wtorek, 28 października 2014

Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Złodziej pioruna - komiks



Rick Riordan zdobył moje serce kolejnymi powieściami o młodym półbogu Percym Jacksonie. Najpierw pojawiły się książki zawierające imię bohatera w tytule serii, następnie na rynku wydawniczym ukazywały się dodatki, potem zaś kolejna seria osadzona w świecie, w którym bogowie istnieją. Teraz przyszła kolej na komiks. Szczerze mówiąc, nie przedstawia on nic nowego, jest jedynie ponownym spojrzeniem na pierwszy tom pt. Złodziej pioruna. W nowej publikacji autor połączył siły ze znanymi osobami ze świata komiksu i powtórnie przedstawił czytelnikowi tę historię. Tym razem jednak odbiorca widzi bohaterów, odwiedzane przez nich miejsca i to, jak walczą, może też sprawdzić, czy choć trochę pokrywa się to z jego wyobrażeniami. Komiks od początku zapowiadał się jako dość ciekawy dodatek do książki i takowym pozostał, szczególnie się nie wybijając.

Mimo że historia jest taka jak w powieści Riordana o tym samym tytule, przybliżę trochę jej zarys. Percy Jackson, dwunastolatek ze stwierdzoną dysleksją i ADHD, przyciąga kłopoty. Wywalają go z każdej szkoły, do jakiej pójdzie. W Yancy Academy wytrzymuje nawet dość długo, lubi zajęcia łaciny z panem Brunnerem i znajduje najlepszego kumpla Grovera. Jednak w dniu, w którym przecina mieczem swoją nauczycielkę matematyki, skazuje się na klęskę. Może i była ona erynią, ale nikt inny przecież o tym nie wiedział, na dodatek wszyscy zgodnie uważają, że ktoś taki jak pani Dodds nigdy ich nie uczył...


Cała recenzja na:


http://nastek.pl/recenzje/10797,Zlodziej-pioruna-recenzja/strona:1

czwartek, 24 lipca 2014

Wyniki - pandy, pisanie nie na temat i rozwiązanie konkursu


Jak zawsze na początku chciałam podziękować za zainteresowanie konkursem i wzięcie w nim udziału. Tym razem zgłoszeń było dość sporo, z czego bardzo się cieszę. Ostatecznie uważam, że zadanie z pandami okazało się świetnym pomysłem, bo gdy tylko zauważałam nowy link, uśmiech pojawiał się na mojej twarzy! Co ciekawe nie wstawialiście jedynie obrazków czy filmików, ale znalazło się miejsce również na gry czy akcesoria związane z tymi cudownymi stworzeniami. Spędziłam chyba troszkę za dużo czasu grając z pandami, oglądając je, zachwycając się nimi... jednak nie żałuję! Jeszcze raz bardzo dziękuję i przy okazji wstawiam filmik (jest przeuroczy *^*), który został podlinkowany w konkursie... więcej niż jeden raz, chociaż został wzięty z różnych stron.




Miały to być wyniki, więc przyszła pora, by w końcu ogłosić zwycięzcę. Tak na marginesie uwielbiam generatory liczb losowych w internecie - odwalają one za człowieka całą robotę. Właśnie jeden z nich wybrał osobę, która zgłosiła się do konkursu jako druga. To oznacza, że wygrywa:


Serdecznie gratuluję! Zaraz skontaktuję się mailowo ze zwyciężczynią i mam nadzieję, że otrzymam dane potrzebne do wysyłki w ciągu tygodnia. W innym wypadku będę zmuszona wylosować kogoś innego... lecz to zapewne nie będzie miało miejsca ^^



To tyle odnośnie konkursu. Tak poza tym recenzje się piszą... kiedyś je nawet skończę. Nie ma ich wiele z bardzo prostego powodu - zwyczajnie ostatnimi czasy mniej czytam (można to zresztą łatwo zauważyć). Wcześniej miałam przynajmniej wymówkę, bo rysowałam, teraz zaś złapałam art blocka, a nadal niewiele czytam, niewiele książek zamawiam, niewiele kupuję... robię to już tylko wtedy, kiedy jestem prawie pewna, że mi się jakaś spodoba (taka tam rygorystyczna selekcja). Zobaczymy, jak to dalej będzie, choć wątpię, by ta mała ilość miała się drastycznie zmienić w najbliższym czasie. Jednak nie ma co się załamywać, tak to już bywa, że zainteresowania się zmieniają, człowiek odnajduje nowe pasje i zaniedbuje trochę stare... ale nie porzuca ich! Tak to widzę. Dlatego też na pogodne zakończenie wstawiam gif z pandą, który jest chyba moim ulubionym i po po prostu mnie urzeka *o*





Pozdrawiam,
Tris

środa, 9 lipca 2014

Konkurs! 19 razy Katherine



Hej, cześć i czołem! Krótko i na temat - ogłaszam konkurs, w którym do wygrania jest książka "19 razy Katherine"




REGULAMIN:


1. Organizatorem jestem ja, właścicielka bloga Miasto Mgły oraz wydawnictwo Bukowy Las,  będące fundatorem nagrody w postaci książki.
2. Aby wziąć udział w zabawie, należy w komentarzu napisać swoją odpowiedź na zadanie konkursowe, podane poniżej.
3. Trzeba także podać swój adres mailowy. Miło będzie, jeżeli dodacie bloga do obserwowanych oraz polubicie moją stronę na facebook'u (http://www.facebook.com/MiastoMgly), lecz nie jest to już wymagane.
4. Konkurs trwa od 9 do 23 lipca 2014 (do północy), wyniki ogłoszę 24/25 lipca, a o zwycięstwie powiadomię drogą mailową oraz w notce na blogu.
5. Zwycięzca zostanie wybrany w drodze losowania.
6. Nagrodą jest powieść Johna Greena "19 razy Katherine" [recenzja], którą wyślę listem poleconym, po tym jak otrzymam już adres zwycięzcy (na który będę czekała do tygodnia od ogłoszenia wyników). 
8. Udział może wziąć każdy, ale osoby nieposiadające bloga, proszę o podanie poza mailem też swojego imienia bądź jakiegoś pseudonimu. 



ZADANIE KONKURSOWE:

Ostatnio po raz kolejny dopadła mnie moja wielka miłość do pand. Dlatego też w ramach zadania konkursowego należy podać link do czegoś związanego z pandami! Może to być obrazek (chociażby pandowego pudełka czy samej pandy), filmik, cokolwiek! Proste? Proste... w końcu u mnie zawsze jest łatwo i prosto wygrać książkę ^^ 



Byłoby mi również miło, gdyby ktoś wstawił na swojego bloga poniższy obrazek (podlinkowany do tej notki). Z góry dziękuję tym, którzy to zrobią i przepraszam za taki prosty baner, lecz nie miałam czasu zrobić żadnego poważniejszego ^^ [wiem, ja nigdy nie mam na nic czasu xd]




Zapraszam do udziału i życzę powodzenia ^^
W razie jakichkolwiek pytań, proszę pisać w komentarzach. 



Pozdrawiam,
Tris 
 

niedziela, 6 lipca 2014

19 razy Katherine - John Green


Czytanie trochę go uspokoiło. Bez Katherine, Teorematu i nadziei na ważną rolę w historii ludzkości miał bardzo niewiele, ale zawsze pozostawały mu książki. Książki to notoryczni Porzucani: gdy je odkładasz, mogą na ciebie czekać wiecznie, a gdy poświęcasz im uwagę, zawsze odwzajemnią twoją miłość.”


Jest kilku takich pisarzy, po których książki na pewno sięgnę nawet bez wcześniejszego zapoznania się z opisem. Musieli oni mnie wcześniej czymś do siebie przekonać i pokładam wiarę w tym, że już mnie nie zawiodą. Jednym z takich autorów jest właśnie John Green, po którego powieści sięgam z wielką chęcią, po tym jak przeczytałam „Gwiazd naszych wina”. Tekst ten zyskał sobie rzesze fanów i nie ma co się dziwić – opowiada piękną historię, która wielu poruszyła do łez. Swoją pozycję Green utwierdził także opowieściami zawartymi w „Papierowych miastach”, jak i „Szukając Alaski”. Według mnie były już one gorszymi tworami, jednak nadal miały w sobie to coś, skłaniały człowieka do refleksji i zmuszały do skupienia się na lekturze. Po tak dobrych wrażeniach w końcu nadeszła pora na „19 razy Katherine”, o której to książce będę dziś pisać. Gdy w końcu dostałam ją w swoje ręce, szybko wzięłam się za czytanie... niestety nie wciągnęła mnie ona na tyle, bym nie odłożyła jej niedługo po tym.

- Siema! - rzucił Hassan.
- „Siema” to nie słowo – odparł Colin, nie podnosząc wzroku.
- Jesteś jak promień słońca w pochmurny dzień, Singleton. Gdy na dworze panuje mróz, ty jesteś jak ciepły maj.”

Sam zarys historii przedstawia się dość luźno. Opowiada ona losy głównego bohatera o imieniu Colin Singleton, który zdaje się być raczej osobliwym chłopakiem. Uwagę przyciąga już fakt, że gustuje on tylko w dziewczynach o imieniu Katherine. Dwie, trzy - to nie byłoby jeszcze nic dziwnego, lecz w jego przypadku rozstał się aż dziewiętnaście razy z osobą o tym imieniu! Ten nietypowy nastolatek, uwielbiający tworzyć anagramy, jest prawdziwym porzucanym. Zmęczony swoim życiem, próbując odnaleźć siebie i chcąc zaistnieć, wyrusza wraz ze swym najlepszym przyjacielem Hassanem w podróż po Ameryce. Długo jeździć nie będą, bo już po krótkim czasie, chcąc odwiedzić grób pewnego arcyksięcia, trafiają do wielkiego różowego domu. W nim przyjmuje ich miła kobieta oferująca im pracę, jak również ich córka, nie nazywająca się na szczęście Katherine. Colin rozpoczyna tam pracę nad Teorematem o zasadzie przewidywalności Katherine, dzięki której chce stworzyć wzór matematyczny, przepowiadający przyszłość wszystkich związków. Jednak wiele rzeczy mu w tym przeszkadza... między innymi pogoń, a nawet ucieczka, za dziką świnią.

Bohaterowie u Greena nigdy nie są zwyczajni. W tym przypadku jest podobnie. Colin Singleton jest cudownym dzieckiem, które marzy żeby zostać geniuszem. Zna kilka języków, bardzo dużo czyta, a jego ulubionym zajęciem jest układanie anagramów, w czym jest całkiem niezły. Mimo to nie potrafi posiąść niezwykle przydatnej umiejętności, a mianowicie szeptania. Dochodzi też jeszcze sprawa związków z Katherine'ami, które raz po raz z nim zrywają. Jego przyjaciel Hassan natomiast jest pulchnym muzułmaninem, który jednak nie za bardzo przestrzega zasad swojej religii, jak również jest zagorzałym miłośnikiem serialu „Sędzia Judy” i odznacza się ciekawym poczuciem humoru. Jak widać autor ma sporo pomysłów i tworzy kolejne postacie z wyobraźnią, dzięki czemu nie raz może zaskoczyć czytelnika. Zresztą wszystko w jego książce może w pewnym momencie zdziwić, w tym samo miejsce akcji. Kiedy chłopcy przyjadą do małej mieściny i już zamieszkają z obcą, miłą panią w jej różowej rezydencji, dowiadują się, że posiada ona zakład produkujący sznurki do tamponów! Przyznam, że wydaje się być to bardziej absurdalne niż ciekawe, a nietypowe sytuacje potrafiły zmylić mnie w trakcie lektury, jak również zaskoczyć... niestety nie zawsze pozytywnie.

Przeszłość, jak powiedziała mu Lindsey, to logiczna opowieść. To sens tego, co się stało. A ponieważ przyszłość nie jest jeszcze zapamiętana, wcale nie musi mieć żadnego pierdzielonego sensu.
W tym momencie rozpostarła się przed Colinem przyszłość – niemieszcząca się w żadnym teoremacie, matematycznym czy jakimkolwiek innym: nieskończona, niepoznawalna i piękna.”

Wszystko co spotykało Colina, było według mnie nieprawdopodobne, zostało aż nazbyt udziwnione. Ta niezwykła swoboda ze strony rodziców, dziewiętnaście związków z dziewczynami o imieniu Katherine, nagła propozycja zamieszkania u zupełnie obcej osoby czy też, co ciekawe, odkrycie prawdy dzięki teorematowi, który ma zły wzór... to niestety do mnie nie przemówiło. Życie tego nastolatka zostało wypaczone, a całość po prostu przerysowana. Niekiedy jest tak w powieściach, które starają się coś przekazać, jednak ten zabieg zupełnie mi tutaj nie pasował. Bohaterowie także się do tego trochę zaliczyli, gdyż niektóre ich cechy były aż za bardzo wyraziste. Co prawda nie denerwowało mnie to, niemniej sprawiło, że czytałam tę lekturę w większości z obojętnością. Nie obyło się również bez kilku schematów, a akcja, jak to u Greena bywa, rozwijała się dość powoli. Styl pisania autora natomiast można zaliczyć do plusów. Ma on lekkie pióro, a jego twórczość czyta się szybko i z przyjemnością, dzięki przystępnemu językowi. Chociaż i tutaj według mnie wkradło się kilka niedoskonałości w postaci sztucznie wypowiedzianych dialogów. Na każdym polu znalazłam jakieś potknięcia i nie mogę się wręcz pogodzić z tym, że spotkałam to w książkach tak lubianego przeze mnie pisarza.

„19 razy Katherine” jest powieścią, która mnie zawiodła. Przyznaję to z przykrością, jednakże tak zwyczajnie jest. Czytając opinie innych, spotkałam się z tym, że zachwalają one humor w tej historii, lecz i tutaj znalazłam jedynie fragmenty, w których on się ukazał. Są też oczywiście przypisy autora, które były interesujące i naprawdę zabawne, niemniej nieliczne. Możliwe że po prostu zbyt wiele oczekiwałam od tej pozycji. Absurd początkowo mnie odrzucił, potem zaś zauważyłam, że nie znajduję w tej lekturze wiele nowego. John Green zawsze przekazywał w swojej twórczości jakieś głębsze prawdy, wartości, ale tym razem, choć pojawiły się one, były aż nazbyt oczywiste. Jasne, znalazło się kilka świetnych momentów, jak i ważnych cytatów, jednak co zaznaczę po raz kolejny – było ich zwyczajnie za mało. Aspekty matematyczne zawarte w tym tekście były interesującym uzupełnieniem przemyśleń Colina, dobrze obrazowały jego osobowość i to jest chyba coś, co najmilej zaskoczyło mnie w tej książce. Chociaż jest także słowo „pierdzielić”, umiłowane przez Hassana i Colina, które teraz skłania mnie do uśmiechu. Podsumowując sama książka nie była zła, po prostu nie była również wystarczająco dobra. Fani pisarza z pewnością i tak się z nią zapoznają, aczkolwiek tych którzy nie zaczęli jeszcze swojej przygody z Greenem, odsyłam raczej do innych jego tytułów, które są według mnie o wiele bardziej warte uwagi.


- Eureka – powiedział i dopiero gdy wypowiadał to słowo, uświadomił sobie, że udało mu się szepnąć.
- Odkryłem coś – rzekł głośno. - Przyszłość jest nieprzewidywalna.
- Ten kafir – oznajmił Hassan – czasami lubi mówić rzeczy kompletnie banalne w naprawdę doniosły sposób.”


Moja ocena 6/10


Tytuł: 19 razy Katherine
Autor: John Green
Ilość stron: 304
Wydawca: Bukowy las
Data premiery: 2014-06-04



O autorze:
John Green jest pisarzem amerykańskim, autorem bestsellerów z listy „New York Timesa”. Debiutował znakomitą powieścią Szukając Alaski, porównywaną z Buszującym w zbożu J. D. Salingera, opublikował następnie kilka powieści (m.in. Papierowe miasta), z których ostatnia – Gwiazd naszych wina – przyniosła mu ogromną poczytność i światową sławę. Jest laureatem licznych nagród literackich, m.in.: The Printz Medal, Printz Honor i Edgar Award. Mieszka z żoną i synem w Indianapolis. Wraz z bratem Hankiem prowadzi Vlogbrothers, jeden z najpopularniejszych projektów wideo w sieci.






Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Bukowy Las, za co serdecznie dziękuję!

http://www.bukowylas.pl/

piątek, 13 czerwca 2014

O Greenie słów kilka


John Green jest autorem, o którym dowiedziałam się, gdy w Polsce przez Bukowy Las miała zostać wydana jego książka pod tytułem "Gwiazd naszych wina". Gdyby nie to, że otrzymałam propozycję recenzowania tej pozycji przedpremierowo, możliwe że nawet nie zwróciłaby ona mojej uwagi... Dlatego też niezwykle się cieszę, że nadarzyła się akurat taka okazja! Twórczość Greena jest po prostu świetna. Autor potrafi dobrze pisać i kreować genialnych bohaterów - w końcu nie bez powodu Augustus Waters ma rzesze fanek ^^ 
Szczerze mówiąc, początkowo nie spodziewałam się, że historia Hazel tak mnie pochłonie. Poruszyła mnie ona do głębi i jestem pewna, że jeszcze do niej powrócę. Chcę jeszcze raz znaleźć się w świecie małej nieskończoności tej nastolatki.
Następną powieścią Greena, którą przeczytałam, były "Papierowe miasta". Okazały się być już jak dla mnie trochę słabsze, niemniej nadal zaliczyć je można do bardzo dobrych tekstów. Jestem pod wrażeniem historii stwarzanych przez tego autora. Postacie są świetnie zarysowane i prawdziwe, jak również zjednują sobie sympatię czytelników. Niesamowicie łatwo jest wciągnąć się w ich opowieść. Obok tych utworów nie da się zwyczajnie przejść obojętnie. 
Podobnie jest w sytuacji trzeciej z książek Greena wydanych w Polsce, a mianowicie "Szukając Alaski". Pozycja ta skłoniła mnie do zastanowienia. Wszystkie one zmuszają to refleksji, mimo że przedstawiają na pozór zwyczajne życie. Dlaczego na pozór? Ponieważ wszystko co wychodzi spod pióra tego pisarza, ma pewien swój urok i przyciąga czytelnika - pokazuje, że nic nie jest takie proste. 
Jestem zachwycona tym, że natrafiłam na tego autora. Dzięki przedpremierowemu recenzowaniu wymienionych przed chwilą powieści, znalazłam lektury, które mimo luźnej oprawy, poruszają problemy i wchodzą głęboko w życie młodzieży. Mam nadzieję, że to samo spotkam w kolejnej wydanej u nas książce autora, czyli "19 razy Katherine", którą zaczęłam dopiero czytać. Podejrzewam, że mnie nie zawiedzie - w końcu Green potrafi sprostać oczekiwaniom, a nawet je przewyższyć!



Skoro już się pozachwycałam i w ogóle... to teraz kilka słów o filmie "Gwiazd naszych wina", który na początku czerwca trafił na ekrany kin (przy okazji czego wyszła książka z filmową okładką). Poszłam na niego chyba dzień po premierze... ewentualnie dwa. Dlatego też zdążyłam być jeszcze przed tym świadkiem wylewających się zachwytów nad tą ekranizacją. Wszyscy okrzykiwali ją niesamowitym wyciskaczem łez, genialnym kinem i stwierdzali nawet, że jest lepsza od książki. Cóż, ekhem... no... miałam trochę odmiennie odczucia. Zwyczajnie się zawiodłam. Wątki były jak dla mnie dziwnie ucięte, nie potrafiłam się wczuć w sytuację bohaterów, a co do płaczu - nic z tego. Ogólnie łatwo się rozklejam, płaczę na różnych bajkach i większości dramatów (nawet na komediach mi się zdarza, jeżeli jest akurat jakiś smutniejszy moment!), a tutaj nic. Z drugiej strony bardzo podobała mi się scena z obrzucaniem jajkami samochodu byłej dziewczyny. Tak, to była naprawdę genialna scena, nie mogę powstrzymać uśmiechu na samą myśl o niej xd
Generalnie film, według mnie, był raczej średni. Miałam nadzieję na znacznie więcej i się przeliczyłam. No, ale mówi się trudno i żyje się dalej. I tak rzadko kiedy ekranizacje mnie zadowalają, więc dlaczego tutaj miałoby być inaczej. 


 ...
Tak poza tym niedługo można się spodziewać recenzji "19 razy Katherine", jak również konkursu, w którym do wygrania będzie ta powieść ^^



Pozdrawiam,
Tris

piątek, 6 czerwca 2014

Zapowiedź: Hopeless - Colleen Hoover


Premiera: 18 czerwca 2014


Autor: Colleen Hoover
Tytuł: Hopeless
Wydawnictwo: Otwarte


MOJA RECENZJA


To, czego szukasz, może okazać się tym, przed czym starasz się uciec.

Już niedługo, 18 czerwca, nakładem Wydawnictwa Otwartego ukaże się książka Hopeless Colleen Hoover.
To jedna z najpopularniejszych na świecie książek w kategorii New Adult. O jej fenomenie najlepiej świadczy liczba wpisów na portalu GoodReads.com – ponad 100 tys. ocen i 12 tys. recenzji!



Czasem odkrycie prawdy może odebrać nadzieję szybciej niż wiara w kłamstwa.

To właśnie uświadamia sobie siedemnastoletnia Sky, kiedy spotyka Deana Holdera.
Chłopak dorównuje jej złą reputacją i wzbudza w niej emocje, jakich wcześniej nie znała. W jego obecności Sky odczuwa strach i fascynację, ożywają wspomnienia, o których wolałaby zapomnieć. Dziewczyna próbuje trzymać się na dystans – wie, że Holder oznacza jedno: kłopoty. On natomiast chce dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Gdy Sky poznaje Deana bliżej, odkrywa, że nie jest on tym, za kogo go uważała, i że zna ją lepiej, niż ona sama siebie. Od tego momentu życie Sky bezpowrotnie się zmienia.

Hopeless to znacznie więcej niż romans nastolatków. Dotyka trudnych tematów, odległych wspomnień i cierpienia tak potwornego, że zostało wyparte z pamięci.



O autorce:

Colleen Hoover jest jedną z najpopularniejszych obecnie amerykańskich autorek z nurtu New Adult. Napisała między innymi: Losing Hope, Finding Cinderella, Slammed, Point of Retreat, This Girl.



Powieść polecają...

Powieść polecają Marzena Rogalska (dziennikarka), Basia Kurdej-Szatan (aktorka), Maria Rotkiel (psycholog) oraz Eliza Wydrych-Strzelecka „Fashionelka” (blogerka). Książka podbija serca polskich czytelników, niektóre ich opinie zostały zamieszczone na trzech pierwszych stronach Hopeless. Na dodatek, co niezwykle mnie ucieszyło, jestem jedną z tych osób (co mi tam, pochwalę się!). Sam taki pomysł bardzo mi się spodobał i zapewne sprawił trochę (lub wiele ^^) radości pewnym osobom. Otworzyć książkę i zobaczyć na pierwszej stronie swoje nazwisko oraz krótką rekomendację... to bardzo przyjemne uczucie!

To chyba byłoby na tyle ode mnie. Jeszcze raz serdecznie polecam tę książkę, naprawdę warto ją przeczytać. Gdy dostałam swój egzemplarz, aż musiałam go przytulić! Mam nadzieję, że oczekujecie z niecierpliwością tej premiery :)



Pozdrawiam,
Tris


środa, 21 maja 2014

Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Przewodnik po świecie herosów - Rick Riordan




To co Percy'ego wyróżnia, nie ujawniło się natychmiast, ale zaczęło sprawiać kłopoty, kiedy skończył dwanaście lat. Od tego czasu przytrafiały mu się dziwne przygody. Był atakowany przez potwory i zaprzyjaźnił się z satyrem. A to dopiero początek. Kiedy dotarł do Obozu Herosów, otwarł się przed nim nowy świat…


"Przewodnik po świecie herosów" jest krótką książką, w której znajdziemy podstawowe informacje o świecie i bohaterach występujących w serii Percy Jackson i bogowie olimpijscy oraz wiele ilustracji z tym związanych. Ta licząca jedynie sto pięćdziesiąt stron publikacja jest podzielona na osiem części zatytułowanych: Percy Jackson, Życie w Obozie Herosów, Bogowie i duchy przyrody, Bestie i potwory, Labirynt, Podziemie, Boski magazyn i Kompendium. Poza różnymi faktami oraz grafikami pojawiają się liczne cytaty z serii o Percym. Książka ta jest porządnie wydana – w twardej oprawie z dwuwymiarowymi obrazkami na okładce i śliskim, grubym papierem w środku.


Cała recenzja na:  


http://nastek.pl/recenzje/10645,Przewodnik-po-swiecie-herosow-recenzja


 

wtorek, 20 maja 2014

Zapowiedzi majowe Wydawnictwa Dreams

  

Premiera: 22 maja 2014

Tytuł: Wszechświaty. Pamięć
Autor: Leonardo Patrignani
Ilość stron: 256
Wydawnictwo: Dreams


Druga część sagi pt."Wszechświaty"


Rzeczywistość wokół nas to tylko jedna z nieskończonych stron kostki.

Alex, Jenny i Marco na własnej skórze doświadczyli, co oznacza zatracenie się w nieskończonych drogach Wszechświatów.

Jednak teraz nie wiedzą, jak wyjść z Pamięci – zamkniętego jak klatka wymiaru mentalnego, w którym znajduje się tylko to, o czym pamiętają.
Od czasu końca ich cywilizacji minęły już wieki, a na Ziemi zaczęła się nowa Era.
Jak mogą wykorzystać wspomnienia, aby uciec z Pamięci i siebie ocalić? Dotarcie do jakich tajemnic z przeszłości zagwarantuje im przebudzenie w przyszłości?


– CZYM BYŁA PAMIĘĆ?
– MOŻE WIECZNĄ MŁODOŚCIĄ UMYSŁU ALBO ZWYKŁĄ OTCHŁANIĄ, BEZCZASOWYM SCHRONIENIEM.
– CZY MOŻEMY KIEDYŚ TAM WRÓCIĆ?


http://dreamswydawnictwo.pl/nowosci/wszechswiaty-pamiec,produkt118/




Premiera 29 maja 2014

Tytuł: Jak się masz, Cukierku?
Autor: Waldemar Cichoń
Ilość stron: 64
Wydawnictwo: Dreams


Czwarta część opowiadań o przygodach kota Cukierka.

Rodzina pewna, jakich jest wiele
Zdecydowała w pewną niedzielę:
Miłego kotka chcemy mieć bardzo!
Miłego kotka trzeba przygarnąć!
Szukali długo, długo szalenie
W końcu znaleźli kota marzenie
Słodki jak cukier, piękny jak kwiatek
W rzeczywistości był to gagatek...


http://dreamswydawnictwo.pl/zapowiedzi/jak-sie-masz-cukierku,produkt119/


poniedziałek, 5 maja 2014

Przedpremierowo: Hopeless - Colleen Hoover



 PREMIERA: 18 czerwca 2014


Nie mam zamiaru marzyć o idealnym życiu. Wszystkie niepowodzenia to tak naprawdę sprawdziany, które zmuszają nas do wyboru pomiędzy rezygnacją a podniesieniem się z ziemi, otrzepaniem się z kurzu i stawieniem czoła sytuacji. Chcę jej stawić czoła. Być może życie poturbuje mnie jeszcze kilka razy, ale na pewno nie mam zamiaru rezygnować. ”


Prawda boli. Niektórzy ludzie woleliby jej nawet nie znać i dzięki temu łatwiej żyć. Jednak na innych spada ona niespodziewanie bądź poznają ją krok po kroku. Tak też jest ze Sky, główną bohaterką „Hopeless”. Została ona adoptowana w wieku pięciu lat i nie pamięta nic z tamtego okresu – zresztą to raczej nic dziwnego, mało kto posiada wspomnienia z tak wczesnego dzieciństwa. Aczkolwiek okazuje się, że u niej jest to coś więcej. Książka zaczyna się spokojnie i lekko. Sky idzie do szkoły, poznaje przystojnego, tajemniczego chłopaka o nieciekawej reputacji, który w dziwny sposób ją przyciąga. Dziewczyna rozpoczyna swoje zmagania z ostatnią klasą szkoły średniej i związanymi z tym problemami. Niestety to nie wszystko, w jej przypadku nic nie jest takie proste. Sky zaczynają nawiedzać dziwne sny, strzępki wspomnień. Bolesna prawda zaczyna powoli wychodzić na jaw. Okazuje się, że nie bez powodu nie pamięta swoich biologicznych rodziców, a Holder jest postacią, która jest dla niej jednocześnie niebezpieczna i niezwykle ważna. Wszystko zaczyna się, gdy Sky wychodzi spod klosza pełnego kłamstw i stawia czoła prawdziwemu światu. Światu, który już nigdy nie będzie wyglądał tak samo.

Nawet nie myślę o tym, co się właśnie stało. Nie mogę. To się nie wydarzyło. To się nie mogło stać. Wmawiam sobie, że to był tylko zły sen i oddycham. Oddycham po to, żeby się upewnić, że jeszcze żyję, ponieważ to wcale nie wygląda na życie ”

Zanim sięgnęłam po tę powieść, sprawdziłam opinie, jakie ta książka ma za granicą. Byłam wtedy zdziwiona. Pozycja ta uzyskiwała niesamowicie wysokie noty i była wychwalana pod niebiosa. Z drugiej zaś strony jeżeli komuś już się nie spodobała, to była dla niego najgorszym tekstem, na jaki mógł trafić. Niemniej pozytywnych opinii było znacznie więcej. Jedno było zaś pewne – lektura ta niezaprzeczalnie wywoływała emocje, skoro spotykała się z takim przyjęciem. Dlatego też musiałam ją przeczytać!

Historia może wydawać się na samym początku trochę banalna bądź dziwna. Dziewczyna, która jest praktycznie odizolowana od świata, ma dokładnie jedną przyjaciółkę, uczy się w domu i nie korzysta z nowoczesnych zdobyczy techniki, takich jak komórka czy komputer. Musi też zdrowo się odżywiać i ma zakaz jedzenia słodyczy (co powoduje kilka ciekawych sytuacji i rozmów). Potem natomiast przekonuje matkę do swojej decyzji i idzie do ostatniej klasy liceum. Wszystko jest tam dla niej nowe i poznaje seksownego chłopaka z trudną przeszłością, który ją pociąga. Spotyka się z problemami szkolnymi, poznaje czym jest miłość i stara się po prostu żyć. Nic nadzwyczajnego, prawda? Jednak to jedynie część tej opowieści. Potem akcja nabiera dynamiki, traumatyczne wydarzenia z przeszłości dają o sobie znać, a historia zaczyna poruszać serce czytelnika. Wtedy wszystko się naprawdę rozpoczyna - odkrywanie prawdy, bycie ze Sky i chęć wspierania jej. Żywsze emocje. Osobiście od pewnego momentu po prostu przepadłam w świecie tej dziewczyny i nie mogłam wyrwać się z tej rzeczywistości.

Jednak przede wszystkim pragnę, żeby to wszystko odeszło w niepamięć. Chcę znów nic nie czuć. Tęsknię za swoim uczuciem odrętwienia. ”

Szczerze mówiąc, chciałabym móc narzekać na cokolwiek w tej książce, jednakże tutaj nie mam ku temu powodów. W „Hopeless” urzekło mnie to, że wszystko ma jakiś cel i jest prawdopodobne oraz prawdziwe. Nawet niechęć do bycia nazywaną „księżniczką”, imię głównej bohaterki czy jej brak zainteresowania większością chłopców ma swoje głębsze korzenie. Tylko raz zirytowałam się na tę historię – tylko jeden raz. Jednak ostatecznie okazało się to być jedynie kłamstwem wypowiedzianym przez jedną z postaci, a wszystko na powrót nabrało sensu. Muszę tutaj również wspomnieć o znaczeniu samego tytułu (którego oczywiście nie wyjawię), a który mnie wręcz poruszył. Na początku może wydawać się, że oznacza on coś innego, lecz w pewnym momencie w końcu się to wyjaśnia. Wskazuje to wyraźnie, że w tej powieści nie można we wszystko od razu wierzyć. Kolejnym przykładem jest pierwszy wpis z pamiętnika Sky, który jest zupełnie wyrwany z kontekstu. Może on zostać odebrany dwuznacznie i dopiero, kiedy w końcu dojdzie się chronologicznie do opisywanego tam wydarzenia, da się zobaczyć je w innym świetle. Niemniej dzięki temu, że wpis ten pojawił się już na samym początku, dowiadujemy się od razu, że to nie będzie błaha opowiastka i że nie obejdzie się bez cierpienia. Aczkolwiek ostatecznie i tak okazuje się, że Sky ma i miała trudniej niż mogło się nam wydawać.

Nie jestem już niczym więcej jak naczyniem na łzy, które nie przestają płynąć.
Jestem zbyt słaba, by dalej walczyć. Pozwalam mu wygrać.”

Mimo że na pierwszy rzut oka pozycja ta wyglądała jak zwyczajny młodzieżowy romans, to i tak pokochałam ją od razu. Pierwsza połowa to historia nastolatki, poznającej szkolne życie i świetnego chłopaka, jednak już wtedy mnie urzekła. Stało się to za sprawą głównej bohaterki, która podbiła moje serce i nie chce go opuścić. Zaimponowała mi już na początku, gdyż nie zachowywała się, jak te wszystkie dziewczyny w filmach dla nastolatek, które dręczone, zaczynają płakać bądź uciekają do łazienki. Sky nie miała najmniejszego zamiaru robić żadnej z tych rzeczy. Dziewczyna obróciła sytuację na swoją korzyść i nie przejmowała się tym, co o niej mówią, wręcz się z tego naśmiewała. Okazała się być niezwykle silna, choć ją również przerastały niektóre sprawy. Książka ta napisana jest w formie jej pamiętnika, więc praktycznie wszystko zależało od głównej bohaterki. Na szczęście autorka lekko poprowadziła tę narrację i potrafiła nieraz zabawnie ująć różne zdarzenia. Natomiast już późniejszymi scenami zdołała poruszyć czytelnika, który mógł pochłaniać jak zaczarowany kolejne strony powieści.

Instynkt każe mi uciekać z krzykiem, ale ciało pragnie wtulić się w jego lśniące od potu ramiona.
Moje ciało to pieprzony zdrajca. ”

Gdy skończyłam „Hopeless”, trudno było mi się po niej otrząsnąć. Nadal wszystkie uczucia wywołane tą lekturą we mnie buzowały. Już czytając, nie mogłam się od niej oderwać, a nawet po skończeniu jej, nie chciała ona opuścić moich myśli. Ta powieść nie dała mi spać! Zaczęłam ją późnym wieczorem, a skończyłam rano, inaczej po prostu nie mogłam. Dotychczas tylko kilka razy zdarzyło mi się coś podobnego i przyznam, że tęskniłam za tym uczuciem - za tą potrzebą czytania dalej i robienia tylko tego. Nie wiem, jak to się stało. Książka ma to „coś”. Coś, czego nie da się zdefiniować. Na dodatek jest świetnie napisana, ma wspaniałych, realistycznych bohaterów i niesamowicie wciąga. Porusza trudne tematy, porusza czytelnika, a jednocześnie potrafi pokazać iskierkę nadziei w zabawniejszych sytuacjach, których również jest sporo. Jest poważna na swój sposób, a jednak napisana dość lekko w formie pamiętnika, dzięki czemu łatwo jest utożsamić się ze Sky - przeżywać wszystko razem z nią. Ta pozycja opowiada o zdarzeniach, rozgrywających się w ciągu jedynie dwóch miesięcy! Dwóch miesięcy z życia Sky, które wszystko zmieniły, całkowicie zniszczyły jej świat, w którym dotychczas żyła. Wszystko rozsypało się na kawałki, po czym zaczęło powoli układać w logiczną i bolesną dla niej całość. Główne skrzypce w tej historii jednak ciągle ogrywała miłość i nie można o tym zapomnieć - dlatego też skierowana jest ona raczej do przedstawicielek płci pięknej. Jest to po prostu piękna opowieść o miłości, prawdzie i cierpieniu, którą serdecznie polecam!


„– Chcesz powiedzieć, że mając wolną chatę, spędzasz piątkowy wieczór piekąc ciasteczka? Typowa nastolatka – mówi kpiącym tonem.
Co mam powiedzieć? – Wzruszam ramionami. – Zawsze byłam buntowniczką ”


Moja ocena 10/10


Tytuł: Hopeless
Autor: Colleen Hoover
Seria: Hopeless #1
Ilość stron: 440
Wydawca: Otwarte
Data premiery: 2014-06-18



  Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Otwarte, za co serdecznie dziękuję!

http://otwarte.eu/

sobota, 3 maja 2014

Baśniarz - Antonia Michaelis


Uważaj na siebie. I nie wierz we wszystko.”


Pewien baśniarz snuje swoją historię. Jest to opowieść o miłości, cierpieniu, początku i końcu. O pytaniach bez odpowiedzi i odpowiedziach nie na to pytanie co trzeba. O świecie fantazji, który jest podejrzanie prawdziwy. Niekiedy bajki kryją w sobie więcej niż tylko jedno ziarnko prawdy, więc trzeba się strzec i nie podchodzić do nich ze zwykłym zainteresowaniem. Będąc wciągniętym w inny świat, można zostać zgubionym. Dlatego też, najlepiej na początku zadać sobie pytanie: czy jestem gotowy? Czy naprawdę tego chcę? Jeżeli tak, to zapraszam - oto opowieść o Małej Królowej, która wyrusza w podróż, o jej szaro-srebrnym przewodniku o złotych oczach, który ochroni ją za wszelką cenę i Różanej dziewczynie, wyrwanej ze swojego spokojnego świata. Wszystko jest możliwe, wszystko się może zdarzyć... jedno jest pewne. Nie obejdzie się bez poświęceń i niejednej śmierci.

Ale za słowami czyhała ciemność, ciemność jaka panuje we wszystkich baśniach. Dopiero później, dużo później, zbyt późno zrozumie, że ta baśń była śmiertelnie niebezpieczna.”

W „Baśniarzu” poznajemy Annę, która jest porządną uczennicą z dobrymi ocenami, która nie pakuje się w kłopoty i żyje, jakby była odgrodzona od reszty świata jakąś mydlaną bańką. Jednak w końcu postanawia z niej wyjść - dla chłopca, którym zaczyna się interesować. Abel jest handlarzem narkotyków z jej szkoły. Jest on także wagarowiczem, słabo się uczy i stroni od towarzystwa, niemniej nasza główna bohaterka zaczyna dociekać, dlaczego tak jest. Poznaje w ten sposób inną stronę Abla, który jest też kochającym, troskliwym, starszym bratem. Wciela się on również w rolę baśniarza, a jego opowieść o Małej Królowej fascynuje Annę, która nie może o niej zapomnieć. Kompletnie zatraca się w tej historii, która może nie być do końca zmyślona. Nawet nie wie, w jak niebezpieczną przygodę pakuje się w ten sposób. Na początku nie zna jeszcze przykrych skutków tej znajomości. Jej ukochany nie jest taki, jakim wydaje się być na pierwszy rzut oka, na dodatek może skrywać jeszcze inną tożsamość, która ją zgubi.

W książce tej Anna próbuje dociec prawdy. Chce dowiedzieć się, jaki naprawdę jest Abel, kim jest tajemniczy morderca, w co zamieszany jest jej chłopak i jaką skrywa przeszłość. Zdaje się, że ludzie wokół niej wiedzą o wiele więcej od niej, lecz nie chcą się z nią tą wiedzą podzielić. Ona natomiast dopiero zaczyna poznawać okrutny świat, od którego wcześniej próbowała całkowicie się odgrodzić. Na początku była naiwna. Potem zaczęła się zmieniać - nie miała innego wyjścia. Przestawała być małą dziewczynką, nie mającą o niczym pojęcia. Trochę było mi jej żal, gdy jej bańka mydlana już całkiem pękła. A sprawcą tego był Abel. On zaś jest dość skomplikowaną postacią. Trudno go zrozumieć i nigdy nie ma się pewności, czy jeszcze czymś nas nie zaskoczy. Ma tyle twarzy, że jest to aż przerażające, aczkolwiek w świetle tego co przeżył, jest to również zrozumiałe. Moją ulubioną bohaterką była mała Michi. Uśmiechnięta, młodziutka, niekiedy beztroska i prostoduszna, a jednak zdająca sobie sprawę w kilku rzeczy, o których nie powinna wiedzieć. Ogólnie postacie były różne. Rodzice Anny wydali mi się trochę dziwni, a jej najlepszej przyjaciółki nie potrafiłam całkiem zrozumieć, niemniej wszyscy oni byli ludzcy i sprawiali wrażenie prawdziwych.

Na dnie morza widziałem leżące słowa, tysiące słów, wraki zdań, pytania i odpowiedzi, które nigdy nie dotarły do celu...”

„Baśniarz” jest już drugą powieścią Antonii Michaelis, z którą się zetknęłam. Wcześniejsza, czyli „Dopóki śpiewa słowik”, wywarła na mnie raczej niewielkie wrażenie, ta natomiast wypadła już znacznie lepiej. Jednak widać, że autorka ma swój specyficzny styl pisania i tworzy charakterystyczną atmosferę. W obu pozycjach była naginana granica pomiędzy fikcją a rzeczywistością, ale o ile wcześniej to do mnie nie przemawiało, to tutaj zostało przemyślane i ciekawie przedstawione. W książce tej równie ważna jest historia Anny co opowieść, wymyślana przez Abla, której znaczenia nie można nie doceniać. Oba te elementy tworzą całość fabuły. Przyznam, że baśń zainteresowała mnie najbardziej, mimo że nie była ona magiczna czy przyjemna. Była równie okrutna co rzeczywistość, zadawała niewygodne pytania i ukazywała prawdę. Sama lektura jest raczej wciągająca, lecz w pewnym stopniu zawiodło mnie zakończenie. Miało ono logiczny sens, aczkolwiek było też najprostszą odpowiedzą i trudno było się go nie spodziewać. Choć z drugiej strony taki obrót wydarzeń oraz koniec trochę mi zaimponowały.

Sięgając po „Baśniarza” spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Spotkałam się gdzieś z opinią, że jest to magiczna, urzekająca opowieść... niestety ja jej tak nie odebrałam. Czytając niektóre recenzje, miałam wrażenie, że trafiłam na zupełnie inną książkę. Widać dzięki temu, jak różnie odbiera się poszczególne teksty. O tym powiedziałabym, że jest... brutalnie prawdziwy. Baśń, życie w bańce mydlanej - gdy to wszystko się kończy i ustępuje miejsca bezlitosnej rzeczywistości, bohaterowie muszę zmierzyć się z cierpieniem, które nie powinno być przeznaczone tylko dla jednej osoby. Smutek, który przerasta. Strach. Rezygnacja i akceptacja swojego losu. Nieubłagana śmierć, niesprawiedliwość, udręka. O tym opowiada ta pozycja. Porusza ona nieraz ważne i trudne tematy, choć obok nich pojawia się także kilka lżejszych momentów. Do tej historii trzeba dojrzeć, trzeba też gustować w takich lekturach. Nadal jednak nie rozumiem w pełni zachwytu nad tą powieścią, gdyż niekiedy mnie zniechęcała. Przyznaję, że była dobra, ale mnie nie oczarowała. Polecam ją osobom, które są gotowe na taką opowieść, które wymagają od książki czegoś więcej niż rozrywki.


- Czasem mam problem z odróżnieniem szczęścia od smutku - szepnęła. - Czy to nie dziwne? Czasami po prostu nie wiem, czy jestem szczęśliwa, czy smutna. Tak jest, jak myślę o tobie.”


Moja ocena 7/10


Tytuł: Baśniarz
Autor: Antonia Michaelis
Ilość stron: 400
Wydawca: Dreams
Data premiery: 2012-07-05



O autorce:

Antonia Michaelis, urodzona w 1978 roku w północnych Niemczech. Pracowała m. in. w południowych Indiach, Nepalu i Peru. W Greifswaldzie studiowała medycynę i równocześnie zaczęła pisać książki dla dzieci i młodzieży. Od kilku lat mieszka w pobliżu wyspy Usedom, gdzie zajmuje się pisarstwem jako wolny strzelec. Wydała już wiele interesujących, pełnych fantazji i odnoszących sukcesy książek.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Dreams, za co serdecznie dziękuję!

http://dreamswydawnictwo.pl/

środa, 30 kwietnia 2014

Zapowiedź: Wina Gwen Frost


Premiera: 9 maja 2014 r.

Tytuł: Wina Gwen Frost
Autor: Jennifer Estep
Ilość stron: 344
Wydawnictwo: Dreams


Czwarta część serii Akademia Mitu.
Przed moimi oczyma mignęła twarz – najpotworniejsza, jaką kiedykolwiek ujrzałam. Mimo że ze wszystkich sił starałam się zapomnieć o tym, co się stało, widziałam go wszędzie. To był Loki – bóg złoczyńca, którego uwolniłam wbrew własnej woli. Powinnam była zgadnąć, że moja pierwsza prawdziwa randka z Loganem Quinnem zakończy się kompletną porażką. Gdybyśmy wpadli w zasadzkę żniwiarzy albo wdali się w jakąś przypadkową bójkę, byłabym mniej zaskoczona. Ale dać się aresztować podczas popijania kawy w modnej knajpie?Tego nie przewidziałam. Zostałam oskarżona o dobrowolne udzielenie pomocy żniwiarzom w uwolnieniu Lokiego z więzienia – a osobą, która prowadzi przeciw mnie rozprawę jest Linus Quinn, ojciec Logana. Najgorsze, że niemal wszyscy w akademii uważają mnie za winną tej zbrodni. Jeśli mam z tego wyjść cało i zdrowo, muszę się sama zatroszczyć o obronę…



http://dreamswydawnictwo.pl/zapowiedzi/wina-gwen-frost-akademia-mitu-iv,produkt117/

niedziela, 27 kwietnia 2014

Mroczne umysły - Alexandra Bracken



Nie bój się. Nie pozwól by to zauważyli.”


Większość z nas dobrze wspomina czasy wczesnego dzieciństwa, cieszy się wiekiem młodzieńczym i związaną z tym beztroską. Mamy przecież do tego pełne prawo i jest to całkowicie zrozumiałe. Niestety niektórzy nie mają takiego szczęścia. W książce „Mroczne umysły”, pierwszej części trylogii o tym samym tytule, nie za dobrze się dzieje. W Stanach Zjednoczonych, gdzie rozgrywają się wszystkie wydarzenia, panuje kryzys. Świat jest pogrążony w chaosie, a dzieci giną przez tajemniczą chorobę OMNI. Zaś ci młodzi, którzy to przeżyli, trafiają do ośrodków rehabilitacyjnych, stworzonych przez rząd. Jest to jednak tylko przykrywka. Tak naprawdę miejsca te są obozami, gdzie „leczeni” są więzieni, okrutnie traktowani i nieraz uważani jedynie za przedmiot eksperymentów. Są mrocznymi umysłami, czymś nienaturalnym, dziwnym i niepożądanym. Ci najniebezpieczniejsi znikają, zaś ci mniej groźni prowadzą życie, które wydaje im się być niekończącym się koszmarem.

Rozumiałam, co miała na myśli, i wiedziałam, że wypowiadała te słowa z troski o mnie, jednak po tym, jak moje życie zostało rozbite na tysiące kawałków, myśl, że mogłabym je rozbić na jeszcze mniejsze części, była nie do zniesienia.”

Ruby, główna bohaterka powieści, trafiła do obozu Thurmond w wieku zaledwie dziesięciu lat. Udało jej się oszukać personel i została zakwalifikowana jako Zielona, dzięki czemu udało jej się przeżyć tak długo. Warto tutaj wyjaśnić, że ludzie podzieleni są kolorami, ze względu na swoje zdolności. Najmniej niebezpieczni – Zieloni, wykazują się ponadprzeciętną inteligencją. Dalej są Niebiescy, którzy opanowali umiejętność telekinezy, Żółci, panujący nad elektrycznością, wzniecający pożary Czerwoni i na końcu: Pomarańczowi. Ci są najgorsi, potrafią wdzierać się do umysłów, czytać w myślach, wymazywać wspomnienia i zmuszać ludzi do strasznych rzeczy, jak na przykład do samobójstwa. Jak można się domyślić, szybko zniknęli z obozu, a słuch o nich zaginął. Byli po prostu zbyt niebezpieczni. Dlatego też Ruby nie wychyla się. Jest cicha, potulna, nie rzuca się w oczy. Wszystko to, ponieważ jest ostatnią z Pomarańczowych, a przynajmniej tak podejrzewa, a jeżeli prawda wyjdzie na jaw... dziewczyna będzie miała szanse na przetrwanie bliskie zeru.

Przyznam, że szybko przekonałam się do tej powieści. Pomogły mi w tym oczywiście nietuzinkowe postacie. Niektóre z nich pokochałam z całego serca, z napięciem wczytując się w ich dalsze losy. Już sama główna bohaterka, która początkowo jest cicha i się nie wychyla, szybko musi pokazać swoje inne oblicze. Jest całkiem bystra i ma silny instynkt przetrwania. Była prawdziwa - przeżywała niektóre rzeczy, niekiedy była irytująca, ale właśnie dzięki temu tak dobrze się o niej czytało. Poza tym w trakcie tej historii stawała się dojrzalsza i znacznie twardsza. Jej początkowy charakter był jedynie cieniem późniejszego wcielenia. Poza nią muszę wspomnieć jeszcze o postaciach, które mnie urzekły, czyli Liamie i Pulpecie. Pojawiają się oni dopiero później, niemniej nie da się patrzeć na ich losy obojętnie. Jestem pewna, że niejedna z osób chciałaby mieć w nich przyjaciół. Sama chętnie bym ich (i jeszcze Zu) kiedyś poznała. Ogólnie bohaterowie zostali świetnie wykreowani! Byli oni autentyczni, a zarazem całkiem zaradni i urzekający - tacy, których łatwo się nie zapomina i którzy zjednują sobie sympatię czytelników.

Nigdy go nie odzyskamy. Jednak w każdym zakończeniu kryje się początek czegoś nowego. To prawda, że często nie można odzyskać tego, co się kiedyś miało, ale można zamknąć ten rozdział i zacząć od nowa.”

Pozycja ta wciągnęła mnie jakoś po kilkudziesięciu stronach. Najpierw podchodziłam do niej z rezerwą... a następnie zwyczajnie przepadłam! Autorka sprawnie prowadzi swą opowieść i łączy poszczególne wątki. Wszystko ma tutaj sens i logiczny porządek, a jednak nadal potrafi zaskoczyć. Wciągnęłam się w tę historię niesamowicie i byłam zauroczona nie tylko jej całokształtem, ale też wszystkimi poszczególnymi scenami. Żadna z nich mnie nie odrzuciła i nie zirytowała. Nic z tych rzeczy. Byłam cały czas na tak i czułam, że ta powieść jest po prostu idealna dla mnie. Przeżywałam ją całą sobą i kibicowałam postaciom. Rzadko kiedy książka sprawia, że siedzę jak na szpilkach, wyczekując dalszego ciągu i nie panuję nad emocjami, a tutaj właśnie tak się stało. W trakcie lektury nie można narzekać na nudę, Alexandra Bracken świetnie wszystko nam opisuje w narracji pierwszoosobowej z punktu widzenia Ruby. Muszę jeszcze jedynie zaznaczyć, że autorka całkowicie skupia się na bohaterach i ich przeżyciach, traktując pobieżnie kwestie choroby OMNI czy też sytuacji państwa. Mnie to co prawda nie przeszkadzało (było to dla mnie wręcz plusem), niemniej wiem, że niektórym mogłoby zależeć na wyjaśnieniu tych kwestii.

„Mroczne umysły” mają w sobie jakąś dzikość, przedstawiają bunt dzieci, które nie chcą już być tak okrutnie traktowane. Opowiadają także o budowaniu wzajemnego zaufania (jak również innych relacji), poświęceniu, strachu przed byciem odrzuconym, dążeniu do wyznaczonego celu i pracy nad sobą. O tym jak człowiek się zmienia i udaje kogoś, kim tak naprawdę nie jest. Uważam, że zachowanie ludzi zostało tutaj po prostu genialnie oddane, a postacie są największym atutem tej powieści. Ogólnie książka ta mnie porwała i uwięziła w swojej rzeczywistości. W trakcie lektury przeżywałam całą gamę emocji, czytałam z zapartym tchem, czekając na rozwinięcie się tej historii. Stała się ona jedną z moich ulubionych, a ja wiem, że od teraz mogę sięgać bez zastanowienia po inne dzieła tej autorki. Czytając tę pozycję, miałam wrażenie pewnej więzi z autorką, która pisała wszystko tak, jak ja bym chciała, by to wyglądało. Jakby było to specjalnie dla mnie. Nawet zakończenie, które wcale nie było happy endem, było zwyczajnie idealne i mi zaimponowało. Chyba jeszcze nigdy nie zgadzałam się ze wszystkim, co napisała jakaś autorka (zarówno z tymi pozytywnymi, jak i negatywnymi wydarzeniami) - dlatego też jestem tak zauroczona tą powieścią. Polecam ją wszystkim fanom antyutopii, osobom, które szukają ciekawej akcji, wspaniałych bohaterów, emocji i prawdziwie wciągającej historii.


- Strasznie się ciebie boję, ale z zupełnie innych powodów.
- Jestem potworem. Jedną z nich.
- Nieprawda – zapewnił mnie. - Jesteś jedną z nas.”

Moja ocena 10/10



Tytuł: Mroczne umysły
Autor: Alexandra Bracken
Ilość stron: 456
Wydawca: Otwarte
Data premiery: 2014-04-02



O autorce:
Dwudziestokilkuletnia autorka książek, które okupowały listy bestselerów „New York Timesa”. Swoją pierwszą powieść, Brightly Woven (2010), napisała w prezencie urodzinowym dla przyjaciela. Alexandra pochodzi z Arizony, a mieszka w Nowym Jorku, gdzie oprócz pisania bestsellerów zajmuje się wydawaniem książek dla dzieci.




 Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Otwarte, za co serdecznie dziękuję!

http://otwarte.eu/

środa, 23 kwietnia 2014

Trzecie urodziny bloga!



23 kwietnia 2011 roku opublikowałam pierwszy post na tym blogu... i tak trwam te trzy latka! Co prawda regularność pisania recenzji się zmniejszyła, jednak brak czasu i nowe zainteresowania... no, cóż na to poradzić. Niemniej jednak nie poddałam się i nadal coś piszę, a dla mnie to już wielki sukces! ^^ 

Blogowaniu zawdzięczam wiele rzeczy i mogę to powiedzieć (czy tez napisać xd) z czystym sumieniem. Z pewnością pomaga mi się ono rozwijać w kierunku pisania, jak również zachęciło mnie do próbowania swoich sił we własnych opowiadaniach. Co ciekawe dzięki niemu zaczęłam także oglądać anime, a co za tym idzie – rysować w tejże konwencji. Teraz, jak na to patrzę, to zauważam, że wydarzenie to w pewien sposób ukierunkowało moje życie, przyszłe wybory i dobór nowych zainteresowań. Nie mogę też zapomnieć, że dzięki blogosferze poznałam wspaniałych ludzi! Na początku mojej przygody z pisaniem recenzji nie podejrzewałam, że tak ona na mnie wpłynie i przyniesie tyle korzyści... jednak teraz to wiem i sprawia mi to wiele radości ^^ 

Tym razem nie będę tworzyć długaśnego postu (jak rok temu), gdyż... a sama nie wiem. Tak po prostu. Kaprys. Zachcianka. Albo i lenistwo. Kto wie. No, ale i tak można poświęcić chwilę (krótką) statystykom. Chciałabym w tym miejscu od razu podziękować wszystkim odwiedzającym, ponieważ dzięki nim mam już prawie 150 tys. wyświetleń! *^* Jeżu, jak to możliwe, że doszłam do takiej liczby? Toż to wspaniałe! Na dodatek mam 424 obserwatorów, a ludki, czytające tego bloga, pozostawiły po sobie  ponad 5,6 tys. komentarzy. Ja naprawdę się dziwię, że odwiedzin mam coraz więcej, skoro postów publikuję coraz mniej... dziwna zależność, lecz i tak cieszy mnie ona niezmiernie! 

No, a tak poza tym chciałam też przeprosić, że zaczęłam tak mało i nieregularnie cosik publikować. Nie wiem, czy się poprawię, czy po prostu to tak zostawię, niemniej postaram się by nie było najgorzej. Mam nadzieję, że nie jest to takie słabe postanowienie - przynajmniej jest do spełnienia. Wiem, że mając tyle czasu, ile mam, nie będę mogła wrócić do stanu sprzed dwóch lat, kiedy to pisałam po dziesięć notek miesięcznie (a zazwyczaj nawet więcej). Hmm... hm... no, ale liczy się ilość, a nie jakoś. Czyż nie?! A nie, chwila, to było na odwrót... więc nawet lepiej! ^^

I na koniec najbardziej chciałabym podziękować osobom, które cały czas ze mną wytrzymują!  Cas, za nasze rozmowy, jaranie się różnymi dziwami i normalnymi rzeczami, jak również za te nasze marudzenie <3. My to powinnyśmy być sąsiadkami, by łatwo było się spotkać - tak sądzę xd. Kosmitkowi (czyli Karolce), za rozśmieszanie mnie. Ty, nawet nie musisz chcieć być zabawna (w końcu tak czy siak Ci to wychodzi!). A, no i pamiętaj, że kocham Cię za te Twoje '<3' na końcu prawie każdej wysłanej wiadomości... i za nasze jaranie się "Mrocznymi umysłami", i inne gadaniny z serduszkami. Podziękowania należą się także najwspanialszemu Fufusiowi, który jest wspaniały, tak po prostu! Ta mała istotka nie boi się ze mną spotykać i też mi mówi, że jestem wspaniała (a to tak dobrze wpływa na moje samopoczucie)! Nie zapominam również o innych osobach, z którymi pisałam i piszę - jesteście zwyczajnie genialni! *^* 

Hoho, jeżeli ktoś tu w ogóle zaglądnie, to od razu zrobię sobie reklamę moich blogów i fanpejdży (no bo czemu nie xd). 


Mam nadzieję, że nikt się za to nie pogniewał. Pewnie i tak niewiele to da, ale tak jakoś chciałam przypomnieć o innych swoich, hm... działalnościach. 


Na dziś to tyle. Jeszcze raz wszystkim dziękuję za to, że blogowanie mogło być i nadal jest takie przyjemne! 


Pozdrawiam
Tris

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Tak wygląda szczęście - Jennifer E. Smith


'Dziękuję. Ale nie tak wygląda szczęście.'
'No to jak?'
'Wschody słońca nad przystanią. Lody w upalny dzień. Szum fal na ulicy. Mój pies zwijający się w kłębek na kanapie obok mnie. Wieczorne spacery. Świetne filmy. Burze z piorunami. Dobry cheeseburger. Piątki. Soboty. Nawet środy. Moczenie w wodzie palców u nóg. Spodnie od piżamy. Japonki. Pływanie. Poezja. Brak uśmiechniętych buziek w e-mailu.
A jak wygląda u ciebie?'”


Gdy do małego miasteczka w stanie Maine ma przyjechać ekipa filmowa i gwiazda, uwielbiana przez nastolatki, wielu młodych czuje ekscytację, cieszy się, że środku niczego w końcu coś zacznie się dziać. Nie wiedzą oni jednak, że Graham Larkin, pojawiając się w tej niewielkiej mieścinie ma swoje plany i jeden ważny cel. Dziewczyny w większości przeżywają pojawienie się aktora, lecz siedemnastoletnia Ellie do nich nie należy. Uważa to wszystko za jeden wielki problem. Więcej zamieszania nie jest jej potrzebne, a by utrzymać swoją tajemnicę, postanawia trzymać się z daleka od jakichkolwiek afer. Niestety tym razem może okazać się to niemożliwe. Ellie opuszcza gardę, szuka szczęścia, a w końcu jakiś czas temu znalazła coś, co naprawdę sprawia jej radość. Przed kilkoma miesiącami dostała wiadomość, którą przez przypadek przesłał jeden nieznajomy, myląc e-maile. Dziewczyna niespodziewanie odpisała na tę zbłąkaną notkę i od tego czasu koresponduje z tajemniczym G.. Oboje dzielą się ze sobą różnymi szczegółami z życia, żartują, ale piszą też poważnie. Wydaje im się, że naprawdę się znają, niemniej oboje skrywają pewne sekrety, których nie mają na razie zamiaru ujawniać. Aczkolwiek przy spotkaniu na żywo trudno utrzymać różne sprawy w tajemnicy. Poza tym wszystko może się nieźle skomplikować.

- Nie martw się, potrafię jednocześnie iść i jeść – odparł i po chwili dodał – jestem szalenie utalentowany.”

Po pozycję tę sięgnęłam bez zastanowienia, gdy tylko zobaczyłam, kto ją napisał. Jennifer E. Smith kojarzę po przeczytaniu „Serca w chmurach”, które mnie zwyczajnie urzekło. Tutaj fabuła zdawała mi się być bardziej banalna, niemniej i tak byłam pozytywnie nastawiona, kiedy zaczynałam czytać. Na szczęście to pozytywne nastawienie nie ulotniło się, gdyż „Tak wygląda szczęście” okazało się być całkiem sympatyczną lekturą. Co prawda sama historia była trochę, a nawet momentami bardzo, naiwna, jednak można się było tego spodziewać. W przygodzie nastolatków następują po sobie kolejne komplikacje, cóż, bohaterowie nie mieli jak się nudzić. Ta powieść przypomina mi trochę niektóre filmy skierowane raczej dla nastolatek (choć niekiedy dorosłe kobiety również są w stanie się na nie skusić), które ogląda się lekko, bez zbytniego zastanowienia i które pozwalają się odprężyć. Mimo że lektura ta traktowała raczej o problemach, to były one przedstawione w łatwo przyswajalny i właśnie taki filmowy sposób. Dlatego też można było przyjemnie spędzić trochę czasu z książką w ręku, relaksując się po ciężkim dniu.

Samym postaciom nie mam zbytnio nic do zarzucenia. Są zwyczajne a zarazem realistyczne. Można by je było spotkać na ulicy, w szkole czy się z nimi zaprzyjaźnić. Nie podbijają serc, mają swoje wady, podejmują głupie decyzje, niemniej z drugiej strony jest w tym jakiś niezaprzeczalny urok. No właśnie, w tej historii wiele jest takiego uroku. Zwłaszcza że autora malowniczo opisuje miejsce, do którego trafia ekipa filmowa. Mamy także ukazane kulisy nagrywania filmu, te wszystkie powtórzenia scen, zamieszanie, jak zarówno skupienie na swojej pracy. Jest to ciekawym dodatkiem w tej powieści. Aktorzy pokazują nam, jak wygląda ich życie. Niektórym nie przeszkadza ten brak prywatności, wręcz łakną poklasku, ale znajdą się również tacy, którzy tęsknią za chwilami normalności i wytchnienia. Nie jest to temat zbyt oryginalny, został on już poruszony w wielu książkach i filmach, lecz i tym razem został przedstawiony raczej ciekawie oraz idealnie wpasował się w ramy tego tekstu, traktującego w większości o błahych problemach, które jednak mogą urosnąć do większej rangi.

- Z pewnością udałoby się nam wpaść w mnóstwo tarapatów.
Graham się rozpromienił.
- Zawsze chciałem ukraść łódkę w kształcie łabędzia.”

Mimo że historia jest banalna, to autorka przedstawia ją nie tylko przekonująco, ale i interesująco. Potrafi wciągnąć czytelnika od pierwszych stron, na których znaleźć można serię e-maili wymienianych między Ellie i tajemniczym G. Przyznam, że gdy zaczęłam czytać, to przepadłam i wręcz pochłonęłam tę powieść. Jest ona spokojna, opisuje życie bez niesamowitych wydarzeń, nie ma w niej nic szokującego. Czytanie jej można przyrównać do rześkiego powiewu, będącego lekkim i przyjemnym wytchnieniem w upale. Autorka wykazuje się także humorem, tworząc tę opowieść. Przedstawia nam ją z dwóch punktów widzenia – Ellie i Grahama – w narracji trzecioosobowej. Dzięki temu możemy lepiej poznać całokształt ich przeżyć, poznać ich i ich uczucia. Łatwiej jest też zrozumieć to, z czego wynikają ich poszczególne zachowania. Pozwala to również zżyć się w pewien sposób z obojgiem głównych bohaterów i patrzeć na ich poczynania z nutką nie tylko zaciekawienia, ale też troskliwości.

„Tak wygląda szczęście” może i nie jest tak dobrą książką jak „Serce w chmurach”, nie posiada tej samej magii, ale jednak i tak jest to sympatyczna oraz zwyczajnie godna przeczytania lektura. Od początku do końca wszystko ma w niej sens, odbiorca z przyjemnością śledzi poczynania bohaterów i zostaje wciągnięty do tego świata - do spokojnego małego miasteczka, w którym powoli zaczyna się coś dziać. Pozycja ta obchodzi się bez jakichś szaleństw, nie pokazuje nam wiele nowego, a jednak ma swój urok. Jest lekka i odrobinę zabawna. Do samego końca czytałam ją z zainteresowaniem. Nawet zakończenie, które wydało mi się początkowo niewiele wyjaśniające, tak naprawdę jest idealne i po prostu pasuje do tej powieści. Jeżeli ktoś szuka takiej niezobowiązującej i rozluźniającej historii, to serdeczne mu ją polecam. Sądzę, że się nie zawiedzie i spędzi kilka miłych chwil z nowymi przyjaciółmi, którzy poznali się jedynie przez pomyłkę, mimo że ich spotkanie zdawało się być im przeznaczone.


- I co teraz?
- (…) teraz czekamy.
- Na co?
- Na jutro.”


Moja ocena 7/10


Tytuł: Tak wygląda szczęście
Autor: Jennifer E. Smith
Ilość stron: 400
Wydawca: Bukowy Las
Data premiery: 2014-01-31



O autorce:
Jennifer E. Smith jest autorką powieści „Serce w chmurach”, „The Storm Makers”, „The Comeback Season” oraz „You Are Here”. Jej książki zostały przetłumaczone na dwadzieścia dziewięć języków. Uzyskała tytuł magistra kreatywnego pisania na szkockim uniwersytecie St. Andrews. Obecnie pracuje jako redaktorka w Nowym Jorku.




Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Bukowy Las, za co serdecznie dziękuję!

http://www.bukowylas.pl/

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...