„Ani chwili spokoju”
Wiktoria Biankowska
myślała, że wszystko w końcu zaczęło się układać. Zerwała z
Piotrusiem, zrozumiała, że kocha diabła Beletha, a Azazel wydawał
się nawet nic nie knuć, gdyż był zajęty swoja dziewczyną
Kleopatrą. Moroni siedział w anielskim więzieniu, Wiki pozbyła
się boskich mocy... cud miód, można by rzec. Ale diabły nie
próżnują, przez biały krzyżyk na drodze, zgubiony portfel i
ciężarówkę z mrożonkami dziewczyna umiera. Znowu! Z początku
jest wściekła, potem zaskoczona i nie potrafi zrozumieć sytuacji.
A dlaczego? Bo przez zwykłą pomyłkę w końcu ląduje w Tartarze.
Myślała, że to niemożliwe... a jednak, nadal da się jej zrobić
miłą, bądź też nie, niespodziankę. Spotyka tam Charona, brata
Śmierci, który przeprowadza ją przez rzekę Styks, za co musi
zapłacić (w głowie jej się to nie mieści). Na jej drodze staje
również Hitler, który zaś nie umywa się do księżnej Elżbiety
Batory, która najprawdopodobniej postradała zmysły. Wiemy, że
Wiktoria wiele potrafi, ale czy wydostanie się z Tartaru, skąd
jeszcze żadna potępiona dusza nie wróciła? Albo czy nie przewróci
tego świata do góry nogami...
Była diablica, niedoszła
anielica – Wiki bardzo lubi się tak przedstawiać. Lecz teraz
staje się potępiona... ciekawe czego jeszcze spróbuje. Spotyka ją
już druga śmierć! Jakby jedna nie była wystarczająca. Na dodatek
znowu spotyka ją ona nie wtedy gdy powinna. Jak pech to pech. Tak
się wszystko kończy, gdy zaczyna się układać z diabłami. Jak
dziewczyna sobie poradzi? I czy będzie wkurzona? Oj, to na pewno.
Kiedyś była normalną śmiertelniczką, całkiem dobrą,
niekłótliwą i raczej spokojną. Teraz pyskuje, odgraża się i
często sieje postrach. Stała się twarda, już nie tak zagubiona, w
końcu musi sobie radzić. Jest ważną postacią, wszyscy o niej
słyszeli, a Archanioł Gabriel rywalizuje o nią wraz z Lucyferem,
czyją pracownicą zostanie. Ta cała wyjątkowość wychodzi już
jej bokami, jednak musi zachować zimną krew i poradzić sobie wśród
najgorszych i najbardziej szalonych dusz, jakie kiedykolwiek
istniały. Azazel przy nich to pryszcz, a już sam on potrafi
doprowadzić do białej gorączki.
Tym razem przenosimy się
do Tartaru. Pani Miszczuk przedstawiła nam już wizję życia
pozagrobowego, a teraz ją tylko urozmaiciła o nową krainę. Jest
ona z pewnością o wiele bardziej posępna i szara od tych, które
wcześniej poznaliśmy. Mimo iż ciekawie była przedstawiona i był
to znowuż nowy wymiar śmierci, to jednak wypada blado przy kreacji
Piekła i Nieba. Aczkolwiek dzięki nowemu otoczeniu do akcji
wkraczają nowi bohaterowie. Największa uwagę zwraca księżna
Elżbieta, która jako ten zły charakter nie wzbudza sympatii.
Szkoda tylko, iż na rzecz nowych, starzy znajomi Wiki zostali
odsunięci na dalszy plan. Niezwykle brakuje tutaj Azazela i jego
pokręconych pomysłów, które teraz są już tylko rzadkością,
ponieważ nie mamy z nim styczności. Poza tym tylko w jednej
scenie spotykamy kota Behemota (w „Ja, anielica” chodził np. po
suficie, mądra bestia). Pod tym względem byłam trochę
zawiedziona, choć i tak nie przeszkodziło to w niezwykle pozytywnym
odbiorze tego utworu.
Kolejną ważną kwestią
(szczególnie dla fanów serii) jest wątek miłosny byłej diablicy
z diabłem Belethem. Mogę zdradzić, że jest on o wiele bardziej
rozwinięty niż w poprzednich tomach. Aczkolwiek ucierpiał na tym
wizerunek Beletha, który mimo że nie stracił swego uroku i
chytrego uśmieszku, to jednak stał się bardziej ckliwy i mniej
energiczny. Lecz dzięki temu fani tej pary będą z pewnością
zadowoleni z rozwoju ich związku. Osoby niezainteresowane tym
aspektem książki powinny zadowolić się humorem, którego i w tej
części nie brak. Fabuła również jest interesująca, nowe
sytuacje, nowe kłopoty i nowi wrogowie napędzają akcję, przez co
nie da się oderwać od tej lektury i z fascynacją czyta się o
postępie prób ocalenia Wiktorii. Na dodatek autorka przedstawia
kilka ciekawych epizodów związanych z Lucyferem, Gabrielem, ich
zakładami i rywalizacją... niektóre rzeczy potrafią zaskoczyć w
nich i wywołać na ustach szeroki uśmiech.
Wiktoria potrafi wkurzyć
każdego kogo napotka na swej drodze i niekiedy zaczyna robić to z
premedytacją. Gdy Beleth zaczyna się stabilizować, to była
diablica pokazuje pazurki. Potrafi wywołać wojnę zawsze i
wszędzie, za nią ciągną się kłopoty, a osoby które spotyka
dziwnie często okazują się psychopatami. „Ja, potępiona” nie
zawodzi oczekiwań, jest świetnym zwieńczeniem trylogii i dostarcza
wiele rozrywki. Jest to jedna z moich ulubionych serii, bohaterowie
skradli me serce, fabuła jest wciągająca i fascynująca, a język
pisania autorki przystępny. Na dodatek zakończenie było
intrygujące i zabawne. Z tą książką nie można się nudzić,
łatwo odreagować po ciężkim dniu, bądź też po prostu miło
spędzić czas ze świetną pozycją. Dla osób, które czytały „Ja,
diablica” i „Ja, anielica” jest pozycją obowiązkową, zaś tych
którzy jeszcze tego nie zrobili, serdecznie zachęcam, by to
zmienili i polecam całą serię, jako idealny sposób na miłe
spędzenie czasu. Diabły wcale nie są takie straszne, anioły
idealne i nikt nie jest nieomylny, a warto się o tym przekonać
sięgając po tę lekturę.
„- Mam pewien problem
– stwierdził Beleth. - A raczej my wszyscy mamy pewien problem.
Blondwłosy Lucyfer
lekko pobladł. Jego pierś ukryta pod białą koszulą z szerokim
żabotem zaczęła poruszać się w rytm nerwowego oddechu.
- Co znowu zrobił
Azazel? – zapytał głucho. ”
Moja ocena 9/10
Tytuł:
Ja, potępiona
Autor:
Katarzyna Berenika Miszczuk
Ilość
stron: 416
Wydawca:
Wydawnictwo W.A.B
Data
premiery: 2012-10-03
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa W.A.B za co serdecznie dziękuję ^^
______________________________
Książkę można nabyć
też w księgarni Gandalf