„Muszę was
uprzedzić, że jeśli otworzyliście tę książkę z nadzieją
wyczytania w niej, że w końcu jednak dzieci żyły długo i
szczęśliwie, to lepiej zaraz zamknijcie ją z powrotem i
poczytajcie sobie coś innego.”
„Gabinet gadów” jest
kontynuacją „Przykrego początku”, pierwszego tomu „Serii
niefortunnych zdarzeń”. Opowiada on o kolejnych przykrych losach
trójki bohaterów, których zdążyliśmy już poznać. Po tym jak w
poprzedniej części zostali sierotami i uwolnili się z rąk
Hrabiego Olafa, wszystko wyglądało tak, jakby zmierzało ku
lepszemu końcowi. Jednak autor miał zupełnie inne plany.
Rodzeństwo tym razem trafia pod opiekę innego krewnego, nieco
roztargnionego herpetologa. Wujek Monty (bo tak prosił, by się do
niego zwracano) jest wesołą osobą, zafascynowaną żmijami i
innymi gadami. Na dodatek pozwala zajmować się dzieciom tym, co
lubią, przyrządza niezłe śniadania, zabiera je do kina i pozwala
wszystkim spać w swoich łóżkach! To bardzo miła odmiana, po tym
co spotkało je u poprzedniego opiekuna. Niemniej ta sielanka szybko
się kończy, a tragiczne wydarzenia zaczynają się pojawiać na
horyzoncie wraz z przybyciem przebranego za asystenta, Hrabiego
Olafa, grożącego dzieciom i dybiącego nie tylko na ich fortunę.
Drugi tom również
wzbudził we mnie dość dziwne uczucia. Mogę śmiało powiedzieć,
że czytało się go łatwiej, jednocześnie więcej rzeczy w nim
wywołało moją irytację. Mogłabym zacząć od tego, że
zastanawia mnie do jakiej grupy wiekowej są skierowane te pozycje.
Są pisane prostym językiem, a niektóre trudniejsze słowa, które
nie sprawiają problemu zwykłemu czytelnikowi, są uparcie
tłumaczone. Poza tym w trakcie lektury powiedziane jest, że
kłamstwo niekoniecznie jest złą rzeczą, na dodatek zostaje
popełnione morderstwo, co nie za bardzo nadaje się dla młodszych
odbiorców. Sama opowieść jest prosta, nie różni się aż tak
wiele od pierwszego tomu pod względem fabuły, na dodatek rozwój
akcji jest łatwy do przewidzenia, gdyż został głęboko osadzony w
tych samych schematach co „Przykry początek”. Można zastanowić
się nad mniej dosłownym odebraniem tej powieści, jednak powoli
przestaje to do mnie przemawiać, a sama historia zdaje się być
raczej lekko napisaną karykaturą bajek, w których szczęśliwe
zakończenie i ukazanie w jasnych barwach życia bohaterów, zostało
przekształcone w same nieszczęścia.
Tym, co także rzuciło
mi się w oczy, była postać pana Poe. Jako że w powieści nie
występuje wielu bohaterów, a jedynie on, trójka dzieci, Hrabia
Olaf i Wujek Monty, sądziłam, że powinny być one ciekawie
zarysowane. Jednak nie jestem taka pewna, czy właśnie do znalazłam
w tej historii. Pan Poe jest... no cóż, zwyczajnie głupi.
Mężczyzna całkowicie ignoruje dzieci, zaś zawierza się chyba
każdemu dorosłemu, który tylko się do niego uśmiechnie. Jest
niezwykle naiwny i nie potrafi rozpoznać złego Olafa, jak również
strofuje dzieci za ich oskarżenia wobec „niewinnego” Stefana, za
którego podaje się Hrabia. Był kompletnie oderwanym od
rzeczywistości osobnikiem, który pokazywał jak dorośli są
bezużyteczni w tej pozycji. Nawet serdeczny wujek Monty nie mógł
pomóc sierotom i nie wykazał się zbytnią inteligencją.
Ostatecznie dość sprytny okazał się być jedynie Hrabia Olaf,
będący przecież czarnym charakterem. Tak jakby zło było lepiej
przygotowane i miało łatwiejsze pole działania, właśnie dzięki
ignorancji innych dorosłych. Na dodatek został tutaj pokazany brak
zaufania do dzieci i przedkładanie opinii „dojrzałych” ludzi
nad ich wątpliwie wiarygodne zeznania.
Samo rodzeństwo
Baudelaire wydało mi się być zarysowane dość niekonsekwentnie. Z
jednej strony jest to trójka niezwykle bystrych dzieci. Wioletka
jest dziewczynką od wynalazków, Klaus dużo czyta i wykazuje się
inteligencją, natomiast Słoneczko nie tylko wszystko gryzie w
odpowiednich sytuacjach, ale wykazuje się zrozumieniem i nie raz
pomaga rodzeństwu w zrealizowaniu planu... co jest dość
zastanawiające, skoro ta malutka dziewczynka nie umie jeszcze nawet
mówić, a czasami ma lepsze pomysły od pozostałej dwójki. Z
drugiej zaś strony, gdy przychodzi do odkrycia, co też takiego
knuje Olaf, dzieciaki nie potrafią się tego domyślić, mimo że
Hrabia podaje im rozwiązanie praktycznie na tacy. Jednak one nie
domyślają się prostej prawdy, a ponoć są takie mądre i wykazują
się umiejętnościami znalezienia rozwiązania w każdej sytuacji.
Bohaterowie przez to wydali mi się raczej nierzeczywiści i trudniej
było odnosić się do ich losów z większym zaangażowaniem.
Jak widać w „Gabinecie
gadów” niejedno mi nie odpowiadało. Niemniej i tak ta część w
pewnym aspekcie podobała mi się bardziej, gdyż zwyczajnie lżej
się ją czytało, a te chwile szczęścia z wujem Montym, mimo że
nie trwały długo, wniosły jakiś powiew świeżości. Ogólnie
powieść tę czyta się łatwo, a to za sprawą prostego języka,
którym posługuje się autor. Jednak w jego sposobie pisania może
irytować ciągłe przypominanie odbiorcy o tym, że opowieść ta
jest smutna i może lepiej byłoby ją odłożyć. Zapewne takie
fragmenty mogły niektórych nakłonić do usłuchania tej rady, tak
więc nie wiem, po co zostały tam zamieszczone. Dość ciekawe
natomiast jest ujawnianie się osoby narratora, tak jak i w
poprzednim tomie, opowiadającego trochę o sobie. „Gabinet gadów”
nie przekonał mnie do siebie i widać, że nie mieszczę się w
grupie, do której skierowana jest ta historia. Teoretycznie powinna
ona być napisana dla dzieci i młodszej młodzieży, lecz niektóre
wątki zwyczajnie na to nie wskazywały. Z drugiej zaś strony starsi
czytelnicy mogą odnaleźć w tej króciutkiej pozycji jakieś mniej
dosłowne odczytania. Aczkolwiek poza tym znajdą się zapewne też
tacy jak ja, którzy niewiele wyniosą z tej lektury i będą woleli
zwyczajne książki, w których coś się dzieje, które czyta się
dla samej przyjemności czytania, utożsamiając się z bohaterami,
przenosząc się do jakiegoś niesamowitego świata i odrywając się
w ten sposób od szarej codzienności.
„Tytułową
bohaterką jest wyjątkowo niesympatyczna dziewczynka, która - tak
samo jak chłopczyk, który wywoływał wilka z lasu – uparcie
pętała się po terytoriach dzikich zwierząt. Pamiętacie zapewne,
że wilk, bardzo niegrzecznie potraktowany przez Czerwonego Kapturka,
pożarł babcię dziewczynki i poznał się dla niepoznaki. To jest
właśnie w tej bajce najgłupsze, bo przecież wiadomo, że nawet
tak mało inteligentna dziewczyna jak Czerwony Kapturek powinna bez
trudu zauważyć różnicę między rodzoną babcią a wilkiem
przebranym w nocną koszulę i papucie z pomponami.”
Moja ocena 5/10
Tytuł:
Gabinet gadów
Seria:
Seria niefortunnych zdarzeń
Autor:
Lemony Snicket
Ilość
stron: 208
Wydawca:
Egmont
Data
premiery: 2013-10-23
O autorze:
Daniel Handler to
amerykański pisarz, scenarzysta i akordeonista. Najszerzej znany
jest pod pseudonimem Lemony Snicket, którym podpisał swoją serię
książek dla dzieci i młodzieży „Seria niefortunnych zdarzeń”.
Pod swoim nazwiskiem zaś opublikował trzy powieści dla dorosłych:
Basic Eight (1998), Watch Your Mouth (2000) i Adverbs (2006).
Ostatnia z nich doczekała się tłumaczenia na język polski i w
2008 roku została wydana przez Świat Książki pod tytułem
„Natychmiast, mocno, naprawdę.”. Daniel Handler jest żonaty, a
w 2003 roku urodził mu się syn o imieniu Thomas.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^
Mnie się te książeczki nawet podobały. Przeczytałam dwie części. Zastanawiałam się, czy takie straszne, pesymistyczne książeczki nadają się dla dzieci i doszłam do wniosku, że tak. Dostarczają wiele emocji, są jakby odmianą baśni, w których też zdarzają się morderstwa, porwania, pożary i inne podobnie straszliwe wydarzenia :)
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że na temat tych książek ogólnie są całkiem pozytywne opinie, choć naturalnie trafiają się też takie jak moja, które nastawiają w równym stopniu na krytykę. Ponadto kiedyś jak je czytałam, też wydały mi się to całkiem przyjemne lekturki, jednak teraz już tego w nich nie widzę :)
UsuńZdecydowanie mówię nie, dość obszernie opisujesz co można w niej znaleźć i to mi wystarczy by stwierdzić, że to nie jest książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńGdy byłam młodsza,przeczytałam kilka tomów tej serii i wtedy naprawdę mi się podobały. Są co prawda dość dziwne i bardzo nietypowe jak na target młodych czytelników. Szkoda, że zmienili oprawę graficzną, tamta była o niebo lepsza ;/
OdpowiedzUsuńto raczej nie dla mnie i moich dzieci:( tym bardziej że jest przeciętną opowieścią
OdpowiedzUsuńChyba jednak nic dla mnie :P
OdpowiedzUsuńAż tak kiepsko? No, chyba Cię nie zdziwię, jak powiem nie. :)
OdpowiedzUsuńCześć, nominowałam Cię do Liebster Blog Award:)
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://zakochana-w-ksiazkach-i-w-czekoladzie.blogspot.com/2014/02/liebster-blog-award.html
Niektóre zastrzeżenia są dla mnie niezrozumiałe. Np. to, że pan Poe wydał Ci się głupi - na tym polega absurdalność tej postaci ;) Wydaje mi się, że niektórzy podchodzą do tego zbyt poważnie. Dla mnie całą seria jest genialna! :D
OdpowiedzUsuńno mnie właśnie ten absurd denerwuje, co tu dużo mówić :)
UsuńRozumiem, że można ją lubić, jednak dla mnie ta lektura zaczynała byc nużąca... o kolejnej części mam zaś jeszcze gorsze zdanie (zresztą jestem w trakcie pisania rec), więc tym bardziej nie będzie Ci się to podobało ;)
O nie, aż się boję co tam napiszesz :P Ja za to uwielbiam ten styl niezmiennie od jakichś 10 lat :D
UsuńHah, strach się bać :P Nie wiem, do mnie już te ksiązki nie przemawiają, choć co ciekawe, pamiętam, że jak kiedyś je czytałam, to nawet mi się podobały. Możliwe, że mój rozszerzony polski mnie zniszczył i teraz inaczej patrzę na wszelkie książki xd
Usuń