„Musisz ranić albo
zostaniesz zraniony.”
Wszystko zmierza ku
końcowi. Rewolucjoniści wzrastają w siłę, przygotowują się to
walki. Natomiast AWD w końcu decyduje się na ataki na Głuszę.
Wojna jest bardzo bliska i obie strony o tym wiedzą. Lena, jako
członkini ruchu oporu, ma wiele wspólnego z tym konfliktem i nie
zamierza siedzieć z założonymi rękoma. Jednak to nie jest jedyne
jej zmartwienie, gdyż dziewczyna w tym samym czasie zmaga się ze
swoimi uczuciami. Jest rozdarta pomiędzy Aleksem i Julianem, nie
wie, co robić, walczy o swoje życie. Porzuciła już przeszłość
dawno temu, jest kimś zupełnie innym, a jej myśli z pewnością
nie zaprząta już była najlepsza przyjaciółka z czasów
szkolnych. Niestety Hana nie może powiedzieć tego samego o sobie.
Owszem, została wyleczona, żyje w luksusie, na który wielu nie
stać, została sparowana z przyszłym burmistrzem i ma zapewnione
dostatnie życie. Wydawać by się mogło, że to wspaniała
perspektywa na przyszłość. Lecz to nie jest cała prawda. Z
Fredem, swoim narzeczonym, wcale nie jest tak bezpieczna, jak jej się
wydawało na początku. Również w jej umyśle ciągle pozostaje
stara przyjaźń i poczucie winy. Choć także strach zagnieździł
się w jej sercu, strach przed tym, że jej zabieg nie podział.
Dziewczyny mają przed sobą jeszcze sporo decyzji, na dodatek nie
wiedzą, iż ich drogi niedługo znowu się skrzyżują...
„Nie przestaje mnie
zdumiewać, że ludzie są nowi każdego dnia. Że nigdy nie są tacy
sami. Trzeba ich ciągle wymyślać. Zresztą oni też muszą ciągle
wymyślać samych siebie.”
Łatwo dostrzec zmiany,
jakie zaszły w bohaterach. Najważniejsze chyba w Hanie i Lenie, z
których perspektywy poznajemy tę historię. Już nie są, jak w
pierwszej części, dziewczynami, które myślą o szaleństwach czy
też o tym, jak się nie wyróżniać. Już nie są w szkole, nie są
razem, przeżyły niejedno. Stały się kobietami. I to silnymi, o
tym nie można zapomnieć. Hana, mimo iż wybrała życie według
prawa przy boku Freda, nie ma łatwo. Nie poddaje się i widać, iż
nie stała się takim zombie, jak reszta społeczeństwa. W Lenie
natomiast zaszła diametralna przemiana, gdyż porzuciła ona starą
siebie, strachliwą, nieśmiałą i niewychylającą się, która np.
uciekłaby, widząc niedźwiedzia. Teraz jest inna, silna, bierze
sprawy w swoje ręce i podejmuje ryzyko. Wie, że musi ranić, by
sama nie została zraniona. Obie one dostały od życia w kość i
właśnie to przeobraziło całkowicie ich charakter. Naturalnie nie
tylko je to spotkało. Aleks, który zobaczył, jak Lena jest
szczęśliwa z innym, po tym jak on musiał znieść tyle
cierpienia... już nie jest sobą. Nie uśmiecha się, jest oschły,
oziębły. Także Julian przystosowuje się do życia w dziczy.
Ogólna kreacja bohaterów jest, jak dla mnie, wspaniała. Sylwetki
postaci są wyraźnie zarysowane, ich przeszłość ma oddanie w
teraźniejszości. Są realistyczne i naturalne, wnoszą wiele
emocji.
Jak już wspominałam,
książka napisana jest z dwóch perspektyw: Hany i Leny. Autorka
nadal pisze w narracji pierwszoosobowej i trochę trudno było mi tak
balansować pomiędzy tymi dwiema postaciami, mimo ich różnic.
Pierwsze zdania każdego rozdziału trochę wybijały mnie z rytmu,
musiałam się przyzwyczajać. Niemniej jednak takie przedstawienie
historii było ciekawym zabiegiem. W ten sposób Lauren Oliver
zestawiła ze sobą dwie rzeczywistości: Głuszę, świat uczuć i
emocji, gdzie ludzie byli wolni, mieli prawo kochać, oraz świat
oddzielony od tego grubym murem, w którym społeczeństwo poddawane
było zabiegowi, uleczającemu ze wszelkich uczuć, gdzie miłość
uznawana była za chorobę. Autorka świetnie to wszystko
przedstawiła, a ten kontrast pokazał czytelnikowi jeszcze bardziej,
jak wyglądała sytuacja w tych realiach. Na dodatek mieliśmy szansę
poznać dwa punkty widzenia, co również było dobrym zagraniem.
Także plastyczny styl pisania autorki wzmagał chęć czytania
lektury. Pani Oliver tak mnie zaciekawiła, że nie mogłam oderwać
się od tej pozycji i praktycznie ją połknęłam.
„Może jednak
szczęście wcale nie tkwi w wyborze. Może leży ono w iluzji, w
udawaniu, że gdziekolwiek skończyliśmy, tam właśnie chcieliśmy
być przez cały czas.”
Sama fabuła powieści
potrafi podołać oczekiwaniom. Jedynie na początku jest spokojniej,
można się trochę nudzić, lecz niedługo potem czytelnik zostaje
wciągnięty do świata wykreowanego przez autorkę. Zauważyłam, iż
akcja idzie ciągle tym samym rytmem, cały czas coś się dzieje,
owszem, ale nie jesteśmy zalewani falą wydarzeń. Niemniej jednak
to się zmienia jakieś kilkadziesiąt stron przed końcem. Nagle
akcja niewyobrażalnie przyspiesza, co okazało się być dla mnie
niemałym zaskoczeniem. Zostajemy wyrwani z rytmu, nie wiadomo kiedy
wszystko się zaczyna i kończy. Możliwe, że w ten sposób lepiej
została ukazana sytuacja Leny, która również nie spodziewała
się, iż z dnia na dzień nagle wszystko się zmieni, po rutynie jej
życia. Osobiście nie przeszkadzało mi to, a jedynie zdziwiło,
sprawiło, że trudniej było mi pożegnać się z tą pozycją. W
ten sposób dochodzę również do jeszcze jednego ważnego aspektu,
mianowicie do zakończenia. Nie wyjaśniało ono za wiele, tak
naprawdę wszystko pozostało jedną wielką niewiadomą. Brakowało
mi czegoś w rodzaju epilogu, który wyjaśniałby sprawę. A tu nic,
wszystko szybko się zaczęło, szybko skończyło, choć to dopiero
nowy początek. Tak naprawdę pozostaje tu otwarta furtka, choć
historia jest już zakończona, co wydało mi się dość dziwne.
Taki brak swoistego zakończenia trochę mi doskwierał.
„Requiem” miało być
finałem tej trylogii, a tak naprawdę nic do końca nie zamknęło.
I mimo iż samo zakończenie mi się podobało, to te
niedopowiedzenia trochę mnie drażniły. Ponadto jest jeszcze jedna
rzecz, która mi się nie spodobała, lecz nie będę się o niej
dużo rozpisywać. Był nią trójkąt miłosny. Lena, Alex i
Julian... tak, relacje między tą trójką były skomplikowane.
Bardzo nie lubię, gdy sprawy przyjmują taki obrót i to był, jak
dla mnie, największy minus tej powieści. Szczególnie że w tej
historii, jak na ironię, było najmniej uczuć, najmniej miłości.
Lena z nikim nie była już tak blisko, odpychała Juliana, zaś Alex
oddalał się od niej. Miała rozterki... to nie za bardzo pasowało
mi do tej lektury. Aczkolwiek poza tym uważam, że książka ta jest
dobra i warto ją przeczytać. Jest realnie przedstawiona i
wciągająca, choć niestety stoi już o poziom niżej od pierwszego
tomu. Polecam ją naturalnie wszystkim, którzy czytali dwie
poprzednie części, w końcu nie należy tak urywać serii, na
dodatek warto zapoznać się z dalszymi losami postaci. Tych, którzy
jeszcze nie czytali nawet „Delirium”, zachęcam do nadrobienia
tych zaległości. Cała seria, mimo iż przejawia charakter
spadkowy, jest godna polecenia i nie powinno się przejść obok niej
obojętnie.
„Tu jednak nie chodzi
o wiedzę, ale po prostu o to, by iść na przód. Wyleczeni chcą
wiedzieć. My zaś wybraliśmy wiarę.”
Moja ocena 7/10
Tytuł:
Requiem
Autor:
Lauren Oliver
Ilość
stron: 393
Wydawca:
Otwarte
Data
premiery: 2013-03-20
O autorce:
Ukończyła filozofię i
literaturę na uniwersytecie w Chicago, potem przeprowadziła się do
Nowego Jorku. Mieszka na Brooklynie, pisze wszędzie, ciągle i na
wszystkim: i na notebooku, i na serwetkach. Poza tym uwielbia
gotować, jest uzależniona od kawy i dodaje keczup do wszystkiego,
nawet do kanapek z pomidorem. Jej literacki debiut „7 razy dziś”
stał się międzynarodowym bestsellerem i został przetłumaczony na
21 języków.
I jeszcze taki cytacik <3
„- Oko za oko.
- I cały świat
oślepnie – dodaje cicho Coral.”
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa
Otwarte, za co serdecznie dziękuję ^^
Moim zdaniem to najsłabsza część trylogii
OdpowiedzUsuńW ostatnim akapicie pierwsze zdanie mały chochlik się złośliwie wkradł
Też tak sądzę, lecz to nię zmienia faktu, że bardzo mi sie podobała ;)
Usuńi dzięki :)
Mnie też się podobała, ale po tym, co autorka zrobiła w "Pandemonium" spodziewałam się wiecej
UsuńTutaj nie mogę się nie zgodzić, miałam nadzieję jednak na coś więcej... no cóż, może autorka wyczerpała swój limit po dwóch pierwszych częściach :)
UsuńTa książka jeszcze przede mną. Trochę boję się tego spadku jakości, bo dla mnie dwie pierwsze części były tylko dobre, a jak ta jest poniżej tego, to nie wiem jak przez nią przebrnę.
OdpowiedzUsuńW sumie dobrze, że na trylogii się skończyło. Niektórzy autorzy rozciągają swoje serie w nieskończoność :) Może kiedyś kupię w jakimś pakiecie po okazyjnej cenie.
OdpowiedzUsuńBardzo polubiłam "Delirium" dzięki niezwykłej fabule, a w "Requiem" żałuję jedynie otwartego zakończenia.
OdpowiedzUsuńTHIS!^^
OdpowiedzUsuńO jak ja nie mogłam zdzierżyć tego otwartego zakończenia. I tego braku uczuć, tak pięknie opisywanych w poprzednich tomach. Zupełnie jakby pomiędzy drugim a trzecim tomem tak wiele się pozmieniało - nagle wątek Leny i Juliana z kwitnącego poszedł w proch chociażby.
No właśnie wiem, eh... poprzednie tomy i ten dzieli przepaść niestety, tamte mnie urzekły, zauroczyły, a ten mi się po prostu podobał... tak, to jest duża różnica :< I tak, wątki miłosne Leny niestety się posypały.
UsuńJejku, jak ja nie lubię tej serii. Już pierwsza część mi się nie podobała, a kolejne to już całkowite porażki...
OdpowiedzUsuńo.O Pierwsza część to jednak podobał się większości osób, aż dziw bierze... no ale cóż, każda książka ma i swoich zwolenników, i przeciwników :)
UsuńJa jestem zdecydowanym przeciwnikiem (; Aż się boję, jaki będzie ten serial, co powstaje na podstawie książek... :P
UsuńSerial? Nawet o żadnym nie wiedziałam xd no cóż, nie ma się co bać, wystarczy nie oglądać ;P
UsuńPrzeczytałam pierwszy tom i troszkę mnie rozczarował, ale pewnie i tak sięgnę po następne :)
OdpowiedzUsuńuwaga wszyscy, bo w tym komentarzu będzie masa spoilerów :D
OdpowiedzUsuńmoja koleżanka wczoraj skończyła "Requiem" także omawiając ją z nią mogłam wszystko sobie poprzypominać. czytałam ją zaraz po premierze. będę pisała z takimi emocjami, ponieważ to zwieńczenie mojej ulubionej serii! no to po kolei: świetne porównanie z byłą postacią Leny, że uciekałaby przed niedźwiedziem hah ;) mam te same odczucia jeśli chodzi o zakończenie. było w porządku, ale te niedomówienia porządnie mnie wkurzyły! to tak jakby Oliver sama nie mogła się zdecydować z kim ma być Lena, i dlatego nie zamknęła tego wątku. :/ a trójkąt miłosny.. ogólnie to ich nienawidzę jak mało czego, ale w tym jednym wypadku zaakceptowałam go, bo byłam w stanie - po raz pierwszy - zrozumieć bohaterkę. nie była tak zwyczajnie rozdarta. byłam w stanie zrozumieć, że przeniosła swoje uczucia na kogoś innego,kiedy myślała że Alex nie żyje. co miała zrobić kiedy już posmakowała miłości? a potem nic dziwnego że nie było jej łatwo. ale denerwował mnie Alex. w "Delirium" (wg mnie najlepszym tomie :3) kochałam go! przez całe "Pandemonium" marzyłam o tym, aby jednak przeżył, nie lubiłam Juliana.. a po tym jak zachowywał się w "Requiem" w pewnym momencie nawet zaczęłam kibicować temu ostatniemu! całą książkę Alex zachowywał się jak cham, a tu na koniec taka odmiana.. eh ;/
za każdym razem te same emocje :D szkoda, że to już koniec.
dzięki, jak ktoś to czytał, to wie o co z niedźwiedziem chodzi <3 mnie ta scena powaliła i ten szok Alexa xd i tak, te zakończenie... nie była pewna, czemu tego nie zrobiła? ta otwarta furtka chyba wielu czytelników nie zadowoliła. Hmm... co do trójkąta. Ja nie lubię takiego czegoś w żadnym wydaniu, więc i tu szczęśliwa nie byłam. Ale miałam podobnie na początku z Aleksem. No bo najpierw, w pierwszej (też według mnie najlepszej!) części był wspaniały... w drugiej tylko na niego czekałam, a Juliana nie lubiłam (miałyśmy podobnie xd), a w trzeciej nagle taki oziębły. Niemniej jednak jego trochę rozumiałam... a ta wiadomość o Salomonie, której Lena na początku nie zrozumiała, wzruszyła mnie akurat chyba najbardziej... ta scena wryła mi się w pamięć, jak żadna inna z tej książki. Wtedy znowu mu kibicowałam <3 Choć i tak kibicowałam cały czas, ale ciii ^^ Hmm... też mi trochę szkoda, że to koniec, będę tęskniła za bohaterami, ale trochę obawiałabym się, że kolejny tom byłby gorszy. Emocji również niestety było już mniej, choć sporadycznie się zdarzały. Nom, ale cóż, ogólnie seria dobra... i jak nie uwielbiać też tych postaci <3
Usuńi łał, jaki długi komentarz o.O Jestem naprawdę pod wrażeniem ^^
Requiem według mnie jest trochę gorsze od Pandemonium ale lepsze od Delirium :) Ale i tak ta książka mi się podobała, zresztą jak cala seria. Było mi bardzo żal Aleksa, ale to przecież nie była do końca wina Leny. Potem poczułam większą sympatię do Juliana. Przez to jak Aleks się zachowywał ;) Kurczę, szkoda, że autorka zrobiła takie zakończenie, bo chciałabym wiedzieć jak to się wszystko skończy, a tak to, no cóż... nie cierpię takich zakończeń! A ta narracja w dwóch osobach była fajnym pomysłem, ale kiedy przez dwa poprzednie tomy czytało się z perspektywy Leny to potem bardzo trudno (przynajmniej mnie było) przerzucić się na Hanę. Ale i tak będę miała miłe wspomnienia z serią :)
OdpowiedzUsuńgorsze od Pandemonium, a lepsze od Delirium? o.O ciekawie tak, jak dla mnie pierwsza część najlepsza, potem druga, na końcu ta xd A Aleksa też było mi żal... i irracjonalnie obwiniałam Lenę, mimo że ona myślała, że ten nie żyje... ehh.. zbyt go polubiłam i wierzyłam, iż powróci ^^ Tak, jak widzę, niewielu osobom te zakończenie odpowiadało. A narracja ciekawa, choć też trudno było mi się na nią przestawić... choć uważam, że byłą dobrym pomysłem. Nom, zgadzam się, wspomnienia miłe pozostaną :)
UsuńPRzede mną jeszcze Pandemonium, dopiero potem wezmę się za Requiem. Delirium mi się bardzo podobało, mam całą trylogię na półce :)
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać, aż sięgnę po tę ostatnią część.
OdpowiedzUsuńKażda kolejna część coraz gorsza... lipa troszkę, ale Delirium przeczytam - w końcu już kupiłam.
OdpowiedzUsuńMam całą trylogię na półce jednak jak na razie czytałam tylko Delirium..;)
OdpowiedzUsuńMi najbardziej podobało się Delirium. Pandemonium było kiepskie, bo cały ten głupi Julian nie wiadomo po co wskoczył, a w Requiem było stanowczo za mało Alexa - w końcu skoro już wrócił, to coś tam jednak powinno się pojawić, nie?
OdpowiedzUsuń