„Czytanie
trochę go uspokoiło. Bez Katherine, Teorematu i nadziei na ważną
rolę w historii ludzkości miał bardzo niewiele, ale zawsze
pozostawały mu książki. Książki to notoryczni Porzucani: gdy je
odkładasz, mogą na ciebie czekać wiecznie, a gdy poświęcasz im
uwagę, zawsze odwzajemnią twoją miłość.”
Jest
kilku takich pisarzy, po których książki na pewno sięgnę nawet
bez wcześniejszego zapoznania się z opisem. Musieli oni mnie
wcześniej czymś do siebie przekonać i pokładam wiarę w tym, że
już mnie nie zawiodą. Jednym z takich autorów jest właśnie John
Green, po którego powieści sięgam z wielką chęcią, po tym jak
przeczytałam „Gwiazd naszych wina”. Tekst ten zyskał sobie
rzesze fanów i nie ma co się dziwić – opowiada piękną
historię, która wielu poruszyła do łez. Swoją pozycję Green
utwierdził także opowieściami zawartymi w „Papierowych
miastach”, jak i „Szukając Alaski”. Według mnie były już
one gorszymi tworami, jednak nadal miały w sobie to coś, skłaniały
człowieka do refleksji i zmuszały do skupienia się na lekturze. Po
tak dobrych wrażeniach w końcu nadeszła pora na „19 razy
Katherine”, o której to książce będę dziś pisać. Gdy w końcu
dostałam ją w swoje ręce, szybko wzięłam się za czytanie...
niestety nie wciągnęła mnie ona na tyle, bym nie odłożyła jej
niedługo po tym.
„-
Siema! - rzucił Hassan.
-
„Siema” to nie słowo – odparł Colin, nie podnosząc wzroku.
-
Jesteś jak promień słońca w pochmurny dzień, Singleton. Gdy na
dworze panuje mróz, ty jesteś jak ciepły maj.”
Sam
zarys historii przedstawia się dość luźno. Opowiada ona losy
głównego bohatera o imieniu Colin Singleton, który zdaje się być
raczej osobliwym chłopakiem. Uwagę przyciąga już fakt, że
gustuje on tylko w dziewczynach o imieniu Katherine. Dwie, trzy - to
nie byłoby jeszcze nic dziwnego, lecz w jego przypadku rozstał się
aż dziewiętnaście razy z osobą o tym imieniu! Ten nietypowy
nastolatek, uwielbiający tworzyć anagramy, jest prawdziwym
porzucanym. Zmęczony swoim życiem, próbując odnaleźć siebie i
chcąc zaistnieć, wyrusza wraz ze swym najlepszym przyjacielem
Hassanem w podróż po Ameryce. Długo jeździć nie będą, bo już
po krótkim czasie, chcąc odwiedzić grób pewnego arcyksięcia,
trafiają do wielkiego różowego domu. W nim przyjmuje ich miła
kobieta oferująca im pracę, jak również ich córka, nie
nazywająca się na szczęście Katherine. Colin rozpoczyna tam pracę
nad Teorematem o zasadzie przewidywalności Katherine, dzięki
której chce stworzyć wzór matematyczny, przepowiadający
przyszłość wszystkich związków. Jednak wiele rzeczy mu w tym
przeszkadza... między innymi pogoń, a nawet ucieczka, za dziką
świnią.
Bohaterowie
u Greena nigdy nie są zwyczajni. W tym przypadku jest podobnie.
Colin Singleton jest cudownym dzieckiem, które marzy żeby zostać
geniuszem. Zna kilka języków, bardzo dużo czyta, a jego ulubionym
zajęciem jest układanie anagramów, w czym jest całkiem niezły.
Mimo to nie potrafi posiąść niezwykle przydatnej umiejętności, a
mianowicie szeptania. Dochodzi też jeszcze sprawa związków z
Katherine'ami, które raz po raz z nim zrywają. Jego przyjaciel
Hassan natomiast jest pulchnym muzułmaninem, który jednak nie za
bardzo przestrzega zasad swojej religii, jak również jest
zagorzałym miłośnikiem serialu „Sędzia Judy” i odznacza się
ciekawym poczuciem humoru. Jak widać autor
ma sporo pomysłów i tworzy kolejne postacie z wyobraźnią, dzięki
czemu nie raz może zaskoczyć czytelnika. Zresztą wszystko w jego
książce może w pewnym momencie zdziwić, w tym samo miejsce akcji.
Kiedy chłopcy przyjadą do małej mieściny i już zamieszkają z
obcą, miłą panią w jej różowej rezydencji, dowiadują się, że
posiada ona zakład produkujący sznurki do tamponów! Przyznam,
że wydaje się być to bardziej absurdalne niż ciekawe, a nietypowe
sytuacje potrafiły zmylić mnie w trakcie lektury, jak również
zaskoczyć... niestety nie zawsze pozytywnie.
„Przeszłość,
jak powiedziała mu Lindsey, to logiczna opowieść. To sens tego, co
się stało. A ponieważ przyszłość nie jest jeszcze zapamiętana,
wcale nie musi mieć żadnego pierdzielonego sensu.
W
tym momencie rozpostarła się przed Colinem przyszłość –
niemieszcząca się w żadnym teoremacie, matematycznym czy
jakimkolwiek innym: nieskończona, niepoznawalna i piękna.”
Wszystko
co spotykało Colina, było według mnie nieprawdopodobne, zostało
aż nazbyt udziwnione. Ta niezwykła swoboda ze strony
rodziców, dziewiętnaście związków z dziewczynami o imieniu
Katherine, nagła propozycja zamieszkania u zupełnie obcej osoby czy
też, co ciekawe, odkrycie prawdy dzięki teorematowi, który ma zły
wzór... to niestety do mnie nie przemówiło. Życie tego nastolatka
zostało wypaczone, a całość po prostu przerysowana. Niekiedy jest
tak w powieściach, które starają się coś przekazać, jednak ten
zabieg zupełnie mi tutaj nie pasował. Bohaterowie także się do
tego trochę zaliczyli, gdyż niektóre ich cechy były aż za bardzo
wyraziste. Co prawda nie denerwowało mnie to, niemniej sprawiło, że
czytałam tę lekturę w większości z obojętnością. Nie obyło
się również bez kilku schematów, a akcja, jak to u Greena bywa,
rozwijała się dość powoli. Styl
pisania autora natomiast można zaliczyć do plusów. Ma on lekkie
pióro, a jego twórczość czyta się szybko i z przyjemnością,
dzięki przystępnemu językowi. Chociaż i tutaj według mnie
wkradło się kilka niedoskonałości w postaci sztucznie
wypowiedzianych dialogów. Na
każdym polu znalazłam jakieś potknięcia i nie mogę się wręcz
pogodzić z tym, że spotkałam to w książkach tak lubianego przeze
mnie pisarza.
„19
razy Katherine” jest powieścią, która mnie zawiodła. Przyznaję
to z przykrością, jednakże tak zwyczajnie jest. Czytając opinie
innych, spotkałam się z tym, że zachwalają one humor w tej
historii, lecz i tutaj znalazłam jedynie fragmenty, w których on
się ukazał. Są też oczywiście przypisy autora, które były
interesujące i naprawdę zabawne, niemniej nieliczne. Możliwe że
po prostu zbyt wiele oczekiwałam od tej pozycji. Absurd początkowo
mnie odrzucił, potem zaś zauważyłam, że nie znajduję w tej
lekturze wiele nowego. John Green zawsze przekazywał w swojej
twórczości jakieś głębsze prawdy, wartości, ale tym razem, choć
pojawiły się one, były aż nazbyt oczywiste. Jasne,
znalazło się kilka świetnych momentów, jak i ważnych cytatów,
jednak co zaznaczę po raz kolejny – było ich zwyczajnie za mało.
Aspekty matematyczne zawarte w tym tekście były interesującym
uzupełnieniem przemyśleń Colina, dobrze obrazowały jego osobowość
i to jest chyba coś, co najmilej zaskoczyło mnie w tej książce.
Chociaż jest także słowo „pierdzielić”, umiłowane przez
Hassana i Colina, które teraz skłania mnie do uśmiechu.
Podsumowując
sama książka nie była zła, po prostu nie była również
wystarczająco dobra. Fani pisarza z pewnością i tak
się z nią zapoznają, aczkolwiek tych którzy nie zaczęli jeszcze
swojej przygody z Greenem, odsyłam raczej do innych jego tytułów,
które są według mnie o wiele bardziej warte uwagi.
„-
Eureka – powiedział i dopiero gdy wypowiadał to słowo,
uświadomił sobie, że udało mu się szepnąć.
-
Odkryłem coś – rzekł głośno. - Przyszłość jest
nieprzewidywalna.
-
Ten kafir – oznajmił Hassan – czasami lubi mówić rzeczy
kompletnie banalne w naprawdę doniosły sposób.”
Moja
ocena 6/10
Tytuł:
19 razy Katherine
Autor:
John Green
Ilość
stron: 304
Wydawca:
Bukowy las
Data
premiery: 2014-06-04
O
autorze:
John
Green jest pisarzem amerykańskim, autorem bestsellerów z listy „New
York Timesa”. Debiutował znakomitą powieścią Szukając Alaski,
porównywaną z Buszującym w zbożu J. D. Salingera, opublikował
następnie kilka powieści (m.in. Papierowe miasta), z których
ostatnia – Gwiazd naszych wina – przyniosła mu ogromną
poczytność i światową sławę. Jest laureatem licznych nagród
literackich, m.in.: The Printz Medal, Printz Honor i Edgar Award.
Mieszka z żoną i synem w Indianapolis. Wraz z bratem Hankiem
prowadzi Vlogbrothers, jeden z najpopularniejszych projektów wideo w
sieci.
Książkę otrzymałam od
Wydawnictwa Bukowy Las, za co serdecznie dziękuję!
Ostatnio czytam na jej temat niezbyt pochlebne opinie,ale i tak po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej książki tego autora... jeszcze. Choć muszę przyznać, że mnie trochę zniechęciłaś. Ale z chęcią przeczytam "Gwiazd naszych wina" - jednak tą książkę sobie odpuszczę... wygląda na naprawdę niesamowicie udziwnioną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
tez uwielbiam greena i teraz się trochę boję, że także się rozczaruję tą powieścią :(
OdpowiedzUsuńMnie już wcześniejsze dzieło Greena - Alaska - bardzo zawiodło, więc pewnie z Katherine byłoby podobnie. Podziękuję.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem najsłabsza z powieści Greena
OdpowiedzUsuńProdukcja sznurków do tamponów rulez XD I właśnie zapomniałam o nich wspomnieć w swojej recenzji, a mnie to też zaskoczyło, zdziwiło, wydało się śmieszne, a na koniec absurdalne. Ale w sumie i tak było ciekawie jak odkryli, że te sznurki są zakopywane. Kiepski pomysł Green! Ale tak czy siak, to najbardziej wkurzał mnie Colin - co za kretyn z niego, nie cierpię go, nie lubię i nie wiem jak można stworzyć takiego bohatera. No serio. Ale Hassan był za to spoko, bo sprowadzał go na ziemię, a za egocentrycznego dupka bo uwielbiam. Tak więc 19xKatherine też mnie zawiodła, buu. Tyle przegrać :C I nie wiem czemu tyle ludzi uwielbia tę książkę, jak ona jest w sumie średnia. Się zgadzamy :D
OdpowiedzUsuńRysuj bliźniaki <3
Nie wiem, Colin był zwyczajnie... nudny jak dla mnie i tyle xd A do Hassana też nie zapałałam aż taką sympatia, po prostu nic do niego nie miałam :D
UsuńNom, ale poza tym się zgadzamy... trochę smutno, wolałabym lepiej odebrać tę ksiażkę xd
Jo, jo, narysuję... kiedyś xd Najpierw to bym wolała skończyć, to co teraz robię, a potem - zobaczy się. Ale kiedyś na pewno! :D
co prawda - z twórczością Greena jeszcze się nie zapoznałam, czekam aż koleżanka w końcu odda mi "Gwiazd naszych wina"... jednak "19 razy Katherine" to coś, co muszę przeczytać. Już sam koncept przedstawiający faceta umawiający się z samymi Katherine mnie bardzo interesuje :) pozdrawiam! ksiazkowa-przystan.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNo proszę - nawet Greenowi zdarzyło się potknąć...
OdpowiedzUsuńCzekałam na tę książkę z niesamowitym utęsknieniem. Wcześniej dosłownie wszystkie książki Greena czymś mnie zauroczyły, dlatego po "19 razy Katherine" nie mogłam nie sięgnąć. Wczoraj zaczęłam czytać i nie powiem, żeby akcja jakoś specjalnie mnie porwała. Dłużyła się raczej, a nad absurdalnymi zachowaniami bohaterów nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. Jakoś to do mnie nie trafiło po prostu. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńhttp://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/
Muszę spróbować, bo "Gwiazd naszych wina" przeczytałem i nawet mi się spodobało, ale jak już doszło do pisania notki, powstał mały problem. Więc przeczytam "19 razy Kathrine", żeby go pokonać. :)
OdpowiedzUsuń