niedziela, 16 lutego 2014

Ogromne okno - Lemony Snicket


Niesprawiedliwością było, że przenoszą się od krewnego do krewnego i w każdym kolejnym domu dochodzi do strasznych rzeczy - zupełnie jakby sieroty Baudelaire jechały upiornym autobusem, zatrzymującym się wyłącznie na przystankach „Niesprawiedliwość” i „Nieszczęście”.”


„Ogromne okno” to już trzeci tom „Serii niefortunnych zdarzeń”. Czego można się po nim spodziewać? Z grubsza tego samego co po poprzednich częściach, czyli kolejnych nieszczęść sierot Baudelaire, które jakoś muszą sobie radzić z jawną niesprawiedliwością losu. Ale w końcu życie nie jest sprawiedliwe, dlatego też trójka rodzeństwa może po raz kolejny trafić do dziwnego krewnego, u którego będzie jej się bardzo źle działo. Sama ciotka zdaje się być niegroźna, boi się wszystkiego, a jej irracjonalne fobie są tak śmieszne, że aż tragiczne. Jednak do akcji znowu wkracza zły Hrabia Olaf pod kolejnym przebraniem, będący tak samo niebezpieczny jak wcześniej. Głupota, strach i ignorancja dorosłych rzucają kolejne kłody pod nogi młodym bohaterom, którzy będąc niezrozumianymi, muszą całkiem sami radzić sobie na tym okrutnym świecie – dla nich aż nazbyt okrutnym.

Ciotka Józefina oprowadzała dzieci po ich nowym domu, w którym sama bała się chyba wszystkiego: od wycieraczki – gdyż, jak wyjaśniła, można się o nią potknąć i skręcić kark – po kanapę w salonie, która, jej zdaniem, mogła się w każdej chwili przewrócić i zmiażdżyć człowieka na placek.”

Chciałabym móc powiedzieć, że lektura ta okazała się być naprawdę dobra. Jednak niestety nie była taka dla mnie. Początek był całkiem niezły. Ekscentryczna i całkiem nierzeczywista bohaterka z masą fobii, która obawiała się nawet wycieraczki przy drzwiach czy klamki, potrafiła najpierw rozśmieszyć. Niemniej jak to mówią, co za dużo, to nie zdrowo, a to powiedzenie idealnie odnosi się nie tylko do tej postaci, ale do całej książki. Cóż można powiedzieć, ta powieść wydała mi się zwyczajnie nazbyt absurdalna. Można zacząć właśnie od Ciotki Józefiny, lecz ona jest po prostu najłatwiejszym do przywołania przykładem. Innym może być testament z masą błędów, który pan Poe uważa za prawomocny dokument, według którego chce przekazać opiekę nad sierotami Baudelaire zupełnie nieznanej osobie. Opieka miała zostać przyznana w ciągu jednego dnia - bo po co trudzić się papierkową robotą i sprawdzeniem czy nie ma się do czynienia chociażby z seryjnym mordercą na wolności. Było to tak nielogiczne, że aż śmieszne, a raczej tak śmieszne, że aż denerwujące.

Warto też zauważyć, że po raz kolejny mamy do czynienia praktycznie z tą samą historią. Dzieci przychodzą do kolejnego opiekuna, jest im źle, pojawia się Hrabia Olaf w przebraniu i wszystko niszczy... Rodzeństwo musi radzić sobie samo, bo nikt znowu nie wierzy dzieciom. No właśnie, najbardziej zastanawia mnie to, jak to możliwe, że po raz kolejny nikt im nie wierzy. Jak pan Poe może być tak głupi? Już pomijając to, że chciał oddać dzieci pod opiekę zupełnie obcej osobie, bo ta się ładnie uśmiechnęła, to samo niesłuchanie sierot po tym, jak już dwa razy coś podobnego się zdarzyło, jest po prostu chore. Jego zachowanie jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Ta postać zwyczajnie nie ewoluuje, nie docenia przeciwnika i nie uczy się na własnych błędach. Poe wydaje się być niezwykle ograniczony, a sama Ciotka Józefina ze swoimi fobiami... ona nie jest po prostu normalna. Na dodatek to jak się zachowuje w dalszej części książki, również nie zachwyca. Co do zaś samych głównych bohaterów, to mam te same zastrzeżenia co wcześniej. Mówi się o nich, że są tacy mądrzy i sprytni, a jednak nie zawsze to pokazują. Na dodatek Słoneczko, które nie potrafi nawet mówić, jest jakimś cudownym, bystrym dzieckiem – to do mnie nie do końca przemawia.

W niektórych opowieściach łatwo dostrzec morał. Na przykład z bajki o trzech niedźwiadkach wynika morał: „Nigdy nie włamuj się do cudzego domu”. Z bajki o Królewnie Śnieżce wynika morał: „Nigdy nie jedz jabłek”.

Na to wszystko powinno być zapewne jakieś wytłumaczenie, szczególnie że seria ta cieszy się sporą popularnością. Ja jej tak dobrze nie odebrałam, po części dlatego, że zwyczajnie do mnie nie trafiła. Słyszałam dość niedawno, że zbyt sceptycznie podchodzę do tego typu tekstów, które mają swoje drugie dno i są skierowane do młodszej widowni. Tutaj można to spokojnie dostrzec. Ogólnie sama książka przypomina bajkę dla dzieci i tak jak z bajki powinno się coś z niej wynieść. Sam autor przedstawia dość ciekawie morały, które wynikają ze znanych bajek, jak na przykład z Czerwonego Kapturka. Co prawda ktoś mógłby powiedzieć, że taka powieść o samych nieszczęściach nie nadaje się dla dzieci, bo w końcu co ona może im dać, jednak nie zgodziłabym się z tym. Przecież rodzeństwo mimo że zmaga się z tyloma niedogodnościami losu, to ostatecznie wychodzi ze wszystkiego cało. Jasne, dzieci nadal nęka niepewność, czarny charakter gdzieś się czai, zaś one nie mogą być spokojne, niemniej w tym nieszczęściu, jak na ironię, mają niezłe szczęście i potrafią się ze wszystkiego wykaraskać. Mimo że mnie samej książka ta nie do końca się spodobała, to potrafię zrozumieć dlaczego nadawałaby się dla młodszych czytelników, którzy najprawdopodobniej utożsamialiby się z głównymi bohaterami.

Sama nie wiem, jak oceniam tę książkę. Postacie do mnie nie przemawiają, a sama fabuła jest oparta na tych samych schematach co poprzednie części. Doszłam również do wniosku, że na tym tomie kończę swoją przygodę z „Serią niefortunnych zdarzeń”, ponieważ obawiam się, że kolejna część będzie prawie taka sama. Ta opowieść po prostu nie nadaje się już dla mnie. Inaczej patrzę na rzeczywistość, a historia ta już nie potrafi mnie zaskoczyć. Niektórym to nie będzie przeszkadzało, niemniej ja nie wykazałam przy tym żadnej cierpliwości. Co ciekawe pamiętam, że czytając „Ogromne okno” jako dziecko, byłam zadowolona z lektury. Naturalnie, nadal czytało się ją lekko, na dodatek szybko, jednak czułam zbyt dużą irytację, poznając dalsze losy sierot Baudelaire. Nie tylko liczne niedorzeczności, ale również liczne wzmianki autora o tym, że powinno się odłożyć tę powieść, jeżeli nie chce się czytać nic tak smutnego, zaczęły wręcz doprowadzać mnie do szału. Niestety ta pozycja nie jest już dla mnie, gdyż nie mogę spojrzeć na nią na spokojnie i aż nazbyt denerwuje mnie w niej rażący absurd i nielogiczność. Z drugiej zaś strony, kiedyś historia ta mnie zainteresowała, więc nie mogę powiedzieć, że nie warto jej przeczytać - młodszym czytelnikom powinna się ona spodobać.


- Wiem, że macie za sobą bardzo przykre doświadczenia, ale mam nadzieję, że nie folgujecie zanadto fantazji. Przypomnijcie sobie, jak mieszkając u Wujcia Monty'ego wbiliście sobie do głów, że asystent Stefano to w rzeczywistości przebrany Hrabia Olaf.
- Przecież Stefano to naprawdę był przebrany Hrabia Olaf! - oburzył się Klaus.
- Nie o to chodzi – powiedział pan Poe.”




Tytuł: Ogromne okno
Seria: Seria niefortunnych zdarzeń
Autor: Lemony Snicket
Ilość stron: 224
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-10-23



O autorze:

Daniel Handler to amerykański pisarz, scenarzysta i akordeonista. Najszerzej znany jest pod pseudonimem Lemony Snicket, którym podpisał swoją serię książek dla dzieci i młodzieży „Seria niefortunnych zdarzeń”. Pod swoim nazwiskiem zaś opublikował trzy powieści dla dorosłych: Basic Eight (1998), Watch Your Mouth (2000) i Adverbs (2006). Ostatnia z nich doczekała się tłumaczenia na język polski i w 2008 roku została wydana przez Świat Książki pod tytułem „Natychmiast, mocno, naprawdę.”. Daniel Handler jest żonaty, a w 2003 roku urodził mu się syn o imieniu Thomas.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^ 

http://www.egmont.pl/

5 komentarzy:

  1. Ja uwielbiam specyficzny styl Snicketa, ale wiadomo, że są gusta i guściki... Pocieszę Cię - od siódmego tomu schemat nowy opiekun-Olaf-dzieci się ratują zniknie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, każdy lubi coś innego :)
      Hah, pocieszające, niestety jeszcze trzech takich tomów bym nie wytrzymała chyba xd

      Usuń
  2. Czytałam tę serię jeszcze w podstawówce i bardzo mi się podobała! Chyba odświeżę sobie kilka tomów przy kolejnej wizycie w bibliotece. Mam wprawdzie własne egzemplarze, ale na innym mieszkaniu i nie sposób mi ich teraz dostać w swoje ręce.
    Pozdrawiam gorąco :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też czytałam to jakoś w podstawówce, chyba jeszcze w 1-3, i postanowiłam sobie odświeżyć :D

      Usuń
  3. Ahhh Tris Tris zawsze marudna Tris ;) Jednak tym razem w pełni się z tobą zgadzam :) Jakoś w podstawówce czy też gimnazjum zdecydowanie lepiej się to czytało :D

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...