„Valarand, świat magii”
Mirek to tylko kolejny
zwykły licealista. Takich jest na pęczki, co nie? Aczkolwiek on
dziwnym trafem nagle przenosi się do zupełnie innego świata! To mu
chyba da nauczkę, by więcej nie brać do rąk żadnych podejrzanych
pierścieni. A może i nie... Niemniej nie narzeka, mimo iż zamiast
spędzić kolejne dni w liceum, przenosi się do lasu, gdzie już na
wstępie chcą go zabić. Okazuje się, że jest w Valarandzie,
rzeczywistości podejrzanej. Na szczęście rozumie wszystko co mówią
do niego mieszkańcy. Natomiast już mniej pomyślnie widać między
nimi wyraźne różnice, a i jego specyficzny ubiór, podobny do tych
od nekromantów, nie pomaga. Los mu jednak sprzyja, bo gdy ludzie
chcą się przekonać, czy na pewno nie jest „tym od trupiarzy”,
spotyka maga Rodriguez'a, który zafascynowany jego osobą, zbliża
się do niego i wręcz zaprzyjaźnia. Chłopiec zaczyna sobie radzić,
choć jego zniknięcie nie pozostaje bez echa w naszym świecie, nikt
nie wie co się dzieje, a następne osoby zaczynają znikać. Coś
dziwnego ma miejsce w tych dwóch rzeczywistościach.
„To JA decyduję, kim
jestem, i tylko JA.”
Jest chłopiec, który
przenosi się do innego świata. Lecz nie jest to nic nowego. A
jednak i tak potrafi to zainteresować. Mirek trafia do Valarandu,
który podzielony jest na dwie części, lecz nie warto się zgłębiać
tutaj w jego politykę. Ciekawsze jest, iż to świat magii. Magowie,
nekromanci, gobliny i inne stworzenia są na porządku dziennym, choć
nie wszystkie są szczególnie chciane i lubiane. Jest to równoległa
rzeczywistość do naszej, oddzielona barierą tak, by między tymi
dwoma światami nie można było się poruszać... jak widać, coś
nie wyszło. Co ciekawe, posługują się tam tym samym językiem co
w Polsce, choć nazywają go inaczej. Również znajomość
norrandzkiego (naszego angielskiego) nie jest czymś obcym. Jest
kilka takich elementów, a raczej po prostu wiele, które łączą te
dwa światy. Niemniej różnice są bardzo wyraźne: brak elektroniki
czy też całej tej chemii znajdującej się w jedzeniu. Teoretycznie
powinno to świadczyć o zacofaniu świata, ale tak nie jest. Tam
przynajmniej nie zanieczyszcza się powietrza i nie truje samego
siebie świństwami, mogąc jednocześnie przecież żyć szczęśliwie
oraz mając wiele perspektyw na przyszłość.
Również Mirek ma wiele
możliwości. Bardzo łatwo przyszło mu przystosowanie się do
nowego środowiska, co wydało mi się mimo wszystko trochę naiwne.
Niemniej potrafię zrozumieć argumenty za tym, iż w Valarandzie
było mu lepiej. Szczególnie, że miał świetny start. Bardzo
podobały mi się reakcje jego nowego przyjaciela na wieść, że
potrafi czytać, zna więcej niż jeden język i ma podstawową
wiedzę z fizyki, chemii i innych podobnych dziedzin. U nas jest to
normalne, jednak tam była to niesamowita wiedza, jak na prostego,
zwykłego człowieka. Ogólnie główny bohater nie wyróżniałby
się u nas niczym, natomiast tam jest ewenementem. Ma dość
przeciętny charakter, a jego zachowania tylko niekiedy wydały mi
się trochę zbyt dojrzałe w porównaniu do reszty jego postaw.
Pozostali bohaterowie są w porządku, grupka licealistów jak każda
inna, nie można im zarzucić sztywności, są zwyczajni i
autentyczni. Dochodzi jeszcze naturalnie, z tych ważniejszych
postaci, mag Rodriguez, którego polubiłam, gdyż był sympatyczną
osobą. Na tym polu książka się nie wybija, ale jednak zadowala.
„- Nie, tego już za
wiele – rzucił, jednak w tych słowach nie brzmiało
zniecierpliwienie, ale raczej ożywienie. - Znasz norrandzki, to
wiem, ale żebyś umiał czytać?!”
Co do samej fabuły mam
mieszane uczucia. Muszę przyznać, że była ciekawa i właśnie
dzięki niej naprawdę wciągnęłam się w tę powieść, niemniej
uważam również, iż była nazbyt rozciągnięta. Pięćset
pięćdziesiąt stron to już niezła ilość, aczkolwiek sądzę, że
tak właściwie nie musiało być to aż na tyle rozpisane,
przynajmniej takie są moje odczucia. Ale poza tym pozycja ta, mimo
iż nie jest jakoś nazbyt bogata w akcję, to i tak nie nudzi.
Dzieje się tak zapewne za sprawą lekkiego stylu pisania autora.
Opisuje on wszystko prosto i rzeczywiście, co jest wielkim plusem
dla tej opowieści. Interesujące również wydało mi się pokazanie
i tego świata w którym wylądował Mirek, jak również naszego,
dzięki czemu mieliśmy szersze spojrzenie na to co się dzieje.
Ogólnie książka ta jest nieźle napisana i naprawdę mnie
wciągnęła, mimo że na początku się tego nie spodziewałam.
Również ta lekkość i czasami występujący humor, rozluźniały
atmosferę i sprawiały, iż historię tę czytało się łatwiej i
przyjemniej.
„Valarand” jest
pozycją ciekawą, jednak niezapadającą w pamięć. Przeczytałam
ją, zainteresowałam się tym, co się w niej działo, ale na tym
koniec, nic więcej. Gdy ją odłożyłam, nie mąciła ona więcej
moich myśli. Możliwe, że stało się tak przez bohaterów, którzy
właśnie przez swą zwyczajność nie wyróżniają się na tyle, by
jakoś szczególnie z nimi sympatyzować. Przy czytaniu miło
spędziłam czas i nawet zastanawiałam się, jak to dalej mogą
potoczyć się losy bohaterów, niemniej po zastanowieniu chyba
jednak nie sięgnę po część kolejną. Zwyczajnie nie odczuwam
takiej potrzeby. Na koniec chciałam jeszcze tylko wspomnieć o
wydaniu książki, a raczej o czcionce, która jest dość niewielka
i sprawia wrażenie ciasnej, przez co gorzej się czyta. Jest to
jednak ważny element, który tak naprawdę najbardziej denerwował
mnie w tej publikacji. Historię tę polecam osobom, lubiącym
fantastykę, powieści o podobnej strukturze oraz tym, którzy
szukają rozrywki. Co do reszty to nie wiem czy powinni po nią
sięgać, jednak nikomu tego nie odradzam.
„- Przez mlecze...
Wiesz, znałem kiedyś jedną dziewczynę – przypomniał sobie –
która ponad wszystkie inne kwiaty lubiła mlecze.
- Hm... nie powiem, żeby były brzydkie, ale... niespecjalne, nie sądzisz?
- Tak, mniej więcej to samo jej powiedziałem. Na co ona stwierdziła, że lubi je, bo nie są tak oklepane jak na przykład róże. I że brudzą ręce, i to duży problem, który pozwala na moment zapomnieć o innych problemach.”
- Hm... nie powiem, żeby były brzydkie, ale... niespecjalne, nie sądzisz?
- Tak, mniej więcej to samo jej powiedziałem. Na co ona stwierdziła, że lubi je, bo nie są tak oklepane jak na przykład róże. I że brudzą ręce, i to duży problem, który pozwala na moment zapomnieć o innych problemach.”
Moja ocena: 6/10
Tytuł:
Podzielone Królestwo
Seria:
Valarand
Autor:
Mirosław Pawliczek
Ilość
stron: 554
Wydawca:
Novae Res
Data
premiery: 2012-11-13
O autorze:
Mirosław Pawliczek - 21 latek z
Ruptawy, doczekał się premiery swojej pierwszej książki, którą
jest „Valarand. Podzielone królestwo”.
Recenzja napisana dla portalu a-g-w.info
E ty, e ty! Właśnie ją dodawałem do koszyka na Selkarze. :3 Ale recenzji nie czytam, bo chcę mieć całkowicie czyste odczucia na temat tej książki zanim ją dorwę. :3
OdpowiedzUsuńna razie chyba podziękuję za elfy i nekromantów.. szczerze mówiąc nie sądzę, by autor wymyślił coś świeżego w tym temacie.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
Nie jestem zainteresowana taką tematyką.
OdpowiedzUsuńJa również podziękuję.
OdpowiedzUsuńDosyć oklepana się wydaje ta fabuła, właściwie to pełno takich było już, ale skoro piszesz, że jednak jakoś potrafi zaciekawić to może nie jest tak źle. Jak na debiut to chyba całkiem znośnie się przedstawia.:)
OdpowiedzUsuńMoże się kiedyś skuszę, ciekawi mnie to polskie nazwisko przy fantastyce.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi to mówić, ale zarówno okładka jak i opis mnie odpychają od tej książki. Plus polska literatura - podziękuję.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie pasuję,ta książka kompletnie mnie nie pociąga...
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie i kusząco, ale szczerze mówiąc to jakoś nie spieszy mi się do poznania tej historii :D
OdpowiedzUsuńWydaję się ciekawa, ale nie będę na nią za bardzo polowała :3 Jak wpadnie w łapki, to przeczytam z ciekawością, jak nie... to nie C:
OdpowiedzUsuńTo książka raczej nie dla mnie. Ale polecę ją kuzynowi.
OdpowiedzUsuńRaczej nie przeczytam. Świat przedstawiony wydaje się ciekawy, ale przeciętni licealiści to nie osoby, o których chciałabym czytać.
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty :P
OdpowiedzUsuń