„Nowe spojrzenie na
świat”
June uratowała Daya,
jednak ten nie czuje się najlepiej. Choć takie stwierdzenie byłoby
jedynie niedopowiedzeniem, gdyż ma on spore problemy. To, jak i chęć
uratowania jego brata – Edena – skutkuje dołączeniem się
dwójki niesamowitych nastolatków do Patriotów. W tym samym czasie
stary Elektor umiera, a jego miejsce zajmuje syn zmarłego, Anden. Ma
on inne podejście i ambicje niż ojciec, jest w końcu inną osobą.
Niemniej jednak, panujący system już chyli się ku upadkowi, a nowy
przywódca nie jest zbyt dobrze odbierany ani wśród prostego
społeczeństwa, ani Senatu. Nie wiadomo, jaką rolę przyjdzie mu
odegrać. Ale niestety zanim mężczyzna mógłby przyzwyczaić się
do sprawowanego urzędu, zostaje zaplanowany na niego atak. Zamach ze
strony Patriotów, którego ostateczną wykonawczynią ma być June.
Razor, przywódca Patriotów, tak postanowił, uważa, że jedynie
krwawa rewolucja może polepszyć życie w Republice. Zbliża się
czas podjęcia ważnych dla całego kraju decyzji, decyzji dwójki
nastolatków, które mogą zaważyć o wszystkim.
„Zabicie człowieka,
który stoi na czele całego systemu, wydaje się niewielką ceną w
zamian za wywołanie rewolucji, nie sądzisz?”
To już drugi tom tej
powieści, a bohaterowie się na szczęście zmienili. Rozwinęli
się. Day nie jest już taki wspaniały i wyidealizowany, mimo że
nadal jest tego bliski. Niemniej jednak widać w nim żywego,
realnego człowieka. Zaczyna też dostrzegać, iż Republika to nie
samo zło. Również June jest ciekawą postacią. Mimo to jest u
nich kilka „ale”, szczególnie u tej drugiej, która to szczyciła
się nieprzeciętnymi umiejętnościami kalkulacyjnymi, liczyła
czas, była niezwykłym strategiem itp. Gdy już przejrzała na oczy,
stała się, co tu dużo mówić, niesamowita. I powiem szczerze, że
trochę mnie to irytowało. Choć jej zdolność dedukcji była
nieprzeciętna i bardzo przydatna. Ogółem ci bohaterowie są dobrze
wykreowani, interesujący i dość autentyczni, mimo że tak
uzdolnieni. Lecz tym, co najbardziej mi nie odpowiadało, był ich
wiek. Oni nie zachowywali się jak nastolatkowie. Naturalnie,
wychowanie i przeżycia zmieniły ich, aczkolwiek bez przesady.
Czasami miałam wrażenie, że, owszem, czytam o tak młodych
ludziach, niestety ono niekiedy zwyczajnie znikało.
Co do postaci
drugoplanowych, to niektóre wybiły się i otrzymały odrobinę
należytej uwagi. Mowa tutaj o Andenie i Tess, którzy zaczęli coś
znaczyć dla tej historii. Niestety jak dla mnie w niepozytywnym
sensie. Otóż ma to związek z relacjami między postaciami. Już w
pierwszym tomie wątek miłosny pozostawiał wiele do życzenia,
natomiast teraz zwyczajnie mnie denerwował. Mamy do czynienia z
podwójnym trójkątem - i June, i Day zmagają się z rozterkami o
podłożu czysto emocjonalnym. Szczególnie nie pasowało mi to u
Tess, która była jeszcze młodsza od nich, a nagle poczuła wielką
miłość i pożądała swego starego przyjaciela. Takie komplikacje
były niepotrzebnym dodatkiem, który ostatnio niestety często
przewija się przez literaturę młodzieżową. Może gdyby było to
dobrze rozegrane, nie raziłoby tak, niemniej jednak w tej historii
ten wątek nie odpowiadał mi ani trochę.
„Day, ów chłopiec z
ulicy, którego całym bogactwem było brudne ubranie i szczerość w
oczach, zawładnął moim sercem. Jest najpiękniejszy na świecie,
zarówno ciałem jak i duszą. Jest srebrnym błyskiem w świecie
ciemności. Jest moim światłem.”
Sama fabuła jest ogólnie
ciekawa, jednak jeden wątek, mianowicie ten o planie zlikwidowania
nowego Elektora, dłużył się niemiłosiernie. Niestety w tej
powieści wiele się nie dzieje, a akcja przyspiesza dopiero po jakiś
dwóch trzecich książki. Pozycja ta napisana jest w narracji
pierwszoosobowej z perspektywy Daya i June (zmienia się to co
rozdział). Zaczynam zastanawiać się nad tym wyborem. Najczęściej
dzięki takiemu przedstawieniu faktów, łatwiej wczuć się w rolę
bohatera, a autor może dogłębnie przedstawiać, targające daną
postacią emocje. Aczkolwiek nie dotyczy to „Wybrańca”. Nie
utożsamiłam się z żadną z tej dwójki, co więcej, miałam
wrażenie, iż każde z nich (a szczególnie June) przedstawia suche
fakty, rzadko zabarwione emocjonalnie. Powiem prosto, że nie
przeżywałam tej książki. Czytałam ją tak po prostu, choć nie
cały czas, tak jak i wszystko, i to zmieniło się pod koniec. Lecz
mimo takiego przebiegu akcji, za plus można uznać świat
przedstawiony, ponieważ w końcu dostajemy trochę informacji o
Koloniach. Przestają być takie tajemnicze, dowiadujemy się co
nieco, o panującej tam sytuacji i akurat w tej kwestii jestem
usatysfakcjonowana.
Muszę przyznać, że
podchodziłam do tej powieści z niepewnością. Pierwszy tom miło
mnie zaskoczył, a recenzje innych czytelników były pochlebne, więc
co było nie tak? Jedynie to, że drugie części trylogii przeważnie
są najgorsze, wydają się być takimi zapchajdziurami. Niestety
moje obawy były poniekąd słuszne. W ogólnym rozrachunku wychodzi
na to, iż autorka dopracowała w tej części świat przedstawiony i
charaktery bohaterów, niemniej jednak te nie były do końca
dostosowane do ich wieku. Na dodatek sama akcja przyspiesza dopiero
pod koniec, kiedy po dwóch trzecich powieści człowiek jest już
zanudzony. Ogólnie ta pierwsza, słabsza część „Wybrańca”
stoi na średnim poziomie, właśnie akacja tam kuleje, aczkolwiek ta
końcówka książki nastawiła mnie niezwykle pozytywnie. Nagle
zaczęłam się przejmować tym, co przeżywają postacie, zaczęło
się coś dziać, a na dodatek zostałam nieźle zaskoczona! I
właśnie przez te zwieńczenie powieści mam ochotę na zapoznanie
się z ostatnim tomem tej trylogii. Drugą część serii raczej
polecam. Sięgnąć po nią powinni ci, którzy czytali pierwszą,
lecz proponuję podejść do niej z dystansem i nie zrażać się na
samym początku. Sądzę, że warto mimo wszystko poznać dalsze losy
Daya i June.
„Przecież gardzę
Republiką, prawda? Chcę, by upadła, no nie? Sęk w tym, że
dopiero teraz widzę pewną różnicę – nienawidzę praw, które
rządzą Republiką, ale sam kraj kocham. Kocham tych ludzi.”
Moja ocena 6/10
Tytuł:
Wybraniec
Seria:
Legenda
Autor:
Marie Lu
Ilość
stron: 368
Wydawca:
Zielona Sowa
Data
premiery: 2013-03-05
O autorce:
Marie Lu – niegdyś
dyrektor artystyczny firmy zajmującej się tworzeniem gier
komputerowych „Online Alchemy”, właścicielka marki „Fuzz
Academy”, obecnie autorka dystopijnych powieści. Powieść
„Rebeliant” – pierwszy tom trylogii – Marie Lu napisała pod
wpływem Wiktora Hugo. Pewnego dnia, oglądając ekranizację
„Nędzników”, zaczęła zastanawiać się nad relacją między
znanym kryminalistą, a detektywem. W ten sposób narodziła się
June i Day oraz ich historia oparta na tej relacji.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa
Zielona Sowa, za co serdecznie dziękuję ^^
Czytałam tylko i wyłącznie pierwszy tom i średnio mi się podobał, więc przy drugiej części spasowałam :)
OdpowiedzUsuńMam ochotę na tę serię i czeka na półce :)
OdpowiedzUsuńZamierzałam za niedługo przeczytać, lecz chyba się jeszcze nad tym zastanowię.
OdpowiedzUsuńsporo rozgłosu jest teraz wokół tej książki i w sumie opinie są zachęcające. Chyba zaraz polecę ją zamówić :)
OdpowiedzUsuńjakoś mnie nie zachęciło, niestety :(
OdpowiedzUsuńMam wielką ochotę na tę serię, a Twoja recenzja tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńFantastyka jak na razie jest mi obca. Poszukuję ciekawej książki tego gatunku, która by mnie tak urzekła, że wolałabym odrzucić wszystkie obyczajówki i kryminały, i zagłębiać się dalej w tego typu literaturę:)
A ja mimo wszystko jestem strasznie ciekawa tej części. :D
OdpowiedzUsuń