wiele. Niemniej czy jest się z czego cieszyć, może i na Ziemi było źle, ale za to niebo, deszcz, słońce... jak to jest nigdy tego nie doznać? Ci co wybrali się w podróż, nadal mają jedzenie z własnych upraw, jednak trudno jest sobie wyobrazić całe życie, będąc zamkniętymi na tak małej przestrzeni ciągle z tymi samymi osobami. Na dodatek, gdy nic się nie dzieje, ludzie przestają się czymkolwiek przejmować, są spokojniejsi, bardziej podatni na zagrożenia. W takich chwilach właśnie atakuje Nowy Horyzont, niszcząc te piękne momenty. Dzieci są rozdzielone od swoich rodziców, najprawdopodobniej już nigdy większości z nich nie zobaczą. Na obczyźnie, w nowych warunkach człowiek się zmienia, przeobrażają się zasady według których działa... Okazuje się, iż możliwe, że nie tylko najeźdźcy mogą być groźni.

Kreacja postaci jest świetna. Każdy ma swoje własne ja, niepowtarzalny charakter. Tylko niewielka część osób jest oczywiście nam szczegółowo przedstawiona. Jedynie ich możemy poznać całkiem dobrze, gdyż mają jakąś rolę do odegrania. Niemniej zmieniają się oni w trakcie lektury. Kieran na początku spokojny, rozważny, starający się wszystko zrobić tak, by nikt nie był pokrzywdzony, przeobraża się nie do poznania. Natomiast Seth, jego rywal, agresywny, władczy, charyzmatyczny... on jest postacią, o której niekiedy nie wiadomo co sądzić, co też się dzieje w jego głowie. Może to być spowodowane jego dziwnymi relacjami z ojcem. Oczywiście pozostaje też Waverly, z którą natychmiast poczułam najsilniejszą więź, w końcu to główna bohaterka płci pięknej. Trzeba jej przyznać, iż jest silna, pełna ducha walki i zaciętości, jednocześnie nie będąc wyidealizowaną. Książka ukazuje także, jak człowiek reaguje na różne sytuacje, w tym zagrożenia życia, ratowania siebie i takich, gdy jest się podle oszukiwanym czy wykorzystywanym. Od razu wtedy zmienia się nastawienie, bohaterowie mogą działać, choć nie wiedzieć dlaczego tak robią a nie inaczej. Ich decyzje czasem są podejmowane pod presją, a ich skutki są wyparte, nie dociera do nich ich waga.

Nic. Nie czuła absolutnie nic.”


Ogólnie książka jest emocjonującą lekturą. Wraz z postaciami przeżywa się straszne wiadomości, jakie do nich docierają oraz wydarzenia, których są świadkami i uczestnikami. Akcja płynie szybko, bez zbędnych przerw, a jej zwroty często mogą zaskoczyć czytelnika. Sięgając po tę lekturę, obawiałam się powtórki po powieści „W otchłani”, niemniej mimo podobnego tematu i miejsca akcji, nie miałam uczucia déjà vu, a fani tamtego tytułu nie mają czego się bać i powinni spokojnie sięgnąć również po tę pozycję. Zasadniczą różnicę stanowiło tutaj to, iż w „Blasku” ludzie normalnie żyli przed wylądowaniem na nowej plancie, przez co przebieg akcji mógł przybrać zupełnie inny obrót. Autorka wszystko obrazowo opisuje, posługuje się dość plastycznym językiem i idealnie oddaje zaistniałe sytuacje. Dodatkowo sama opowiadana historia jest interesująca, jej przebieg fascynuje odbiorcę, który zaczytany nie ma zamiaru porzucać lektury. Co jest też bardzo ważne historia ta nie jest banalna i trzeba to tutaj podkreślić.

Pierwszy tom „Gwiezdnych wędrowców” jest obiecującym początkiem. Ciekawi bohaterowie, absorbująca historia i lekki w odbiorze styl pisania autorki to jedno. Ale również poruszane problemy tego, jak człowiek radzi sobie w trudnych sytuacjach, jest tu świetnie oddane. Warto również zwrócić uwagę na to, iż elementem nieodstępującym fabuły ani na krok, jest kłamstwo. Łatwiej często w nie uwierzyć, pójść po najmniejszej linii oporu i zaaklimatyzować się. Niemniej trudniej , a zarazem lepiej wybrać drugą opcję, jaką jest przeciwstawienie się i spojrzenie prawdzie w oczy, pogodzenie się z okrutną prawdą. Większość bohaterów w tej powieści zmierza się z tym dylematem, dlatego też o nim wspominam. Fanów gatunku science-fiction oraz ogólnie fantastyki serdecznie zapraszam do lektury, naprawdę warto zapoznać się z losami Kierana, Waverly i wielu innych, którzy postawieni przed niecodzienną i niezbyt prostą sytuacją, starają się stanąć na wysokości zadania, odnajdują części siebie, o które nigdy by się nie posądzili i odgradzają się od strachu, chcąc żyć. Polecam!


„Bał się. I to bardzo.”


Moja ocena 9/10


Tytuł: Blask
Seria: Gwiezdni wędrowcy
Autor: Amy Kathleen Ryan
Ilość stron: 408
Wydawca: Jaguar
Data premiery: 2013-01-09



O autorce:
Amy Kathleen Ryan to amerykańska autorka książek dla młodzieży. „Blask” jest jej debiutem w dziedzinie science-fiction.




Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Jaguar, za co serdecznie dziękuję ^^

wtorek, 5 lutego 2013

Złodziej miecza - Peter Lerangis


„Nie ufaj nikomu”


Amy i Dan już zdają sobie sprawę z tego, jak to w co się wpakowali, jest niebezpieczne. Wiedzą, że stanowią element czegoś większego, że należą do potężnej rodziny Cahillów, z której wywodzą się największe osobistości. Mimo iż są tylko sierotami, a nie bogaczami i nie mają znajomości, to nadal mają jakąś szansę w pościgu za 39 wskazówkami. Ich rodzina nie cofnie się przed niczym, by być lepsza, by zdobyć władzę, niemniej te dzieciaki są sprytne i co tu dużo mówić, mają też szczęście. Tym razem zmierzają do Japonii, choć wcześniej zostają rozdzieleni ze swoją opiekunką i kotem. Muszą zaufać jednemu z rywali Alistairowi Oh, który zdoła im pomóc, ale może również ich zdradzić. W końcu mottem Cahillów jest „NIE UFAJ NIKOMU”... Niemniej ta współpraca może się opłacić, rodzeństwo na razie jako wskazówkę ma jedynie dwa miecze, a ich wuj posiada wiedzę i pieniądze. Razem są w stanie coś zdziałać i wyprzedzić resztę konkurencji. Lecz nie muszą się mieć wciąż na baczności, sojusze mogą być niebezpieczne, a wydarzenia w pewnym momencie i tak przybierają dość dziwny obrót.

Bohaterowie nie zmieniają się zbytnio od poprzedniej części. Amy nadal trochę strachliwa, jakoś sobie radzi, a Dan jest lekkomyślny i bystry jednocześnie. Niemniej w tym tomie bardziej da się odczuć młody wiek postaci (mają przecież jedynie jedenaście i czternaście lat). Dzieje się tak za sprawą zestawienia ich razem z konkurentami Natalie i Ianem, którzy są ich rówieśnikami. Zachowania, wcześniej trochę nienaturalne, jakby niedopasowane do dojrzałości głównych bohaterów, stają się inne. Tym razem są oni (Amy i Dan) bardziej realni, uwidaczniają się ich naturalne zachowania, szczególnie u Amy, która zaczyna w niektórych sytuacjach aż tracić głowę. Na dodatek ich krewny Alistair, starszy mężczyzna, wykazujący się rozsądkiem, jeszcze bardziej to wszystko podkreśla. Ogólna kreacja ani nie zachwyca, ani niczym szczególnym nie razi. Jest przeciętna, postacie miały ciekawe charaktery, lecz nie mogłam się jakoś do nich zbliżyć i całkowicie przeżywać ich losów.

Dan i Amy nadal zgłębiają wiedzę związana z ich rodem i konkursem, polegającym na zdobyciu i rozwiązaniu 39 wskazówek, które prowadzą do wielkości. Już dobrze wiedzą, że to wcale nie takie proste, iż do wielu różnych rzeczy jest w stanie posunąć się ich rodzina. Zacięta rywalizacja i konflikty są już na porządku dziennym, rodzeństwo było zastraszane i wyrolowane nie raz. O historii Cahillów nie wiedzą za dużo i pod tym względem pozostają daleko w tyle. Dopiero teraz odkrywają pewne sprawy, choć utrudnieniem pozostaje to, iż wciąż nie zdają sobie sprawy do której gałęzi rodziny przynależą, z której się wywodzą. Dowiadujemy się, że pewne kwestie są zagadką np. dla Iana i Natalie, a dla naszej dwójki bohaterów są zupełną nowością. Niemniej to sprzyja świeżemu spojrzeniu i nic nie przysłania im obrazu. Ponownie wykazują się sprytem (choć lekką dozą naiwności również), inteligencją i niezwykłym szczęściem.

Tym razem akcja rozgrywa się w Japonii. I niestety nie czuć tego wcale. Autor zupełnie nie skupia się na opisach miejsc, przez co nie oddaje świata przedstawionego należycie. Tak naprawdę wydarzenia mogły mieć miejsce gdziekolwiek na świecie i można by to opisać dokładnie tak samo. Według mnie to chyba największy minus tej powieści. Niemniej poza tym fabuła była interesująca, a książkę czytało się z zaciekawieniem. Co prawda lektura ta nie porywa, lecz i tak czyta się ją z przyjemnością, gdyż chce się dowiedzieć więcej o całym procesie zdobywania i wyjaśniania wskazówek. Również losy bohaterów nie pozostają całkowicie obojętne. Autor posługuje się prostym językiem i z lekkością opowiada o zaistniałych sytuacjach. Powieść ta napisana jest w narracji trzecioosobowej i jak poprzednie tomy skupia się na dwójce głównych postaci. Także po raz kolejny w tekście wyraźnie przeważa dialog, który przyspiesza akcję i prędkość czytania, lecz zastępuje też opisy.

„Złodziej miecza” mimo odmiennego autora jest podobny do poprzedniej części. Nie żałuję poświęconego tej lekturze czasu, ponieważ wiedziałam z czym będę miała do czynienia. A jest to jedynie pozycja przynosząca rozrywkę i relaks. Nie jest ambitna, a lekka, można z nią po prostu miło spędzić czas. Ogólnie sama koncepcja wyścigu o 39 wskazówek bardzo mi się podoba, niemniej doskwiera mi to, iż zagadki nie były przedstawiane tak, by czytelnik również mógł nad nimi rozmyślać i głowić się. Trzeba również wspomnieć o niewielkiej objętości tej lektury, mianowicie mniejszej niż 180 stron. Zaczynam przekonywać się do takiego rozkładu treści i uważam, że to nie jest taki zły pomysł. Jestem pewna, że po kolejne tomy również sięgnę z ciekawości o dalsze poczynania i przygody Danego i Amy. Pozycję tę polecam osobom młodszym, szukających jakiejś rozluźniającej i dostarczającej rozrywki powieści.


„„Nie ufaj nikomu” - tak brzmiało motto młodych Cahillów. I za każdym razem, gdy o nim zapominali, gorzko tego żałowali.”


Moja ocena 7/10


Tytuł: Złodziej miecza
Seria: 39 wskazówek
Autor: Peter Lerangis
Ilość stron: 174
Wydawca: Initium
Data premiery: 2012-12-04



Recenzja napisana dla portalu a-g-w.info

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...