środa, 5 lutego 2014

Gabinet gadów - Lemony Snicket



 
Muszę was uprzedzić, że jeśli otworzyliście tę książkę z nadzieją wyczytania w niej, że w końcu jednak dzieci żyły długo i szczęśliwie, to lepiej zaraz zamknijcie ją z powrotem i poczytajcie sobie coś innego.”

„Gabinet gadów” jest kontynuacją „Przykrego początku”, pierwszego tomu „Serii niefortunnych zdarzeń”. Opowiada on o kolejnych przykrych losach trójki bohaterów, których zdążyliśmy już poznać. Po tym jak w poprzedniej części zostali sierotami i uwolnili się z rąk Hrabiego Olafa, wszystko wyglądało tak, jakby zmierzało ku lepszemu końcowi. Jednak autor miał zupełnie inne plany. Rodzeństwo tym razem trafia pod opiekę innego krewnego, nieco roztargnionego herpetologa. Wujek Monty (bo tak prosił, by się do niego zwracano) jest wesołą osobą, zafascynowaną żmijami i innymi gadami. Na dodatek pozwala zajmować się dzieciom tym, co lubią, przyrządza niezłe śniadania, zabiera je do kina i pozwala wszystkim spać w swoich łóżkach! To bardzo miła odmiana, po tym co spotkało je u poprzedniego opiekuna. Niemniej ta sielanka szybko się kończy, a tragiczne wydarzenia zaczynają się pojawiać na horyzoncie wraz z przybyciem przebranego za asystenta, Hrabiego Olafa, grożącego dzieciom i dybiącego nie tylko na ich fortunę.

Drugi tom również wzbudził we mnie dość dziwne uczucia. Mogę śmiało powiedzieć, że czytało się go łatwiej, jednocześnie więcej rzeczy w nim wywołało moją irytację. Mogłabym zacząć od tego, że zastanawia mnie do jakiej grupy wiekowej są skierowane te pozycje. Są pisane prostym językiem, a niektóre trudniejsze słowa, które nie sprawiają problemu zwykłemu czytelnikowi, są uparcie tłumaczone. Poza tym w trakcie lektury powiedziane jest, że kłamstwo niekoniecznie jest złą rzeczą, na dodatek zostaje popełnione morderstwo, co nie za bardzo nadaje się dla młodszych odbiorców. Sama opowieść jest prosta, nie różni się aż tak wiele od pierwszego tomu pod względem fabuły, na dodatek rozwój akcji jest łatwy do przewidzenia, gdyż został głęboko osadzony w tych samych schematach co „Przykry początek”. Można zastanowić się nad mniej dosłownym odebraniem tej powieści, jednak powoli przestaje to do mnie przemawiać, a sama historia zdaje się być raczej lekko napisaną karykaturą bajek, w których szczęśliwe zakończenie i ukazanie w jasnych barwach życia bohaterów, zostało przekształcone w same nieszczęścia.

Tym, co także rzuciło mi się w oczy, była postać pana Poe. Jako że w powieści nie występuje wielu bohaterów, a jedynie on, trójka dzieci, Hrabia Olaf i Wujek Monty, sądziłam, że powinny być one ciekawie zarysowane. Jednak nie jestem taka pewna, czy właśnie do znalazłam w tej historii. Pan Poe jest... no cóż, zwyczajnie głupi. Mężczyzna całkowicie ignoruje dzieci, zaś zawierza się chyba każdemu dorosłemu, który tylko się do niego uśmiechnie. Jest niezwykle naiwny i nie potrafi rozpoznać złego Olafa, jak również strofuje dzieci za ich oskarżenia wobec „niewinnego” Stefana, za którego podaje się Hrabia. Był kompletnie oderwanym od rzeczywistości osobnikiem, który pokazywał jak dorośli są bezużyteczni w tej pozycji. Nawet serdeczny wujek Monty nie mógł pomóc sierotom i nie wykazał się zbytnią inteligencją. Ostatecznie dość sprytny okazał się być jedynie Hrabia Olaf, będący przecież czarnym charakterem. Tak jakby zło było lepiej przygotowane i miało łatwiejsze pole działania, właśnie dzięki ignorancji innych dorosłych. Na dodatek został tutaj pokazany brak zaufania do dzieci i przedkładanie opinii „dojrzałych” ludzi nad ich wątpliwie wiarygodne zeznania.

Samo rodzeństwo Baudelaire wydało mi się być zarysowane dość niekonsekwentnie. Z jednej strony jest to trójka niezwykle bystrych dzieci. Wioletka jest dziewczynką od wynalazków, Klaus dużo czyta i wykazuje się inteligencją, natomiast Słoneczko nie tylko wszystko gryzie w odpowiednich sytuacjach, ale wykazuje się zrozumieniem i nie raz pomaga rodzeństwu w zrealizowaniu planu... co jest dość zastanawiające, skoro ta malutka dziewczynka nie umie jeszcze nawet mówić, a czasami ma lepsze pomysły od pozostałej dwójki. Z drugiej zaś strony, gdy przychodzi do odkrycia, co też takiego knuje Olaf, dzieciaki nie potrafią się tego domyślić, mimo że Hrabia podaje im rozwiązanie praktycznie na tacy. Jednak one nie domyślają się prostej prawdy, a ponoć są takie mądre i wykazują się umiejętnościami znalezienia rozwiązania w każdej sytuacji. Bohaterowie przez to wydali mi się raczej nierzeczywiści i trudniej było odnosić się do ich losów z większym zaangażowaniem.

Jak widać w „Gabinecie gadów” niejedno mi nie odpowiadało. Niemniej i tak ta część w pewnym aspekcie podobała mi się bardziej, gdyż zwyczajnie lżej się ją czytało, a te chwile szczęścia z wujem Montym, mimo że nie trwały długo, wniosły jakiś powiew świeżości. Ogólnie powieść tę czyta się łatwo, a to za sprawą prostego języka, którym posługuje się autor. Jednak w jego sposobie pisania może irytować ciągłe przypominanie odbiorcy o tym, że opowieść ta jest smutna i może lepiej byłoby ją odłożyć. Zapewne takie fragmenty mogły niektórych nakłonić do usłuchania tej rady, tak więc nie wiem, po co zostały tam zamieszczone. Dość ciekawe natomiast jest ujawnianie się osoby narratora, tak jak i w poprzednim tomie, opowiadającego trochę o sobie. „Gabinet gadów” nie przekonał mnie do siebie i widać, że nie mieszczę się w grupie, do której skierowana jest ta historia. Teoretycznie powinna ona być napisana dla dzieci i młodszej młodzieży, lecz niektóre wątki zwyczajnie na to nie wskazywały. Z drugiej zaś strony starsi czytelnicy mogą odnaleźć w tej króciutkiej pozycji jakieś mniej dosłowne odczytania. Aczkolwiek poza tym znajdą się zapewne też tacy jak ja, którzy niewiele wyniosą z tej lektury i będą woleli zwyczajne książki, w których coś się dzieje, które czyta się dla samej przyjemności czytania, utożsamiając się z bohaterami, przenosząc się do jakiegoś niesamowitego świata i odrywając się w ten sposób od szarej codzienności.


Tytułową bohaterką jest wyjątkowo niesympatyczna dziewczynka, która - tak samo jak chłopczyk, który wywoływał wilka z lasu – uparcie pętała się po terytoriach dzikich zwierząt. Pamiętacie zapewne, że wilk, bardzo niegrzecznie potraktowany przez Czerwonego Kapturka, pożarł babcię dziewczynki i poznał się dla niepoznaki. To jest właśnie w tej bajce najgłupsze, bo przecież wiadomo, że nawet tak mało inteligentna dziewczyna jak Czerwony Kapturek powinna bez trudu zauważyć różnicę między rodzoną babcią a wilkiem przebranym w nocną koszulę i papucie z pomponami.”


Moja ocena 5/10


Tytuł: Gabinet gadów
Seria: Seria niefortunnych zdarzeń
Autor: Lemony Snicket
Ilość stron: 208
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-10-23



O autorze:

Daniel Handler to amerykański pisarz, scenarzysta i akordeonista. Najszerzej znany jest pod pseudonimem Lemony Snicket, którym podpisał swoją serię książek dla dzieci i młodzieży „Seria niefortunnych zdarzeń”. Pod swoim nazwiskiem zaś opublikował trzy powieści dla dorosłych: Basic Eight (1998), Watch Your Mouth (2000) i Adverbs (2006). Ostatnia z nich doczekała się tłumaczenia na język polski i w 2008 roku została wydana przez Świat Książki pod tytułem „Natychmiast, mocno, naprawdę.”. Daniel Handler jest żonaty, a w 2003 roku urodził mu się syn o imieniu Thomas.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^

http://www.egmont.pl/

12 komentarzy:

  1. Mnie się te książeczki nawet podobały. Przeczytałam dwie części. Zastanawiałam się, czy takie straszne, pesymistyczne książeczki nadają się dla dzieci i doszłam do wniosku, że tak. Dostarczają wiele emocji, są jakby odmianą baśni, w których też zdarzają się morderstwa, porwania, pożary i inne podobnie straszliwe wydarzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłam, że na temat tych książek ogólnie są całkiem pozytywne opinie, choć naturalnie trafiają się też takie jak moja, które nastawiają w równym stopniu na krytykę. Ponadto kiedyś jak je czytałam, też wydały mi się to całkiem przyjemne lekturki, jednak teraz już tego w nich nie widzę :)

      Usuń
  2. Zdecydowanie mówię nie, dość obszernie opisujesz co można w niej znaleźć i to mi wystarczy by stwierdzić, że to nie jest książka dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy byłam młodsza,przeczytałam kilka tomów tej serii i wtedy naprawdę mi się podobały. Są co prawda dość dziwne i bardzo nietypowe jak na target młodych czytelników. Szkoda, że zmienili oprawę graficzną, tamta była o niebo lepsza ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. to raczej nie dla mnie i moich dzieci:( tym bardziej że jest przeciętną opowieścią

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba jednak nic dla mnie :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż tak kiepsko? No, chyba Cię nie zdziwię, jak powiem nie. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć, nominowałam Cię do Liebster Blog Award:)
    Zapraszam: http://zakochana-w-ksiazkach-i-w-czekoladzie.blogspot.com/2014/02/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Niektóre zastrzeżenia są dla mnie niezrozumiałe. Np. to, że pan Poe wydał Ci się głupi - na tym polega absurdalność tej postaci ;) Wydaje mi się, że niektórzy podchodzą do tego zbyt poważnie. Dla mnie całą seria jest genialna! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no mnie właśnie ten absurd denerwuje, co tu dużo mówić :)
      Rozumiem, że można ją lubić, jednak dla mnie ta lektura zaczynała byc nużąca... o kolejnej części mam zaś jeszcze gorsze zdanie (zresztą jestem w trakcie pisania rec), więc tym bardziej nie będzie Ci się to podobało ;)

      Usuń
    2. O nie, aż się boję co tam napiszesz :P Ja za to uwielbiam ten styl niezmiennie od jakichś 10 lat :D

      Usuń
    3. Hah, strach się bać :P Nie wiem, do mnie już te ksiązki nie przemawiają, choć co ciekawe, pamiętam, że jak kiedyś je czytałam, to nawet mi się podobały. Możliwe, że mój rozszerzony polski mnie zniszczył i teraz inaczej patrzę na wszelkie książki xd

      Usuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...