Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Egmont. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Egmont. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 marca 2014

Nieskończoność - H. J. Rahlens


Gdziekolwiek jesteś, jestem tu i wołam do ciebie. „Ja” mojego serca wita „ty” twojego.”


Ciekawe, jak wygląda przyszłość. Niejedna osoba już się nad tym zastanawiała, jak również niejedna o tym napisała. Wizje przyszłości są różne, często zaś dość ponure. W tej powieści mamy świat z roku 2264. Mroczna Zima już minęła, a ludzie są bezpieczni. Niemniej nikt o niej nie zapomniał, to przez nią trzeba było powziąć pewne środki, by ludzie przetrwali kryzys. Jednym z ważnym zabiegów było wyłączenie z języka pierwszej osoby liczby pojedynczej - „ja”. W nowym stechnokratyzowanym społeczeństwie powinno się myśleć nie o sobie, a o wszystkich - o „nas”. Trzeba było pewnych (innych) wyrzeczeń, by długość życia się wydłużyła, by technologie poszły naprzód i by kolejne pokolenia ludzi mogły żyć. W świecie przyszłości znajdziemy roboty, klony, zgrywanie wspomnień i tożsamości, jak również - jeszcze nieupowszechnione - podróże w czasie. Finn Nordstrom, dwudziestoparoletni historyk, na początku nie zdawał sobie sprawy z tego, że są one już możliwe. Jednak Finn, który jest też tłumaczem martwego języka niemieckiego, zostaje poproszony o przetłumaczenie pewnego różowego pamiętnika należącego niegdyś do młodej dziewczyny. Widzi w tym swoją szansę, lecz nawet nie spodziewa się, ile ten pamiętnik zmieni w jego życiu, jak wielki będzie miał na niego wpływ.

Wyobrażać sobie życie bez niej to jakby wyobrażać sobie życie, którego się nie przeżyło.”

Jako że akcja ma miejsce w przyszłości, warto poświęcić chwilę uwagi sposobie przedstawienia tej rzeczywistości. Wydała mi się ona całkiem ciekawa, jednak nie została szczegółowo opisana. Panujące w niej zasady, poznaliśmy praktycznie tylko na podstawie doświadczeń bohatera, niemniej sądzę, że to spokojnie wystarczało. Dowiedzieliśmy o Mrocznej Zimie, o mózgozłączu, które pozwala na zapisywanie wspomnień i daje dostęp do globalnej bazy danych, jak również wiedzieliśmy jak mniej więcej funkcjonuje zwykły człowiek w tamtym społeczeństwie. Szczerze mówiąc, mnie wiele więcej nie było potrzebne, choć niektórzy mogą poczuć się zawiedzeni na tym polu. Z drugiej zaś strony, to jak wygląda tamten świat, wyraźnie pokazują różnice i to jak odbiera nasze czasy Finn. Jego zaskoczenie, zastanawianie się nad oczywistymi dla nas rzeczami i poznawanie naszego świata, zostało genialnie opisane. Nasza kultura okazała się być dla niego dość niecodzienna (co jest zresztą całkiem zrozumiałe), a widać to między innymi w wypowiedziach bohaterów. Rzeczywistość nam współczesna opisana przez pryzmat wiedzy ludzi z przyszłości, wyszła autorce po prostu świetnie.

Co do samych postaci, to są one według mnie dobrze wykreowane. Ludzie pochodzący z przyszłości wydawali się być mocno zaszczepieni w swoich realiach, zaś ludzie nam współcześni również byli całkiem rzeczywiści. Co do samych głównych bohaterów, to nie mam specjalnych zastrzeżeń. Finn, mimo że nie powinien kierować się uczuciami i musi być, że tak powiem, przykładnym obywatelem, to swoją otwartą postawą zaskarbił sobie moją sympatię. Było widać, że to gdzie, a raczej kiedy, się urodził, miało wpływ na jego sposób myślenia, jednak w trakcie lektury jesteśmy też świadkami zmian, jakie zachodzą w jego charakterze. Z czasem niektóre jego cechy zaczynają mieć coraz większe znaczenie, inne zaś są spychane na dalszy plan. Poza nim chciałabym się jeszcze chwilę zatrzymać jedynie przy dziewczynie z XXI wieku, autorce pamiętnika. Była ona ciekawa i normalna, owszem, niemniej jej pamiętnik wydał mi się początkowo zbyt stereotypowy. Zawierał to, czego można się spodziewać po różowym pamiętniku nastolatki. Na szczęście wraz z rozwojem akcji i kolejnymi pamiętnikami, zaczęło się to poprawiać.

Za wiele pytań. Zbyt wiele odpowiedzi. Za wiele gwiazd.”

Co ciekawe (a może właśnie nie) książka ta nie przekonała mnie do siebie na samym początku. Trudno mi było zacząć ją czytać, a nowy, opisany świat jakoś mnie nie zachęcił. Nawet sam główny bohater i zwyczajny brak akcji trochę mnie odpychały. Niemniej po skończeniu lektury muszę przyznać, że było to potrzebne i pozytywnie wpłynęło na całokształt tej lektury - tak po prostu miało być. Akcja powoli się rozwija, jednak potem dzieje się coraz to więcej. Poznajemy wiele interesujących faktów i zaczynamy przeżywać tę historię. Również język powieści zdaje się być coraz bardziej przystępny (choć możliwe też, że jest to zwyczajnie kwestia przyzwyczajenia się). Ciekawym zabiegiem okazało się zamienienie w pewnym momencie trzecioosobowej narracji na pierwszoosobową. Całość jest dobrze napisana i nie mam zbytnio do czego się przyczepić. Może jedynie do tego, że udało mi się zauważyć pierwszą osobę liczby pojedynczej (która już nie mogła być stosowana) w dialogu u osoby, która stanowczo by jej nie użyła, ale przecież jest to niezwykle drobne niedociągnięcie, które łatwo przeoczyć.

„Nieskończoność” mile mnie zaskoczyła. Nie byłam pewna, czego się po niej spodziewać i po początkowym zniechęceniu, w szybkim tempie pochłonęłam tę historię. Sam wątek podróży w czasie był bardzo dobry, a dodatkowe wtrącenie o światach równoległych z pewnością w pewien sposób urozmaiciło mi te lekturę i za to też jest ode mnie mały plusik. Ogólnie fabuła jest ciekawa, przyznam że przeżywałam wszystko razem z Finnem. Niektórych rzeczy domyślałam się wcześniej niż on, ale w niczym to nie przeszkadzało. Niektóre wątki były również przewidywalne, aczkolwiek w literaturze młodzieżowej raczej nie da się tego uniknąć, a autorka potrafiła również zaskoczyć czytelnika. Jedynie z zakończenia nie jestem do końca zadowolona. Jakaś część mnie cieszy się z niego, jednak ta inna uważa, że było ono zwyczajnie zbyt proste. Ale najwyraźniej nie można mieć wszystkiego i nie można oczekiwać, że wszystko pójdzie po naszej myśli. W końcu to jest historia wbrew rozumowi, o miłości, która zrodziła się poza czasem. Znaleźć swoją miłość w innej epoce to coś raczej niezwykłego już samo w sobie. Na dodatek autorka sporo namieszała jeszcze z przodkami Finna i sama ostatecznie nie do końca to pojmowałam, co trochę mnie zaniepokoiło. Niemniej oczywiście serdecznie polecam tę pozycję osobom, które szukają ciekawej powieści młodzieżowej z rozwiniętym wątkiem romantycznym, podróżami w czasie i nieprzyjemną (choć nie całkiem wprost) wizją przyszłości.


- Rouge – zapytałem cicho – jak myślisz, jaka jest szansa na znalezienie idealnego partnera? Tej osoby, którą pokochasz i która pokocha ciebie?
- Chciałbyś usłyszeć ścisłą matematyczną odpowiedź?
Uśmiechnąłem się – była taka przewidywalna.
- Przybliżona wystarczy.
- Szanse są dość nikłe. Bliskie zeru. Zwłaszcza tutaj. Ale tam, w przeszłości, też.
- Tak. To niemożliwe, prawda? - Patrzyłem na wielkie czarne niebo. - Jakby próbować złapać spadającą gwiazdę siatką na motyle.”


Moja ocena 8/10


Tytuł: Nieskończoność
Seria: Poza czasem
Autor: H.J. Rahlens
Ilość stron: 456
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-11-06



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^

http://www.egmont.pl/

niedziela, 16 lutego 2014

Ogromne okno - Lemony Snicket


Niesprawiedliwością było, że przenoszą się od krewnego do krewnego i w każdym kolejnym domu dochodzi do strasznych rzeczy - zupełnie jakby sieroty Baudelaire jechały upiornym autobusem, zatrzymującym się wyłącznie na przystankach „Niesprawiedliwość” i „Nieszczęście”.”


„Ogromne okno” to już trzeci tom „Serii niefortunnych zdarzeń”. Czego można się po nim spodziewać? Z grubsza tego samego co po poprzednich częściach, czyli kolejnych nieszczęść sierot Baudelaire, które jakoś muszą sobie radzić z jawną niesprawiedliwością losu. Ale w końcu życie nie jest sprawiedliwe, dlatego też trójka rodzeństwa może po raz kolejny trafić do dziwnego krewnego, u którego będzie jej się bardzo źle działo. Sama ciotka zdaje się być niegroźna, boi się wszystkiego, a jej irracjonalne fobie są tak śmieszne, że aż tragiczne. Jednak do akcji znowu wkracza zły Hrabia Olaf pod kolejnym przebraniem, będący tak samo niebezpieczny jak wcześniej. Głupota, strach i ignorancja dorosłych rzucają kolejne kłody pod nogi młodym bohaterom, którzy będąc niezrozumianymi, muszą całkiem sami radzić sobie na tym okrutnym świecie – dla nich aż nazbyt okrutnym.

Ciotka Józefina oprowadzała dzieci po ich nowym domu, w którym sama bała się chyba wszystkiego: od wycieraczki – gdyż, jak wyjaśniła, można się o nią potknąć i skręcić kark – po kanapę w salonie, która, jej zdaniem, mogła się w każdej chwili przewrócić i zmiażdżyć człowieka na placek.”

Chciałabym móc powiedzieć, że lektura ta okazała się być naprawdę dobra. Jednak niestety nie była taka dla mnie. Początek był całkiem niezły. Ekscentryczna i całkiem nierzeczywista bohaterka z masą fobii, która obawiała się nawet wycieraczki przy drzwiach czy klamki, potrafiła najpierw rozśmieszyć. Niemniej jak to mówią, co za dużo, to nie zdrowo, a to powiedzenie idealnie odnosi się nie tylko do tej postaci, ale do całej książki. Cóż można powiedzieć, ta powieść wydała mi się zwyczajnie nazbyt absurdalna. Można zacząć właśnie od Ciotki Józefiny, lecz ona jest po prostu najłatwiejszym do przywołania przykładem. Innym może być testament z masą błędów, który pan Poe uważa za prawomocny dokument, według którego chce przekazać opiekę nad sierotami Baudelaire zupełnie nieznanej osobie. Opieka miała zostać przyznana w ciągu jednego dnia - bo po co trudzić się papierkową robotą i sprawdzeniem czy nie ma się do czynienia chociażby z seryjnym mordercą na wolności. Było to tak nielogiczne, że aż śmieszne, a raczej tak śmieszne, że aż denerwujące.

Warto też zauważyć, że po raz kolejny mamy do czynienia praktycznie z tą samą historią. Dzieci przychodzą do kolejnego opiekuna, jest im źle, pojawia się Hrabia Olaf w przebraniu i wszystko niszczy... Rodzeństwo musi radzić sobie samo, bo nikt znowu nie wierzy dzieciom. No właśnie, najbardziej zastanawia mnie to, jak to możliwe, że po raz kolejny nikt im nie wierzy. Jak pan Poe może być tak głupi? Już pomijając to, że chciał oddać dzieci pod opiekę zupełnie obcej osobie, bo ta się ładnie uśmiechnęła, to samo niesłuchanie sierot po tym, jak już dwa razy coś podobnego się zdarzyło, jest po prostu chore. Jego zachowanie jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Ta postać zwyczajnie nie ewoluuje, nie docenia przeciwnika i nie uczy się na własnych błędach. Poe wydaje się być niezwykle ograniczony, a sama Ciotka Józefina ze swoimi fobiami... ona nie jest po prostu normalna. Na dodatek to jak się zachowuje w dalszej części książki, również nie zachwyca. Co do zaś samych głównych bohaterów, to mam te same zastrzeżenia co wcześniej. Mówi się o nich, że są tacy mądrzy i sprytni, a jednak nie zawsze to pokazują. Na dodatek Słoneczko, które nie potrafi nawet mówić, jest jakimś cudownym, bystrym dzieckiem – to do mnie nie do końca przemawia.

W niektórych opowieściach łatwo dostrzec morał. Na przykład z bajki o trzech niedźwiadkach wynika morał: „Nigdy nie włamuj się do cudzego domu”. Z bajki o Królewnie Śnieżce wynika morał: „Nigdy nie jedz jabłek”.

Na to wszystko powinno być zapewne jakieś wytłumaczenie, szczególnie że seria ta cieszy się sporą popularnością. Ja jej tak dobrze nie odebrałam, po części dlatego, że zwyczajnie do mnie nie trafiła. Słyszałam dość niedawno, że zbyt sceptycznie podchodzę do tego typu tekstów, które mają swoje drugie dno i są skierowane do młodszej widowni. Tutaj można to spokojnie dostrzec. Ogólnie sama książka przypomina bajkę dla dzieci i tak jak z bajki powinno się coś z niej wynieść. Sam autor przedstawia dość ciekawie morały, które wynikają ze znanych bajek, jak na przykład z Czerwonego Kapturka. Co prawda ktoś mógłby powiedzieć, że taka powieść o samych nieszczęściach nie nadaje się dla dzieci, bo w końcu co ona może im dać, jednak nie zgodziłabym się z tym. Przecież rodzeństwo mimo że zmaga się z tyloma niedogodnościami losu, to ostatecznie wychodzi ze wszystkiego cało. Jasne, dzieci nadal nęka niepewność, czarny charakter gdzieś się czai, zaś one nie mogą być spokojne, niemniej w tym nieszczęściu, jak na ironię, mają niezłe szczęście i potrafią się ze wszystkiego wykaraskać. Mimo że mnie samej książka ta nie do końca się spodobała, to potrafię zrozumieć dlaczego nadawałaby się dla młodszych czytelników, którzy najprawdopodobniej utożsamialiby się z głównymi bohaterami.

Sama nie wiem, jak oceniam tę książkę. Postacie do mnie nie przemawiają, a sama fabuła jest oparta na tych samych schematach co poprzednie części. Doszłam również do wniosku, że na tym tomie kończę swoją przygodę z „Serią niefortunnych zdarzeń”, ponieważ obawiam się, że kolejna część będzie prawie taka sama. Ta opowieść po prostu nie nadaje się już dla mnie. Inaczej patrzę na rzeczywistość, a historia ta już nie potrafi mnie zaskoczyć. Niektórym to nie będzie przeszkadzało, niemniej ja nie wykazałam przy tym żadnej cierpliwości. Co ciekawe pamiętam, że czytając „Ogromne okno” jako dziecko, byłam zadowolona z lektury. Naturalnie, nadal czytało się ją lekko, na dodatek szybko, jednak czułam zbyt dużą irytację, poznając dalsze losy sierot Baudelaire. Nie tylko liczne niedorzeczności, ale również liczne wzmianki autora o tym, że powinno się odłożyć tę powieść, jeżeli nie chce się czytać nic tak smutnego, zaczęły wręcz doprowadzać mnie do szału. Niestety ta pozycja nie jest już dla mnie, gdyż nie mogę spojrzeć na nią na spokojnie i aż nazbyt denerwuje mnie w niej rażący absurd i nielogiczność. Z drugiej zaś strony, kiedyś historia ta mnie zainteresowała, więc nie mogę powiedzieć, że nie warto jej przeczytać - młodszym czytelnikom powinna się ona spodobać.


- Wiem, że macie za sobą bardzo przykre doświadczenia, ale mam nadzieję, że nie folgujecie zanadto fantazji. Przypomnijcie sobie, jak mieszkając u Wujcia Monty'ego wbiliście sobie do głów, że asystent Stefano to w rzeczywistości przebrany Hrabia Olaf.
- Przecież Stefano to naprawdę był przebrany Hrabia Olaf! - oburzył się Klaus.
- Nie o to chodzi – powiedział pan Poe.”




Tytuł: Ogromne okno
Seria: Seria niefortunnych zdarzeń
Autor: Lemony Snicket
Ilość stron: 224
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-10-23



O autorze:

Daniel Handler to amerykański pisarz, scenarzysta i akordeonista. Najszerzej znany jest pod pseudonimem Lemony Snicket, którym podpisał swoją serię książek dla dzieci i młodzieży „Seria niefortunnych zdarzeń”. Pod swoim nazwiskiem zaś opublikował trzy powieści dla dorosłych: Basic Eight (1998), Watch Your Mouth (2000) i Adverbs (2006). Ostatnia z nich doczekała się tłumaczenia na język polski i w 2008 roku została wydana przez Świat Książki pod tytułem „Natychmiast, mocno, naprawdę.”. Daniel Handler jest żonaty, a w 2003 roku urodził mu się syn o imieniu Thomas.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^ 

http://www.egmont.pl/

środa, 5 lutego 2014

Gabinet gadów - Lemony Snicket



 
Muszę was uprzedzić, że jeśli otworzyliście tę książkę z nadzieją wyczytania w niej, że w końcu jednak dzieci żyły długo i szczęśliwie, to lepiej zaraz zamknijcie ją z powrotem i poczytajcie sobie coś innego.”

„Gabinet gadów” jest kontynuacją „Przykrego początku”, pierwszego tomu „Serii niefortunnych zdarzeń”. Opowiada on o kolejnych przykrych losach trójki bohaterów, których zdążyliśmy już poznać. Po tym jak w poprzedniej części zostali sierotami i uwolnili się z rąk Hrabiego Olafa, wszystko wyglądało tak, jakby zmierzało ku lepszemu końcowi. Jednak autor miał zupełnie inne plany. Rodzeństwo tym razem trafia pod opiekę innego krewnego, nieco roztargnionego herpetologa. Wujek Monty (bo tak prosił, by się do niego zwracano) jest wesołą osobą, zafascynowaną żmijami i innymi gadami. Na dodatek pozwala zajmować się dzieciom tym, co lubią, przyrządza niezłe śniadania, zabiera je do kina i pozwala wszystkim spać w swoich łóżkach! To bardzo miła odmiana, po tym co spotkało je u poprzedniego opiekuna. Niemniej ta sielanka szybko się kończy, a tragiczne wydarzenia zaczynają się pojawiać na horyzoncie wraz z przybyciem przebranego za asystenta, Hrabiego Olafa, grożącego dzieciom i dybiącego nie tylko na ich fortunę.

Drugi tom również wzbudził we mnie dość dziwne uczucia. Mogę śmiało powiedzieć, że czytało się go łatwiej, jednocześnie więcej rzeczy w nim wywołało moją irytację. Mogłabym zacząć od tego, że zastanawia mnie do jakiej grupy wiekowej są skierowane te pozycje. Są pisane prostym językiem, a niektóre trudniejsze słowa, które nie sprawiają problemu zwykłemu czytelnikowi, są uparcie tłumaczone. Poza tym w trakcie lektury powiedziane jest, że kłamstwo niekoniecznie jest złą rzeczą, na dodatek zostaje popełnione morderstwo, co nie za bardzo nadaje się dla młodszych odbiorców. Sama opowieść jest prosta, nie różni się aż tak wiele od pierwszego tomu pod względem fabuły, na dodatek rozwój akcji jest łatwy do przewidzenia, gdyż został głęboko osadzony w tych samych schematach co „Przykry początek”. Można zastanowić się nad mniej dosłownym odebraniem tej powieści, jednak powoli przestaje to do mnie przemawiać, a sama historia zdaje się być raczej lekko napisaną karykaturą bajek, w których szczęśliwe zakończenie i ukazanie w jasnych barwach życia bohaterów, zostało przekształcone w same nieszczęścia.

Tym, co także rzuciło mi się w oczy, była postać pana Poe. Jako że w powieści nie występuje wielu bohaterów, a jedynie on, trójka dzieci, Hrabia Olaf i Wujek Monty, sądziłam, że powinny być one ciekawie zarysowane. Jednak nie jestem taka pewna, czy właśnie do znalazłam w tej historii. Pan Poe jest... no cóż, zwyczajnie głupi. Mężczyzna całkowicie ignoruje dzieci, zaś zawierza się chyba każdemu dorosłemu, który tylko się do niego uśmiechnie. Jest niezwykle naiwny i nie potrafi rozpoznać złego Olafa, jak również strofuje dzieci za ich oskarżenia wobec „niewinnego” Stefana, za którego podaje się Hrabia. Był kompletnie oderwanym od rzeczywistości osobnikiem, który pokazywał jak dorośli są bezużyteczni w tej pozycji. Nawet serdeczny wujek Monty nie mógł pomóc sierotom i nie wykazał się zbytnią inteligencją. Ostatecznie dość sprytny okazał się być jedynie Hrabia Olaf, będący przecież czarnym charakterem. Tak jakby zło było lepiej przygotowane i miało łatwiejsze pole działania, właśnie dzięki ignorancji innych dorosłych. Na dodatek został tutaj pokazany brak zaufania do dzieci i przedkładanie opinii „dojrzałych” ludzi nad ich wątpliwie wiarygodne zeznania.

Samo rodzeństwo Baudelaire wydało mi się być zarysowane dość niekonsekwentnie. Z jednej strony jest to trójka niezwykle bystrych dzieci. Wioletka jest dziewczynką od wynalazków, Klaus dużo czyta i wykazuje się inteligencją, natomiast Słoneczko nie tylko wszystko gryzie w odpowiednich sytuacjach, ale wykazuje się zrozumieniem i nie raz pomaga rodzeństwu w zrealizowaniu planu... co jest dość zastanawiające, skoro ta malutka dziewczynka nie umie jeszcze nawet mówić, a czasami ma lepsze pomysły od pozostałej dwójki. Z drugiej zaś strony, gdy przychodzi do odkrycia, co też takiego knuje Olaf, dzieciaki nie potrafią się tego domyślić, mimo że Hrabia podaje im rozwiązanie praktycznie na tacy. Jednak one nie domyślają się prostej prawdy, a ponoć są takie mądre i wykazują się umiejętnościami znalezienia rozwiązania w każdej sytuacji. Bohaterowie przez to wydali mi się raczej nierzeczywiści i trudniej było odnosić się do ich losów z większym zaangażowaniem.

Jak widać w „Gabinecie gadów” niejedno mi nie odpowiadało. Niemniej i tak ta część w pewnym aspekcie podobała mi się bardziej, gdyż zwyczajnie lżej się ją czytało, a te chwile szczęścia z wujem Montym, mimo że nie trwały długo, wniosły jakiś powiew świeżości. Ogólnie powieść tę czyta się łatwo, a to za sprawą prostego języka, którym posługuje się autor. Jednak w jego sposobie pisania może irytować ciągłe przypominanie odbiorcy o tym, że opowieść ta jest smutna i może lepiej byłoby ją odłożyć. Zapewne takie fragmenty mogły niektórych nakłonić do usłuchania tej rady, tak więc nie wiem, po co zostały tam zamieszczone. Dość ciekawe natomiast jest ujawnianie się osoby narratora, tak jak i w poprzednim tomie, opowiadającego trochę o sobie. „Gabinet gadów” nie przekonał mnie do siebie i widać, że nie mieszczę się w grupie, do której skierowana jest ta historia. Teoretycznie powinna ona być napisana dla dzieci i młodszej młodzieży, lecz niektóre wątki zwyczajnie na to nie wskazywały. Z drugiej zaś strony starsi czytelnicy mogą odnaleźć w tej króciutkiej pozycji jakieś mniej dosłowne odczytania. Aczkolwiek poza tym znajdą się zapewne też tacy jak ja, którzy niewiele wyniosą z tej lektury i będą woleli zwyczajne książki, w których coś się dzieje, które czyta się dla samej przyjemności czytania, utożsamiając się z bohaterami, przenosząc się do jakiegoś niesamowitego świata i odrywając się w ten sposób od szarej codzienności.


Tytułową bohaterką jest wyjątkowo niesympatyczna dziewczynka, która - tak samo jak chłopczyk, który wywoływał wilka z lasu – uparcie pętała się po terytoriach dzikich zwierząt. Pamiętacie zapewne, że wilk, bardzo niegrzecznie potraktowany przez Czerwonego Kapturka, pożarł babcię dziewczynki i poznał się dla niepoznaki. To jest właśnie w tej bajce najgłupsze, bo przecież wiadomo, że nawet tak mało inteligentna dziewczyna jak Czerwony Kapturek powinna bez trudu zauważyć różnicę między rodzoną babcią a wilkiem przebranym w nocną koszulę i papucie z pomponami.”


Moja ocena 5/10


Tytuł: Gabinet gadów
Seria: Seria niefortunnych zdarzeń
Autor: Lemony Snicket
Ilość stron: 208
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-10-23



O autorze:

Daniel Handler to amerykański pisarz, scenarzysta i akordeonista. Najszerzej znany jest pod pseudonimem Lemony Snicket, którym podpisał swoją serię książek dla dzieci i młodzieży „Seria niefortunnych zdarzeń”. Pod swoim nazwiskiem zaś opublikował trzy powieści dla dorosłych: Basic Eight (1998), Watch Your Mouth (2000) i Adverbs (2006). Ostatnia z nich doczekała się tłumaczenia na język polski i w 2008 roku została wydana przez Świat Książki pod tytułem „Natychmiast, mocno, naprawdę.”. Daniel Handler jest żonaty, a w 2003 roku urodził mu się syn o imieniu Thomas.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^

http://www.egmont.pl/

niedziela, 26 stycznia 2014

Kurier - Robert Muchamore


Oficjalnie nieletni agenci nie istnieją”


James jest już pełnoprawnym agentem CHERUBA, przeszedł szkolenie i odbył swoją pierwszą misję. Razem z innymi dzieciakami jest na wakacjach na śródziemnomorskiej wyspie - w końcu trzeba czasami odpocząć od bycia agentem. Niestety jego lenistwo kończy się szybciej niż powinno, a on niedługo potem dostaje kolejne zadanie. Tym razem to coś specjalnego, akcja wymierzona przeciwko najpotężniejszemu handlarzowi narkotyków w Europie. James ma zaprzyjaźnić się z jego synem i w ten sposób zdobyć jakieś potrzebne informacje. Z przyjaciół towarzyszą mu Kerry, Kyle i Nicole, którzy mają podobny cel. We czwórkę mają nie rzucać się w oczy, wtopić w najbliższe otoczenie przestępcy i ostatecznie go pogrążyć. Brzmi nieźle, ale to nie takie proste. Na każdym kroku spoglądają na nich narkotyki, za których spożycie wylatuje się z CHERUBA, na dodatek może nie obejść bez zagrażających życiu sytuacji. Jednak przecież cherubini odnoszą wiele sukcesów, bo dorośli nawet nie podejrzewają, że mogą szpiegować ich dzieci!

Nie można chować urazy do ludzi za każdy błąd.”

James nadal jest tym samym chłopakiem co przed szkoleniem – niewiele się zmienił poza tym, że nabył sporo pożytecznych umiejętności. Niemniej nadal lubi sobie poleniuchować, gdy ma do tego okazję, łatwo zdobywa sympatię innych, jak również pakuje się w kłopoty, zachowując swoją lekko buntowniczą naturę. Jednak nie można zapomnieć o tym, że jest też dość sprytny, zaczyna logicznie myśleć i radzić sobie w wielu sytuacjach. Szczerze ucieszyłam się, że znów miałam okazję poczytać o jego przygodach, które okazały się być bardzo ciekawe. Na dodatek były całkiem rzeczywiste, autor nie pisał o jakiś nieprawdopodobnych rzeczach i czynach młodego chłopca. Dzięki temu łatwiej było wciągnąć się w tę historię, utożsamić z bohaterem i w miarę uwierzyć to, co działo się w trakcie powieści. Był to spory plus, taki autentyzm pasuje do tej lektury i sprawia, że jeszcze bardziej przeżywa się przygody Jamesa i jego przyjaciół.

Sami bohaterowie są świetnie wykreowani i sprawiają wrażenie prawdziwych, więc bardzo łatwo jest ich polubić. Są różni, prezentują sobą odmienne zachowania i cechy charakterów. W tym tomie pojawia się też drobna nauka tolerancji. Jest pokazane, że wszyscy jesteśmy inni, jednak to nie jest nic złego. Niemniej nie na tym skupia się ta książka, mimo to wprowadzenie takiego wątku było niezłym posunięciem. W tej historii są przedstawione również pierwsze kroki nastolatków w miłości, które wydają się dość banalne, ale takie po prostu są. Także inne relacje międzyludzkie zostały porządnie ukazane, a autor pokazał, że człowiek może być dobrym, kochającym ojcem, a równocześnie przestępcą - przecież te rzeczy się wzajemnie nie wykluczają. Ogółem kreacja bohaterów i ich więzi prezentują się tak jak powinny i są całkiem autentyczne.

Najdroższy bracie, jesteś idiotą. Czasem na twój widok chce mi się rzygać. Kiedy będziesz to czytał, ja będę już na szkoleniu. Chciałabym, żebyś był na moim miejscu. PS: Wszystkiego najlepszego z okazji trzynastych urodzin. Kocham Cię”

Nie można zapominać, że jest to opowieść o młodych agentach, czyli najbardziej liczy się tutaj akcja. Pod tym względem jest lepiej niż w pierwszym tomie, który skupiał się na przedstawieniu działalności CHERUBA i przygotowaniu Jamesa do życia agenta. Tutaj już prawie na początku książki rozpoczyna się poważna misja i jest ona stopniowa opisywana. Wraz z rozwojem fabuły, tempo akcji przyspiesza, a w międzyczasie następuję parę zwrotów, pojawiają się zaskakujące wydarzenia, a sam bohater wykazuje się odwagą, jak również głupotą. Spotyka go wiele przygód, pakuje się w kłopoty, lecz nadal stara się wypełniać swoją misję, nie zapominać o swoim zadaniu i jak najlepiej się sprawdzić. Historię tę zwyczajnie pochłonęłam. Zanim się obejrzałam, dotarłam do końca. Było to też zasługą stylu pisania autora, który jest dość prosty. Nie skupia się on na wielu opisach, w końcu tutaj najważniejsza jest akcja i dzięki temu z taką łatwością oraz nieprzeciętną szybkością czyta się tę książkę. Na dodatek jest to dość lekka powieść młodzieżowa, co łatwo odczuć i co sprawia, że staje się bardziej przystępna dla nastolatków i czytelników w nieco starszym wieku.

„Kurier” jest świetną kontynuacją i nie odstępuje poziomem pierwszemu tomowi. Cała książka była bardzo ciekawa, a ja przeżywałam wszystko wraz z bohaterami i zapomniałam o rzeczywistym świecie, gdy zgłębiłam się w te opowieść. Autor pisze prosto, jednak przekazuje przy tym trochę istotnych, mimo że niezbyt odkrywczych, prawd życiowych. Jasne, ta powieść nie jest idealna, nie jest zbyt ambitna, a fabuła jest całkiem prosta, ale za to jak wciąga! Poza tym dostarcza wiele przyjemności w trakcie czytania i sprawia, że chce się sięgnąć po kolejne części tej serii. Polecam tę pozycję w szczególności młodzieży, lubiącej podobne historie, lecz nie tylko. Ci którzy szukają trochę akcji, oderwania od szarej rzeczywistości i kilku przygód z interesującymi bohaterami, również mogą sięgnąć po tę lekturę, która powinna zapewnić im trochę rozrywki.


- Możesz być moim chłopakiem pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Od dziś zmieniasz bieliznę codziennie.”


Moja ocena 8/10


Tytuł: Kurier
Seria: CHERUB
Autor: Robert Muchamore
Ilość stron: 280
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-11-06



O autorze:
Urodził się 25 grudnia 1972 roku. Angielski autor serii książek dla dzieci i młodzieży - CHERUB oraz Henderson's Boys. Cykl CHERUB został wznowiony pod postacią CHERUB: Seria 2 (o podtytule "Aramov"). W Anglii jego książki wydawane są przez wydawnictwo Hodder Children's Books, w Polsce zaś przez wydawnictwo Egmont.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^

http://www.egmont.pl/

piątek, 24 stycznia 2014

Rekrut - Robert Muchamore


Wyobraź sobie, że jesteś na pierwszym poziomie gry komputerowej. Jest trudny. Wszystko dzieje się za szybko, ale w końcu udaje Ci się go przejść. Stopniowo przechodzisz do coraz trudniejszych etapów. Pewnego dnia dla zabawy zaczynasz grę od początku. To, co kiedyś było za szybkie i za trudne, teraz wydaje się łatwe.
Na tej samej zasadzie opiera się idea szkolenia podstawowego. Będziesz wykonywać trudne zadania w warunkach skrajnego obciążenia fizycznego i psychicznego. Będziesz dokonywać wyczynów, jakie niegdyś wydawały Ci się niewykonalne. Kiedy szkolenie dobiegnie końca, Twój umysł i ciało będą zdolne do działania na wyższym poziomie.

(Ze wstępu do podręcznika szkolenia wstępnego CHERUB)


James Choke już nie raz miał kłopoty, wpadanie w tarapaty było dla niego raczej normalne, jednak zaczynało być coraz gorzej. Odkąd stał się sierotą i rozstał z siostrą, wpadł w złe towarzystwo, został przyłapany na próbie kradzieży i złożył wizytę na policji. Powoli się staczał. Na szczęście jego życie zmieniło się, gdy zaproponowano mu, by stał się częścią elitarnej jednostki nastoletnich szpiegów, kryjących się pod kryptonimem CHERUB. Naturalnie nic nie było proste, a chłopak musiał najpierw przejść próby, sprawdzające czy się nadaje, a następnie przeżyć sto najgorszych dni swojego życia, czyli szkolenie podstawowe. Jeśli dałby radę, to wiele rzeczy, dotychczas dla niego niewykonalnych, stałoby się zwyczajną błahostką. Musiał nabyć wiele umiejętności, bo dla CHERUBA trzeba podejmować się misji, do których nie nadają się dorośli. Trzeba być sprawnym, sprytnym i mieć wiele zdolności. Trzeba być dzieckiem od dziesięciu do siedemnastu lat... A najważniejsze jest to, że oficjalnie trzeba przestać istnieć, bo przecież nieletni agenci nie istnieją!

- Dlaczego ja?
- Bo jesteś inteligentny, sprawny fizycznie i masz apetyt na kłopoty.
- To zaleta? - zdziwił się James.
- Potrzebujemy dzieci, które lubią dreszczyk emocji. Cechy, jakie zwykle przysparzają problemów, u nas są mile widziane.”

Sam pomysł na książkę jest całkiem ciekawy. Agenci, będący jeszcze dziećmi, którzy przechodzą szkolenia i są wysyłani na akcje... tak, to by się mogło sprawdzić. W końcu kto podejrzewa tak młodych ludzi - zazwyczaj właśnie nie ufa się dorosłym, u których zawsze wietrzy się jakiś podstęp. Ponadto przestępcy też mają swoje dzieci, a gdy te przyprowadzają kolegów do domu, czemu mają stawać się podejrzliwi. Nie mają ku temu powodów i dlatego właśnie agencja CHERUBA tak dobrze się sprawdza. Do tego dochodzi jeszcze odpowiednie przeszkolenie, szczególnie podstawowe, przez które niektórzy byliby gotowi uciec od wszelkich luksusów i zapewnień dobrej przygody czy przyszłości. Ci, którzy je przetrwają, są gotowi stawiać czoła prawdziwym zadaniom. Naturalnie, sam pomysł na powieść to nie wszystko. Realizacja jest tu niezwykle ważna, jednak nie ma się czym w tym przypadku przejmować, gdyż książka jest naprawdę dobra i nie mam co żałować, że po nią sięgnęłam.

Bohaterowie po prostu zjednali sobie moje serce. Na pierwszy plan wysuwa się James, chłopak, któremu nieobce są wszelkie kłopoty, którego matka była przestępczynią, a ojczym pijakiem, a który to wyszedł na prostą, choć można powiedzieć, że zrobił nawet więcej. Jest to dwunastolatek nieidealny: nie umie pływać, ma trochę sadełka na brzuszku, niekiedy podejmuje złe decyzje i zachowuje się odpowiednio do swojego wieku. Właśnie to bardzo podobało mi się w tej powieści - postacie, mimo że nie były zbyt dziecinne, to nie były też kreowane na wielkich dorosłych agentów, którzy potrafią zawsze zachować zimną krew, radzą sobie ze wszystkim i nie okazują słabości. Łatwo było też ich dzięki temu polubić. Od samego początku zapałałam sympatią do głównego bohatera, a już niedługo później większe grono postaci stało się bliskie memu sercu. Szczególnie przypadł mi do gustu Bruce, będący świetnym karateką, śpiącym z pluszowym misiem chłopcem o ciekawym charakterze i czasami zastanawiających zachowaniach.

- Wiesz, co by mi się przydało? - zapytał Bruce. - Trochę wizytówek z napisem „Dokopał ci Bruce Norris”. Wtykałbym je w gęby ludziom, których załatwiłem, na wypadek gdyby mnie nie pamiętali, kiedy odzyskają przytomność.
Kyle roześmiał się.
- Wiesz, co by ci się przydało, Bruce? Wizyta u dobrego psychiatry.”

Jako że jest to historia o szpiegach, to nie zabraknie tutaj wielu wydarzeń, zwrotów akcji i chwil napięcia. Niemniej bohater pozostaje dość młody, więc to wszystko zdaje się odbywać na trochę mniejszą skalę. Mimo to akcja toczy się bardzo szybko i sprawia, że czytelnik pochłania tę książkę. Dużą część tej pozycji zajmują szkolenie i treningi, a dopiero później pojawia się jakaś misja. Nie jest to jednak w żadnym wypadku wadą, gdyż wszystko jest bardzo ciekawe, a samo szkolenie podstawowe, wprowadzając nas coraz bardziej do świata przedstawionego tej powieści, nie tylko mnie pochłonęło, ale również z pewnością zostanie przeze mnie zapamiętane. Ogółem całą tę historię czyta się sprawnie, bez żadnych problemów, gdyż autor ma lekkie pióro i potrafi wciągnąć odbiorcę do swojej opowieści. Nie można też zapomnieć o tym, że jego świat nie jest czarno-biały i nawet sam James zastanawia się nad moralnością niektórych działań CHERUBA.

Przyznam, że byłam zaciekawiona książkami z tej serii, odkąd pewien znajomy mi je polecił. Zastanawiałam się, czy mi się spodobają i co w nich zastanę... Pierwszy tom przerósł moje oczekiwania, całkowicie mnie pochłonął i nie umiałam się od niego oderwać! Wciągnęłam się w historię Jamesa, czytałam o jego przygodach, będąc zaangażowana emocjonalnie, jakby to wszystko naprawdę rozgrywało się przed moimi oczami. Muszę powiedzieć, że od dawna żadna powieść nie trafiła do mnie tak jak ta. Może nie jest ona idealna, jest napisana prostym językiem i nie należy do wielkich dzieł, jednak przypomina mi o tym, dlaczego zaczęłam czytać, a mianowicie dla płynącej z tego radości. Ta pozycja dostarczyła mi jej wiele i niezwykle się cieszę, że po nią sięgnęłam. Na dodatek utwierdzam się w przekonaniu, że muszę przeczytać także kolejne części. Serdecznie polecam tę książkę osobom, szukającym przygód, odprężającej i całkowicie wciągającej lektury, którą można przeczytać w dość krótkim czasie.


- Poszukiwaliśmy informacji o pewnym człowieku sprzedającym broń terrorystom. Broń, która mogła zabić setki ludzi. Dwie stracone posady to chyba niezbyt wygórowana cena.
- I to samo ze straszeniem Cathy, tak? Chodzi o życie wielu ludzi.
- Jak to się mówi, James, żeby zjeść jajko, trzeba rozbić skorupkę.”


Moja ocena 8/10


Tytuł: Rekrut
Seria: CHERUB
Autor: Robert Muchamore
Ilość stron: 320
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-11-06


O autorze:
Urodził się 25 grudnia 1972 roku. Angielski autor serii książek dla dzieci i młodzieży - CHERUB oraz Henderson's Boys. Cykl CHERUB został wznowiony pod postacią CHERUB: Seria 2 (o podtytule "Aramov"). W Anglii jego książki wydawane są przez wydawnictwo Hodder Children's Books, w Polsce zaś przez wydawnictwo Egmont.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^

http://www.egmont.pl/

piątek, 3 stycznia 2014

Przykry początek - Lemony Snicket



Chociaż, oczywiście, nic nie było dobrze. Wszystko było bardzo źle.”


„Przykry początek”, będący pierwszym tomem „Serii niefortunnych zdarzeń” jest książką dość specyficzną. Wskazuje już na to sam opis, w którym autor zwraca się do czytelnika, mówiąc, że książka, która trafiła w jego ręce, jest nieprzyjemna i może ją spokojnie odłożyć. Wydaje się, że z niechęcią wspomina wydarzenia, które miały miejsce na stronicach tej powieści (sam wskazuje, że spisanie losów rodziny Baudelaire jest dla niego przykrym obowiązkiem). Historia ta zaś ma idealny tytuł i opowiada o trójce dzieci, które mają niesamowitego pecha. Najpierw umierają im rodzice, następnie mają zostać oddane pod opiekę jakiegoś krewnego, o którym nigdy nie słyszały, a który okazuje się być osobą, nie dającą im dogodnych warunków do życia. W międzyczasie rodzeństwu ciągle przytrafia się coś złego, a rzadkie przebłyski nadziei zostają szybko zduszone. Od pierwszych (gdy bohaterowie otrzymują na plaży tragiczną wiadomość) do ostatnich stron, co autor sam wielokrotnie zaznacza, jest to opowieść o ich nieszczęściu. Takie przedstawienie niczemu niewinnych, inteligentnych dzieci, których nie spotyka nic dobrego, może spotkać się z różnym odbiorem. To jakie wyrobi się zdanie o tej książce, zależy od tego z jakim stosunkiem i podejściem będzie się ją czytać.

Przyznam, że po lekturze tej powieści mam mieszane odczucia. Kiedyś, gdy byłam jeszcze w podstawówce, czytałam ją i pamiętam, że mi się podobała, zaś teraz nie potrafię odebrać jej już w ten sam sposób. Można zacząć od bohaterów, którzy nie są jakoś szczególnie rozbudowani, przedstawiają sobą proste wartości. Na pierwszy plan wysuwa się trójka sierot – inteligentnych i dobrych młodych ludzi. Najstarsza – Wioletka - jest kreatywna i ma talent do wymyślania i konstruowania dziwnych urządzeń, jednym słowem jest niezwykle zdolna, mimo że ma dopiero czternaście lat. Kolejny jest jej dwunastoletni brat (Klaus), mól książkowy o sporej wiedzy, zaś najmłodsza z rodzeństwa - dziewczynka, będąca jeszcze dzidziusiem o imieniu Słoneczko - jest żywa, lubi wszystko gryźć i posługuje się niezrozumiałym dla dorosłych językiem. Poza nimi ważną rolę w powieści odegrają jeszcze Hrabia Olaf – doprawdy paskudna postać, która przejawia chyba wszelkie możliwe negatywne cechy, ponadto przygarnia dzieci tylko dla ich majątku i nie traktuje ich dobrze – oraz sędzina Strauss, naiwna kobieta o dobrotliwym sercu, która chętnie pomogłaby dzieciom, jednak jest na to zbyt głupiutka. Po takim zarysie postaci od razu widać, że dzielą się one wyraźnie na te dobre i złe, jak Hrabia Olaf i jego znajomi, którzy konfrontują się z tą dobrą częścią społeczności.

Na chwilę można również przyjrzeć się fabule, która jest nieskomplikowana i dość pospolita. Na początku na dodatek akcja szybko się rozwija, po czym staje, by powoli przeć przed siebie już do końca. Cała książka składa się jedynie z kolejnych nieszczęść przynoszonych przez los trójce sierot i nie jest specjalnie pocieszająca. Na dodatek sam autor, który postanowił przedstawić wszystko tak a nie inaczej, pisze dość specyficznie. Czytając książkę, ma się wrażenie, że ktoś opowiada nam tę historię, a sam język, jakim posługuje się Snicket, może niektórym przysporzyć kłopotów i go rozdrażnić. W trakcie lektury wyjaśnia on różne słowa, jakby były niezwykle trudne, nie zaś banalne, jakimi są w istocie. Przez to momentami ma się wrażenie, że zwraca się do małych dzieci. Innym razem używa języka niedostosowanego do takiego odbiorcy, pokazując, że to niekoniecznie oni powinni być grupą docelową tego utworu. Ciekawym zabiegiem natomiast było nie tyle częste zwracanie się do czytelnika, a wtrącenie pewnej informacji o sobie, nadając w ten sposób kształt osobie narratora, który opowiadał o cennych rzeczach w swoim pokoju, czyli jednocześnie czymś błahym i osobistym. Autor ogólnie nie mieści się w jakiś przyjętych ramach, przekracza je, pokazując coś innego, a zarazem pełnego schematów i naiwności.

Jak widać, autor podjął się ciekawej próby stworzenia czegoś innego, niedosłownego i trafiającego do czytelników w różnych grupach wiekowych, jednak z naciskiem na młodszych czytelników. W końcu niektóre zakrawające na absurd sytuacje - czy raczej opisy - jak na przykład zestawianie obok siebie jako wielkich nieszczęść brzydkich ubrań i śmierci rodziców, czy też zimnej owsianki na śniadanie i pożaru, wydają się być na pierwszy rzut oka błazenadą. Również cała ta naiwność i przedstawienie wszystkiego czarno na białym, bez niedomówień i gierek, sprawia, że historia ta nie będzie interesująca dla miłośnika akcji, romansu czy też chociażby powieści obyczajowej. W tej opowieści dzieci muszą zmierzyć się same z niedogodnościami losu, nie mogą liczyć na dorosłych, którzy albo są źli do szpiku kości, albo zwyczajnie niedomyślni - żeby nie powiedzieć głupi - jak panna Strauss, czy też zapracowani i nie zwracający zbytniej uwagi na innych, jak pan Poe, który miał znaleźć głównych bohaterom dobrą rodzinę. Widać tu jawną niesprawiedliwość, gdy niewinne, zdolne dzieci, które powinny osiągnąć sukces, coraz bardziej pogrążają się w nieszczęściu. Pojawia się też prawo, które w niektórych sytuacjach jest po prostu nieodpowiednie i niekiedy łatwe do wykorzystania dla własnej korzyści. Można dostrzec naturalnie więcej, jeżeli się tylko chce, jednak te tematy najbardziej rzucają się w oczy.

Podsumowując, jest to książka, której nie należy traktować według mnie dosłownie, gdyż wtedy prawdopodobnie większości się ona nie spodoba – chyba że ktoś ma ochotę poczytać o ludziach, których spotyka wiele złego bez jakiegokolwiek uzasadnienia (więcej niż jemu samemu) - tak na poprawę humoru lub z innych powodów - wtedy proszę bardzo. Jednak w innym przypadku może być mu ciężko, a przynajmniej mnie by było. Jak dla mnie była to czysta abstrakcja, ujawniająca się nieraz w absurdzie, wrednym komizmie i przesadzie. Autor nieraz podaje dobre strony czegoś, po czym stwierdza, że nawet małej cząstki z tego co napisał, nie można dopatrzeć się u tego rodzeństwa, jakby nie było już nadziei na tym świecie. Ogólnie nie jest to opowieść szczególnie (a raczej wcale) wzruszająca. Co najwyżej może dać do myślenia i zasmucić swą prawdziwością w niektórych nawet absurdalnych momentach. Z moich wrażeń mogę powiedzieć, że przeczytałam tę powieść szybko i trochę nad nią pomyślałam, jednak nie zachwyciła mnie, ani nie zaskoczyła w żadnym stopniu. Dlatego też polecam ją tym, których nie zrazi podobna dość specyficzna konstrukcja, fabuła, bohaterowie czy też styl pisania i które podejdą do tej powieści z pewnym dystansem.


Oczywiście, że ucieczka w przenośni nie rozwiązywała ich sytuacji, ale po męczącym i pełnym porażek dniu dobre było i to. Wioletka, Klaus i Słoneczko wertowali swoje książki, a każde w głębi duszy żywiło cichą nadzieję, że ich ucieczka kiedyś wreszcie stanie się dosłowna.”


Moja ocena – tym razem się powstrzymam, gdyż naprawdę nie mam pojęcia, jaką ocenę mogłabym wystawić tej książce.


Tytuł: Przykry początek
Seria: Seria niefortunnych zdarzeń
Autor: Lemony Snicket
Ilość stron: 176
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-10-23


O autorze:

Daniel Handler to amerykański pisarz, scenarzysta i akordeonista. Najszerzej znany jest pod pseudonimem Lemony Snicket, którym podpisał swoją serię książek dla dzieci i młodzieży „Seria niefortunnych zdarzeń”. Pod swoim nazwiskiem zaś opublikował trzy powieści dla dorosłych: Basic Eight (1998), Watch Your Mouth (2000) i Adverbs (2006). Ostatnia z nich doczekała się tłumaczenia na język polski i w 2008 roku została wydana przez Świat Książki pod tytułem „Natychmiast, mocno, naprawdę.”. Daniel Handler jest żonaty, a w 2003 roku urodził mu się syn o imieniu Thomas.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^ 

http://www.egmont.pl/

środa, 20 listopada 2013

Strych Tesli - Neal Shusterman & Eric Elfman




Rozejrzawszy się po tym cmentarzysku rupieci, Nick wpadł na prosty pomysł – który, jak się niebawem okazało, odmienił nie tylko bieg jego życia, ale także losy ludzkości.
Postanowił urządzić garażową wyprzedaż rzeczy używanych.”


Nick wraz z ojcem i bratem przeprowadza się do starego domu po stryjecznej babce Grecie. Gdyby chłopakowi ktoś powiedział dwa miesiące wcześniej, że przeprowadzi się z Tampy na Florydzie do Colorado Springs, do jakiegoś staroświeckiego domu, nie uwierzyłby. Niestety stało się tak za sprawą pożaru, w którym zginęła jego matka. Na dodatek to nie koniec niezbyt pozytywnych niespodzianek w jego życiu. Otóż w nowym miejscu wszystko zaczyna się od... tostera. Gdy ten spada na niego i uderza go w głowę, chłopiec postanawia pozbyć się rożnych zepsutych gratów ze strychu i urządzić wyprzedaż garażową, co - jak się okaże - będzie miało wpływ nie tylko na życie jego i mieszkańców miasta. Już od początku było widać, że coś jest nie tak. Pierwszym zaskoczeniem było niezwykłe powodzenie, jakim cieszyła się wyprzedaż, a co mogło się łączyć z hipnotyzującym światłem, przyciągającym ludzi. Kolejnym - zachowanie kupujących, jak również wynikłe z tego wydarzenia. Nie można także zapomnieć o podejrzanych mężczyznach w garniturach, odwiedzających dom następnego dnia. Jednak z tym wszystkim można się pogodzić. Gorzej, kiedy okazuje się, że każda sprzedana rzecz działa nie tak, jak należy i może doprowadzić do niefortunnych konsekwencji. Dopiero wtedy zaczyna się prawdziwy problem.

Osłupiałemu astronomowi, który dokonał tego odkrycia, pozostała do rozstrzygnięcia jedna nader ważna kwestia: czy o bliskim końcu świata stosowniej jest powiadamiać przełożonych e-mailem, telefonicznie, czy SMS-em?”

Szczerze mówiąc, po tę pozycję sięgnęłam dlatego, że czytałam już jedną książkę Shustermana, poza tym przyciągnął mnie tytuł, w którym pojawił się Tesla, o którym to akurat kilka dni wcześniej rozmawiałam. Do tego doszedł intrygujący opis, w którym pojawiają się nieopatentowane wynalazki Tesli, jak np. aparat uwieczniający sceny z przyszłości, magnetofon nagrywający myśli czy też ogniwo ożywiające zmarłych – to zapowiadało się dość ciekawie. Na dodatek, co bardzo mnie cieszy, w trakcie czytania wynikło więcej plusów, o których wcześniej nie mogłam wiedzieć. Jednym z nich jest tajemnicze Stowarzyszenie Accelerati, które przedstawia się niezwykle interesująco. Jego historia i powiązania ze znanym naukowcem wciągają czytelnika i sprawiają, że opowieść ta staje się bardziej wiarygodna, dzięki czemu lepiej się ją czyta i przeżywa. Już sama zagadka strychu, rzeczy się tam znajdujących i wiążące się z tym wydarzenia, problemy, przygody bohaterów są bardzo ciekawe. Przyciągają czytelników, którzy chcąc poznać zakończenie, nie odrywają się tak łatwo od powieści.

Bohaterowie tej historii także przyczyniają się do jej pozytywnego odbioru. Mamy tutaj do czynienia z różnymi osobowościami. Czy to postacie dobre, czy też złe, zawsze mają swoje unikalne charaktery, które nie wydają się być ani trochę matowe, na dodatek są niezwykle zróżnicowane. Przykładem może być tutaj nad wyraz żywa Petula z dość nietypowymi pomysłami oraz Vince, chłopak bez przyjaciół, który dziwnym trafem zna położenie wszystkich kostnic w okolicy (a wiedza ta nawet okaże się być przydatna!). Sam główny bohater jest intrygujący i mimo że ma jedynie czternaście lat, nie można powiedzieć by był zbyt niedojrzały. Odznacza się humorem i przenikliwością, dzięki czemu łatwo go polubić. Nie można zapomnieć również o bardziej zagadkowych postaciach, jak np. ludziach ze stowarzyszanie czy też równie rzucającej się w oczy pani ze stołówki, która wiedziała zbyt wiele i przykładała wagę do rzeczy niekoniecznie kojarzonych z jej zawodem. Tutaj wszystkie charaktery są bardzo dobrze skonstruowane, co sprzyja tej powieści. Dzięki temu bez trudu można do bohaterów zapałać sympatią i wraz z nimi przeżywać ich historię.

- Kiedy poznasz przyszłość – rzekła panna Planck, powtarzając myśl, którą Petula sformułowała już wcześniej – możesz albo pozwolić, żeby ta przyszłość ci się przydarzyła, albo ją stworzyć.”

Na postacie i pomysł nie mogłam narzekać, teraz czas przychodzi na samą realizację, fabułę. Przyznam, że tutaj także jestem mile zaskoczona. Wydarzenia są ciekawe, ciągle coś się dzieje i jak widać, pomysłów autorom nie zabrakło. Nie byłam pewna jak podchodzić do książki pisanej przez dwie osoby, bo wydawało mi się, że w takiej kwestii, jak pisanie powieści, trudno potem dojść do zgody, lecz tutaj sprawdziło się to znakomicie, a historia wydaje się zwyczajnie pełniejsza. Jedynym, co nie do końca się zgadzało, była dojrzałość bohaterów. Nie zawsze, ale jednak, okazywała się ona być nie do końca zgodna z ich wiekiem, przez co nie odczuwało się, że poznajemy opowieść o czternastolatkach. Niemniej sądzę, że wyszło to na dobre tej pozycji i nie mogę zaliczyć tego do jakichś minusów. Na dodatek narracja prowadzona jest z kilku punktów widzenia, dzięki czemu możemy bardziej wnikliwie poznać świat przedstawiony, jak również opisywane wydarzenia. Jedynym co mam do zarzucenia jest pewna naiwność. Niektórych rzeczy łatwo było się domyślić, a jednak bohaterowie nie dochodzili do nich, mimo że przesłanki były aż nazbyt wyraźne. Niemniej i tutaj nie było to aż tak rażące, ponieważ gdy czytelnik już myślał, że rozwiązał całą zagadkę, okazywało się, że ma tylko częściowo rację, a cała reszta miała być inna, dzięki czemu książka mogła nie raz zaskoczyć.

Ostatecznie można powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona z tej lektury, która minęła mi szybko i przyjemnie. Ważną rzeczą, o której jeszcze nie wspomniałam, a która wyraźnie działa na korzyść, jest humor, będący nieodłączną częścią tej powieści, rozluźniający nie raz atmosferę i rozbrajający czytelnika. Nie ma tutaj jednak żadnego mrocznego klimatu, w miejscu którego wystarczyć musi powszechne poczucie skrywanych sekretów, jakiejś tajemnicy i pewnej dozy magii w nauce. Niemniej na sukces duży wpływ miał tutaj także niebanalny pomysł. Jasne, chłopak, który pakuje się w kłopoty i musi chronić świat, to nic nowego, aczkolwiek wprowadzenie sławnego wynalazcy, niezwykłych przedmiotów, które stoją na jakiejś granicy fikcji i rzeczywistości oraz pewnych powiązań naukowych, było znakomitą koncepcją. Również wtrącanie jakichś zagadnień matematycznych czy fizycznych w niektórych rozdziałach urozmaicało tę opowieść, a lekki styl pisania i absorbująca fabuła, sprawiły, że otrzymaliśmy interesującą i łatwą w odbiorze powieść dla młodzieży, która mnie osobiście niezwykle wciągnęła. W tym przypadku nie pozostaje mi nic innego jak polecić tę książkę fanom jakichś nadnaturalnych zdarzeń, których zainteresują nieodkryte wynalazki szalonego geniusza, zdolne zmienić świat.


Caitlin wstała.
- Lepiej już pójdę, zanim któryś z moich domowych zwierzaków skończy w kuchence mikrofalowej.
- Co takiego?
- To długa historia.”


Moja ocena 8/10


Tytuł: Strych Tesli
Seria: Stowarzyszenie Accelerati
Autor: Neal Shusterman & Eric Elfman
Wydawca: Egmont
Ilość stron: 320
Data premiery: 2013-10-23



O autorach:

Neal Shusterman – poeta, eseista, scenarzysta, autor książek dla młodzieży, spośród których wiele trafiło na listy bestsellerów; laureat licznych prestiżowych nagród literackich, twórca m.in. powieści „Downsiders” i „Full Tilt”, za które zdobył ponad dwadzieścia różnych nagród, trylogii „Dark Fusion”, „The Skinjacker” oraz The X-Files Universe”. Mieszka w Kalifornii, ojciec czworga dzieci. 

Eric Elfman – nagradzany autor książek dla dzieci i młodzieży, interesuje się UFO i zjawiskami nadnaturalnymi. Napisał m.in. „Almanac of Alien Encounters”, „Very Scary Almanac”, który doczekał się aż sześciu wydań, kilka zbiorów opowieści grozy i thrillerów. Współscenarzysta (wraz z Nealem Shustermanem) filmu „Class Act” (2014) z Halle Berry w roli głównej. 



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^

http://www.egmont.pl/


czwartek, 19 września 2013

Scarlet - Marissa Meyer


„Dawno, dawno temu...”


Cinder i Scarlet nigdy się nie spotkały i nie miały ze sobą wiele wspólnego. Cinder jest dziewczyną cyborgiem, starającą się uciec z więzienia, chociaż doskonale wie, że wtedy będzie najbardziej poszukiwanym zbiegiem we Wspólnocie Wschodniej. Jednak ona nie myśli jedynie o sobie, jej głowę zaprząta również królowa Levana, grożąca atakiem zbrojnym na Ziemię, cesarz Kai, urodziwy chłopiec w wielkim niebezpieczeństwie i dawno zaginiona księżniczka Luny - Selene, niosąca nadzieję tym, którzy chcą się uwolnić od Levany, która to niestety nie ma pojęcia, co dalej robić. Po drugiej stronie mamy Scarlet, dziewczynę żyjącą wraz ze swoją babcią. Jest spokojna i inteligentna, zamieszkuje małe miasto i odpowiada jej taki stan rzeczy. Niestety to się zmienia, gdy jej babcia znika, pozostawiając swój czip naprowadzający i tablet, przez co wnuczka podejrzewa, że był to porwanie. Wbrew oczekiwaniom policja nie zgłębia się w tę sprawę, odrzucając taką możliwość. W tym samy czasie Scarlet poznaje Wilka, który wciąga ją w niezwykle niebezpieczny świat, o którego istnieniu nie miała pojęcia, a z którym to wiele wspólnego miała jej babcia. Wydają się być to osobne historie i ta opinia może utrzymać się przez dość sporą część lektury, niemniej jednak w końcu losy dziewczyn się splatają i to zupełnie nieprzypadkowo, bowiem wszystko miało swój początek już o wiele wcześniej.

Wilk.
To był wilk.”

„Scarlet” to już drugi tom Sagi księżycowej i myślałam, że wiem, czego się po nim spodziewać. Zostałam jednak w niektórych momentach mile zaskoczona. Przyznam, iż ta część niewiele ustępuje swojej poprzedniczce. Mimo że w „Cinder” moje serca podbili tytułowa bohaterka oraz Kai, to i tutaj postacie zostały świetnie wykreowane. Główną bohaterką jest Scarlet - silna, odważna i mądra dziewczyna, której nie brak wrażliwości. Pod wieloma względami jest ona podobna do Cinder i pewnie dlatego nie miałam problemów z jej zaakceptowaniem. Kolejną ważną postacią jest zaś Wilk. On natomiast bardzo mi się spodobał, krył w sobie tajemnicę, a jego motywy nie były nigdy do końca znane, dzięki czemu lekturę tę czytało się z większym zafascynowaniem. Na szczęście w tej powieści nie zabrakło też samej dziewczyny cyborga, a nie dałabym rady tak łatwo się z nią pożegnać. Na szczęście autorka znowu poświęciła jej dość sporo uwagi. Uciekinierka ma przed sobą długą drogę do przebycia i naturalnie nie może być ciągle w tym czasie sama. Wskutek tego poznajmy kolejny ciekawy charakter, który wnosi wiele lekkości i rozbawienia do tej powieści.

Tak jak i w poprzednim tomie mamy do czynienia z nawiązaniem do baśni. Wtedy był Kopciuszek, teraz zaś przyszedł czas na Czerwonego Kapturka. Poznajemy dziewczynę ubraną na czerwono, groźnego Wilka i babcię, która zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Tutaj rozwinięcie okazało się być całkiem oryginalne i nie mam mu nic do zarzucenia. Po raz kolejny byłam pod wrażeniem tego, jak autorka połączyła te elementy baśni z wizją przyszłości i jak to wszystko stworzyło niezwykle interesującą całość. Ponadto coraz lepiej poznajemy świat przedstawiony powieści. Towarzyszymy Scarlet we Francji, zaś Cinder we Wspólnocie Wschodniej. Mamy również szansę dowiedzieć się czegoś więcej o Lunarach, obywatelach Luny. Na dodatek zdaje się, że coraz bardziej autorka odchodzi tu od baśniowości. Sam rozwój sytuacji Scarlet i Wilka to potwierdza, lecz ważne jest również samo barwniejsze przedstawienie rzeczywistości, które odchodzi od tego, co znaleźliśmy w pierwszej części, gdzie był raczej czarno biały świat, łatwiejszy do rozgryzienia. Jest to kolejnym plusem, gdyż sprawia, że historia ta staje się bardziej ekscytująca.

- On do nich wróci – odezwała się – i powie im, że jesteś ze mną.
- To nie ma znaczenia. - Wilk przewiesił torbę przez ramię i obrzucił brata ostatnim pogardliwym spojrzeniem. - Dotrzemy tam przed nim.”

Kolejną ważną sprawą jest to, jak autorka ułożyła tę opowieść, a wypadła ona przecież świetnie. Widać, że wszystko jest przemyślane, a wątki z poprzedniego tomu są tutaj pociągnięte dalej, zaś obok nich pojawiają się zupełnie nowe, jakoś z nimi połączone. Istotnym elementem jest również samo spotkanie Cinder i Scarlet, które wypadło bezbłędnie. Nie jest ono przypadkowe, niewyjaśnione czy dziwne. Ma swoje przyczyny w przeszłości dziewcząt, którą co prawda dopiero poznają, ale która to składa się w logiczną całość. Ogólnie fabuła jest bardzo ciekawa, wprowadza wiele wątków, absorbujących czytelnika, niemniej jest również dość rozwlekła. Niekoniecznie jednak można uznawać to za wadę, ponieważ powieść czyta się przyjemnie, a czytelnik, który powoli zaczyna się rozluźniać, nagle zostaje rzucony na ostatnią setkę stron, gdzie jest już o wiele więcej akcji. Ta końcówka obfitująca w niezwykłe wydarzenia zachęca do sięgnięcia po kolejny tom, jak i jest wspaniałym zwieńczeniem tej powieści. Historia ta potrafi zaskoczyć, wzbudzić emocje i zaabsorbować, dzięki czemu czyta się ją łatwo i przyjemnie.

„Scarlet” na żadnym polu mnie nie zawiodła. Lekki styl pisania, wielowątkowość, wspaniali bohaterowie i oryginalna fabuła sprawiają, że nie da się przejść obok tej powieści obojętnie. Również narracja z punktu widzenia Cinder i Scarlet urozmaica lekturę oraz lekko burzy porządek wydarzeń, wprowadzając do akcji więcej dynamizmu. Dalej nie mogę wyjść z podziwu dla autorki, która potrafiła złączyć ze sobą dwie różne historie, które, jak się okazało, miały wspólną przeszłość, również dwa światy - Lunę i Ziemię, jak również baśniowość z wizją przyszłości. Dzięki temu wszystkiemu każdy znajdzie w tej pozycji coś dla siebie i będzie zachwycony, mogąc sięgnąć po tak wciągająca i pobudzającą wyobraźnię książkę. Muszę również na koniec wspomnieć o Thornie - wspaniałym bohaterze, wprowadzającym wiele humoru na karty powieści, który rozświetlił niekiedy ponurą atmosferę swoją ciekawą osobowością. Zrównoważył mi on wątek miłosny, który mimo iż opisany dość realistycznie, jakoś nie przypadł mi do gustu. Jak widać, nie pozostaje mi nic innego, jak polecić tę historię wszystkim fanom fantastyki i nie tylko, gdyż każdy może znaleźć w niej coś interesującego.


Cinder wypadła na korytarz, głośno waląc w podłogę metalową stopą.
Kiedy wyszła, Thorne gwizdnął cicho.
- Wiem, wiem. Wydaje się trochę... – zrobił zeza i zakręcił palcem koło ucha – ale po jakimś czasie człowiek uznaje, że to nawet urocze.”


Moja ocena 8/10

Tytuł: Scarlet
Seria: Saga Księżycowa
Autor: Marissa Meyer
Ilość stron: 496
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-05-08


O autorce:
Marissa Meyer mieszka wraz z mężem i trzema kotami w miasteczku Tacoma w stanie Waszyngton. Jest fanką dziwaczności. Baśnie uwielbia od dzieciństwa. „Saga księżycowa” to jej debiut, choć jak sama mówi, ma niezłą kolekcję powieści niedokończonych.




Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^


niedziela, 28 lipca 2013

Złoty most - Eva Voller


„Niezapomniane podróże i nowe problemy”


Już minęło trochę czasu odkąd Anna w tajemnicy dołączyła do grona podróżników w czasie. Zdążyła już odbyć kilka misji, naturalnie nie samotnie, ale jednak zawsze jakichś. Przemieszczając się między epokami, przeżywała niezwykłe przygody wraz ze swym chłopakiem Sebastiano. Niestety nie zawsze mile widziane są takie niespodzianki w postaci kolejnych podróży, gdyż kiedy dziewczyna przejmuje się jeszcze egzaminami maturalnymi, w których jest trakcie pisania, nagle na jej drodze pojawia się nie lada problem. Otóż Sebasiano utknął w Paryżu w czasach kardynała Richelieu, a Jose nie może mu na razie pomóc i postanawia wysłać właśnie ją. Dziewczyna rusza na pomoc ukochanemu na jej pierwszą samodzielną misję, lecz nic nie okazuje się proste. Jest w obcym kraju, w obcym wieku i wśród obcych ludzi. Na dodatek jej pomoc nie jest mile widziana. Dlaczego? Sebastiano nie pamięta Anny, jest święcie przekonany, że należy do muszkieterów kardynała, a jego wspomnienia, jak i ludzi wokół, zostały do tego przystosowane. Teraz Anna musi sprawić by odzyskał wspomnienia, ponadto ma w Paryżu jeszcze pewną rolę do spełnienia.

Podświadomość jest wielką siłą.”

Anna jest naprawdę sympatyczną postacią w tej powieści. W pierwszej części urzekła mnie swoim humorem, teraz zaś pokazała znowu się z dobrej strony, ukazując, że potrafi sobie radzić sama. Dziewczyna nie musi lecieć ciągle do kogoś, sama jest sprytna, potrafi samodzielnie myśleć i nawet zaskakiwać. Walczy o swoje i nie poddaje się, dzięki czemu łatwo ją polubić. Sebastiano natomiast, mimo że zapomniał o swojej ukochanej, jakoś bardzo się nie zmienił, lecz widać, że jego nastawienie uległo przeobrażeniu. Pomimo iż w poprzednim tomie wątek romantyczny między tą dwójką denerwował mnie, ponieważ pojawił się znikąd, to tutaj było już lepiej, a jego zakwitnięcie miało jakieś podstawy. Reszta bohaterów jest również dobrze wykreowana, niektórzy wzbudzają pozytywne, inni zaś negatywne odczucia i cieszę się, że każdy miał jakąś swoją rolę do odegrania. Ich osobowości mogły wprowadzić czytelnika na początku w błąd, gdyż pozory jak zawsze mylą i nie zawsze wiadomo, komu można ufać. Dzięki realistycznym postaciom książka mogła być tak wciągająca, jak była i nie miała problemów z interesującym przedstawieniem poszczególnych sytuacji i ciągów wydarzeń.

Sama fabuła jest wciągająca i interesująca. Wątki są zgrabnie ze sobą połączone, wydarzenia niekiedy całkiem nieprzewidywalne, a ogólny rozwój akcji łatwo fascynuje czytelnika. Przyznam, że to, co się działo, ciągle zaskakiwało, kolejne przypuszczenia raz okazywały się słuszne, zaś następnym razem zupełnie nietrafione. Wszystkie intrygi i plany bohaterów pobocznych, próbowały być przejrzane i przeze mnie, i przez Annę, niemniej ostatecznie okazywały się inne od początkowych założeń. Dlatego też lektura ta nie dłużyła się, a skłaniała do zastanowienia nad różnymi rzeczami, pogłówkowania, wczucia się w sytuację postaci i próby przewidzenia dalszego ciągu wydarzeń. Nie było czuć w tym jednak zbytniego napięcia, a jedynie rosnącą ciekawość, wzmożoną już wcześniejszą znajomością głównych bohaterów oraz ciekawego świata przedstawionego. Zasługa tutaj leży naturalnie u stóp autorki, która wszystko barwnie opisała. Książka jest napisana w narracji pierwszoosobowej z punktu widzenia Anny - z jej dość lekkim i żartobliwym stylem – co pomagało wczuć się w sytuację bohaterki, przeżyć tę historię i prawdziwie się nią zainteresować.

Pokuta i żal to dwie różne rzeczy, jedno bez drugiego jest niewiele warte.”

Po tę serię sięgnęłam, gdyż jestem zainteresowana podróżami w czasie. Co prawda raz są one przedstawiane bardziej interesująco, innym razem mniej, jak również ten wątek niekoniecznie musi być najważniejszy. Jednak tutaj pomysł na jego rozwinięcie bardzo mi się spodobał, tak jak to było w pierwszym tomie. Starcy, pewne inne dziwne umiejętności, które niektórzy mogli posiadać, cykle księżyca związane z podróżami czy choćby tajemnicze maski – to wszystko się ze sobą przeplata i dopiero po przeczytaniu wyłapuje się w tym sens. Przedstawienie tego tematu przez autorkę bardzo mi się spodobało. Ciekawym wydał mi się również pomysł przenoszenia ludzi z naszych czasów i dosłownego „wsadzania” ich do innej epoki, gdzie uzyskiwali wspomnienia, wtapiali się do tamtejszą rzeczywistość i może nawet zmieniali historię, nie pamiętając o poprzednim życiu. Dobrym udogodnieniem dla podróżników zaś była blokada, nie pozwalająca opowiadać o przyszłości, jak również translator, dzięki któremu płynnie można było mówić w różnych językach, inaczej mógłby to być spory problem. Całokształt jak dla mnie przedstawia się świetnie, a w tej części jeszcze bardziej nabiera kształtów.

Ogólnie „Złoty most” podobał mi się bardziej od „Magicznej gondoli”, choć zupełnie się tego nie spodziewałam, sądziłam prędzej, że trochę zniży swój poziom. W trakcie czytania już nie denerwował mnie wątek romantyczny, a to dość ważne, jak również akcja była bardziej nieprzewidywalna i obfita w zwroty. Możliwe również, że zaczęłam bardziej przywiązywać się do tej serii, lecz to z pewnością lepiej niż gdybym się do niej zraziła. Już sama okładka dobrze zwiastowała, przyciągała wzrok, a jej cieplejsza kolorystyka i wyraziste barwy zachęcały do sięgnięcia po lekturę. Na dodatek książka ta posiada te same pozytywne cechy co jej poprzedniczka, jak na przykład żartobliwy ton wyczuwalny często w narracji Anny czy też interesujący bohaterowie, wciągająca fabuła i dobry styl pisania autorki. Pozycja ta jest obowiązkowa dla tych, którym spodobała się część pierwsza. Również osoby, które ciekawią się tematem podróży w czasie bądź szukają jakiejś książki z zakresu szeroko pojętej fantastyki, powinny sięgnąć po tę lekturę, gdyż naprawdę warto zgłębić się w ten nieprzewidywalny świat.


- Mówiłem ci, że te spodnie są za wąskie - wtrącił zrzędliwie Sebastiano.
- Nie moja wina. Sam mi je dałeś.
- Przytyłaś?
- Uważasz, że jestem gruba? - spytałam oburzona.”


Moja ocena 8,5/10


Tytuł: Złoty most
Seria: Poza czasem
Autor: Eva Voller
Ilość stron: 440
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-06-212


O autorce:
Niemiecka autorka wielu powieści, niektóre pisała pod pseudonimami, inne pod prawdziwym nazwiskiem. Publikowała książki z różnych gatunków, takich jak komedie romantyczne, powieści historyczne czy literatura gejowska. Jej utwory osiągają bardzo wysokie nakłady i są tłumaczone na wiele języków.




Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^ 


niedziela, 19 maja 2013

Królestwo łabędzi - Zoe Marriott



Byłam nikim. Marzycielką, która błądzi bez celu w świecie magii.”


Aleksandra wiedzie spokojne życie na Dworze. Mieszka wraz z trójką braci i rodzicami, choć jej ojciec nie poświęca jej zbyt wiele uwagi. Za to z rodzeństwem i matką utrzymuje bardzo dobre stosunki i świetnie się z nimi rozumie. Niestety ten obraz się załamuje, gdy pewnego dnia jej rodzicielka zostaje zamordowana przez jakąś okrutną bestię. Już samo to źle oddziałuje na bohaterkę. Niemniej jednak to dopiero początek, gdyż niedługo potem król przyprowadza do domu młodą, piękną kobietę, z którą się żeni. Nie jest to niestety nic prawdziwego, a zła macocha doprowadza do tego, że Aleksandra zostaje wywieziona do domu ciotki w sąsiednim Królestwie, natomiast bracia są skazani na banicję przez własnego ojca. Dziewczyna trafia do chłodnego domu krewnej, jest sama na zupełnie obcej ziemi. Aczkolwiek w nocy nad brzegiem morza poznaje urodziwego i ciekawego młodzieńca o imieniu Gabriel, który ratuje ją przed szaleństwem i całkowitym zanurzeniem się w rozpaczy. Teraz wiedźma (nowa królowa) ma szansę przejąć władzę dzięki swej wielkiej mocy. Ale nie tylko ona jest potężna, ponieważ Aleksandra również dysponuje wielką mocą i to właśnie ona może uratować Królestwo.

Zanim pochłonęła mnie ciemność, bicie łabędzich skrzydeł zmieszało się z rytmem mojego rozszalałego serca.”

Bohaterowie tej powieści są całkiem ciekawi i różnorodni. Już sama Aleksandra zyskuje z łatwością sympatię czytelnika. Sama siebie widzi jako nikogo ważnego, jednak jest odważną, silną dziewczyną o niezwykłej mocy. Jasne, nie jest idealna, na początku nie potrafi wyrazić swojego zdania i ulega rozkazom, ale w trakcie powieści rozkwita, jak wspaniały kwiat i staje się prawdziwa sobą. Reszta postaci pojawiała się i znikała, nie towarzyszyły nam ciągle w tej historii. Mamy wspaniałego Gabriela, księcia z bajki, trzech kochających braci - następce tronu, przyszłego uczonego i idealnego obrońca Królestwa. Naturalnie nie obejdzie się bez złej wiedźmy, która mami swym wyglądem, oczarowuje słabych ludzi (w tym króla), choć tak naprawdę jest zwykłą bestią. Tacy bohaterowie są nieodłącznymi elementami bajek, baśni i tym podobnych, więc nie mieli czym zabłysnąć. Za to np. sama ciotka Aleksandry zwróciła moją uwagę i żałuję, że jej postać nie została rozwinięta, a jej wątek został porzucony.

Sam pomysł jest ciekawy, choć powieści oparte w jakiś sposób na baśniach są ostatnio częściej spotykane. Fabuła jest interesująca, chociaż na początku nie potrafiłam się w nią wciągnąć. Aczkolwiek po jakimś czasie powieść mnie praktycznie oczarowała. Baśniowy klimat panujący w tej historii idealnie pasuje do wszystkich opisywanych sytuacji i jest po prostu świetny - całkiem na miejscu. Wszystkie wydarzenia poznajemy z perspektywy Aleksandry, gdyż książka napisana jest w narracji pierwszoosobowej. Ogólnie lektura ta odznacza się swoistą delikatnością, nie ma tutaj gwałtowności, co to, to nie. Właśnie wszystko jest dość spokojne i łagodne, co również wpływa na ten baśniowy klimat. Akcja nie mknie, a rozwija się powoli, swoim tempem, lecz nie ma się jak tutaj nudzić, cały czas odbiorcę zajmuje coś ciekawego. Fabuła jest jednak nieskomplikowana i dość przewidywalna, wydawać się może, iż nawet dość schematyczna.

Gdyby życzenia zamieniały się w konie, żebracy byliby wspaniałymi jeźdźcami.”

Na razie było dość pozytywnie, ale chciałam również przejść do minusów. Po pierwsze - zakończenie, które nastąpiło nagle. Wszystko rozgrywa się i kończy bardzo szybko, nie czuć w tym emocji, oglądamy najprostsze, najbardziej przewidywalne rozwiązanie, które pewnie wiąże się właśnie z tym przywiązaniem do baśni. Niestety jednak i tak trochę mnie zawiodło, było zbyt banalne. Następnym elementem, który nie przypadł mi do gustu, było potraktowanie pobieżnie niektórych wątków i prucie prosto przed siebie, jedną obrana drogą. Choć to również zapewne można przypisać rodzajowi tej historii. Lecz możliwe, że tak musiało być ze względu na całokształt opowieści, w końcu ogółem książka wypadła bardzo dobrze. Prawdziwą udręką dla mnie tak naprawdę była chyba jedynie niewielka objętość książki, przez którą lektura była szybka do przeczytania, pozostawienia i rozstania.

„Królestwo łabędzi” okazało się być ciekawą powieścią, co do której jednak mam trochę mieszane uczucia. Owszem, podobała mi się, w pewnym momencie zauroczyła, lecz była również bardzo prostolinijna. Poza tym po lekturze „Cieni na księżycu”, które były wspaniałe, spodziewałam się czegoś lepszego. Ale mimo to jestem zadowolona z tej książki. Fabuła okazała się być ciekawa, spodobała mi się, a historia ogólnie mnie wciągnęła, mimo kilku „ale”. Poza tym powinno się zwrócić uwagę na okładkę, która przyciąga wzrok i mnie osobiście urzekła, a na dodatek oddaje ona też ten inny klimat historii. Opowieść ta jest czymś innym i nowym w serii „Poza czasem”, przedstawia magię natury, eneidę, nie zaś podróże. Sama istota tej magii mnie zainteresowała i okazała się być czymś odświeżającym. Sądzę też, iż taka specyfika może kogoś przyciągnąć. Książkę tę polecam fanom innych publikacji autorki, tej serii, fantastyki i ogólnie baśniowych historii. Uważam, że warto sięgnąć po tę pozycję.

Dziewczyna zamknęła oczy. Łza spadła na ziemię jak kropla wody, lśniąc, złociście w świetle słońca. Po chwili w tym miejscu pozostała tylko sterta rzecznych kamieni wygładzonych przez rwącą wodę.”


Moja ocena 7/10


Tytuł: Królestwo łabędzi
Seria: Poza czasem
Autor: Zoe Marriott
Ilość stron: 264
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-03-06



O autorce:

Zoe Marriott mieszka w północno-wschodnim Lincolnshire z dwoma kotami, Echo i Hero, oraz psem Finnem. „Królestwo łabędzi” to jej debiutancka powieść, która zdobyła USBBY Outstanding International Book Award. Autorka została także nagrodzona prestiżową Sasakawa Prize za książkę „Cienie na ksiązycu”, której polskie wydanie ukazało się w serii „Poza czasem” w 2012 roku.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...