„Niesprawiedliwością
było, że przenoszą się od krewnego do krewnego i w każdym
kolejnym domu dochodzi do strasznych rzeczy - zupełnie jakby
sieroty Baudelaire jechały upiornym autobusem, zatrzymującym się
wyłącznie na przystankach „Niesprawiedliwość” i
„Nieszczęście”.”
„Ogromne okno” to już
trzeci tom „Serii niefortunnych zdarzeń”. Czego można się po
nim spodziewać? Z grubsza tego samego co po poprzednich częściach,
czyli kolejnych nieszczęść sierot Baudelaire, które jakoś muszą
sobie radzić z jawną niesprawiedliwością losu. Ale w końcu życie
nie jest sprawiedliwe, dlatego też trójka rodzeństwa może po raz
kolejny trafić do dziwnego krewnego, u którego będzie jej się
bardzo źle działo. Sama ciotka zdaje się być niegroźna, boi się
wszystkiego, a jej irracjonalne fobie są tak śmieszne, że aż
tragiczne. Jednak do akcji znowu wkracza zły Hrabia Olaf pod
kolejnym przebraniem, będący tak samo niebezpieczny jak wcześniej.
Głupota, strach i ignorancja dorosłych rzucają kolejne kłody pod
nogi młodym bohaterom, którzy będąc niezrozumianymi, muszą
całkiem sami radzić sobie na tym okrutnym świecie – dla nich aż
nazbyt okrutnym.
„Ciotka Józefina
oprowadzała dzieci po ich nowym domu, w którym sama bała się
chyba wszystkiego: od wycieraczki – gdyż, jak wyjaśniła, można
się o nią potknąć i skręcić kark – po kanapę w salonie,
która, jej zdaniem, mogła się w każdej chwili przewrócić i
zmiażdżyć człowieka na placek.”
Chciałabym móc
powiedzieć, że lektura ta okazała się być naprawdę dobra.
Jednak niestety nie była taka dla mnie. Początek był całkiem
niezły. Ekscentryczna i całkiem nierzeczywista bohaterka z masą
fobii, która obawiała się nawet wycieraczki przy drzwiach czy
klamki, potrafiła najpierw rozśmieszyć. Niemniej jak to mówią,
co za dużo, to nie zdrowo, a to powiedzenie idealnie odnosi się nie
tylko do tej postaci, ale do całej książki. Cóż można
powiedzieć, ta powieść wydała mi się zwyczajnie nazbyt
absurdalna. Można zacząć właśnie od Ciotki Józefiny, lecz ona
jest po prostu najłatwiejszym do przywołania przykładem. Innym
może być testament z masą błędów, który pan Poe uważa za
prawomocny dokument, według którego chce przekazać opiekę nad
sierotami Baudelaire zupełnie nieznanej osobie. Opieka miała zostać
przyznana w ciągu jednego dnia - bo po co trudzić się papierkową
robotą i sprawdzeniem czy nie ma się do czynienia chociażby z
seryjnym mordercą na wolności. Było to tak nielogiczne, że aż
śmieszne, a raczej tak śmieszne, że aż denerwujące.
Warto też zauważyć, że
po raz kolejny mamy do czynienia praktycznie z tą samą historią.
Dzieci przychodzą do kolejnego opiekuna, jest im źle, pojawia się
Hrabia Olaf w przebraniu i wszystko niszczy... Rodzeństwo musi
radzić sobie samo, bo nikt znowu nie wierzy dzieciom. No właśnie,
najbardziej zastanawia mnie to, jak to możliwe, że po raz kolejny
nikt im nie wierzy. Jak pan Poe może być tak głupi? Już pomijając
to, że chciał oddać dzieci pod opiekę zupełnie obcej osobie, bo
ta się ładnie uśmiechnęła, to samo niesłuchanie sierot po tym,
jak już dwa razy coś podobnego się zdarzyło, jest po prostu
chore. Jego zachowanie jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Ta
postać zwyczajnie nie ewoluuje, nie docenia przeciwnika i nie uczy
się na własnych błędach. Poe wydaje się być niezwykle
ograniczony, a sama Ciotka Józefina ze swoimi fobiami... ona nie
jest po prostu normalna. Na dodatek to jak się zachowuje w dalszej
części książki, również nie zachwyca. Co do zaś samych
głównych bohaterów, to mam te same zastrzeżenia co wcześniej.
Mówi się o nich, że są tacy mądrzy i sprytni, a jednak nie
zawsze to pokazują. Na dodatek Słoneczko, które nie potrafi nawet
mówić, jest jakimś cudownym, bystrym dzieckiem – to do mnie nie
do końca przemawia.
„W niektórych
opowieściach łatwo dostrzec morał. Na przykład z bajki o trzech
niedźwiadkach wynika morał: „Nigdy nie włamuj się do cudzego
domu”. Z bajki o Królewnie Śnieżce wynika morał: „Nigdy nie
jedz jabłek”.
Na to wszystko powinno
być zapewne jakieś wytłumaczenie, szczególnie że seria ta cieszy
się sporą popularnością. Ja jej tak dobrze nie odebrałam, po
części dlatego, że zwyczajnie do mnie nie trafiła. Słyszałam
dość niedawno, że zbyt sceptycznie podchodzę do tego typu
tekstów, które mają swoje drugie dno i są skierowane do młodszej
widowni. Tutaj można to spokojnie dostrzec. Ogólnie sama książka
przypomina bajkę dla dzieci i tak jak z bajki powinno się coś z
niej wynieść. Sam autor przedstawia dość ciekawie morały, które
wynikają ze znanych bajek, jak na przykład z Czerwonego Kapturka.
Co prawda ktoś mógłby powiedzieć, że taka powieść o samych
nieszczęściach nie nadaje się dla dzieci, bo w końcu co ona może
im dać, jednak nie zgodziłabym się z tym. Przecież rodzeństwo
mimo że zmaga się z tyloma niedogodnościami losu, to ostatecznie
wychodzi ze wszystkiego cało. Jasne, dzieci nadal nęka niepewność,
czarny charakter gdzieś się czai, zaś one nie mogą być spokojne,
niemniej w tym nieszczęściu, jak na ironię, mają niezłe
szczęście i potrafią się ze wszystkiego wykaraskać. Mimo że
mnie samej książka ta nie do końca się spodobała, to potrafię
zrozumieć dlaczego nadawałaby się dla młodszych czytelników,
którzy najprawdopodobniej utożsamialiby się z głównymi
bohaterami.
Sama nie wiem, jak
oceniam tę książkę. Postacie do mnie nie przemawiają, a sama
fabuła jest oparta na tych samych schematach co poprzednie części.
Doszłam również do wniosku, że na tym tomie kończę swoją
przygodę z „Serią niefortunnych zdarzeń”, ponieważ obawiam
się, że kolejna część będzie prawie taka sama. Ta opowieść po
prostu nie nadaje się już dla mnie. Inaczej patrzę na
rzeczywistość, a historia ta już nie potrafi mnie zaskoczyć.
Niektórym to nie będzie przeszkadzało, niemniej ja nie wykazałam
przy tym żadnej cierpliwości. Co ciekawe pamiętam, że czytając
„Ogromne okno” jako dziecko, byłam zadowolona z lektury.
Naturalnie, nadal czytało się ją lekko, na dodatek szybko, jednak
czułam zbyt dużą irytację, poznając dalsze losy sierot
Baudelaire. Nie tylko liczne
niedorzeczności, ale również liczne wzmianki autora o tym, że
powinno się odłożyć tę powieść, jeżeli nie chce się czytać
nic tak smutnego, zaczęły wręcz doprowadzać mnie do szału.
Niestety ta pozycja nie jest już dla mnie, gdyż nie mogę spojrzeć
na nią na spokojnie i aż nazbyt denerwuje mnie w niej rażący
absurd i nielogiczność. Z drugiej zaś strony, kiedyś historia ta
mnie zainteresowała, więc nie mogę powiedzieć, że nie warto jej
przeczytać - młodszym czytelnikom powinna się ona spodobać.
„- Wiem, że macie za
sobą bardzo przykre doświadczenia, ale mam nadzieję, że nie
folgujecie zanadto fantazji. Przypomnijcie sobie, jak mieszkając u
Wujcia Monty'ego wbiliście sobie do głów, że asystent Stefano to
w rzeczywistości przebrany Hrabia Olaf.
- Przecież Stefano to
naprawdę był przebrany Hrabia Olaf! - oburzył się Klaus.
- Nie o to chodzi – powiedział pan Poe.”
- Nie o to chodzi – powiedział pan Poe.”
Tytuł:
Ogromne okno
Seria:
Seria niefortunnych zdarzeń
Autor:
Lemony Snicket
Ilość
stron: 224
Wydawca:
Egmont
Data
premiery: 2013-10-23
O autorze:
Daniel Handler to
amerykański pisarz, scenarzysta i akordeonista. Najszerzej znany
jest pod pseudonimem Lemony Snicket, którym podpisał swoją serię
książek dla dzieci i młodzieży „Seria niefortunnych zdarzeń”.
Pod swoim nazwiskiem zaś opublikował trzy powieści dla dorosłych:
Basic Eight (1998), Watch Your Mouth (2000) i Adverbs (2006).
Ostatnia z nich doczekała się tłumaczenia na język polski i w
2008 roku została wydana przez Świat Książki pod tytułem
„Natychmiast, mocno, naprawdę.”. Daniel Handler jest żonaty, a
w 2003 roku urodził mu się syn o imieniu Thomas.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^
Ja uwielbiam specyficzny styl Snicketa, ale wiadomo, że są gusta i guściki... Pocieszę Cię - od siódmego tomu schemat nowy opiekun-Olaf-dzieci się ratują zniknie:)
OdpowiedzUsuńNo tak, każdy lubi coś innego :)
UsuńHah, pocieszające, niestety jeszcze trzech takich tomów bym nie wytrzymała chyba xd
Czytałam tę serię jeszcze w podstawówce i bardzo mi się podobała! Chyba odświeżę sobie kilka tomów przy kolejnej wizycie w bibliotece. Mam wprawdzie własne egzemplarze, ale na innym mieszkaniu i nie sposób mi ich teraz dostać w swoje ręce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco :3
też czytałam to jakoś w podstawówce, chyba jeszcze w 1-3, i postanowiłam sobie odświeżyć :D
UsuńAhhh Tris Tris zawsze marudna Tris ;) Jednak tym razem w pełni się z tobą zgadzam :) Jakoś w podstawówce czy też gimnazjum zdecydowanie lepiej się to czytało :D
OdpowiedzUsuń