niedziela, 6 lipca 2014

19 razy Katherine - John Green


Czytanie trochę go uspokoiło. Bez Katherine, Teorematu i nadziei na ważną rolę w historii ludzkości miał bardzo niewiele, ale zawsze pozostawały mu książki. Książki to notoryczni Porzucani: gdy je odkładasz, mogą na ciebie czekać wiecznie, a gdy poświęcasz im uwagę, zawsze odwzajemnią twoją miłość.”


Jest kilku takich pisarzy, po których książki na pewno sięgnę nawet bez wcześniejszego zapoznania się z opisem. Musieli oni mnie wcześniej czymś do siebie przekonać i pokładam wiarę w tym, że już mnie nie zawiodą. Jednym z takich autorów jest właśnie John Green, po którego powieści sięgam z wielką chęcią, po tym jak przeczytałam „Gwiazd naszych wina”. Tekst ten zyskał sobie rzesze fanów i nie ma co się dziwić – opowiada piękną historię, która wielu poruszyła do łez. Swoją pozycję Green utwierdził także opowieściami zawartymi w „Papierowych miastach”, jak i „Szukając Alaski”. Według mnie były już one gorszymi tworami, jednak nadal miały w sobie to coś, skłaniały człowieka do refleksji i zmuszały do skupienia się na lekturze. Po tak dobrych wrażeniach w końcu nadeszła pora na „19 razy Katherine”, o której to książce będę dziś pisać. Gdy w końcu dostałam ją w swoje ręce, szybko wzięłam się za czytanie... niestety nie wciągnęła mnie ona na tyle, bym nie odłożyła jej niedługo po tym.

- Siema! - rzucił Hassan.
- „Siema” to nie słowo – odparł Colin, nie podnosząc wzroku.
- Jesteś jak promień słońca w pochmurny dzień, Singleton. Gdy na dworze panuje mróz, ty jesteś jak ciepły maj.”

Sam zarys historii przedstawia się dość luźno. Opowiada ona losy głównego bohatera o imieniu Colin Singleton, który zdaje się być raczej osobliwym chłopakiem. Uwagę przyciąga już fakt, że gustuje on tylko w dziewczynach o imieniu Katherine. Dwie, trzy - to nie byłoby jeszcze nic dziwnego, lecz w jego przypadku rozstał się aż dziewiętnaście razy z osobą o tym imieniu! Ten nietypowy nastolatek, uwielbiający tworzyć anagramy, jest prawdziwym porzucanym. Zmęczony swoim życiem, próbując odnaleźć siebie i chcąc zaistnieć, wyrusza wraz ze swym najlepszym przyjacielem Hassanem w podróż po Ameryce. Długo jeździć nie będą, bo już po krótkim czasie, chcąc odwiedzić grób pewnego arcyksięcia, trafiają do wielkiego różowego domu. W nim przyjmuje ich miła kobieta oferująca im pracę, jak również ich córka, nie nazywająca się na szczęście Katherine. Colin rozpoczyna tam pracę nad Teorematem o zasadzie przewidywalności Katherine, dzięki której chce stworzyć wzór matematyczny, przepowiadający przyszłość wszystkich związków. Jednak wiele rzeczy mu w tym przeszkadza... między innymi pogoń, a nawet ucieczka, za dziką świnią.

Bohaterowie u Greena nigdy nie są zwyczajni. W tym przypadku jest podobnie. Colin Singleton jest cudownym dzieckiem, które marzy żeby zostać geniuszem. Zna kilka języków, bardzo dużo czyta, a jego ulubionym zajęciem jest układanie anagramów, w czym jest całkiem niezły. Mimo to nie potrafi posiąść niezwykle przydatnej umiejętności, a mianowicie szeptania. Dochodzi też jeszcze sprawa związków z Katherine'ami, które raz po raz z nim zrywają. Jego przyjaciel Hassan natomiast jest pulchnym muzułmaninem, który jednak nie za bardzo przestrzega zasad swojej religii, jak również jest zagorzałym miłośnikiem serialu „Sędzia Judy” i odznacza się ciekawym poczuciem humoru. Jak widać autor ma sporo pomysłów i tworzy kolejne postacie z wyobraźnią, dzięki czemu nie raz może zaskoczyć czytelnika. Zresztą wszystko w jego książce może w pewnym momencie zdziwić, w tym samo miejsce akcji. Kiedy chłopcy przyjadą do małej mieściny i już zamieszkają z obcą, miłą panią w jej różowej rezydencji, dowiadują się, że posiada ona zakład produkujący sznurki do tamponów! Przyznam, że wydaje się być to bardziej absurdalne niż ciekawe, a nietypowe sytuacje potrafiły zmylić mnie w trakcie lektury, jak również zaskoczyć... niestety nie zawsze pozytywnie.

Przeszłość, jak powiedziała mu Lindsey, to logiczna opowieść. To sens tego, co się stało. A ponieważ przyszłość nie jest jeszcze zapamiętana, wcale nie musi mieć żadnego pierdzielonego sensu.
W tym momencie rozpostarła się przed Colinem przyszłość – niemieszcząca się w żadnym teoremacie, matematycznym czy jakimkolwiek innym: nieskończona, niepoznawalna i piękna.”

Wszystko co spotykało Colina, było według mnie nieprawdopodobne, zostało aż nazbyt udziwnione. Ta niezwykła swoboda ze strony rodziców, dziewiętnaście związków z dziewczynami o imieniu Katherine, nagła propozycja zamieszkania u zupełnie obcej osoby czy też, co ciekawe, odkrycie prawdy dzięki teorematowi, który ma zły wzór... to niestety do mnie nie przemówiło. Życie tego nastolatka zostało wypaczone, a całość po prostu przerysowana. Niekiedy jest tak w powieściach, które starają się coś przekazać, jednak ten zabieg zupełnie mi tutaj nie pasował. Bohaterowie także się do tego trochę zaliczyli, gdyż niektóre ich cechy były aż za bardzo wyraziste. Co prawda nie denerwowało mnie to, niemniej sprawiło, że czytałam tę lekturę w większości z obojętnością. Nie obyło się również bez kilku schematów, a akcja, jak to u Greena bywa, rozwijała się dość powoli. Styl pisania autora natomiast można zaliczyć do plusów. Ma on lekkie pióro, a jego twórczość czyta się szybko i z przyjemnością, dzięki przystępnemu językowi. Chociaż i tutaj według mnie wkradło się kilka niedoskonałości w postaci sztucznie wypowiedzianych dialogów. Na każdym polu znalazłam jakieś potknięcia i nie mogę się wręcz pogodzić z tym, że spotkałam to w książkach tak lubianego przeze mnie pisarza.

„19 razy Katherine” jest powieścią, która mnie zawiodła. Przyznaję to z przykrością, jednakże tak zwyczajnie jest. Czytając opinie innych, spotkałam się z tym, że zachwalają one humor w tej historii, lecz i tutaj znalazłam jedynie fragmenty, w których on się ukazał. Są też oczywiście przypisy autora, które były interesujące i naprawdę zabawne, niemniej nieliczne. Możliwe że po prostu zbyt wiele oczekiwałam od tej pozycji. Absurd początkowo mnie odrzucił, potem zaś zauważyłam, że nie znajduję w tej lekturze wiele nowego. John Green zawsze przekazywał w swojej twórczości jakieś głębsze prawdy, wartości, ale tym razem, choć pojawiły się one, były aż nazbyt oczywiste. Jasne, znalazło się kilka świetnych momentów, jak i ważnych cytatów, jednak co zaznaczę po raz kolejny – było ich zwyczajnie za mało. Aspekty matematyczne zawarte w tym tekście były interesującym uzupełnieniem przemyśleń Colina, dobrze obrazowały jego osobowość i to jest chyba coś, co najmilej zaskoczyło mnie w tej książce. Chociaż jest także słowo „pierdzielić”, umiłowane przez Hassana i Colina, które teraz skłania mnie do uśmiechu. Podsumowując sama książka nie była zła, po prostu nie była również wystarczająco dobra. Fani pisarza z pewnością i tak się z nią zapoznają, aczkolwiek tych którzy nie zaczęli jeszcze swojej przygody z Greenem, odsyłam raczej do innych jego tytułów, które są według mnie o wiele bardziej warte uwagi.


- Eureka – powiedział i dopiero gdy wypowiadał to słowo, uświadomił sobie, że udało mu się szepnąć.
- Odkryłem coś – rzekł głośno. - Przyszłość jest nieprzewidywalna.
- Ten kafir – oznajmił Hassan – czasami lubi mówić rzeczy kompletnie banalne w naprawdę doniosły sposób.”


Moja ocena 6/10


Tytuł: 19 razy Katherine
Autor: John Green
Ilość stron: 304
Wydawca: Bukowy las
Data premiery: 2014-06-04



O autorze:
John Green jest pisarzem amerykańskim, autorem bestsellerów z listy „New York Timesa”. Debiutował znakomitą powieścią Szukając Alaski, porównywaną z Buszującym w zbożu J. D. Salingera, opublikował następnie kilka powieści (m.in. Papierowe miasta), z których ostatnia – Gwiazd naszych wina – przyniosła mu ogromną poczytność i światową sławę. Jest laureatem licznych nagród literackich, m.in.: The Printz Medal, Printz Honor i Edgar Award. Mieszka z żoną i synem w Indianapolis. Wraz z bratem Hankiem prowadzi Vlogbrothers, jeden z najpopularniejszych projektów wideo w sieci.






Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Bukowy Las, za co serdecznie dziękuję!

http://www.bukowylas.pl/

11 komentarzy:

  1. Ostatnio czytam na jej temat niezbyt pochlebne opinie,ale i tak po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam żadnej książki tego autora... jeszcze. Choć muszę przyznać, że mnie trochę zniechęciłaś. Ale z chęcią przeczytam "Gwiazd naszych wina" - jednak tą książkę sobie odpuszczę... wygląda na naprawdę niesamowicie udziwnioną.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. tez uwielbiam greena i teraz się trochę boję, że także się rozczaruję tą powieścią :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie już wcześniejsze dzieło Greena - Alaska - bardzo zawiodło, więc pewnie z Katherine byłoby podobnie. Podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim zdaniem najsłabsza z powieści Greena

    OdpowiedzUsuń
  6. Produkcja sznurków do tamponów rulez XD I właśnie zapomniałam o nich wspomnieć w swojej recenzji, a mnie to też zaskoczyło, zdziwiło, wydało się śmieszne, a na koniec absurdalne. Ale w sumie i tak było ciekawie jak odkryli, że te sznurki są zakopywane. Kiepski pomysł Green! Ale tak czy siak, to najbardziej wkurzał mnie Colin - co za kretyn z niego, nie cierpię go, nie lubię i nie wiem jak można stworzyć takiego bohatera. No serio. Ale Hassan był za to spoko, bo sprowadzał go na ziemię, a za egocentrycznego dupka bo uwielbiam. Tak więc 19xKatherine też mnie zawiodła, buu. Tyle przegrać :C I nie wiem czemu tyle ludzi uwielbia tę książkę, jak ona jest w sumie średnia. Się zgadzamy :D
    Rysuj bliźniaki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, Colin był zwyczajnie... nudny jak dla mnie i tyle xd A do Hassana też nie zapałałam aż taką sympatia, po prostu nic do niego nie miałam :D
      Nom, ale poza tym się zgadzamy... trochę smutno, wolałabym lepiej odebrać tę ksiażkę xd
      Jo, jo, narysuję... kiedyś xd Najpierw to bym wolała skończyć, to co teraz robię, a potem - zobaczy się. Ale kiedyś na pewno! :D

      Usuń
  7. co prawda - z twórczością Greena jeszcze się nie zapoznałam, czekam aż koleżanka w końcu odda mi "Gwiazd naszych wina"... jednak "19 razy Katherine" to coś, co muszę przeczytać. Już sam koncept przedstawiający faceta umawiający się z samymi Katherine mnie bardzo interesuje :) pozdrawiam! ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. No proszę - nawet Greenowi zdarzyło się potknąć...

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekałam na tę książkę z niesamowitym utęsknieniem. Wcześniej dosłownie wszystkie książki Greena czymś mnie zauroczyły, dlatego po "19 razy Katherine" nie mogłam nie sięgnąć. Wczoraj zaczęłam czytać i nie powiem, żeby akcja jakoś specjalnie mnie porwała. Dłużyła się raczej, a nad absurdalnymi zachowaniami bohaterów nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. Jakoś to do mnie nie trafiło po prostu. Pozdrawiam :*

    http://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Muszę spróbować, bo "Gwiazd naszych wina" przeczytałem i nawet mi się spodobało, ale jak już doszło do pisania notki, powstał mały problem. Więc przeczytam "19 razy Kathrine", żeby go pokonać. :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...