czwartek, 17 kwietnia 2014

Dopóki śpiewa słowik - Antonia Michaelis


Ale słowik nie śpiewał.
Słowik zniknął.”


Las może być spokojny i piękny. Ale może być też zagadkowy i pełny niebezpieczeństw. Osiemnastoletni Jari miał w planach wybrać się na pieszą wędrówkę górską, by uciec od swojego zwyczajnego życia choć na chwilę. Jednak gdy odchodzi od swojej uporządkowanej codzienności, nawet nie ma pojęcia, w co się pakuje. Na początku czuje się wspaniale, ta odmiana go odurza. Spotyka Jaschę, piękność nie z tej ziemi, która prowadzi go między drzewami do pewnego pozornie opuszczonego domu pośrodku puszczy. Jari jest odgrodzony od reszty świata, żyje w leśnej pustelni, odkrywa piękno. Niemniej to wszystko skrywa w sobie też pewną tajemnicę, chłopak nie może już całkiem ufać swoim zmysłom. To co widzi, miesza mu się w głowie. Już sam nie wie, co o tym wszystkim myśleć, zdaje sobie jedynie sprawę w tego, że coś jest nie tak... i że mimo to nie chce stamtąd odejść. Las skrywa niebezpieczeństwo, straszne sekrety i wiele grobów. Co się w nim kryje, co jest w nim prawdziwym zagrożeniem i jak się w nim odnaleźć? Kto tak naprawdę mieszka w domu na odludziu i czemu niektórzy wędrowcy nie wracają? Pytań bez odpowiedzi jest coraz więcej, a Jari, próbując poznać na nie odpowiedzi, coraz bardziej wikła się w zastawione wcześniej sieci. Niestety by się z nich uwolnić, nie wystarczy poznać samej prawdy.

- Myśli, żyją. Słowiki. Mała dziewczynka, dziecko. Tyle krwi!”

Przyznam, że sam pomysł na fabułę wydał mi się całkiem interesujący. Miałam pewne oczekiwania co do tej książki i być może właśnie to mnie zgubiło. Pozytywnie nastawiona z powodu licznych zachęt, sięgnęłam po tę powieść. Jednak mur napotkałam już na pierwszych stronach tej pozycji. Autorka ma dość specyficzny styl pisania i trudno było mi się do niego przyzwyczaić. Na dodatek na początku w ogóle nie rozumiałam, o co chodzi. Moje nastawienie uległo diametralnej zmianie. Zaczęłam się momentami męczyć i ostatecznie czytałam tę historię chyba jakieś trzy tygodnie, zamiast dwa czy kilka dni. Niemniej nie mogę powiedzieć, że opowieść ta zupełnie mi się nie spodobała, gdyż znalazły się też lepsze momenty. Kiedy już udało mi się przebrnąć przez pierwszą połowę, potem miałam raczej z górki. Choć nie do samego końca. Niestety trudno w tym momencie napisać coś więcej, nie zdradzając szczegółów, więc na razie skupię się na czymś innym, a mianowicie na bohaterach.

Sam Jari jest zwyczajnym nastolatkiem. Narzeka na rodziców, rodzinny dom, szuka pewnego rodzaju ucieczki i jest po prostu znudzony. Stałe normy i wykrochmalone koszule już dawno go nie kręcą. Jednak chłopak się zmienia. Szkoda tylko, że zmieniają się te jego znośne cechy. Od początku niespecjalnie przepadałam za tym bohaterem, jego zboczonymi przemyśleniami i monotematycznością. W trakcie jego metamorfozy praktycznie straciłam do niego cały szacunek. To co się z nim stało... to było nie tylko zniszczenie człowieka, ale i postaci, która wydała mi się zbyt łatwo dostosowana do wszystkiego, co dzieje się w powieści. Ten chłopak wpisał się w karty tej historii i musiał do niej pasować. To nie byłoby nic złego, gdyby pozostawał przy tym ludzki, a nie taki... nijaki. Niestety właśnie tak się to skończyło. Reszty bohaterów nie mogę przybliżać, gdyż za wiele bym zdradziła. Powiem jedynie, że Jascha jest... bardzo dziwna. Byłam w stanie ją nawet zaakceptować, dopóki nie nastał sam koniec, ale o tym później. Ogólnie postacie wydały mi się raczej jałowe i niezbyt rzeczywiste. Niekiedy dało się na to przymykać oko, jednak czasami denerwowało mnie to niezmiernie.

Pogrzeb zająca – pomyślał Jari. - Ja tak zadecydowałem, że ma umrzeć, że przestanie istnieć, że zamieni się w coś jadalnego.”

Sama fabuła natomiast jest dość... dziwna. Wątki niekiedy jakby nie pasują do siebie, a czytelnik nieraz może poczuć się zagubiony. Przyznam, że w pewnym momencie miałam wrażenie, że historia ta obrała pewien tor, który dałoby się nawet uzasadnić. Byłam skłonna uwierzyć w taki rozwój wypadków i go zrozumieć, niemniej nagle wszystko to legło w gruzach. Samym zakończeniem jak dla mnie autorka wszystko zniszczyła, wtedy też całość zaczęła się sypać, jakby ktoś wyciągnął książkę z samego dołu niestabilnej piramidki. Żałuję, że skończyło się to tak, a nie inaczej, niemniej nie mogę nic na to poradzić. Jedno muszę jednak oddać autorce – jest konsekwentna. W tej powieści praktycznie wszystko emanuje tą dziwnością: bohaterowie, świat, sama historia, a nawet styl pisania. No właśnie, język jakim posługiwała się autorka, początkowo sprawiał mi problemy. Zdawało mi się, że sili się ona na oryginalność, na coś ciekawego, a jednak osiągnęła wprost przeciwny efekt. Wtedy zwyczajnie historia ta mnie męczyła. Po jakimś czasie albo się przyzwyczaiłam, albo to stopniowo ulegało zmianie. Podejrzewam jednak, że oba te czynniki miały w tym swój udział.

Ogólnie „Dopóki śpiewa słowik” okazał się być specyficzną lekturą. Powieść miała swój klimat, jednak autorka często przesadzała i zdawało się, że niektóre opisy były wręcz kiczowate. Książka miała potencjał, nawet w pewnym momencie byłam w stanie ją polubić, jednak ostatecznie nie wypadła ona w moich oczach jakoś zachwycająco. Z pewnością spodziewałam się więcej po tak zachwalanej autorce. Moimi ulubionymi momentami w powieści były sceny bez Jariego o trzech małych dziewczynkach. Nie mogę za wiele zdradzać, ale były naprawdę ciekawe i sprawiały, że miałam ochotę czytać dalej, mimo że łatwo było się domyślić, o co chodziło w tej historii. Właśnie, kolejną rzeczą jest to, że niektóre rzeczy są naprawdę banalne do przewidzenia, inne zaś wydają się być zupełnie bez sensu. Możliwe, że to moje odczucie, ale ta pozycja była dla mnie po prostu aż nazbyt dziwna, nie widziałam w niej logiki, mimo że przepadam za książkami z różnymi dziwnymi fantazjami. Cóż więcej mogę powiedzieć... gdyby nie dwa ostatnie rozdziały, historia ta wywarłaby na mnie pewne wrażenie. Niemniej te dwa rozdziały to zaprzepaściły. Szczerze, to nie wiem komu mogę polecić tę historię, może osobom szukającym naprawdę czegoś innego, gdzie rzeczywistość ciągle spotyka się gdzieś na granicy z fantastycznymi wizjami, niekiedy je przekraczając. Osobiście jednak ostrzegam, że ci, którzy będą chcieli w niej znaleźć jakiś porządek, zawiodą się.


Bycie samotnym jest straszne, powiedziała Jascha. Kiedy jesteś sam, na dworze wyje wiatr, skarżąc się i płacząc w konarach. Zimno staje się nie do zniesienia zimne, a ciemność nie do zniesienia ciemna. I w kątach czai się strach. Kiedy jesteś całkiem sam w lesie, wariujesz. I wtedy jesteś stracony. Zostawiony na pastwę losu. Bezbronny. Wtedy pożera cię noc.”


Moja ocena 4/10


Tytuł: Dopóki śpiewa słowik
Autor: Antonia Michaelis
Ilość stron: 416
Wydawca: Dreams
Data premiery: 2014-03-07



O autorce:

Antonia Michaelis, urodzona w 1978 roku w północnych Niemczech. Pracowała m. in. w południowych Indiach, Nepalu i Peru. W Greifswaldzie studiowała medycynę i równocześnie zaczęła pisać książki dla dzieci i młodzieży. Od kilku lat mieszka w pobliżu wyspy Usedom, gdzie zajmuje się pisarstwem jako wolny strzelec. Wydała już wiele interesujących, pełnych fantazji i odnoszących sukcesy książek.




Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Dreams, za co serdecznie dziękuję!

http://dreamswydawnictwo.pl/

8 komentarzy:

  1. Każda kolejna recenzja zniechęca mnie do tej książki coraz bardziej, a niestety muszę ją przeczytać ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. serio? o.O Ja wcześniej w większości spotykałam się z recenzjami zachwalającymi tę powieść, więc jestem trochę zdziwiona.
      No ale jakoś dasz radę, da się ją w miarę spokojnie przeczytać :)

      Usuń
  2. Ta książka ma tak skrajne recenzje, że nie wiem co mam myśleć ;) Ale chyba jednak przeważają te odradzające lekturę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a mnie się właśnie bardzo podobała, ta jej inność wg mnie działa na plus. była tajemnicza, ciekawa, trzeba się było zastanowić - to jest naprawdę lepsze niż dziesiątki podobnych do siebie książek. no, ale to moja opinia : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, w końcu każdy inaczej odbiera książki. Osobiście lubię dziwne i oryginalne powieści, np. ciągnie mnie do takich pisanych z punktu widzenia osób psychicznie chorych, a tam naprawdę występują potem dziwne wizje. Niemniej tutaj nie widziałam nad czym można się zastanowić, wiele było do przewidzenia, a jak nie było, to niestety nie widziałam w tym logiki, bo autorka wyskakiwała z czymś nieźle odjechanym. Jak pisałam, większość została zaprzepaszczona przez końcówkę, która nijak nie pasowała mi do tej historii.
      Ale cóż, wszystko zależy od osoby i jej sposobu myślenia, do niektórych po prostu ta pisarka przemawia, a do innych nie ;)

      Usuń
  4. Kurcze, po tylu pozytywach Twoja opinia mnie zaskoczyła. Ale Michaelis ma specyficzny styl i specyficzne pomysły na fabułę. Baśniarzem byłam zachwycona, więc może sięgnę z ciekawości po ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja zakochałam się w innych książkach tej autorki... Szkoda, że DŚS Cię zawiodło:( Zazwyczaj ufam Twoim opiniom...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie no, dużo zależy od gustu... Baśniarza jeszcze nie czytałam, a możliwe, że po prostu autorka mi nie podchodzi... jednak gdy w końcu przeczytam i napisze cos o tej książce, łatwiej będzie osądzić :)

      Usuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...