piątek, 22 marca 2013

Valarand. Podzielone królestwo - Mirosław Pawliczek


„Valarand, świat magii”


Mirek to tylko kolejny zwykły licealista. Takich jest na pęczki, co nie? Aczkolwiek on dziwnym trafem nagle przenosi się do zupełnie innego świata! To mu chyba da nauczkę, by więcej nie brać do rąk żadnych podejrzanych pierścieni. A może i nie... Niemniej nie narzeka, mimo iż zamiast spędzić kolejne dni w liceum, przenosi się do lasu, gdzie już na wstępie chcą go zabić. Okazuje się, że jest w Valarandzie, rzeczywistości podejrzanej. Na szczęście rozumie wszystko co mówią do niego mieszkańcy. Natomiast już mniej pomyślnie widać między nimi wyraźne różnice, a i jego specyficzny ubiór, podobny do tych od nekromantów, nie pomaga. Los mu jednak sprzyja, bo gdy ludzie chcą się przekonać, czy na pewno nie jest „tym od trupiarzy”, spotyka maga Rodriguez'a, który zafascynowany jego osobą, zbliża się do niego i wręcz zaprzyjaźnia. Chłopiec zaczyna sobie radzić, choć jego zniknięcie nie pozostaje bez echa w naszym świecie, nikt nie wie co się dzieje, a następne osoby zaczynają znikać. Coś dziwnego ma miejsce w tych dwóch rzeczywistościach.

To JA decyduję, kim jestem, i tylko JA.”

Jest chłopiec, który przenosi się do innego świata. Lecz nie jest to nic nowego. A jednak i tak potrafi to zainteresować. Mirek trafia do Valarandu, który podzielony jest na dwie części, lecz nie warto się zgłębiać tutaj w jego politykę. Ciekawsze jest, iż to świat magii. Magowie, nekromanci, gobliny i inne stworzenia są na porządku dziennym, choć nie wszystkie są szczególnie chciane i lubiane. Jest to równoległa rzeczywistość do naszej, oddzielona barierą tak, by między tymi dwoma światami nie można było się poruszać... jak widać, coś nie wyszło. Co ciekawe, posługują się tam tym samym językiem co w Polsce, choć nazywają go inaczej. Również znajomość norrandzkiego (naszego angielskiego) nie jest czymś obcym. Jest kilka takich elementów, a raczej po prostu wiele, które łączą te dwa światy. Niemniej różnice są bardzo wyraźne: brak elektroniki czy też całej tej chemii znajdującej się w jedzeniu. Teoretycznie powinno to świadczyć o zacofaniu świata, ale tak nie jest. Tam przynajmniej nie zanieczyszcza się powietrza i nie truje samego siebie świństwami, mogąc jednocześnie przecież żyć szczęśliwie oraz mając wiele perspektyw na przyszłość.

Również Mirek ma wiele możliwości. Bardzo łatwo przyszło mu przystosowanie się do nowego środowiska, co wydało mi się mimo wszystko trochę naiwne. Niemniej potrafię zrozumieć argumenty za tym, iż w Valarandzie było mu lepiej. Szczególnie, że miał świetny start. Bardzo podobały mi się reakcje jego nowego przyjaciela na wieść, że potrafi czytać, zna więcej niż jeden język i ma podstawową wiedzę z fizyki, chemii i innych podobnych dziedzin. U nas jest to normalne, jednak tam była to niesamowita wiedza, jak na prostego, zwykłego człowieka. Ogólnie główny bohater nie wyróżniałby się u nas niczym, natomiast tam jest ewenementem. Ma dość przeciętny charakter, a jego zachowania tylko niekiedy wydały mi się trochę zbyt dojrzałe w porównaniu do reszty jego postaw. Pozostali bohaterowie są w porządku, grupka licealistów jak każda inna, nie można im zarzucić sztywności, są zwyczajni i autentyczni. Dochodzi jeszcze naturalnie, z tych ważniejszych postaci, mag Rodriguez, którego polubiłam, gdyż był sympatyczną osobą. Na tym polu książka się nie wybija, ale jednak zadowala.

- Nie, tego już za wiele – rzucił, jednak w tych słowach nie brzmiało zniecierpliwienie, ale raczej ożywienie. - Znasz norrandzki, to wiem, ale żebyś umiał czytać?!”

Co do samej fabuły mam mieszane uczucia. Muszę przyznać, że była ciekawa i właśnie dzięki niej naprawdę wciągnęłam się w tę powieść, niemniej uważam również, iż była nazbyt rozciągnięta. Pięćset pięćdziesiąt stron to już niezła ilość, aczkolwiek sądzę, że tak właściwie nie musiało być to aż na tyle rozpisane, przynajmniej takie są moje odczucia. Ale poza tym pozycja ta, mimo iż nie jest jakoś nazbyt bogata w akcję, to i tak nie nudzi. Dzieje się tak zapewne za sprawą lekkiego stylu pisania autora. Opisuje on wszystko prosto i rzeczywiście, co jest wielkim plusem dla tej opowieści. Interesujące również wydało mi się pokazanie i tego świata w którym wylądował Mirek, jak również naszego, dzięki czemu mieliśmy szersze spojrzenie na to co się dzieje. Ogólnie książka ta jest nieźle napisana i naprawdę mnie wciągnęła, mimo że na początku się tego nie spodziewałam. Również ta lekkość i czasami występujący humor, rozluźniały atmosferę i sprawiały, iż historię tę czytało się łatwiej i przyjemniej.

„Valarand” jest pozycją ciekawą, jednak niezapadającą w pamięć. Przeczytałam ją, zainteresowałam się tym, co się w niej działo, ale na tym koniec, nic więcej. Gdy ją odłożyłam, nie mąciła ona więcej moich myśli. Możliwe, że stało się tak przez bohaterów, którzy właśnie przez swą zwyczajność nie wyróżniają się na tyle, by jakoś szczególnie z nimi sympatyzować. Przy czytaniu miło spędziłam czas i nawet zastanawiałam się, jak to dalej mogą potoczyć się losy bohaterów, niemniej po zastanowieniu chyba jednak nie sięgnę po część kolejną. Zwyczajnie nie odczuwam takiej potrzeby. Na koniec chciałam jeszcze tylko wspomnieć o wydaniu książki, a raczej o czcionce, która jest dość niewielka i sprawia wrażenie ciasnej, przez co gorzej się czyta. Jest to jednak ważny element, który tak naprawdę najbardziej denerwował mnie w tej publikacji. Historię tę polecam osobom, lubiącym fantastykę, powieści o podobnej strukturze oraz tym, którzy szukają rozrywki. Co do reszty to nie wiem czy powinni po nią sięgać, jednak nikomu tego nie odradzam.


- Przez mlecze... Wiesz, znałem kiedyś jedną dziewczynę – przypomniał sobie – która ponad wszystkie inne kwiaty lubiła mlecze.
- Hm... nie powiem, żeby były brzydkie, ale... niespecjalne, nie sądzisz?
- Tak, mniej więcej to samo jej powiedziałem. Na co ona stwierdziła, że lubi je, bo nie są tak oklepane jak na przykład róże. I że brudzą ręce, i to duży problem, który pozwala na moment zapomnieć o innych problemach.”


Moja ocena: 6/10


Tytuł: Podzielone Królestwo
Seria: Valarand
Autor: Mirosław Pawliczek
Ilość stron: 554
Wydawca: Novae Res
Data premiery: 2012-11-13



O autorze:
Mirosław Pawliczek - 21 latek z Ruptawy, doczekał się premiery swojej pierwszej książki, którą jest „Valarand. Podzielone królestwo”.




Recenzja napisana dla portalu a-g-w.info


13 komentarzy:

  1. E ty, e ty! Właśnie ją dodawałem do koszyka na Selkarze. :3 Ale recenzji nie czytam, bo chcę mieć całkowicie czyste odczucia na temat tej książki zanim ją dorwę. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. na razie chyba podziękuję za elfy i nekromantów.. szczerze mówiąc nie sądzę, by autor wymyślił coś świeżego w tym temacie.

    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem zainteresowana taką tematyką.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dosyć oklepana się wydaje ta fabuła, właściwie to pełno takich było już, ale skoro piszesz, że jednak jakoś potrafi zaciekawić to może nie jest tak źle. Jak na debiut to chyba całkiem znośnie się przedstawia.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Może się kiedyś skuszę, ciekawi mnie to polskie nazwisko przy fantastyce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przykro mi to mówić, ale zarówno okładka jak i opis mnie odpychają od tej książki. Plus polska literatura - podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdecydowanie pasuję,ta książka kompletnie mnie nie pociąga...

    OdpowiedzUsuń
  8. Brzmi ciekawie i kusząco, ale szczerze mówiąc to jakoś nie spieszy mi się do poznania tej historii :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Wydaję się ciekawa, ale nie będę na nią za bardzo polowała :3 Jak wpadnie w łapki, to przeczytam z ciekawością, jak nie... to nie C:

    OdpowiedzUsuń
  10. To książka raczej nie dla mnie. Ale polecę ją kuzynowi.

    OdpowiedzUsuń
  11. Raczej nie przeczytam. Świat przedstawiony wydaje się ciekawy, ale przeciętni licealiści to nie osoby, o których chciałabym czytać.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...