„Chociaż,
oczywiście, nic nie było dobrze. Wszystko było bardzo źle.”
„Przykry początek”,
będący pierwszym tomem „Serii niefortunnych zdarzeń” jest
książką dość specyficzną. Wskazuje już na to sam opis, w
którym autor zwraca się do czytelnika, mówiąc, że książka,
która trafiła w jego ręce, jest nieprzyjemna i może ją spokojnie
odłożyć. Wydaje się, że z niechęcią wspomina wydarzenia, które
miały miejsce na stronicach tej powieści (sam wskazuje, że
spisanie losów rodziny Baudelaire jest dla niego przykrym
obowiązkiem). Historia ta zaś ma idealny tytuł i opowiada o trójce
dzieci, które mają niesamowitego pecha. Najpierw umierają im
rodzice, następnie mają zostać oddane pod opiekę jakiegoś
krewnego, o którym nigdy nie słyszały, a który okazuje się być
osobą, nie dającą im dogodnych warunków do życia. W międzyczasie
rodzeństwu ciągle przytrafia się coś złego, a rzadkie przebłyski
nadziei zostają szybko zduszone. Od pierwszych (gdy bohaterowie
otrzymują na plaży tragiczną wiadomość) do ostatnich stron, co
autor sam wielokrotnie zaznacza, jest to opowieść o ich
nieszczęściu. Takie przedstawienie niczemu niewinnych,
inteligentnych dzieci, których nie spotyka nic dobrego, może
spotkać się z różnym odbiorem. To jakie wyrobi się zdanie o tej
książce, zależy od tego z jakim stosunkiem i podejściem będzie
się ją czytać.
Przyznam, że po lekturze
tej powieści mam mieszane odczucia. Kiedyś, gdy byłam jeszcze w
podstawówce, czytałam ją i pamiętam, że mi się podobała, zaś
teraz nie potrafię odebrać jej już w ten sam sposób. Można
zacząć od bohaterów, którzy nie są jakoś szczególnie
rozbudowani, przedstawiają sobą proste wartości. Na pierwszy plan
wysuwa się trójka sierot – inteligentnych i dobrych młodych
ludzi. Najstarsza – Wioletka - jest kreatywna i ma talent do
wymyślania i konstruowania dziwnych urządzeń, jednym słowem jest
niezwykle zdolna, mimo że ma dopiero czternaście lat. Kolejny jest
jej dwunastoletni brat (Klaus), mól książkowy o sporej wiedzy, zaś
najmłodsza z rodzeństwa - dziewczynka, będąca jeszcze dzidziusiem
o imieniu Słoneczko - jest żywa, lubi wszystko gryźć i posługuje
się niezrozumiałym dla dorosłych językiem. Poza nimi ważną rolę
w powieści odegrają jeszcze Hrabia Olaf – doprawdy paskudna
postać, która przejawia chyba wszelkie możliwe negatywne cechy,
ponadto przygarnia dzieci tylko dla ich majątku i nie traktuje ich
dobrze – oraz sędzina Strauss, naiwna kobieta o dobrotliwym sercu,
która chętnie pomogłaby dzieciom, jednak jest na to zbyt
głupiutka. Po takim zarysie postaci od razu widać, że dzielą się
one wyraźnie na te dobre i złe, jak Hrabia Olaf i jego znajomi,
którzy konfrontują się z tą dobrą częścią społeczności.
Na chwilę można również
przyjrzeć się fabule, która jest nieskomplikowana i dość
pospolita. Na początku na dodatek akcja szybko się rozwija, po czym
staje, by powoli przeć przed siebie już do końca. Cała książka
składa się jedynie z kolejnych nieszczęść przynoszonych przez
los trójce sierot i nie jest specjalnie pocieszająca. Na dodatek
sam autor, który postanowił przedstawić wszystko tak a nie
inaczej, pisze dość specyficznie. Czytając książkę, ma się
wrażenie, że ktoś opowiada nam tę historię, a sam język, jakim
posługuje się Snicket, może niektórym przysporzyć kłopotów i
go rozdrażnić. W trakcie lektury wyjaśnia on różne słowa, jakby
były niezwykle trudne, nie zaś banalne, jakimi są w istocie. Przez
to momentami ma się wrażenie, że zwraca się do małych dzieci.
Innym razem używa języka niedostosowanego do takiego odbiorcy,
pokazując, że to niekoniecznie oni powinni być grupą docelową
tego utworu. Ciekawym zabiegiem natomiast było nie tyle częste
zwracanie się do czytelnika, a wtrącenie pewnej informacji o sobie,
nadając w ten sposób kształt osobie narratora, który opowiadał o
cennych rzeczach w swoim pokoju, czyli jednocześnie czymś błahym i
osobistym. Autor ogólnie nie mieści się w jakiś przyjętych
ramach, przekracza je, pokazując coś innego, a zarazem pełnego
schematów i naiwności.
Jak widać, autor podjął
się ciekawej próby stworzenia czegoś innego, niedosłownego i
trafiającego do czytelników w różnych grupach wiekowych, jednak z
naciskiem na młodszych czytelników. W końcu niektóre zakrawające
na absurd sytuacje - czy raczej opisy - jak na przykład zestawianie
obok siebie jako wielkich nieszczęść brzydkich ubrań i śmierci
rodziców, czy też zimnej owsianki na śniadanie i pożaru, wydają
się być na pierwszy rzut oka błazenadą. Również cała ta
naiwność i przedstawienie wszystkiego czarno na białym, bez
niedomówień i gierek, sprawia, że historia ta nie będzie
interesująca dla miłośnika akcji, romansu czy też chociażby
powieści obyczajowej. W tej opowieści dzieci muszą zmierzyć się
same z niedogodnościami losu, nie mogą liczyć na dorosłych,
którzy albo są źli do szpiku kości, albo zwyczajnie niedomyślni
- żeby nie powiedzieć głupi - jak panna Strauss, czy też
zapracowani i nie zwracający zbytniej uwagi na innych, jak pan Poe,
który miał znaleźć głównych bohaterom dobrą rodzinę. Widać
tu jawną niesprawiedliwość, gdy niewinne, zdolne dzieci, które
powinny osiągnąć sukces, coraz bardziej pogrążają się w
nieszczęściu. Pojawia się też prawo, które w niektórych
sytuacjach jest po prostu nieodpowiednie i niekiedy łatwe do
wykorzystania dla własnej korzyści. Można dostrzec naturalnie
więcej, jeżeli się tylko chce, jednak te tematy najbardziej
rzucają się w oczy.
Podsumowując, jest to
książka, której nie należy traktować według mnie dosłownie,
gdyż wtedy prawdopodobnie większości się ona nie spodoba –
chyba że ktoś ma ochotę poczytać o ludziach, których spotyka
wiele złego bez jakiegokolwiek uzasadnienia (więcej niż jemu
samemu) - tak na poprawę humoru lub z innych powodów - wtedy proszę
bardzo. Jednak w innym przypadku może być mu ciężko, a
przynajmniej mnie by było. Jak dla mnie była to czysta abstrakcja,
ujawniająca się nieraz w absurdzie, wrednym komizmie i przesadzie.
Autor nieraz podaje dobre strony czegoś, po czym stwierdza, że
nawet małej cząstki z tego co napisał, nie można dopatrzeć się
u tego rodzeństwa, jakby nie było już nadziei na tym świecie.
Ogólnie nie jest to opowieść szczególnie (a raczej wcale)
wzruszająca. Co najwyżej może dać do myślenia i zasmucić swą
prawdziwością w niektórych nawet absurdalnych momentach. Z moich
wrażeń mogę powiedzieć, że przeczytałam tę powieść szybko i
trochę nad nią pomyślałam, jednak nie zachwyciła mnie, ani nie
zaskoczyła w żadnym stopniu. Dlatego też polecam ją tym, których
nie zrazi podobna dość specyficzna konstrukcja, fabuła,
bohaterowie czy też styl pisania i które podejdą do tej powieści
z pewnym dystansem.
„Oczywiście, że
ucieczka w przenośni nie rozwiązywała ich sytuacji, ale po
męczącym i pełnym porażek dniu dobre było i to. Wioletka, Klaus
i Słoneczko wertowali swoje książki, a każde w głębi duszy
żywiło cichą nadzieję, że ich ucieczka kiedyś wreszcie stanie
się dosłowna.”
Moja ocena – tym razem
się powstrzymam, gdyż naprawdę nie mam pojęcia, jaką ocenę
mogłabym wystawić tej książce.
Tytuł:
Przykry początek
Seria:
Seria niefortunnych zdarzeń
Autor:
Lemony Snicket
Ilość
stron: 176
Wydawca:
Egmont
Data
premiery: 2013-10-23
O autorze:
Daniel Handler to
amerykański pisarz, scenarzysta i akordeonista. Najszerzej znany
jest pod pseudonimem Lemony Snicket, którym podpisał swoją serię
książek dla dzieci i młodzieży „Seria niefortunnych zdarzeń”.
Pod swoim nazwiskiem zaś opublikował trzy powieści dla dorosłych:
Basic Eight (1998), Watch Your Mouth (2000) i Adverbs (2006).
Ostatnia z nich doczekała się tłumaczenia na język polski i w
2008 roku została wydana przez Świat Książki pod tytułem
„Natychmiast, mocno, naprawdę.”. Daniel Handler jest żonaty, a
w 2003 roku urodził mu się syn o imieniu Thomas.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^
Kiedyś przeczytałam jakąś przypadkową książkę z tej serii bodajże 8 część bo tylko ta była w bibliotece a wiedziałam mniej więcej o czym jest seria bo koleżanka stale się nią zachwycała. Było w sumie ok ale sama nie wiem czy chciałabym do niej wrócić...
OdpowiedzUsuńParę lat temu czytałam pierwszą część. Była całkiem niezła, ale jakoś nie byłam przekonana do tego, żeby sięgać po kolejne tomy. Wydaje mi się, że zabrałam się za to trochę za późno. Gdybym to zrobiła w podstawówce, to pewnie inaczej by się skończyła moja przygoda z tą serią.
OdpowiedzUsuńMoja najukochańsza seria. Czekałem na każdy kolejny tom i wciąż ją uwielbiam. Styl Snicketa jest oryginalny i uważam go za swój ulubiony! Tak jak napisałaś, ważne jest, żeby dostrzec całą tę absurdalność powieści. No i cała seria zawiera mnóstwo smaczków, odniesień do prawdziwych postaci, co czyni lekturę bardzo interesującą.
OdpowiedzUsuńWiem, że wychwalam ją pod niebiosa, ale po prostu mam do niej ogromny sentyment i zawsze dziwię się, kiedy inni nie dostrzegają jej geniuszu xD Ale już samo to, że nie potrafiłaś jednoznacznie jej ocenić wskazuje na oryginalność Serii Niefortunnych Zdarzeń :)
Pozdrawiam!
No z pewnością jest to coś innego i ma swoich zwolenników jak i wrogów, jednak nie ma się co dziwić, że wiele osób coś wyniesie z tej powieści i dostrzeże w niej wiele dobrego ^^
UsuńKilka osób polecało mi tę serię, jest w mojej ukochanej bibliotece, planuję przeczytać, ale na pewno nie jest na liście priorytetowej :)
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że będę tę książkę omijał szerokim łukiem. :)
OdpowiedzUsuńCała ta seria jest bardzo, bardzo specyficzna. Czytałam ją całą parę lat temu i wspominam pozytywnie.
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się styl narracji
OdpowiedzUsuńDawno temu czytałam - bardzo... hm, dziwaczna, ale sympatyczna... :D
OdpowiedzUsuń