piątek, 3 stycznia 2014

Przykry początek - Lemony Snicket



Chociaż, oczywiście, nic nie było dobrze. Wszystko było bardzo źle.”


„Przykry początek”, będący pierwszym tomem „Serii niefortunnych zdarzeń” jest książką dość specyficzną. Wskazuje już na to sam opis, w którym autor zwraca się do czytelnika, mówiąc, że książka, która trafiła w jego ręce, jest nieprzyjemna i może ją spokojnie odłożyć. Wydaje się, że z niechęcią wspomina wydarzenia, które miały miejsce na stronicach tej powieści (sam wskazuje, że spisanie losów rodziny Baudelaire jest dla niego przykrym obowiązkiem). Historia ta zaś ma idealny tytuł i opowiada o trójce dzieci, które mają niesamowitego pecha. Najpierw umierają im rodzice, następnie mają zostać oddane pod opiekę jakiegoś krewnego, o którym nigdy nie słyszały, a który okazuje się być osobą, nie dającą im dogodnych warunków do życia. W międzyczasie rodzeństwu ciągle przytrafia się coś złego, a rzadkie przebłyski nadziei zostają szybko zduszone. Od pierwszych (gdy bohaterowie otrzymują na plaży tragiczną wiadomość) do ostatnich stron, co autor sam wielokrotnie zaznacza, jest to opowieść o ich nieszczęściu. Takie przedstawienie niczemu niewinnych, inteligentnych dzieci, których nie spotyka nic dobrego, może spotkać się z różnym odbiorem. To jakie wyrobi się zdanie o tej książce, zależy od tego z jakim stosunkiem i podejściem będzie się ją czytać.

Przyznam, że po lekturze tej powieści mam mieszane odczucia. Kiedyś, gdy byłam jeszcze w podstawówce, czytałam ją i pamiętam, że mi się podobała, zaś teraz nie potrafię odebrać jej już w ten sam sposób. Można zacząć od bohaterów, którzy nie są jakoś szczególnie rozbudowani, przedstawiają sobą proste wartości. Na pierwszy plan wysuwa się trójka sierot – inteligentnych i dobrych młodych ludzi. Najstarsza – Wioletka - jest kreatywna i ma talent do wymyślania i konstruowania dziwnych urządzeń, jednym słowem jest niezwykle zdolna, mimo że ma dopiero czternaście lat. Kolejny jest jej dwunastoletni brat (Klaus), mól książkowy o sporej wiedzy, zaś najmłodsza z rodzeństwa - dziewczynka, będąca jeszcze dzidziusiem o imieniu Słoneczko - jest żywa, lubi wszystko gryźć i posługuje się niezrozumiałym dla dorosłych językiem. Poza nimi ważną rolę w powieści odegrają jeszcze Hrabia Olaf – doprawdy paskudna postać, która przejawia chyba wszelkie możliwe negatywne cechy, ponadto przygarnia dzieci tylko dla ich majątku i nie traktuje ich dobrze – oraz sędzina Strauss, naiwna kobieta o dobrotliwym sercu, która chętnie pomogłaby dzieciom, jednak jest na to zbyt głupiutka. Po takim zarysie postaci od razu widać, że dzielą się one wyraźnie na te dobre i złe, jak Hrabia Olaf i jego znajomi, którzy konfrontują się z tą dobrą częścią społeczności.

Na chwilę można również przyjrzeć się fabule, która jest nieskomplikowana i dość pospolita. Na początku na dodatek akcja szybko się rozwija, po czym staje, by powoli przeć przed siebie już do końca. Cała książka składa się jedynie z kolejnych nieszczęść przynoszonych przez los trójce sierot i nie jest specjalnie pocieszająca. Na dodatek sam autor, który postanowił przedstawić wszystko tak a nie inaczej, pisze dość specyficznie. Czytając książkę, ma się wrażenie, że ktoś opowiada nam tę historię, a sam język, jakim posługuje się Snicket, może niektórym przysporzyć kłopotów i go rozdrażnić. W trakcie lektury wyjaśnia on różne słowa, jakby były niezwykle trudne, nie zaś banalne, jakimi są w istocie. Przez to momentami ma się wrażenie, że zwraca się do małych dzieci. Innym razem używa języka niedostosowanego do takiego odbiorcy, pokazując, że to niekoniecznie oni powinni być grupą docelową tego utworu. Ciekawym zabiegiem natomiast było nie tyle częste zwracanie się do czytelnika, a wtrącenie pewnej informacji o sobie, nadając w ten sposób kształt osobie narratora, który opowiadał o cennych rzeczach w swoim pokoju, czyli jednocześnie czymś błahym i osobistym. Autor ogólnie nie mieści się w jakiś przyjętych ramach, przekracza je, pokazując coś innego, a zarazem pełnego schematów i naiwności.

Jak widać, autor podjął się ciekawej próby stworzenia czegoś innego, niedosłownego i trafiającego do czytelników w różnych grupach wiekowych, jednak z naciskiem na młodszych czytelników. W końcu niektóre zakrawające na absurd sytuacje - czy raczej opisy - jak na przykład zestawianie obok siebie jako wielkich nieszczęść brzydkich ubrań i śmierci rodziców, czy też zimnej owsianki na śniadanie i pożaru, wydają się być na pierwszy rzut oka błazenadą. Również cała ta naiwność i przedstawienie wszystkiego czarno na białym, bez niedomówień i gierek, sprawia, że historia ta nie będzie interesująca dla miłośnika akcji, romansu czy też chociażby powieści obyczajowej. W tej opowieści dzieci muszą zmierzyć się same z niedogodnościami losu, nie mogą liczyć na dorosłych, którzy albo są źli do szpiku kości, albo zwyczajnie niedomyślni - żeby nie powiedzieć głupi - jak panna Strauss, czy też zapracowani i nie zwracający zbytniej uwagi na innych, jak pan Poe, który miał znaleźć głównych bohaterom dobrą rodzinę. Widać tu jawną niesprawiedliwość, gdy niewinne, zdolne dzieci, które powinny osiągnąć sukces, coraz bardziej pogrążają się w nieszczęściu. Pojawia się też prawo, które w niektórych sytuacjach jest po prostu nieodpowiednie i niekiedy łatwe do wykorzystania dla własnej korzyści. Można dostrzec naturalnie więcej, jeżeli się tylko chce, jednak te tematy najbardziej rzucają się w oczy.

Podsumowując, jest to książka, której nie należy traktować według mnie dosłownie, gdyż wtedy prawdopodobnie większości się ona nie spodoba – chyba że ktoś ma ochotę poczytać o ludziach, których spotyka wiele złego bez jakiegokolwiek uzasadnienia (więcej niż jemu samemu) - tak na poprawę humoru lub z innych powodów - wtedy proszę bardzo. Jednak w innym przypadku może być mu ciężko, a przynajmniej mnie by było. Jak dla mnie była to czysta abstrakcja, ujawniająca się nieraz w absurdzie, wrednym komizmie i przesadzie. Autor nieraz podaje dobre strony czegoś, po czym stwierdza, że nawet małej cząstki z tego co napisał, nie można dopatrzeć się u tego rodzeństwa, jakby nie było już nadziei na tym świecie. Ogólnie nie jest to opowieść szczególnie (a raczej wcale) wzruszająca. Co najwyżej może dać do myślenia i zasmucić swą prawdziwością w niektórych nawet absurdalnych momentach. Z moich wrażeń mogę powiedzieć, że przeczytałam tę powieść szybko i trochę nad nią pomyślałam, jednak nie zachwyciła mnie, ani nie zaskoczyła w żadnym stopniu. Dlatego też polecam ją tym, których nie zrazi podobna dość specyficzna konstrukcja, fabuła, bohaterowie czy też styl pisania i które podejdą do tej powieści z pewnym dystansem.


Oczywiście, że ucieczka w przenośni nie rozwiązywała ich sytuacji, ale po męczącym i pełnym porażek dniu dobre było i to. Wioletka, Klaus i Słoneczko wertowali swoje książki, a każde w głębi duszy żywiło cichą nadzieję, że ich ucieczka kiedyś wreszcie stanie się dosłowna.”


Moja ocena – tym razem się powstrzymam, gdyż naprawdę nie mam pojęcia, jaką ocenę mogłabym wystawić tej książce.


Tytuł: Przykry początek
Seria: Seria niefortunnych zdarzeń
Autor: Lemony Snicket
Ilość stron: 176
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-10-23


O autorze:

Daniel Handler to amerykański pisarz, scenarzysta i akordeonista. Najszerzej znany jest pod pseudonimem Lemony Snicket, którym podpisał swoją serię książek dla dzieci i młodzieży „Seria niefortunnych zdarzeń”. Pod swoim nazwiskiem zaś opublikował trzy powieści dla dorosłych: Basic Eight (1998), Watch Your Mouth (2000) i Adverbs (2006). Ostatnia z nich doczekała się tłumaczenia na język polski i w 2008 roku została wydana przez Świat Książki pod tytułem „Natychmiast, mocno, naprawdę.”. Daniel Handler jest żonaty, a w 2003 roku urodził mu się syn o imieniu Thomas.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^ 

http://www.egmont.pl/

9 komentarzy:

  1. Kiedyś przeczytałam jakąś przypadkową książkę z tej serii bodajże 8 część bo tylko ta była w bibliotece a wiedziałam mniej więcej o czym jest seria bo koleżanka stale się nią zachwycała. Było w sumie ok ale sama nie wiem czy chciałabym do niej wrócić...

    OdpowiedzUsuń
  2. Parę lat temu czytałam pierwszą część. Była całkiem niezła, ale jakoś nie byłam przekonana do tego, żeby sięgać po kolejne tomy. Wydaje mi się, że zabrałam się za to trochę za późno. Gdybym to zrobiła w podstawówce, to pewnie inaczej by się skończyła moja przygoda z tą serią.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja najukochańsza seria. Czekałem na każdy kolejny tom i wciąż ją uwielbiam. Styl Snicketa jest oryginalny i uważam go za swój ulubiony! Tak jak napisałaś, ważne jest, żeby dostrzec całą tę absurdalność powieści. No i cała seria zawiera mnóstwo smaczków, odniesień do prawdziwych postaci, co czyni lekturę bardzo interesującą.
    Wiem, że wychwalam ją pod niebiosa, ale po prostu mam do niej ogromny sentyment i zawsze dziwię się, kiedy inni nie dostrzegają jej geniuszu xD Ale już samo to, że nie potrafiłaś jednoznacznie jej ocenić wskazuje na oryginalność Serii Niefortunnych Zdarzeń :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No z pewnością jest to coś innego i ma swoich zwolenników jak i wrogów, jednak nie ma się co dziwić, że wiele osób coś wyniesie z tej powieści i dostrzeże w niej wiele dobrego ^^

      Usuń
  4. Kilka osób polecało mi tę serię, jest w mojej ukochanej bibliotece, planuję przeczytać, ale na pewno nie jest na liście priorytetowej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś mi się wydaje, że będę tę książkę omijał szerokim łukiem. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cała ta seria jest bardzo, bardzo specyficzna. Czytałam ją całą parę lat temu i wspominam pozytywnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo spodobał mi się styl narracji

    OdpowiedzUsuń
  8. Dawno temu czytałam - bardzo... hm, dziwaczna, ale sympatyczna... :D

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...