wtorek, 30 kwietnia 2013

Stosik kwietniowy (kolejny maluczki ^^)

Hej! Przepraszam, że tak późno wstawiam stosik, ale zwyczajnie wcześniej nie znalazłam na to czasu. Tak to jest, jak robi się wszystko na ostatnią chwilę ^^ . Nom, w ogóle w tym miesiącu znów nie zamawiałam prawie wcale książek, ponieważ jakoś straciłam chęć do czytania... w kwietniu skończyłam ledwo cztery książki o.O . Nie wiem, jak to się mogło stać. Niemniej jednak jedną z nich, czyli Requiem, połknęłam wczoraj. Całą... wtedy nagle i chęci, i wena mi powróciły, tak więc mam nadzieję, że się poprawię. A stosik mimo że jest niewielki, to bardzo mnie cieszy :)




Tradycyjnie od dołu:

Złota Lilia – Richelle Mead - spóźniony prezent od Abi , dziękuję! ;*
Pamiętniki półbogów - Rick Riordan - do rec. od Wydawnictwa Galeria Książki
Przysięga - Kimberly Derting - od Nastka do rec.
Dni krwi i światła gwiazd - Laini Taylor - jw.
Requiem - Lauren Oliver - do rec. od Wydawnictwa Otwarte
Królestwo łabędzi - Zoe Marriott - do rec. od Wydawnictwa Egmont



A tak poza tym... No to zmieniłam szablon, o czym informowałam w poprzedniej notce. Znowu wróciłam do ciemnych kolorów, choć mi już co poniektórzy narzekają, że taka kolorystyka do mnie nie pasuje... i że widzą we mnie raczej pstrokaciznę, a nie to. No miło. xd Haha, ale takie życie. A teraz majówka nadchodzi... może ponadrabiam, a może się polenię. Stawiam na to drugie mimo wszystko, chęci to jednak nie wszystko ^^ 

I znowu tradycyjnie potruję i tu, że założyłam w kwietniu bloga, tym razem z opowiadaniem fanfiction... do Pottera. Pojawiło się już 5 rozdziałów, ale duma. Tak wiem, chyba o tym pisałam, plus jest button... i osobna zakładka o blogach... ale dopiero zaczynam, więc staram się jak mogę, by ludzie się o tym dowiedzieli. A nóż widelec im się spodoba :) . Nom, a jak nie, to nic nie stracę. Szczególnie że mam zamiar do tego bloga podejść bardziej poważnie, niż do tego drugiego z opowiadaniem.... no i ten cudny szablon, kocham go *.* Nom, nom, zostawiam button, który przekierowuje do bloga, jakby ktoś się skusił ^^ 
A nawet dwa... żeby się pochwalić, że w ogóle są.... trzeci już widzieliście, ładnie sobie wisi w gadżetach :) . Choć teoretycznie można się było już z nimi spotkać, bo niektóre kochane osoby namawiam, by u siebie gdzieś umieściły.... bo a nóż widelec łyżeczka, ktoś u nich w to kliknie ^^ . Tak, wierzę chyba w jakieś cuda, ale najlepiej jest myśleć pozytywnie! Po co się martwić czy coś, jak można się pocieszyć z maluczkich rzeczy... takich jak ten stosik czy też [ostatnio] każdy nowy komentarz pod rozdziałem na znak, że ktoś jednak przeczytał te moje wypociny. xd Ale już się nie rozgaduję, bo nie wiadomo, co bym jeszcze nawymyślała... Więc to tyle, postaram się napisać niedługo recenzję, tak by móc ją wstawić w czwartek :)




Pozdrawiam,
Tris ^^

niedziela, 28 kwietnia 2013

Zapowiedź: Papierowe miasta - John Green




Tytuł: Papierowe miasta
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Gatunek: literatura młodzieżowa, obyczajowa
Liczba stron: 400
Format: 135 x 205 mm
Oprawa: Broszurowa ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90
Data premiery: 05.06.2013



OPINIE O KSIĄŻCE
„Fascynująca, inteligentnie skonstruowana i głęboko poruszająca”. SCHOOL LIBRARY JOURNAL
„Czytelnikom spodoba się ekstrawagancka podróż i niesztampowe myślenie”. PUBLISHERS WEEKLY


TREŚĆ
Quentin Jacobsen – dla przyjaciół Q – od zawsze jest zakochany we wspaniałej koleżance, zbuntowanej Margo Roth Spiegelman. W dzieciństwie przeżyli razem coś niesamowitego, teraz chodzą do tego samego liceum. Pewnego wieczoru w przewidywalne, nudne życie chłopaka wkracza Margo w stroju nindży i wciąga go w niezły bałagan. Po czym znika. Quentin wyrusza na poszukiwanie dziewczyny, która go fascynuje, idąc tropem skomplikowanych wskazówek, jakie zostawiła tylko dla niego. Żeby ją odnaleźć, musi pokonać setki kilometrów. Po drodze przekonuje się na własnej skórze, że ludzie są w rzeczywistości zupełnie inni, niż sądzimy.

AUTOR
John Green jest pisarzem amerykańskim, autorem bestsellerów z listy „New York Timesa”. Debiutował znakomitą powieścią Szukając Alaski, porównywaną z Buszującym w zbożu J. D. Salingera, opublikował następnie kilka powieści (m.in. Papierowe miasta), z których ostatnia – Gwiazd naszych wina – przyniosła mu ogromną poczytność i światową sławę. Jest laureatem licznych nagród literackich, m.in.: The Printz Medal, Printz Honor i Edgar Award. Mieszka z żoną i synem w Indianapolis. Wraz z bratem Hankiem prowadzi Vlogbrothers, jeden z najpopularniejszych projektów wideo w sieci.


____________________________





Osobiście nie mogę się doczekać tej książki, a Wy? Powieść "Gwiazd naszych wina" mnie urzekła i jestem bardzo ciekawa reszty twórczości tego autora. A do premiery już nie ma aż tak wiele czekania! Maj nastanie na dniach, a pozycja ta ma swą premierę już 5 czerwca... pokładam w niej wielkie nadzieje! ^^ 


I w ogóle zmieniłam szablon, jak Wam się podoba? Mnie nagłówek urzekł po prostu <3


Pozdrawiam,
Tris



piątek, 26 kwietnia 2013

Liczby życia: co numerologia mówi o tobie i innych - Violetta Kuklińska-Woźny




Jedna liczba – wiele informacji”


Matematyka jest królową nauk. Nie ma się co dziwić, skoro liczby tak wiele za sobą kryją. Dzień, miesiąc i rok urodzenia – to wszystko ma duże znaczenie dla każdego z nas. W oparciu o te dane, można się też sporo dowiedzieć o innych, rozszyfrować ich, poznać słabe oraz mocne strony, szanse i zagrożenia dla danych osób. Liczby mogą także zdradzić, jaki jest czyjś potencjał i co powinno się zrobić, jak żyć, aby rozwijać się tak, jak należy, kierować się w dobrym kierunku. To kiedy się urodziliśmy, ma w takim razie wpływ na to, jak ukształtował się nasz charakter, jak również w którą stronę może on zmierzać. Także imię i nazwisko mają znaczenie, choć tutaj ten temat niestety nie został rozwinięty. Numerologia jest nauką niezwykle interesującą, która odkrywa przed nami wiedzę o charakterze ludzi i ich możliwościach, o tym w jaką stronę mogą się rozwinąć oraz nie tylko. Książka „Liczby życia. Co numerologia mówi o tobie innych” przedstawia nam to wszystko. Dzięki niej możemy zacząć nasze obcowanie z tą dziedziną.

Pozycja ta jest zgrabnie podzielona na rozdziały, dzięki czemu łatwo w niej wszystko znaleźć. Rozprawia o drodze życiowej, ewolucji duszy, liczbach dnia urodzenia, miesiąca, roku, o momentach przełomowych, cyklach i nie tylko. Można również dowiedzieć się z niej, jaki jest związek pomiędzy karmą a numerologią. Wszystko opisane jest dość szczegółowo, wskutek czego możemy wiele dowiedzieć się o sobie i swoich predyspozycjach. Książka ta napisana jest językiem zrozumiałym i prostym w odbiorze (nie zaś jakimś wydumanym, co niekiedy zdarza się w podobnych pozycjach), co zdecydowanie działa na plus tej publikacji. Wiele można się dowiedzieć z tego utworu, szkoda jedynie, że zostało w nim pominięte np. znaczenie imion i nazwisk, tylko przez chwilę wspomniane. Niemniej jednak reszta zagadnień jest opisana skrupulatnie. Poza tym szata graficzna jest prosta, wszystko jest przejrzyste, łatwe do odszukania i zrozumienia.

To było moje pierwsze spotkanie z numerologią i ze szczerym zainteresowaniem czytałam o osobowościach, jakiś głównych cechach, predyspozycjach zawodowych, jak i partnerskich. Wyliczałam wcześniej naturalnie swoją liczbę drogi życia oraz z chęcią dowiadywałam się, jakie też cechują mnie możliwości czy podejście do różnych spraw. To samo tyczyło się liczb miesiąca urodzenia, dnia i roku, przy których również znalazłam dokładne charakterystyki. Jako że do takich rzeczy mimo wszystko podchodzę z przymrużeniem oka, to byłam pod wrażeniem, iż większość tego, co czytałam, miała odzwierciedlenie w moim życiu. Ta publikacja dała mi do myślenia, szczególnie na temat tego, jak chciałabym, by potoczyło się moje dalsze życie. Pozycja ta może obudzić człowieka i pokazać mu, jak to z nim naprawdę jest i jakie ma szanse w życiu. Choć naturalnie nie musi on w to uwierzyć. Jednak już samo zastanowienie się na tymi sprawami może okazać przydatne.

„Liczby życia. Co numerologia mówi o tobie innych” jest pozycją ciekawą, która z pewnością zasługuje na uwagę. Osoby interesujące się tą dziedzina bądź też pragnące dowiedzieć się o niej czegoś, powinny sięgnąć po tę publikację, gdyż może ona odpowiedzieć na niektóre ich pytania, jak i przedstawić ciekawą wiedzę, która praktycznie sama wchodzi do głowy. Mimo że to dopiero moje początki w tej tematyce, to naprawdę się zaciekawiłam, dlatego możliwe jest, że dalej będę szukać na ten temat jakiś informacji, co jest wynikiem przeglądania tego utworu. Chcesz poznać prawdziwą naturą niektórych osób, dowiedzieć się czegoś o innych lub o sobie? Zacząłeś się zastanawiać nad tym, co takiego zwykłe cyfry mogą za sobą kryć? Jeżeli tak, to nie skreślaj tej książki, a porozglądaj się za nią. Serdecznie polecam.





Tytuł: Liczby życia: co numerologia mówi o tobie i innych
Autor: Violetta Kuklińska-Woźny
Ilość stron: 358
Wydawca: Studio Astropsychologii
Rok wydania: 2012





 Książkę otrzymałam od Studia Astropsychologii, za co serdecznie dziękuję ^^


wtorek, 23 kwietnia 2013

Drugie urodziny bloga!




Na dobry początek

23 kwietnia 2011 roku na tym oto blogu pojawił się pierwszy post. Sama siebie nie podejrzewałam o to, że blogowanie tak mnie wciągnie. Ale gdy wybił mi okrągły roczek, zaczęłam w siebie bardziej wierzyć i stwierdziłam, że bloga nie porzucę... jakżebym mogła! Jak widać, udaje mi się trwać w tym postanowieniu kolejny rok. Muszę przyznać, że cieszę się z tego ogromnie! Blog pozwala mi na rozwijanie się w kierunku pisania, a samo "Miasto mgły" pokazało mi, iż jednak potrafię czegoś nie porzucić i się wkręcić. Właśnie przez to ostatnio założyłam dwa inne blogi, jeden z fanfiction HP (http://alex-i-lu.blogspot.com/) i drugi również z opowiadaniem, lecz takim luźnym... dziwnym i prostym, zbierającym do kupy moje dziwne pomysły, które mogą w pewnym momencie załamać swą absurdalnością (http://pixie-hat.blogspot.com/). Co ciekawe... zasługą tego bloga jest również to, że zaczęłam więcej czytać. Niemniej jednak największym moim zaskoczeniem było pokochanie anime, z którym również zapoznałam się, dzięki wstąpieniu do blogosfery. Mimo że to blog o książkach, to miał na mnie wpływ nie tylko pod tym względem i właśnie dlatego tak go sobie cenię, :)



Troszkę statystyk (ale jak najmniej!)

Tyle cyferek, tyle cyferek! Dużo ich zaraz będzie, ale postaram się jak najkrócej, bo tutaj jest to najmniej istotne. Hmm... no to na początek... a nie, ja nawet nie wiem ile przez te dwa lata przeczytałam. O-o. Ale coś koło 240 książeczek, wiec źle nie jest. Jednak miało być o blogu... to... hmm... piszę właśnie 276 post. Dobrze, sądzę że trochę tego jest! Co ja gadam, jestem dumna z tej liczby i tyle! xd Szczególnie że w tym zawiera się 214 moich opinii o książkach, 4 o anime, 4 o filmach, 3 o kartach i nawet jedna o spektaklu teatralnym! Filmy czy spektakle już raczej tu nie zagoszczą, za to anime i owszem, jak mówiłam co najmniej raz na miesiąc, choć zapewne częściej. Oh, ale chyba zapomniałam o ogólnych statystykach! No to po prostu w ciągu dwóch lat nazbierało się 344 obserwatorów (dziękuję!), czytelnicy pozostawili po sobie 4915 komentarzy, a strona była wyświetlona (na chwilę obecną) 90686 razy! Na dodatek statystyki rosną, co jest zrozumiałe i wiąże się z regularnym dodawaniem notek. A jak cieszy <3.  Niemniej jednak starczy już, to nie jest najważniejsze... ale za to bardzo budujące dla człowieka. Motywuje go do działania. 



I to co najważniejsze w blogosferze, czyli ludki i ufoludki, które poznałam!

Nadszedł czas na najwspanialszą część! W ciągu tych dwóch lat pisałam z tyloma osobami, że nie zliczy się tego. Niektóre przychodziły, niektóre odchodziły, niemniej jednak były też takie, które trwały przy mnie i nie zrażały się tymi bzdurami, które plotłam... czy też moim marudzeniem. Chciałam tu naturalnie wspomnieć o Gagatku, który to powinien zrozumieć (tak, kochanie, wiem, że nie powinnam pisać o Tb w rodzaju męskim <3), że ja zawsze jestem na gg, a nie wymawiać się tym, że byłam niewidoczna. I który swoimi sucharami zabija, tak samo jak komentowaniem kości policzkowych Puchatka na mojej tablicy ^^. Dalej, nie mogę zapomnieć o Gabi, z nickiem Aithusa (nie miałam pojęcia, jak to odmienić xd), którą jeszcze przekonam do anime! Zobaczysz... czy to kłótnie o to, że któraś z nas pisze, bo czegoś tylko chce, czy co innego, zawsze kończyło się dobrze. Następnie, Julie Wellings, która coś ostatnio się nie odzywa (ja niby też, ale cicho sza ^^), pewnie się do mnie zraziła, mimo że tak przyjemnie i normalnie (o dziwo o.O) nam się pisało. Szkoda tylko, że Ola123 coś ostatnio mniej się też pojawia. Ah, nawet tutaj będę Ci marudzić! Jednak nie ma co narzekać, bo sama zawalam... Nie mogę zapomnieć właśnie o Samash, z którą ostatnio coraz rzadziej mogę pogadać... (a przecież kiedyś to było codziennie!) i mam nadzieję, że mi wybaczy. W końcu dogadywałyśmy się mimo zupełnie odmiennych upodobań, szczególnie co do tego, co oglądamy xd. W tym gronie znajdzie się również chłopiec (łał xd), bo z Robertem to piszę dość często. Zwyczajnie mam o czym, on tez pisze, też czyta, też ogląda anime.. też mi truje ^^. Nie ma to jak zrozumienie. I jeszcze Marcepankowa, którą poznałam stosunkowo niedawno, a która okazała się przemiłym karzełkiem (nie mogę się pozbyć tego określenia, bo kiedyś sama tak napisałaś xd).  Naturalnie to nie są wszyscy (taa.. lubię utrzymywać wiele kontaktów przez internet i na żywo). Po pierwsze kilku osób nie będę wymieniać (ile by to zajęło miejsca inaczej o.O), po drugie zostały jeszcze cztery bardzo dla mnie ważne <3 . A są nimi oczywiście Fufuś, Cassiel, Abigail i Karolka (ciesz się kosmitku xd). Kolejność teraz nie będzie istotna... to samo tyczy się długości akapitów, która nie ma nic do rzeczy ^^

Zacznijmy tak nie po kolei, bo od Abigail. Tak, tak Od zawsze i na zawsze. Powiem Ci, że za Chiny Ludowe nie przebiję Twojego wywodu z początku kwietnia, dlatego pozwolę sobie cytować. Tak więc może i z Kaczuszką (wiem, jak kochasz to określenie xd) nie poznałam się całkiem na początku, lecz to ona okazała się być do mnie najbardziej podobna. Trochę mnie to przerażało, zwłaszcza gdy poznawałam kolejne nasze podobieństwa, zamiast różnic nas dzielących. Niemniej jednak ostatecznie okazało się, że jesteśmy podobne jak benzyna i śpiwór, jak bi i toster, jak kisiel i budyń oraz jak kaczka i kangur! Tak, to idealnie nas opisuje ^^. Ten bitoster zacznie oglądać w końcu Fairy tail, a nie będzie go tak porzucał, no... ale ja się nie stresuję, mimo że ta odkłada to ciągle w czasie. I czekam na koniec świata, który sobie pooglądamy, będzie wyżerka na księżycu! I pamiętaj, jeden Natsu dla każdej z nas <3.  Naturalnie, czekam też na ten nasz wyjazd do Japonii i Włoch i podbój całego świata... dopiero potem pooglądamy sobie jego klęskę. I ah, kocham te  Twoje określenie: Takich trzech, jak nas dwie, to ani jednego. *.* Nom, czyli tak w skrócie, to ona znosi moje pieprzenie trzy po trzy... z nią nigdy nie jest nudno. Wiem, że nie zapomnę, jak miałam doła, a ta powiedziała mi, bym pocięła się żelazkiem... co świadczy nie tylko o jej nienormalności, lecz i mojej... bo dostałam takiej głupawki, że zapomniałam o wszystkich troskach. ^^

Następnie Cas... ojej, muszę trochę krócej pisać, bo przeginam o.O. No więc Cassiel zawsze mnie wysłuchała, na dodatek, jako że to moja rówieśnica, to mogłam z nią dużo narzekać na zrypaną naszą podstawę programową. Ponadto zawsze, jak ją prosiłam, sprawdzała mi co trzeba, bez słowa skargi. Nawet jeżeli zajmowało jej to ponad dwie godziny... (wiesz, że Cię kocham <3). Poza tym i ona znosiła moje odpały, narzekania i jeszcze raz odpały. Jakoś zawsze widziałam w niej wsparcie ^^ 

Kolejny jest kosmitek (dla niewtajemniczonych Karolka). Ojej... ile ja się nasłuchałam od niej marudzenia, dziwnych gadek, opowieści rożnych treści itp. Do niej to trzeba mieć anielską cierpliwość, naprawdę, jest gorsza ode mnie, a tego w życiu się po nikim nie spodziewałam! Lecz cieszę się z tego bardzo <3 (patrz, dostałaś serducho, o które tak się zawsze upominasz xd). Oj, lepiej nie będę tu przywoływać żadnych wspomnieć, czy tych o herbacie czy innych... bo ludzie by się na pewno załamali naszym zachowaniem... to są nasze wspomnienia i tyle ^^ 

No i na koniec wspaniała Fufuś! Zdradzę Ci w końcu, że jak pisałam do Cb po raz pierwszy, myślałam, że jesteś chłopakiem... dopiero stare poczciwe gg wyprowadziło mnie z tego błędu. Chyba nigdy Ci się do tego nie przyznałam... Nom, ale o tej niesamowitej osóbce teraz. Okazało się, że mieszka blisko mnie, więc przyjechała do mnie nieraz! Była u mnie na urodzinach, ja do niej też wpadnę po babeczki (a robi pyszne! <3). Ta dziewczyna zawsze sprawia wspaniałe prezenty, pomoże w potrzebie czy to w nauce, czy to z problemami natury osobistej, czy innymi! Ona wie o mnie więcej niż większość osób, które spotykam na co dzień, konkurować z nią może tylko moja przyjaciółka (Fufuś przepraszam, ale z nią przegrywasz xd). To naprawdę jest dziwne... dlatego też niezmiernie się cieszę, że miałam okazję ją poznać, porozmawiać i znaleźć w niej wspaniałą przyjaciółkę <3. Mimo że nie widzę jej cały czas, to nie przeszkadza, zawsze jak muszę, to mogę z nią pogadać! Pamiętaj, jesteś najlepsza, Fufusiu! *.*


No to koniec

Ojej... troszkę się rozpisałam o.O Szczególnie o bliskich mi osobach, które mieszkają daleko. No cóż, jak widać czerpię same korzyści i przyjemności z blogowania i nie mam najmniejszego zamiaru tego zmieniać, to jest pewne. To teraz czekam na trzeci roczek, który też z pewnością w końcu wybije! Przepraszam za taką długość mych wywodów, lecz nie mogłam się powstrzymać. Szczególnie że normalnie nie umieszczam żadnych postów ze swoimi przemyśleniami... to teraz miałam okazję zaspamować ^^ . Ci co mnie nie znają... im staczy ta pierwsza część i tyle xd 


O i w ogóle niedługo zmiana szablonu, prawdopodobnie na dniach, jak już zostanie mi zrobiony ^^



Pozdrawiam
Tris

niedziela, 21 kwietnia 2013

Elementarz astrologiczno-chirologiczny - Genowefa Szrajer i Zornica Samardżijewa





Bieg gwiazd, zapowiada przyszłość”


„Elementarz astrologiczno-chirologiczny” jest z założenia podręcznikiem dla początkujących, pragnących rozpocząć swą przygodę z tymi dwiema dziedzinami. Podążając tą drogą można poznać charakter, zdolności, talent czy możliwości życiowe ludzi. Naturalnie nie przewiduje się tutaj przyszłych działań, a raczej predyspozycje danej osoby. Niemniej jednak połączenie chirologii z astrologią umożliwia dogłębniejszą analizę i interpretację horoskopu bądź większą pewność co do przewidzianych sytuacji. Elementarz ten jest wprowadzeniem do tych dwóch nauk, które nie są aż tak od siebie odległe i mają pewne cechy wspólne. Łączy on horoskop, który mówi o potencjale danej osoby i jej osobowości, z analizą chirologiczną, która tyczy się tego jak ukształtowało się nasze życie, może je zweryfikować. Jest to ciekawe połączenie, które może wiele ukazać i pomóc wyciągnąć jakieś wnioski.

Warto wspomnieć tylko czym są te dwie dziedziny. Chirologia polega na badaniu dłoni, natomiast astrologia zajmuje się położeniem ciał niebieskim na nieboskłonie oraz ich wpływem na życie ludzkie. W tej książce znajdzie się informacje na temat charakterystyki planet, aspektów, żywiołów, jakości czy domów horoskopowych. Również zamieszony jest krótki opis znaków zodiaku. Natrafimy tu także na zasady interpretacji horoskopu, wypisane w punktach. Szczerze mówiąc, wiedza, z którą się tu stykamy jest naprawdę podstawowa, a wszystko opisane jest dość zwięźle. Trochę się w tym miejscu zawiodłam, gdyż niewiele dowiedziałam się z tej pozycji. Rozumiem, jest to elementarz dla początkujących, niemniej jednak mówi on bardzo mało. Często też zwraca uwagę na rzeczy, które wie się nawet z życia codziennego, w końcu o horoskopie każdy kiedyś co nieco słyszał, tak jak i o znakach zodiaku. Ogólnie na wprowadzenie do astrologii jest poświęcone jedynie trzydzieści stron, więc nie ma się co dziwić tam skromnemu zgłębieniu się w temat.

Natomiast wiedza chirologiczna została przedstawiona w świetle symboliki astrologicznej. Było to ciekawym rozwiązaniem i czymś nowym, dzięki czemu na tym polu poszerzyłam swą wiedzę. Niemniej jednak zabrakło mi tutaj większej ilości ilustracji, które sprzyjają nauce z czytania z dłoni. Niewiele wcześniej miałam do czynienia z inną pozycją, poświęconą chirologii i tam obrazki niezwykle urozmaiciły lekturę. Na dodatek nie miało się wrażenia, że tekstu jest za dużo bądź, że się zlewa. Naturalnie i w tej dziedzinie mamy do czynienia z wiedzą całkiem podstawową, lecz było to zapewne nieuniknione. Ponadto przez to książka ta z pewnością skierowana jest do osób, które nie miały jeszcze nigdy do czynienia z tymi naukami. Największym plusem chyba jest czwarty, ostatni rozdział, który przedstawia analizę przykładowych ludzi, zastosowując wcześniej opisaną wiedzę teoretyczną w praktyce. Poświęcono temu więcej uwagi niż samej astrologii i trochę mnie to zdziwiło, lecz nie czułam się w tym przypadku jakoś szczególnie niepocieszona.

Co do pozycji tej mam mieszane uczucia. Owszem, dowiedziałam się z niej czegoś nowego, jednak mogłaby być ona lepsza i jestem pewna, że ciekawsze teksty można znaleźć w ofercie tego wydawnictwa. W książce tej spotkamy również trochę specjalistycznych pojęć, które zostały wyjaśnione i sama nie wiem czy jest to plus czy nie, gdyż nie do końca wydawało mi się to potrzebne. Lecz i tak nie mogę powiedzieć, iż całkiem się zawiodła, ponieważ nie żałuję, że książka ta wpadła w moje ręce. Mogłam się dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy i nawet jeżeli niektóre kwestie nie były dla mnie nowością, to i tak w jakiś sposób poszerzyłam swoją wiedzę. Polecam tę publikację osobom całkiem początkującym, które jeszcze nie zaczęły zgłębiać tego tematu. Jednak zachęcam, by razem z nią znalazły sobie również dodatkowe utwory, opisujące osobno każdą z tych nauk.


Nawet jeśli jesteś przekonany, że:
Bieg gwiazd, zapowiada przyszłość
pamiętaj, że to ty – a nie gwiazdy – ją tworzysz.”




Tytuł: Elementarz astrologiczno-chirologiczny
Autor: Genowefa Szrajer i Zornica Samardżijewa
Ilość stron: 176
Wydawca: Studio Astropsychologii
Data premiery: 2010-06-02





 Książkę otrzymałam od Studia Astropsychologii, za co serdecznie dziękuję ^^

czwartek, 18 kwietnia 2013

451° Fahrenheita - Ray Bradbury


Książki są po to, by nam przypominać, jacy z nas durnie.”


„451° Fahrenheita” przedstawia niezbyt optymistyczną wizję świata. Teoretycznie ludziom żyje się dobrze, niemniej jednak spędzają oni czas przed telewizyjnymi ścianami bądź mkną z wielkimi prędkościami po drogach. Nie zatrzymują się, nie zastanawiają nad niczym. Są wśród nich również ludzie zwani strażakami. Lecz nie gaszą oni pożarów, a je wzniecają. Mają za zadanie palić książki. Guy Montag jest właśnie przykładowym strażakiem. Wykonuje swój zawód od dziesięciu lat, niszczy księgi, domy, wiedzie zwyczajne życie. Ale jednego dnia spotyka Clarissę. Jest to aspołeczna dziewczyna, nieakceptowana przez innych, która zadaje mu dziwne pytania, skłania do myślenia. I właśnie to bohater robi. Zaczyna myśleć, zastanawiać się. Chodzi do pracy, puszcza z dymem kolejne dzieła, lecz pewnego razu, razem z nimi i całym dobytkiem ginie również starsza kobieta. Jego żona nie widzi w tym nic dziwnego, lecz jego zaczynają dopadać wątpliwości. Mężczyzna budzi się i widzi w jakim wypaczonym społeczeństwie cały czas żyje.

Książka w domu sąsiada jest jak nabita broń. Trzeba ją spalić. Unieszkodliwić umysł. Któż wie, kogo taki oczytany człowiek mógłby wziąć na muszkę?”

Wizja jaką przedstawia nam autor, jest wręcz przerażająca. Tym bardziej straszna, że to co opisuje, nie jest tak niemożliwe i dalekie. Świat bez książek. Już sam tytuł do tego nawiązuje, bowiem 451 stopni Fahrenheita to temperatura w jakiej pali się papier. W tej rzeczywistości palenie, niszczenie jest na porządku dziennym. Na dodatek uważa się, że strażacy od zawsze pełnili taką rolę, nigdy nie gasili, a zawsze wywoływali pożary. Co jest tego przyczyną? Otóż literatura stała się niepotrzebna. Choć „niebezpieczna” byłaby pewnie trafniejszym słowem. Aczkolwiek co ciekawe to sami ludzie do tego doprowadzili. To oni nie chcieli czytać, oni wybrali telewizję, łatwiej przyswajalne informacje. Byli za zniszczeniem książek. Najpierw je streszczali, potem literatura została całkiem wyparta przez inne środki wyrazu, stała się niepotrzebna, niechciana, tylko przeszkadzająca. Jedynie niewielki odsetek ludzi się temu sprzeciwiał i trzymał książki. Niemniej jednak płacili oni za to dotkliwie nie tylko utratą ukochanych utworów, ale również całego swego dobytku, wolności niekiedy też życia.

Najgorsze jest jednak to zgłupienie całego społeczeństwa. Większość ludzi już niczym się nie przejmuje, myśli tylko o własnym chwilowym szczęściu. Zostali zniewoleni przez telewizyjne ściany, jak np. żona głównego bohatera, która odgrywała scenariusze razem ze swoją „rodzinką”. Obywatele nie mają czasu dla siebie, przykładem tutaj jest natomiast kobieta, która ma dwójkę potomków, jednak najpierw zarządziła cesarskie cięcie (zupełnie niepotrzebne), dla własnych korzyści. Natomiast dzieci, będące przez większość czasu w szkole, gdy już są w domu, to są sadzane w salonie i nie przeszkadzają. Ogólnie niektóre sytuacje stoją na granicy, a nawet tę granicę przekraczają, absurdu. Takie odmóżdżenie społeczeństwa, które wybiera prezydenta na podstawie jego wizerunku, wyglądu zewnętrznego i nazwiska jest wprost śmieszne! Dzieci w szkołach mają umysł zapychany jakimiś niepotrzebnymi informacjami, by czuły że coś wiedzą. Wkładane są do ich głów także gotowe odpowiedzi, nigdy się nad niczym nie muszą zastanawiać. Taki obraz świata napawa grozą sam w sobie, szczególnie że kultura masowa odgrywa coraz większą rolę, a literatura zostaje zminimalizowana. Jesteśmy coraz bardziej wykształceni, czy też tylko nam się tak wydaje? W końcu w tamtejszym świecie ludzie nie odczuwali również swej głupoty.

Nie chciała wiedzieć, j a k się coś robi, tylko d l a c z e g o. To dość niefortunne podejście. Gdy człowiek ciągle pyta „dlaczego” i „dlaczego” w końcu staje się bardzo nieszczęśliwy.”

Książka ta, powstała przed półwieczem, nadal wzbudza różne emocje w człowieku. Autor napisał powieść, która przedstawia nie tak dalekie nam realia. Przemoc, samotność w tłumie, telewizja - my to wszystko przecież znamy. Tak drastyczne ukazanie świata trafia wgłąb człowieka i znowu każe pomyśleć. Właśnie, książki zmuszają do myślenia, odkłada się je na chwilę w trakcie lektury, by się zastanowić. Natomiast film leci i podaje wszystko jak na tacy. Ten świat, ta wizja jest najważniejsza w tej pozycji. Bohaterowie są już według mnie kwestią drugoplanową. Sam Montag wydał mi się dość bezosobowy, obywatel, klon wszystkich innych ludzi, który nagle odnajduje w sobie człowieczeństwo i chce coś zmienić. Już po tym przeobrażeniu, każdego można by postawić na jego miejscu. U reszty bohaterów zaś w większości widać wpływ mediów na życie, żyją oni, choć nie w zgodzie z rzeczywistością. Jedynie Clarissa, która pomogła zrozumieć Montagowi prawdę, była inna, autentyczna, przenikliwa. Zastanawiała się nad tym, nad czym nie powinna, tym samym stając się uciążliwą dla innych ludzi, żyjących w swym zakłamaniu i niewiedzy.

Pozycja ta uwypukla problemy, o których myślą ludzie. W pewnym stopniu i w naszych czasach dążąc do różnych celów, mamy coraz mniej czasu na wszystko, coraz mniej czasu na myślenie. Może nie prowadzi to aż do takiej katastrofy jak w tej powieści, aczkolwiek i tak pozostaje niebezpieczne. Uważam, że autor napisał naprawdę dobrą książkę, która może pomóc otworzyć szerzej oczy na niektóre kwestie. Bray Bradbury opisuje wszystko dość lekko, jak na taki utwór. Całość czyta się łatwo, lektura wzbudza zainteresowanie, przez co trudno ją porzucić. Niesamowite jest to, że opowieść ta nadal nie utraciła na aktualności i dalej zmusza do wysuwania różnych wniosków. Sądzę, iż każdy wyniesie z niej jakieś swoje przemyślenia i emocje, dlatego też nie da się przejść obok tej pozycji obojętnie. Cieszę się, że po nią sięgnęłam i serdecznie polecam ją wszystkim fanom gatunku science fiction, jak również osobom zainteresowanych światem ukazanym w powieści przez autora. Zachęcam do przeczytania, naprawdę warto!


Nikt już nie słucha. Nie mogę mówić do ścian, bo one na mnie wrzeszczą. Nie mogę mówić do żony, bo ona słucha ścian. Chcę po prostu, żeby ktoś wysłuchał tego, co mam do powiedzenia. Jeśli będę mówił dość długo, może w końcu wydobędę z tego jakiś sens.”


Moja ocena: 8/10


Tytuł: 451° Fahrenheita
Autor: Ray Bradbury
Ilość stron: 220
Wydawca: Solaris
Data premiery: 2008-05-26




O autorze:
Raymond Douglas Bradbury - amerykański pisarz. Pochodził z biednej rodziny. Z powodów finansowych nie podjął studiów. Impulsem do tego, by pisać opowiadania fantasy były czytane przez niego z wielkim zapałem przygody Flasha Gordona czy Bucka Rogersa. Prawdziwą sławę przyniosły mu napisane w 1950 roku "Kroniki marsjański" ("The Martian Chronicles"). Innym jego wybitnym dziełem jest książka "451 stopni Fahrenheita" ("Fahrenheit 451", 1953), która 13 lat po powstaniu doczekała się pierwszej z wielu późniejszych ekranizacji. Bradbury publikował zarówno pod własnym nazwiskiem jak i pod pseudonimami (Edward Banks, William Elliot, D. R. Banat, Leonard Douglas, Leonard Spaulding).

niedziela, 14 kwietnia 2013

Pamiętniki półbogów - Rick Riordan



„Młodzi herosi i ich przygody”


„Pamiętniki półbogów” są zbiorem czterech opowiadań o młodych herosach. Przedstawione tam realia, są takie same jak w seriach „Percy Jackson i bogowie olimpijscy” oraz „Olimpijscy herosi”. Ponadto w pozycji tej znajdziemy banalne zagadki, jakieś diagramy czy proste ilustracje. Również wywiad z wężami Hermesa został udostępniony. Te dodatki akurat nie interesowały mnie ani trochę, były na bardzo niskim poziomie (mam na myśli tutaj łamigłówki), natomiast obrazki jakoś szczególnie nie przyciągnęły mojej uwagi. Wywiad z Marthą i Gregiem był natomiast dość humorystyczny i spodobał mi się. Niemniej jednak wolałabym skupić się na samych opowiadaniach, które w końcu zajmują znaczną część tej publikacji i naturalnie są najistotniejsze. Dzięki nim po raz kolejny możemy spotkać ulubionych bohaterów z wcześniej wymienionych cyklów i wraz z nimi przeżyć kolejne interesujące przygody.

Ale Thalia rozumiała. Była do mnie podobna. Kiedy ją poznałem, postanowiłem jej nie opuszczać. Skoro chciała ścigać magiczną świecącą kozę, nie ma sprawy, ścigamy ją, nawet jeśli miałem złe przeczucia.”

Jak już wcześniej wspomniałam, w pozycji tej znajdziemy cztery opowiadania. Pierwsze to „Pamiętnik Luke'a Castellana”, który opisuje krótki fragment jego życia, jeszcze przed trafieniem do obozu, gdy podróżował z Thalią. Spotkać w nim można pewnego starego herosa, obłożonego klątwą, jak i magiczną świecącą kozę, która będzie głównym powodem niecodziennych zmagań bohaterów. Następnie znajdziemy opowieść o tytule „Percy Jackson i laska Hermesa”. Od razu wiadomo, że po raz kolejny spotkamy młodego syna Posejdona. Trafiamy na początku na piknik jego i jego dziewczyny Annabeth. Minął już miesiąc odkąd są razem i odkąd zakończyła się wielka wojna między tytanami a bogami. Jak można się domyślić, piknik nie zostaje zrealizowany zgodnie z planem, a postacie mają pewne zadanie do wypełnienia. Na koniec (na razie jest to dopiero trzecie opowiadanie, jednak o czwartym będzie później), Rick Riordan serwuje nam pogoń za bardzo ważnym, uciekającym stolikiem. „Leo Valdez i pościg za Bufordem” to opowieść, w której spotykamy Piper, Jasona i Leo, którzy mają niemałe kłopoty z tym kapryśnym meblem. Jeżeli nie złapią go na czas, wszystko może zakończyć się „drobnym” wybuchem.

Postacie tych opowiadań powinny być znane wszystkim tym, którzy sięgają po te opowieści. Zwyczajnie nie ma sensu rozpoczynać swej przygody z twórczością Ricka Riordana od tej pozycji, gdyż jest ona jedynie dodatkiem do tamtych serii. Te krótkie historie są ciekawe, utrzymane w humorystycznym tonie i łatwe w odbiorze. Coś się w nich dzieje, jednak nie dorastają do pięt tym właściwym przygodom herosów, z którymi można było zapoznać się w innych książkach autora. Dla fanów Percy'ego są czymś, dzięki czemu można po raz kolejny trafić do świata, w którym bogowie istnieją i są... jacy są - bardziej ludzcy niż mogłoby się wydawać. Teksty te są tylko rozrywką i sposobem na relaks, nie wnoszą tyle emocji co wcześniej powstałe cykle. Natomiast styl pisania autora należy do przyjemnych, opisuje on wszystko prosto i lekko. Nie zgłębia się w opisy, a jednak i tak łatwo jest wszystko sobie wyobrazić. Zawsze uwielbiałam tę prostotę w jego książkach, tę łatwość przekazu. Opowiadania te są ciekawe i warto je przeczytać.

- Pozwól, że wyrażę to prosto. Twój stolik uciekł... bo wyczyściłeś go ajaksem.”

W tym zbiorze opowiadań ciekawe jest to, iż mimo że na okładce pojawia się jedynie Rick Riordan, to w pozycji tej znajdziemy jeszcze jedną historię, niebędącą jego tworem. „Syn magii”, znajdujący się na końcu książki, został napisany przez syna tego autora, Haley'a. Od razu widać, że to ktoś inny opisuje dane wydarzenia, w końcu odznacza się zupełnie odmiennym stylem pisania. Aczkolwiek również obrazuje wszystko ciekawie i lekko. Wprowadza nowych bohaterów: zwykłego starszego śmiertelnika i herosa, który walczył w wojnie po stronie tytanów. Dobrze kreuje te postacie, ukazując nam przy okazji sylwetkę półboga, który nie opowiedział się po stronie bogów, przedstawiając w ten sposób wszystko z zupełnie innej perspektywy. Przybliża nam też bardziej działanie Mgły i wyjaśnia dlaczego potwory czują herosów. Co prawda, przez zmianę w sposobie pisania, nie do końca potrafiłam spleść ze sobą historię ojca i opowiadanie syna, niemniej jednak muszę przyznać, że chłopak miał ciekawe pomysły i zainteresował mnie. Cieszę się, że miałam okazję poznać jego debiut.

„Pamiętniki półbogów” są ciekawym dodatkiem to serii. Miałam okazję przeczytać nie tylko cztery interesujące opowiadania, ale również dowiedzieć się trochę o powstaniu cyklu o Percy'm Jacksonie. Notka od autora zawiera właśnie informację, o tym co go zainspirowało do stworzenia tej serii i akurat ten krótki zapis zainteresował mnie. Ogólnie bardzo się cieszę, że książka ta trafiła w moje ręce i że miałam okazję dowiedzieć się trochę o tym, co działo się z Luke'iem i jak kształtowała się jego niechęć do bogów, jak działa Mgła, skąd potwory mają tak czuły węch na herosów, czy też jak jeden niewielki stolik może dużo zmienić. Po raz kolejny mogłam przeżywać przygody lubianych bohaterów i śmiać się z ich niecodziennych przeżyć. Sądzę, że jest to pozycja obowiązkowa dla fanów Percy'ego Jacksona i „Olimpijskich herosów”. Nie mogą oni przejść obok tej książki obojętnie. Natomiast innym, zastanawiającym się nad sięgnięciem po twórczość tego autora, także polecam te teksy. Niemniej jednak zachęcam najpierw, do sięgnięcie po wcześniej wymienione cykle.


Przejrzałem w myśli piknikową listę. Miękki kocyk? Odhaczone. Ulubiona pizza Annabeth, z dodatkowymi oliwkami? Odhaczone. Czekoladki nadziewane toffi z „La Maison du Chocolat”? Odhaczone. Słodzona woda gazowana o cytrynowym posmaku? Odhaczone. Broń na wypadek nagłej i niespodziewanej apokalipsy? Odhaczone.”


Moja ocena 7/10


Tytuł: Pamiętniki półbogów
Autor: Rick Riordan
Ilość stron: 272
Wydawca: Galeria Książki
Data premiery: 2013-04-05




O autorze:
Rick Riordan to wielokrotnie nagradzany autor bestsellerowej serii dla młodzieży Percy Jackson i bogowie olimpijscy”, „Olimpijscy herosi”, „Kroniki roku Kane” oraz serii dla dorosłych czytelników Tres Navarre”. Przez piętnaście lat uczył języka angielskiego i historii w publicznych i prywatnych szkołach średnich w San Francisco, w Kalifornii i Teksasie. W serii książek o Percy’m Jacksonie stworzył postać dwunastoletniego chłopca z dysleksją, który odkrywa, że jest współczesnym synem greckiego boga. Riordan napisał tę powieść dzięki doświadczeniom, jakie zdobył, ucząc greckiej mitologii, oraz dzięki współpracy z uczniami, którzy chcieli uczyć się inaczej. Książka Złodziej pioruna” zdobyła w 2005 roku tytuł New York Times Notable Book, a prawa do jej ekranizacji zakupiła wytwórnia 20th Century Fox. Kolejny tom serii, Morze Potworów”, zdobył tytuł Najlepszej Książki dla Dzieci Child Magazine za rok 2006. Tom następny, Klątwa tytana”, wyniósł serię na 1 miejsce w magazynie New York Times, a także był Najlepszą Książką 2007 w Amazon. Obecnie Rick Riordan całkowicie poświęcił się pisaniu książek. Mieszka w San Antonio w stanie Teksas z żoną i dwoma synami. 

 

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Galeria Książki, za co serdecznie dziękuję ^^



wtorek, 9 kwietnia 2013

Sakurasou no Pet na Kanojo - animcowo #4

Fabuła 8/10
Grafika 9/10
Muzyka 8/10
Postaci 9/10

Ogólne wrażenie 8,5/10


Sakurasou no Pet na Kanojo to komedia, która skupia się wokół Soraty Kandy, będącego drugoklasistą w liceum Sui. Co w nim takiego niezwykłego? No właśnie wydaje się, że nic póki chłopak nie przeprowadza się do Sakurasou. Jest to akademik dla problematycznej młodzieży tej szkoły. Tam zawsze coś się dzieje, a Kanda już dawno zrobił sobie postanowienie, iż musi się stamtąd wyrwać. Niestety na razie nie ma jak. Gdy do akademika ma wprowadzić się nowa dziewczyna – Mashiro Shiina, chłopak chce jej tylko pomóc. Wszyscy stwierdzili, że to on ma się nią opiekować. Nic trudnego, w końcu to też licealistka, nie? Nic bardziej mylnego! Odtąd Kanda ma same kłopoty. Shiina, która przeprowadziła się z Anglii, nie potrafi o siebie zadbać w najmniejszym stopniu, a Sorata już w pierwszym odcinku musi wybrać jej... majtki, które ma ubrać! Wydaje się to absurdalne, jednak to nie jest jedyne oblicze tej niewiasty. Ma ona ponadto prawdziwy talent do rysowania i właśnie dlatego trafiła na Wydział Artystyczny w tej szkole.

Aby dokładniej zrozumieć sytuację Soraty, należałoby dowiedzieć się co nieco o bohaterach. W Sakurasou nie jest on naturalnie jedynym mieszkańcem. Jeden z pokoi zajmuje Kamiigusa Misaki, niezwykle żywiołowa nastolatka, będąca rok starsza od Kandy. Ciągle się uśmiecha, kocha robić imprezy i ma zwariowane pomysły. Jest wprost wulkanem energii! Ponadto również posiada talent, - robi niesamowite anime, które już odnoszą sukces. W jej wieku znajdziemy też osobę o imieniu Mitaka Jin. Pisze on scenariusze i również jest znany. Wydaje się być spokojny i inteligentny, jednak noce spędza poza domem, zawsze u innej dziewczyny (nie ważne ile ta ma lat i czy jest mężatką). Na koniec nie można zapomnieć o drugoklasiście, nazywającym się
Akasaka Ryuunosuke, którego nikt praktycznie nie widział. Jest niesamowitym programistą, który nie opuszcza swej pieczary (czyli pokoju) i kontaktuje się z resztą mieszkańców jedynie poprzez elektroniczne wiadomości. Ludzi jak widać jest tam niewiele, ale Sakurasou cieszy się złą sławą i nie ma się co dziwić. Ich zawsze słychać i widać, nie giną w tłumie, są po prostu inni od reszty osób... są oryginalni!

Ta trójka idealnie nadaje się do Sakurasou. Również Shiina, niepotrafiąca się sama ubrać, ani zorganizować niczego, nie odstaje. Wszyscy oni mają talent i swoje odchyły, lekko mówiąc. Więc co takie robi tam Sorata? W końcu nasz główny bohater jest zwyczajny, niczym się nie wyróżnia w szkole i nie wie, co chce robić w życiu. Jest po prostu miłym i pomocnym facetem. Jednak przygarnął kota... a kotów mieć nie wolno, tylko tak specyficzny akademik jak ten mógł się na to zgodzić. Kanda mówił sobie, że odejdzie, jak znajdzie kotce właściciela. Niestety idzie mu kiepsko – Hikari nadal jest z nim, a jemu przybyło sześciu kolejnych pupilów. I jak nie dać się zwariować w takim miejscu? No cóż, chłopiec nie ma wyjścia, musi jakoś sobie radzić. Choć nie jest to łatwe. Nawet nauczycielka Sengoku Chihiro, prowadząca Sakurasou, nie pomaga... a wręcz przeciwnie. Ta trzydziestolatka (nie, przepraszam, ona mówi, że ma 29 lat i 15 miesięcy) nie dość, że szuka sobie wszędzie męża i ma zerowy szacunek dla swojej pracy, to jeszcze zwala robotę na Soratę. Właśnie opieka nad Mashiro (jej kuzynką) spoczęła na jego barkach z jej winy.

Z bohaterów pozostaje jeszcze jedynie Aoyama Nanami, która jest przyjaciółką Soraty. Chodzą oni razem do klasy i dobrze się dogadują. Dziewczyna ma wiele prac, ponieważ wyjechała z Osaki (rodzinnego miasta) do tej szkoły bez zgody rodziców i sama musi płacić za swą edukację. Ponadto uczy się jak podkładać głos pod anime, to jej marzenie. W przeciwieństwie do wcześniejszych postaci, ta nie ma niezwykłego talentu. Za to jest niezwykle pracowita i pragnie osiągnąć wszystko własnymi siłami. Jest to jeden z czynników, który świadczy o różnorodności bohaterów, którą zresztą widać już na pierwszy rzut oka. Nawet postacie poboczne są oryginalne i inne, wprowadzają coś do tej historii.

Fabuła natomiast jest ciekawa, choć skupia się jedynie na zwyczajnym życiu tych bohaterów. Ich wzloty, upadki, imprezy, wybryki i starania. Jednak jest to temat niewyczerpany, tam zawsze znajdzie się miejsce na akcję. Postacie może nie przeżywają wiele przygód, ale ich życie i tak jest interesujące. Nastolatkowie nie tylko żyją chwilą, ale skupiają się na nauce i zaczynają myśleć nad przyszłością. W produkcji tej spotkamy też wiele humoru. Nie ma się co dziwić, w końcu energiczna Misaki zawsze wpadnie na jakiś dziwny plan bądź zacznie się dziwnie zachowywać... chociaż ona praktycznie nigdy nie zachowuje się normalnie. Samo jej pokazanie się na ekranie, przyprawiało o uśmiech na twarzy. Również akcje nieporadnej Shiiny, która wcale nie zna życia, mogą doprowadzić do śmiechu. Dziewczyna stawia w niezręcznych sytuacjach Soratę, czego zazwyczaj ktoś jest świadkiem, a nieszczęsny chłopak musi się ze wszystkiego tłumaczyć. Jest to lekki i przyjemny humor, który może trafić do każdego.

Jednak nie można powiedzieć, że to jedynie szkolna komedyjka. Jest to również opowieść o ciężkiej pracy i dążeniu do celu. Kanda wśród tak utalentowanej młodzieży nie może znaleźć sobie miejsca. Racja, Shiina siedzi po nocach i stara się, jednak ona odnosi sukcesy. Na dodatek jej talent jest powszechnie znany i uznawany. Zaś nasz główny bohater nie ma żadnych specjalnych zdolności i razem ze swoja przyjaciółką Nanami muszą ciężko pracować, by mieć jakąkolwiek, choćby nikłą, szansę na sukces. Nie wszystko jest tak różowe jak się wydaje, ta dwójka przeżywa swoje dramaty. Jednak najważniejsze jest to, by się nie poddawać, dalej dążyć do wyznaczonego sobie celu. Te wątki właśnie bardzo mi się podobały w tym anime i sprawiały, że była to bardziej wartościowa pozycja. Miała w tym swój udział również kreacja bohaterów, gdyż nie byli oni płytcy, a skrywali też trochę własnych problemów i przemyśleń. Na dodatek w trakcie roku szkolnego zachodziły w nich zmiany, dzięki czemu wydawali się być jeszcze bardziej realni.

Naturalnie nie oni jedni mieli swoje załamania. Nawet wiecznie uśmiechnięta Misaki napotykała na swej drodze trudności, mimo że już zupełnie innej natury. W tym przypadku akurat miłosnej. No właśnie, miłość. Wątki romantyczne są w tej serii dość rozbudowane. Nie tylko główni bohaterowie się zakochują, ale również i poboczni. Szczególnie spodobał mi się jeden niewielki wątek związany z Ryuunosuke, który potrafił doprowadzić zarówno do śmiechu, jak i szczerego uśmiechu. Poboczne miłości były dobrze zorganizowane, natomiast główne postacie ślepo krążyły, jak w jakimś transie. Nie były w pełni świadome swoich uczuć. Emocje Kandy na przykład nie były całkiem sprecyzowane. Niemniej jednak na tym polu również jest ciekawie i niezbyt schematycznie. Widz może nawet zostać zaskoczony niektórymi sytuacjami.

Grafika bardzo mi się spodobała. Kreska jest ładna i idealnie pasuje do tej produkcji. Rysunki ogólnie są dość proste, tak jak i sam projekt postaci, niemniej wszystko jest dopracowane i wygląda estetycznie. Proporcje były zachowane, a gra cieni nie została zapomniana. Ogólnie animacje te mają swój urok i właśnie dlatego tak świetnie obrazują tę historię. Ważna tu też jest jasna, ciepła i raczej pozytywna kolorystyka, która zwraca uwagę. Mimika natomiast jest dość rozbudowana, lecz najczęściej pokazywane są jakieś nienaturalne miny, jak to zazwyczaj bywa w podobnych komediowych produkcjach. Aczkolwiek nie ma tutaj niczego za dużo, wszystko ładnie się komponuje i nic nie odstaje od reszty. Całość jest przedstawiona po prostu bardzo dobrze.

I na koniec muzyka. Muszę przyznać, że ścieżka dźwiękowa jest dobrana znakomicie. Zawsze idealnie obrazuje sytuację, jest również miła dla ucha i świetnie skomponowana ze wszystkim innym. Co do openingów i endingów również mi się podobały, dobrze się ich słuchało i całkiem pasowały do klimatu tej historii. Niektórzy mogą stwierdzić, że może pierwszy opening był zbyt cukierkowaty, jednak właśnie tamta część była bardziej pozytywna i nastawiona na komedię. Anime zaczęło się rozkręcać i dopiero potem wkroczyło w mniej pozytywne tematy (choć nie na długo). Dlatego też sądzę, iż nawet ta nieznaczna zmiana nastrojowości muzyki, pozytywnie wpłynęła na całą produkcję.

Sakurasou no Pet na Kanojo jest serią, która mnie zwyczajnie urzekła. Jest dość prosta, jednak w tej prostocie genialna! Pokazuje życie, liceum, trudności, problemy i zabawę w dość humorystyczny sposób, lecz wie kiedy należy przestać się śmiać. Ta produkcja nie raz doprowadziła mnie do wybuchu śmiechu, zaś na końcu bardzo wzruszyła. Chciałabym poznać dalsze przygody tych wspaniałych bohaterów, ponieważ niezmiernie trudno było mi się z nimi rozstać. Tytuł ten jest jednym z lepszych z gatunku komedii romantycznych. W końcu dla miłości też znajdzie się tu miejsce. Wątki te rozwijają się dość powoli, co zaskoczyło mnie akurat pozytywnie. Nic nie wzięło się z niczego, a subtelne zmiany dało się zauważyć po jakimś czasie. Naturalnie polecam tę produkcję fanom komedii (niekoniecznie romantycznych) czy też anime szkolnych, gdyż z pewnością się nie zawiodą. Inne osoby również mogą spróbować swoich sił z tą serią, lecz najpierw niech sprawdzą czy zaciekawi ich sama fabuła. Serdecznie zachęcam do obejrzenia, naprawdę warto!



Rodzaj serii: seria TV
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 24x24 min
Gatunki: Komedia, Romans

Studio: J.C.STAFF
Autor: Hajime Kamoshida, Keiji Mizoguchi
Projekt: Masahiro Fujii
Reżyser: Atsuko Ishizuka
Scenariusz: Mari Okada
Muzyka: Yuuzou Hayashi

piątek, 5 kwietnia 2013

Świat bez bohaterów - Brandon Mull + coś dla fanów Harry'ego Pottera ^^


„Przez hipopotama do Lyrianu”


Jason Walker byłby zwykłym nastolatkiem, gdyby nie pewien incydent. Chłopiec w dość osobliwy sposób przeniósł się do innego świata. Spokojnie pracował sobie w zoo, aż nagle przez przypadek wpadł do basenu hipopotama, choć trafniejsze byłoby określenie, iż spadł wprost do jego paszczy! Nietypowy portal. Nie ma się co dziwić, że chłopak nie wie, co się dzieje. Od tak pojawia się w świecie Lyrian, teoretycznie dość pokojowym, a praktycznie już nie do końca. Ludzie tam są zastraszeni przez czarnoksiężnika Maldora, będącego jednocześnie cesarzem. Niektórzy chcieliby go obalić, lecz wiedzą, że to niebezpieczne. W tym świecie nie ma już bohaterów. I dlatego właśnie Jason może tam pomóc. Wraz z Rachel, która również przeniosła się tam z naszego świata bez swojej woli, wyrusza na poszukiwanie sześciosylabowego słowa, zdolnego zniszczyć tego złego czarnoksiężnika. Najpierw ich priorytetem jest powrót do domu, lecz zaczynają angażować się w losy, tego nieznanego im wcześniej świata. Nastolatkowie pewnie nie mają zbyt wielkich szans, jednak rozpoczynają walkę ze złem, chcąc ocalić Lyrian.

Głównymi bohaterami powieści są nastolatkowie z Ziemi. Jason pochodzi z wielodzietnej rodziny i gra w baseball, w czym jest całkiem dobry. Rachel natomiast jest jedynaczką, uczy się w domu i ma bardzo dobre relacje z rodzicami. Postacie te są całkowicie przeciętne, można by je po prostu spotkać na ulicy i nie zwrócić na nie żadnej uwagi. Lecz jak na podobną opowieść przystało, chłopiec okazuje się być honorowy i chce ocalić świat (ambicje dość wysokie jak widać), choć jest też jednocześnie świadom własnych słabości. Dziewczyna zaś jest bystra, inteligentna i nie boi się wyrażać własnego zdania. Tak naprawdę te postacie są całkiem sympatyczne, lecz nie zapadają w pamięć. Tym razem to nie one były najciekawsze i według mnie wypadały dość blado w porównaniu z bohaterami drugoplanowymi. Ci natomiast byli interesujący. Moim ulubieńcem jest chyba Ślepy król, który mieszka w ruinach, mając przy sobie kilkoro ludzi. Wraz z nimi odgrywa dziwną grę, udając iż przebywa w pięknym zamku, którego jest prawdziwym władcą. Dworzanie spełniają różne jego prośby, nie wychodząc ze swych roli i myślą, że on o niczym nie wie. Jednak chyba to właśnie oni są oszukiwani. Biorą go za szaleńca, niemniej jednak jest to dość rozważny człowiek, na dodatek też zastanawiający. Reszta postaci jest również atrakcyjnie scharakteryzowana i to właśnie dzięki nim, powieść nabiera smaku.

Wpaść do basenu hipopotama to jedno – rzecz świadcząca o niedbałości, ale możliwa. Jednakże przejście przez paszczę hipopotama do tunelu-zjeżdżalni i wynurzenie się ze spróchniałego drzewa na brzegu rzeki – to jest coś trudniejszego do przełknięcia.”

Fabuła jest całkiem ciekawa. Książka zbudowana jest bardzo prosto, skupia się na poszukiwaniu kolejnych sylab i pokonywaniu związanych z tym trudności. Przez to też niektóre rzeczy są łatwe do przewidzenia, jak sam przebieg głównego wątku. Niemniej jest to urozmaicone pojawianiem się interesujących bohaterów, jak i wstawianiem niebanalnych epizodów, które również przyciągają uwagę czytelnika. Na szczęście nie zauważa się też zbytnich przestojów w akcji, dzięki czemu odbiorca nie ma kiedy się nudzić. Sam styl pisania autora jest całkiem prosty i plastyczny, zgrabnie obrazuje wszystkie zaistniałe sytuacje. Nie męczy opisami, a jednak przedstawia dość wnikliwie ten nowy świat. Łatwo wdraża swoje pomysły w życie, stawia na drodze bohaterów niecodzienne postacie, zjawiska i problemy. Właśnie te pierwsze zasługują na podziw, gdyż autor nie ogranicza się tylko do dobrze znanych ludzi, elfów czy trolli, a kreuje także przed nami obraz rozsadników i innych ciekawych stworzeń.

Na pierwszy rzut oka powieść może wydawać się trochę naiwna. W końcu mamy do czynienia jedynie z kolejnym przeciętnym nastolatkiem, pragnącym uratować świat. Jednak za tym coś się kryje i muszę przyznać, że pierwsze wrażenie mogłoby się w tym przypadku okazać mylne. Owszem, bohater czasami ma zbyt dużo szczęścia, co jest dość częstym zjawiskiem w tego typu powieściach. Jednak nie zwraca się na to zbyt dużej uwagi, bo nie dotyczy to kwestii najistotniejszych. Podobało mi się również pokazanie jakiś uniwersalnych wartości, szczególnie bohaterstwa, które niekoniecznie oznacza mężną walkę z bronią w ręku, bycie rycerzem w lśniącej zbroi i tym podobnych. Każdy może zostać bohaterem, lecz nie jest to takie proste jak się wydaje. Znajdziemy w tej historii również prawdę o tym, że zbyt wiele przyjemności może wyniszczać, oddalać od zamierzonych celów, zwyczajnie psuć człowieka. Te i inne przesłanki stanowią jednak jedynie tło dla prawidłowej akcji. Nie są wmuszane na siłę, a dobrze współgrają z resztą powieści, nie wyróżniając się zbytnio, lecz w pewien sposób ucząc.

Bohater poświęca się w imię wyższego dobra. Bohater żyje w zgodzie z własnym sumieniem. Ujmując rzecz w skrócie, bycie bohaterem oznacza właściwie postępowanie niezależnie od konsekwencji. Chociaż każda osoba mogłaby pasować do tego opisu, rzadko kiedy ktoś rzeczywiście spełnia ów warunek.”

Na razie było dość sympatycznie, więc teraz skupię się na tym, co nie do końca mi się spodobało. Sięgnęłam po tę powieść, nie przez wzgląd na opis, pozytywne recenzje czy autora, a notkę Ricka Riordana, polecającego tę historię. Gdy przeczytałam, że jest to mieszanka przygody, humoru i magii spodziewałam się czegoś innego i trochę się zawiodłam. Nie potrafię dokładnie tego sprecyzować, niemniej mimo iż książka jest dobra, to nie wywołała u mnie zbytnich emocji, a los bohaterów (pomimo tego że śledzony z zainteresowaniem), nie obchodził mnie tak całkowicie. Któryś z nich mógłby nawet umrzeć, a mnie by to pewnie nie obeszło. Drugą sprawą jest humor, którego spodziewałam się wiele, a tymczasem znalazłam ledwie kilka scen, zdolnych wywołać lekki uśmiech na mojej twarzy. Do prawdziwego komizmu brakuje tutaj bardzo dużo. Ogółem ta pozycja niestety zbytnio do mnie nie trafiła. Owszem, czytałam ją z przyjemnością i zrelaksowałam się przy niej, ale miałam nadzieję, iż wywrze na mnie lepsze wrażenie.

„Świat bez bohaterów” jak łatwo wywnioskować, z tego co napisałam wcześniej, podobał mi się, ale mnie nie zauroczył. Zapewne zgubiły mnie moje oczekiwania, które nijak miały się do tego, co przedstawiła mi ta powieść. Lecz po poprzednim akapicie nie powinno wynieść się błędnego wrażenia, że jestem tak całkiem zawiedziona. Nie, naturalnie książka nie całkiem trafiła w mój gust, jednak nadal jestem fanką fantastyki i lubię czytać podobne powieści. Ciekawi mnie również co dalej stanie się z bohaterami, co też napotkają na swej drodze i z czym będą musieli się zmierzyć. Przez to jednak, że nie całkiem zaangażowałam się w ich losy, z pewnością ze spokojem przyjmę każdy możliwy scenariusz. Tak naprawdę najbardziej interesuje mnie to, co stanie się z postaciami drugoplanowymi i czy jeszcze niektóre z nich się pojawią, ponieważ to właśnie one zjednały sobie moją sympatię. Uważam, iż powieść tę warto przeczytać i serdecznie do tego zachęcam fanów fantastyki, a szczególnie młodzież, jednak nie sądzę, by powinno oczekiwać się od tego utworu za wiele.


- Idźcie spokojnie – powiedział Ferrin. - Nie ma powodu, żebyśmy zachowywali się podejrzanie. Jesteśmy tylko uciekinierami, którzy zaraz ukradną konie, żeby uniknąć kary śmierci.”


Moja ocena 7/10


Tytuł: Świat bez bohaterów
Seria: Pozaświatowcy
Autor: Brandon Mull
Ilość stron: 544
Wydawca: MAG
Data premiery: 2013-02-20




O autorze:
Brandon Mull (ur. 1974) imał się różnych zajęć, był m.in. aktorem komediowym, archiwistą i copywriterem. Baśniobór (2006) to jego debiut powieściowy, szybko stał się bestsellerem. Do dziś ukazało się pięć tomów przygód Kendry i Setha, trwają prace nad ekranizacją cyklu. Po polsku opublikowano Baśniobór (W.A.B. 2011) i Baśniobór: Gwiazda Poranna wschodzi (W.A.B. 2011). Mull jest ponadto autorem powieści Pingo i The Candy Shop War oraz pracuje nad cyklem Beyonders, którego drugi tom ukaże się w marcu 2012 roku. Mieszka w amerykańskim stanie Utah z żoną i trójką dzieci.




Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Mag, za co serdecznie dziękuję ^^

 




Nom, a druga część tytułu odnosi się do fanfiction o Harrym Potterze. Przepraszam jeżeli rozbudziłam czyjąś ciekawość na darmo, wiem, wiem, jestem wredną małą istotą ^^ . Ale jeżeli ktoś lubi takie rzeczy, to zapraszam. Dopiero zaczynamy, ale prolog i pierwszy rozdział już jest, drugi się pisze, a trzeci będzie w przyszłym tygodniu. Kiedy pracuje się nad czymś takim w dwie osoby, to szybciej jakoś leci, szczególnie gdy ma się pomysły ^^ Nom, nom, ale zapraszam, w końcu co mi szkodzi, może ktoś się zainteresuje :)




Pozdrawiam
Tris

środa, 3 kwietnia 2013

Toradora! - animcowo #3

Fabuła 8/10
Grafika 8/10
Muzyka 7/10
Postaci 10/10

Ogólne wrażenie 8/10


Historia anime Toradora! startuje wraz z początkiem roku szkolnego. Ryuuji Takasu jest jednym z uczniów i nie cieszy się za bardzo z tego, że znowu zmieniają mu klasę. Będzie musiał wyjaśniać wszystkie nieporozumienia po raz kolejny. A w czym tkwi problem? Otóż bohater ten odziedziczył po ojcu specyficzny wygląd twarzy. Jego spojrzenie zwyczajnie budzi grozę w rówieśnikach, a on nawet zanim się odezwie, jest już sam. Wszyscy uciekają przed nim, jak przed jakimś przestępcą. Niemniej w tym roku mu się poszczęściło i trafił do tej samej klasy co Yuusaku Kitamura, vice przewodniczący szkoły, będący jego najlepszym przyjacielem. Jak się okazuje nie jest on jedyną znajomą twarzą Takasu. Dochodzi również Minori Kushieda, bardzo energiczna nastolatka, w której się on podkochuje już od dłuższego czasu.

Można by pomyśleć, że wszystko wspaniale się układa. Niemniej to jeszcze nie wszystkie ważne osoby, które napotka na swej drodze Takasu. Przez przypadek wpada na korytarzu na Aisakę Taigę, uważaną za najniebezpieczniejszą osobę w szkole. Mimo swego niskiego wzrostu sieje postrach i aż trudno było sobie wyobrazić, że dwie tak przerażające osoby zostaną przydzielone do jednej klasy. Aczkolwiek jak widać los spłatał im figla. I to nie tak małego, gdyż kolejnym dziwnym przypadkiem, jest pomylenie toreb przez Taigę, która nieumyślnie wsadza list miłosny do tej należącej do Ryuuji'ego. Żeby go odzyskać wpada niezapowiedziana do jego domu, chce go bić, aż w końcu odzyskuje to, co do niej należało. Niemniej wtedy Takasu, co zrozumiałe, dowiaduje się o miłości Taigi do Kitamury, natomiast sama Aisaka o jego zauroczeniu Minorin. Między tą dwójką zawiązuje się sojusz, mają zamiar okazać sobie wsparcie i pomoc w zdobyciu odwzajemnionego uczucia. Oczywiście nie obędzie się bez przeszkód i dość specyficznych sytuacji...

Opis ten nie wydawałby mi się całkiem pełny, dopóki nie przedstawiłabym postaci. Oczywiście na początek pojawia się Ryuuji, który odstrasza wszystkich swym spojrzeniem i bardzo się z tego powodu denerwuje. Niemniej po bliższym poznaniu okazuje się sympatycznym chłopcem z manią sprzątania i smykałką do gotowania. Taka trochę kura domowa, która już na początku zaczęła przygotowywać posiłki nie tylko dla siebie, ale i nowej znajomej Aisaki. Następna jest właśnie Taiga, zupełnie niepodobna do tego bohatera. Wydaje się być rozpieszczona, gwałtowna, nerwowa, trochę niezdarną postacią, ale jak chce, to potrafi być nawet słodka. Właśnie przez jej gwałtowny charakter, jak i drobną budowę otrzymała przydomek Tenori Tiger (kieszonkowy tygrys). Jej najlepsza przyjaciółka Minorin jest zaś dziewczyną pełną energii, ciągle radosną. Wiele pracuje, jest w klupie sportowym i cieszy się życiem. Nie można też zapomnieć o Kitamrze, zorganizowanym i dobrym przyjacielu. Po jakimś czasie do tego grona dołącza również Ami - rozkapryszona modelka. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że żadnego z tych bohaterów nie można sądzić po samych pozorach. Mimo iż wydają się oni dość zwyczajni, to tacy się nie okazują.

Właśnie postacie są największym atutem tej serii. Przedstawiłam je jedynie powierzchownie, tak jak widzą je niektórzy. Aczkolwiek pod każdą z ich postaw i zachować coś się kryje. Sama Taiga jest bogata i mieszka w wielkim apartamencie, w którego pomieszczeniach widać pustkę. Już samo to coś mówi. Każdy z bohaterów ma swoją historię, sekrety, słabości czy zainteresowania. Na dodatek widać, jak wraz z kolejnymi odcinkami postacie te się zmieniają. Nie są to jakieś drastyczne przeobrażenia, a jedynie zachodzące stopniowo, początkowo subtelne przemiany. Jestem pod wrażeniem tego, jak wszystkie osobowości zostały dopracowane. Dzięki temu charaktery wyglądały jak najbardziej realnie, można było się z nimi utożsamić, zobaczyć w nich osobę podobną do siebie samego.

Będąc przy bohaterach, wspomnę o pewnym skojarzeniu, które pojawiło się w mojej głowie, gdy tylko zaczęłam tę serię. Otóż Aisaka Taiga przypominała mi do złudzenia Louise Valliere z innej lubianej przeze mnie komedii romantycznej o tytule Zero no Tsukaima. Obie na początku wydały mi się despotyczne, silne i wybuchowe. Na dodatek sam wygląd, czyli drobna budowa, niski wzrost, a nawet podobna twarz i fryzura, sprawiały, że początkowo widząc Taigę myślałam o różowowłosej czarodziejce. Również ta sama osoba podkładająca głos, wzmagała to odczucie. A dlaczego o tym piszę? Ponieważ, mimo iż ZnT jest lżejszą serią i o wiele bardziej nastawianą na czystą rozrywkę, to ma z tą trochę wspólnego. Dlatego uważam, że jeżeli zna się jedną z nich, warto też zainteresować się tą drugą. Naturalnie zdaję sobie sprawę z drastycznych różnic, jak i tego, iż nawet wcześniej wymienione bohaterki w głębi bardzo się różnią, niemniej widzę wyraźne podobieństwo między tymi dwiema produkcjami.

Następnym elementem jest fabuła, która już tak nie zabłysła jak postacie. Opowiada ona o zwyczajnym życiu, codzienności, normalności szkolnej. Nic nadzwyczajnego. Zero magii, kosmitów i dziwnych innych stworków, a jedynie zwykli i może trochę osobliwi ludzie. Aczkolwiek działało to nawet na korzyść serii, gdyż podkreślało autentyczność bohaterów. Akcja toczyła się, jak to często bywa, swoim rytmem, a przyspieszała dopiero na samym końcu. Pod względem fabularnym produkcja okazała się zwyczajna, a jednak nadal bardzo dobra, opowiadana historia jest ciekawa, potrafi wciągnąć, a na dodatek może skłonić widza do myślenia.

Początkowo seria skupiała się na wątkach komediowych, które zaczęły być powoli wypierane przez te bardziej romantyczne. Osobiście jestem zwolenniczką dobrego humoru i sama nie wiem co tu powiedzieć poza tym, że historia potrafi bawić, mimo że nie stawia za bardzo na fanserwis. Wielkim plusem było dla mnie to, że autorzy oszczędzili nam wielu scen z ukazaniem kobiecych kształtów, zbliżeń biustu czy majtek i tym podobnych, pomimo iż wokół głównego bohatera zaczęło się zbierać kilka zainteresowanych nim kandydatek. Przez chwilę obawiałam się, że tak to się skończy, na szczęście jednak moje przypuszczenia były niesłuszne.

Jedynym co mnie zawiodło i sprawiło, że oceniłam tę serię trochę niżej, było zakończenie. Choć zawiodło jest może złym określeniem. Nawet mi się podobało, niektórym natomiast może wydać się satysfakcjonujące. Niemniej gdy tylko zabierałam się za tę serię, nawet bez znajomości opisu (po obejrzeniu jedynie pierwszego odcinka), domyśliłam się, iż tak potoczą się losy bohaterów. Lecz na początku odrzuciłam to rozwiązanie, bo wydało mi się nazbyt oczywiste... najwyraźniej jestem jednak samotna w swym toku myślenia. Ogólnie pewnie nie powinno być to uważane za minus, szczególnie, że wszystko zrealizowane jest należycie. Na dodatek reszta wydarzeń jest właśnie zaskakująca, a przez to jeszcze bardziej interesująca. Aczkolwiek właśnie to zakończenie kładzie mi jakiś cień na całą serię. Świadomość, że wszystko od początku do tego zmierzało, nie do końca mnie satysfakcjonuje.

Grafika natomiast jest bardzo dobra. Projekt postaci jest świetny, zachowane pozostają proporcje, zauważa się również dbałość o szczegóły. Kreska jest zwyczajnie ładna i nie można odmówić jej uroku. Pasuje do przedstawionych postaci i sytuacji. Na dodatek mowa ciała również jest bardzo widoczna i pomocna w przedstawieniu poszczególnych wydarzeń. To, plus mimika twarzy i słowa tworzą całość komunikatu, tak jak w prawdziwym życiu. Nic nie jest pominięte. Jak widać, nawet na tym polu postawione zostało na realizm. Jedynie można się przyczepić do niektórych scen, które wyglądały na niedopracowane czy też zrobione w pośpiechu, niemniej nie były one tak ważne i nie rzucały się w oczy.

Na koniec jeszcze warto powiedzieć o muzyce, która okazała się miła dla ucha. Była przyjemna, openiningi i endingi przypadły mi do gustu, ponieważ są wesołe, pełne energii i ciepła, tak samo jak ta seria. Świetnie oddają klimat tej produkcji i osobiście mogę ich ciągle słuchać. Poza tym muzyka jest dobrze dobrana, pasuje do poszczególnych scen i nie wyróżnia się zanadto, wprowadzając odpowiedni nastrój oraz podkreślając to co się dzieje.

Toradorę! osobiście oceniam wysoko. Szczerze, było to moje drugie podejście do tej serii, bo z niewiadomych i już zapomnianych względów, odrzucił mnie kiedyś pierwszy odcinek. Teraz natomiast anime bardzo mi się spodobało i wciągnęło. Co ważne, potrafiło mnie i rozbawić, i nawet momentami wzruszyć. Uważam, iż naprawdę warto poznać tych wspaniałych bohaterów, zagłębić się w ich osobowość, przeżyć wraz z nimi różne sytuacje szkolne i może nawet coś z tego wynieść. Ta historia jest o przyjaźni, miłości, problemach nie tylko szkolnych, ale i rodzinnych. O wszystkim tym, co spotyka i nas, zwykłych śmiertelników w naszym świecie. Ten świetnie oddany realizm połączony z urokiem produkcji, robi więcej niż przyzwoite wrażenie. Polecam tę serię nie tylko fanom komedii i historii miłosnych, gdyż uważam, że każdy fan anime powinien dać jej szansę, przynajmniej spróbować. Wierzę, że się nie zawiedzie, dlatego też serdecznie zachęcam do przeżycia przygód tych nietuzinkowych bohaterów.




Rodzaj serii: seria TV
Rok wydania: 2008
Czas trwania: 25x24 min
Gatunki: Komedia, Romans, Okruchy życia

Studio: J.C.STAFF
Autor: Yuyuko Takemiya
Projekt: Masayoshi Tanaka, Yasu
Reżyser: Tatsuyuki Nagai
Scenariusz: Mari Okada
Muzyka: Yukari Hashimoto

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...