„Nie bój się. Nie
pozwól by to zauważyli.”
Większość z nas dobrze
wspomina czasy wczesnego dzieciństwa, cieszy się wiekiem
młodzieńczym i związaną z tym beztroską. Mamy przecież do tego
pełne prawo i jest to całkowicie zrozumiałe. Niestety niektórzy
nie mają takiego szczęścia. W książce „Mroczne umysły”,
pierwszej części trylogii o tym samym tytule, nie za dobrze się
dzieje. W Stanach Zjednoczonych, gdzie rozgrywają się wszystkie
wydarzenia, panuje kryzys. Świat jest pogrążony w chaosie, a
dzieci giną przez tajemniczą chorobę OMNI. Zaś ci młodzi, którzy
to przeżyli, trafiają do ośrodków rehabilitacyjnych, stworzonych
przez rząd. Jest to jednak tylko przykrywka. Tak naprawdę miejsca
te są obozami, gdzie „leczeni” są więzieni, okrutnie
traktowani i nieraz uważani jedynie za przedmiot eksperymentów. Są
mrocznymi umysłami, czymś nienaturalnym, dziwnym i niepożądanym.
Ci najniebezpieczniejsi znikają, zaś ci mniej groźni prowadzą
życie, które wydaje im się być niekończącym się koszmarem.
„Rozumiałam, co
miała na myśli, i wiedziałam, że wypowiadała te słowa z troski
o mnie, jednak po tym, jak moje życie zostało rozbite na tysiące
kawałków, myśl, że mogłabym je rozbić na jeszcze mniejsze
części, była nie do zniesienia.”
Ruby, główna bohaterka
powieści, trafiła do obozu Thurmond w wieku zaledwie dziesięciu
lat. Udało jej się oszukać personel i została zakwalifikowana
jako Zielona, dzięki czemu udało jej się przeżyć tak długo.
Warto tutaj wyjaśnić, że ludzie podzieleni są kolorami, ze
względu na swoje zdolności. Najmniej niebezpieczni – Zieloni,
wykazują się ponadprzeciętną inteligencją. Dalej są Niebiescy,
którzy opanowali umiejętność telekinezy, Żółci, panujący nad
elektrycznością, wzniecający pożary Czerwoni i na końcu:
Pomarańczowi. Ci są najgorsi, potrafią wdzierać się do umysłów,
czytać w myślach, wymazywać wspomnienia i zmuszać ludzi do
strasznych rzeczy, jak na przykład do samobójstwa. Jak można się
domyślić, szybko zniknęli z obozu, a słuch o nich zaginął. Byli
po prostu zbyt niebezpieczni. Dlatego też Ruby nie wychyla się.
Jest cicha, potulna, nie rzuca się w oczy. Wszystko to, ponieważ
jest ostatnią z Pomarańczowych, a przynajmniej tak podejrzewa, a
jeżeli prawda wyjdzie na jaw... dziewczyna będzie miała szanse na
przetrwanie bliskie zeru.
Przyznam, że szybko
przekonałam się do tej powieści. Pomogły mi w tym oczywiście
nietuzinkowe postacie. Niektóre z nich pokochałam z całego serca,
z napięciem wczytując się w ich dalsze losy. Już sama główna
bohaterka, która początkowo jest cicha i się nie wychyla, szybko
musi pokazać swoje inne oblicze. Jest całkiem bystra i ma silny
instynkt przetrwania. Była prawdziwa - przeżywała niektóre
rzeczy, niekiedy była irytująca, ale właśnie dzięki temu tak
dobrze się o niej czytało. Poza tym w trakcie tej historii stawała
się dojrzalsza i znacznie twardsza. Jej początkowy charakter był
jedynie cieniem późniejszego wcielenia. Poza nią muszę wspomnieć
jeszcze o postaciach, które mnie urzekły, czyli Liamie i Pulpecie.
Pojawiają się oni dopiero później, niemniej nie da się patrzeć
na ich losy obojętnie. Jestem pewna, że niejedna z osób chciałaby
mieć w nich przyjaciół. Sama chętnie bym ich (i jeszcze Zu)
kiedyś poznała. Ogólnie bohaterowie zostali świetnie wykreowani!
Byli oni autentyczni, a zarazem całkiem zaradni i urzekający -
tacy, których łatwo się nie zapomina i którzy zjednują sobie
sympatię czytelników.
„Nigdy go nie
odzyskamy. Jednak w każdym zakończeniu kryje się początek czegoś
nowego. To prawda, że często nie można odzyskać tego, co się
kiedyś miało, ale można zamknąć ten rozdział i zacząć od
nowa.”
Pozycja ta wciągnęła
mnie jakoś po kilkudziesięciu stronach. Najpierw podchodziłam do
niej z rezerwą... a następnie zwyczajnie przepadłam! Autorka
sprawnie prowadzi swą opowieść i łączy poszczególne wątki.
Wszystko ma tutaj sens i logiczny porządek, a jednak nadal potrafi
zaskoczyć. Wciągnęłam się w tę historię niesamowicie i byłam
zauroczona nie tylko jej całokształtem, ale też wszystkimi
poszczególnymi scenami. Żadna z nich mnie nie odrzuciła i nie
zirytowała. Nic z tych rzeczy. Byłam cały czas na tak i czułam,
że ta powieść jest po prostu idealna dla mnie. Przeżywałam ją
całą sobą i kibicowałam postaciom. Rzadko kiedy książka
sprawia, że siedzę jak na szpilkach, wyczekując dalszego ciągu i
nie panuję nad emocjami, a tutaj właśnie tak się stało. W
trakcie lektury nie można narzekać na nudę, Alexandra Bracken
świetnie wszystko nam opisuje w narracji pierwszoosobowej z punktu
widzenia Ruby. Muszę jeszcze jedynie zaznaczyć, że autorka
całkowicie skupia się na bohaterach i ich przeżyciach, traktując
pobieżnie kwestie choroby OMNI czy też sytuacji państwa. Mnie to
co prawda nie przeszkadzało (było to dla mnie wręcz plusem),
niemniej wiem, że niektórym mogłoby zależeć na wyjaśnieniu tych
kwestii.
„Mroczne umysły”
mają w sobie jakąś dzikość, przedstawiają bunt dzieci, które
nie chcą już być tak okrutnie traktowane. Opowiadają także o
budowaniu wzajemnego zaufania (jak również innych relacji),
poświęceniu, strachu przed byciem odrzuconym, dążeniu do
wyznaczonego celu i pracy nad sobą. O tym jak człowiek się zmienia
i udaje kogoś, kim tak naprawdę nie jest. Uważam, że zachowanie
ludzi zostało tutaj po prostu genialnie oddane, a postacie są
największym atutem tej powieści. Ogólnie książka ta mnie porwała
i uwięziła w swojej rzeczywistości. W trakcie lektury przeżywałam
całą gamę emocji, czytałam z zapartym tchem, czekając na
rozwinięcie się tej historii. Stała się ona jedną z moich
ulubionych, a ja wiem, że od teraz mogę sięgać bez zastanowienia
po inne dzieła tej autorki. Czytając tę pozycję, miałam wrażenie
pewnej więzi z autorką, która pisała wszystko tak, jak ja bym
chciała, by to wyglądało. Jakby było to specjalnie dla mnie.
Nawet zakończenie, które wcale nie było happy endem, było
zwyczajnie idealne i mi zaimponowało. Chyba jeszcze nigdy nie
zgadzałam się ze wszystkim, co napisała jakaś autorka (zarówno z
tymi pozytywnymi, jak i negatywnymi wydarzeniami) - dlatego też
jestem tak zauroczona tą powieścią. Polecam ją wszystkim fanom
antyutopii, osobom, które szukają ciekawej akcji, wspaniałych
bohaterów, emocji i prawdziwie wciągającej historii.
„- Strasznie się
ciebie boję, ale z zupełnie innych powodów.
- Jestem potworem. Jedną z nich.
- Nieprawda – zapewnił mnie. - Jesteś jedną z nas.”
- Jestem potworem. Jedną z nich.
- Nieprawda – zapewnił mnie. - Jesteś jedną z nas.”
Moja ocena 10/10
Tytuł:
Mroczne umysły
Autor:
Alexandra Bracken
Ilość
stron: 456
Wydawca:
Otwarte
Data
premiery: 2014-04-02
O
autorce:
Dwudziestokilkuletnia
autorka książek, które okupowały listy bestselerów „New York
Timesa”. Swoją pierwszą powieść, Brightly Woven (2010),
napisała w prezencie urodzinowym dla przyjaciela. Alexandra pochodzi
z Arizony, a mieszka w Nowym Jorku, gdzie oprócz pisania
bestsellerów zajmuje się wydawaniem książek dla dzieci.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa
Otwarte, za co serdecznie dziękuję!
Nie mogę się już doczekać, aż wreszcie zabiorę się za "Mroczne umysły"! :D
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to bardzo dobry początek serii
OdpowiedzUsuńNie mogę sie doczekać, aż sama będę miała okazję ją przeczytać :D
OdpowiedzUsuńW tym miesiącu postanowienie mam jasne - "Mroczne umysły" lądują na mojej półce. :D A Twoja recenzja jest kolejną, która tylko mnie w tym postanowieniu utwierdza.
OdpowiedzUsuńCiekawy początek nowej młodzieżowej serii :) Uwikłanie dzieciaków w sprawy, których nie ogarnia nawet dorosły to doskonały pomysł :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest ciekawa i dobrze mi się ją czytało, chociaż nie tak sobie ją wyobrażałam.
OdpowiedzUsuńJuż wiele pozytywnych opinii przeczytałam na temat tej pozycji w blogosferze. Jednak dopiero Twoja recenzja mnie utwierdziła w przekonaniu, że warto ją przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńNie za bardzo przemawiają do mnie książki, które są za bardzo promowane na polskim i światowym rynku, ale w "Mrocznych umysłach" jest coś co mnie przyciąga. Z pewnością sięgnę :)
OdpowiedzUsuńI już nie żałuję, że nie potrafiłam jej się przeć w księgarni ^^
OdpowiedzUsuńMnie ten tytuł nie przekonuje - za dużo szumu w około.
OdpowiedzUsuńMiałam ogromne oczekiwania względem tej powieści, ale niestety przeliczyłam się trochę... Mnie książka wciągnęła dopiero pod sam koniec, a do tego nie zachwyciła niczym szczególnym.
OdpowiedzUsuńcóż poradzić, w końcu każdy ma inny gust :)
UsuńMUSZĘ TO MIEĆ!
OdpowiedzUsuń