czwartek, 27 lutego 2014

Zapowiedzi wydawnictwa Dreams


Premiera: 7 marca 2014 r.

Tytuł: Dopóki śpiewa słowik
Autor: Antonia Michaelis
Ilość stron: 416


Jari ma osiemnaście lat i w porównaniu z najlepszym przyjacielem, Mattim, jest nieporadny w kontaktach z dziewczętami. Nic dziwnego. Żył dotąd w uporządkowanym świecie stałych norm i krochmalonych koszul – brakuje mu doświadczenia. To wszystko zmienia się, gdy spotyka Jaschę. Ta wywierająca niezwykłe wrażenie dziewczyna prowadzi go ze sobą do domu w samym środku leśnej pustelni. Tam Jari odkrywa świat piękna, finezyjnych ornamentów i zmysłowego upojenia. Ale wkrótce okazuje się, że Jascha skrywa pewną tajemnicę. I że za pięknymi złudzeniami kryje się porażająca prawda. Dom na odludziu. Błądzący wędrownik. Las, skrywający zbyt wiele grobów. I niebezpieczeństwo, które wychodzi poza granice wyobrażeń.



Premiera: 28 luty 2014 r.

Tytuł: Grzywą malowane
Autor: Agata Widzowska-Pasiak
Ilość stron: 192


Kontynuacja powieści "Koń na receptę”.
Kolejne przygody Jagody i grupy dzieci, spędzających wakacje w Dąbrówce, widziane oczami nowej bohaterki, Gai.
W okolicy dzieją się niezwykłe rzeczy: inwazja królików, podejrzane ucieczki koni i innych zwierząt gospodarskich, dziwne malunki na murach Starego Młyna, muzyka dobiegająca z lasu i przemykająca postać Czarnego Maxa. To tylko niewielka część pasjonujących wydarzeń, które sprawiają, że dzieci ponownie jednoczą siły, aby rozwikłać tajemnicę białej klaczy i kolorowych koni.




Premiera: 28 luty 2014 r.

 Tytuł: Gapiszon i wędzone morze
Autor: Bohdan Butenko
Ilość stron: 40


Kolejne przygody Gapiszona, jednego z najsłynniejszych polskich bohaterów komiksowych, którego wiele perypetii adaptowanych było przez Telewizję Polską w paśmie Wieczorynki. Tym razem Gapiszon poszukuje wędzonego morza, marząc o wielkich połowach!
Wędzone morze? Gdzie to jest?... Spytaj Gapiszona!



http://dreamswydawnictwo.pl/zapowiedzi/dopoki-spiewa-slowik,produkt107/


niedziela, 16 lutego 2014

Ogromne okno - Lemony Snicket


Niesprawiedliwością było, że przenoszą się od krewnego do krewnego i w każdym kolejnym domu dochodzi do strasznych rzeczy - zupełnie jakby sieroty Baudelaire jechały upiornym autobusem, zatrzymującym się wyłącznie na przystankach „Niesprawiedliwość” i „Nieszczęście”.”


„Ogromne okno” to już trzeci tom „Serii niefortunnych zdarzeń”. Czego można się po nim spodziewać? Z grubsza tego samego co po poprzednich częściach, czyli kolejnych nieszczęść sierot Baudelaire, które jakoś muszą sobie radzić z jawną niesprawiedliwością losu. Ale w końcu życie nie jest sprawiedliwe, dlatego też trójka rodzeństwa może po raz kolejny trafić do dziwnego krewnego, u którego będzie jej się bardzo źle działo. Sama ciotka zdaje się być niegroźna, boi się wszystkiego, a jej irracjonalne fobie są tak śmieszne, że aż tragiczne. Jednak do akcji znowu wkracza zły Hrabia Olaf pod kolejnym przebraniem, będący tak samo niebezpieczny jak wcześniej. Głupota, strach i ignorancja dorosłych rzucają kolejne kłody pod nogi młodym bohaterom, którzy będąc niezrozumianymi, muszą całkiem sami radzić sobie na tym okrutnym świecie – dla nich aż nazbyt okrutnym.

Ciotka Józefina oprowadzała dzieci po ich nowym domu, w którym sama bała się chyba wszystkiego: od wycieraczki – gdyż, jak wyjaśniła, można się o nią potknąć i skręcić kark – po kanapę w salonie, która, jej zdaniem, mogła się w każdej chwili przewrócić i zmiażdżyć człowieka na placek.”

Chciałabym móc powiedzieć, że lektura ta okazała się być naprawdę dobra. Jednak niestety nie była taka dla mnie. Początek był całkiem niezły. Ekscentryczna i całkiem nierzeczywista bohaterka z masą fobii, która obawiała się nawet wycieraczki przy drzwiach czy klamki, potrafiła najpierw rozśmieszyć. Niemniej jak to mówią, co za dużo, to nie zdrowo, a to powiedzenie idealnie odnosi się nie tylko do tej postaci, ale do całej książki. Cóż można powiedzieć, ta powieść wydała mi się zwyczajnie nazbyt absurdalna. Można zacząć właśnie od Ciotki Józefiny, lecz ona jest po prostu najłatwiejszym do przywołania przykładem. Innym może być testament z masą błędów, który pan Poe uważa za prawomocny dokument, według którego chce przekazać opiekę nad sierotami Baudelaire zupełnie nieznanej osobie. Opieka miała zostać przyznana w ciągu jednego dnia - bo po co trudzić się papierkową robotą i sprawdzeniem czy nie ma się do czynienia chociażby z seryjnym mordercą na wolności. Było to tak nielogiczne, że aż śmieszne, a raczej tak śmieszne, że aż denerwujące.

Warto też zauważyć, że po raz kolejny mamy do czynienia praktycznie z tą samą historią. Dzieci przychodzą do kolejnego opiekuna, jest im źle, pojawia się Hrabia Olaf w przebraniu i wszystko niszczy... Rodzeństwo musi radzić sobie samo, bo nikt znowu nie wierzy dzieciom. No właśnie, najbardziej zastanawia mnie to, jak to możliwe, że po raz kolejny nikt im nie wierzy. Jak pan Poe może być tak głupi? Już pomijając to, że chciał oddać dzieci pod opiekę zupełnie obcej osobie, bo ta się ładnie uśmiechnęła, to samo niesłuchanie sierot po tym, jak już dwa razy coś podobnego się zdarzyło, jest po prostu chore. Jego zachowanie jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Ta postać zwyczajnie nie ewoluuje, nie docenia przeciwnika i nie uczy się na własnych błędach. Poe wydaje się być niezwykle ograniczony, a sama Ciotka Józefina ze swoimi fobiami... ona nie jest po prostu normalna. Na dodatek to jak się zachowuje w dalszej części książki, również nie zachwyca. Co do zaś samych głównych bohaterów, to mam te same zastrzeżenia co wcześniej. Mówi się o nich, że są tacy mądrzy i sprytni, a jednak nie zawsze to pokazują. Na dodatek Słoneczko, które nie potrafi nawet mówić, jest jakimś cudownym, bystrym dzieckiem – to do mnie nie do końca przemawia.

W niektórych opowieściach łatwo dostrzec morał. Na przykład z bajki o trzech niedźwiadkach wynika morał: „Nigdy nie włamuj się do cudzego domu”. Z bajki o Królewnie Śnieżce wynika morał: „Nigdy nie jedz jabłek”.

Na to wszystko powinno być zapewne jakieś wytłumaczenie, szczególnie że seria ta cieszy się sporą popularnością. Ja jej tak dobrze nie odebrałam, po części dlatego, że zwyczajnie do mnie nie trafiła. Słyszałam dość niedawno, że zbyt sceptycznie podchodzę do tego typu tekstów, które mają swoje drugie dno i są skierowane do młodszej widowni. Tutaj można to spokojnie dostrzec. Ogólnie sama książka przypomina bajkę dla dzieci i tak jak z bajki powinno się coś z niej wynieść. Sam autor przedstawia dość ciekawie morały, które wynikają ze znanych bajek, jak na przykład z Czerwonego Kapturka. Co prawda ktoś mógłby powiedzieć, że taka powieść o samych nieszczęściach nie nadaje się dla dzieci, bo w końcu co ona może im dać, jednak nie zgodziłabym się z tym. Przecież rodzeństwo mimo że zmaga się z tyloma niedogodnościami losu, to ostatecznie wychodzi ze wszystkiego cało. Jasne, dzieci nadal nęka niepewność, czarny charakter gdzieś się czai, zaś one nie mogą być spokojne, niemniej w tym nieszczęściu, jak na ironię, mają niezłe szczęście i potrafią się ze wszystkiego wykaraskać. Mimo że mnie samej książka ta nie do końca się spodobała, to potrafię zrozumieć dlaczego nadawałaby się dla młodszych czytelników, którzy najprawdopodobniej utożsamialiby się z głównymi bohaterami.

Sama nie wiem, jak oceniam tę książkę. Postacie do mnie nie przemawiają, a sama fabuła jest oparta na tych samych schematach co poprzednie części. Doszłam również do wniosku, że na tym tomie kończę swoją przygodę z „Serią niefortunnych zdarzeń”, ponieważ obawiam się, że kolejna część będzie prawie taka sama. Ta opowieść po prostu nie nadaje się już dla mnie. Inaczej patrzę na rzeczywistość, a historia ta już nie potrafi mnie zaskoczyć. Niektórym to nie będzie przeszkadzało, niemniej ja nie wykazałam przy tym żadnej cierpliwości. Co ciekawe pamiętam, że czytając „Ogromne okno” jako dziecko, byłam zadowolona z lektury. Naturalnie, nadal czytało się ją lekko, na dodatek szybko, jednak czułam zbyt dużą irytację, poznając dalsze losy sierot Baudelaire. Nie tylko liczne niedorzeczności, ale również liczne wzmianki autora o tym, że powinno się odłożyć tę powieść, jeżeli nie chce się czytać nic tak smutnego, zaczęły wręcz doprowadzać mnie do szału. Niestety ta pozycja nie jest już dla mnie, gdyż nie mogę spojrzeć na nią na spokojnie i aż nazbyt denerwuje mnie w niej rażący absurd i nielogiczność. Z drugiej zaś strony, kiedyś historia ta mnie zainteresowała, więc nie mogę powiedzieć, że nie warto jej przeczytać - młodszym czytelnikom powinna się ona spodobać.


- Wiem, że macie za sobą bardzo przykre doświadczenia, ale mam nadzieję, że nie folgujecie zanadto fantazji. Przypomnijcie sobie, jak mieszkając u Wujcia Monty'ego wbiliście sobie do głów, że asystent Stefano to w rzeczywistości przebrany Hrabia Olaf.
- Przecież Stefano to naprawdę był przebrany Hrabia Olaf! - oburzył się Klaus.
- Nie o to chodzi – powiedział pan Poe.”




Tytuł: Ogromne okno
Seria: Seria niefortunnych zdarzeń
Autor: Lemony Snicket
Ilość stron: 224
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-10-23



O autorze:

Daniel Handler to amerykański pisarz, scenarzysta i akordeonista. Najszerzej znany jest pod pseudonimem Lemony Snicket, którym podpisał swoją serię książek dla dzieci i młodzieży „Seria niefortunnych zdarzeń”. Pod swoim nazwiskiem zaś opublikował trzy powieści dla dorosłych: Basic Eight (1998), Watch Your Mouth (2000) i Adverbs (2006). Ostatnia z nich doczekała się tłumaczenia na język polski i w 2008 roku została wydana przez Świat Książki pod tytułem „Natychmiast, mocno, naprawdę.”. Daniel Handler jest żonaty, a w 2003 roku urodził mu się syn o imieniu Thomas.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^ 

http://www.egmont.pl/

sobota, 15 lutego 2014

Zapowiedź: W pewnym teatrze lalek


Tytuł: „W pewnym teatrze lalek”
Autor: Lidia Miś
Premiera: 23 luty 2014

Książka „W pewnym teatrze lalek” w sposób zabawny, a zarazem wzruszający opowiada o kształtowaniu charakteru, partnerskich relacjach i przynależności do grupy. To opowieść o budowaniu własnej tożsamości, rozpoznawaniu emocji oraz o otwartości na potrzeby innych.

Do teatru lalek przybywa nowa marionetka Perełka. Jest niedoświadczona i nigdy nie występowała na scenie. Do roli aktorki pomagają jej przygotować się nowi przyjaciele: Kamilla, Babcia, Miś i Kaczka. Plejada marionetek, jawajek i pacynek wiedzie na pozór beztroskie życie, co rusz wcielając się w nowe kreacje. Okazuje się jednak, że aktorstwo niesie ze sobą wiele wyzwań, a teatr jest czymś więcej niż pracą – jest całym ich światem!


Zapraszam do zapoznania się z fragmentem książki


http://dreamswydawnictwo.pl/nowosci/w-pewnym-teatrze-lalek,produkt110/

środa, 5 lutego 2014

Gabinet gadów - Lemony Snicket



 
Muszę was uprzedzić, że jeśli otworzyliście tę książkę z nadzieją wyczytania w niej, że w końcu jednak dzieci żyły długo i szczęśliwie, to lepiej zaraz zamknijcie ją z powrotem i poczytajcie sobie coś innego.”

„Gabinet gadów” jest kontynuacją „Przykrego początku”, pierwszego tomu „Serii niefortunnych zdarzeń”. Opowiada on o kolejnych przykrych losach trójki bohaterów, których zdążyliśmy już poznać. Po tym jak w poprzedniej części zostali sierotami i uwolnili się z rąk Hrabiego Olafa, wszystko wyglądało tak, jakby zmierzało ku lepszemu końcowi. Jednak autor miał zupełnie inne plany. Rodzeństwo tym razem trafia pod opiekę innego krewnego, nieco roztargnionego herpetologa. Wujek Monty (bo tak prosił, by się do niego zwracano) jest wesołą osobą, zafascynowaną żmijami i innymi gadami. Na dodatek pozwala zajmować się dzieciom tym, co lubią, przyrządza niezłe śniadania, zabiera je do kina i pozwala wszystkim spać w swoich łóżkach! To bardzo miła odmiana, po tym co spotkało je u poprzedniego opiekuna. Niemniej ta sielanka szybko się kończy, a tragiczne wydarzenia zaczynają się pojawiać na horyzoncie wraz z przybyciem przebranego za asystenta, Hrabiego Olafa, grożącego dzieciom i dybiącego nie tylko na ich fortunę.

Drugi tom również wzbudził we mnie dość dziwne uczucia. Mogę śmiało powiedzieć, że czytało się go łatwiej, jednocześnie więcej rzeczy w nim wywołało moją irytację. Mogłabym zacząć od tego, że zastanawia mnie do jakiej grupy wiekowej są skierowane te pozycje. Są pisane prostym językiem, a niektóre trudniejsze słowa, które nie sprawiają problemu zwykłemu czytelnikowi, są uparcie tłumaczone. Poza tym w trakcie lektury powiedziane jest, że kłamstwo niekoniecznie jest złą rzeczą, na dodatek zostaje popełnione morderstwo, co nie za bardzo nadaje się dla młodszych odbiorców. Sama opowieść jest prosta, nie różni się aż tak wiele od pierwszego tomu pod względem fabuły, na dodatek rozwój akcji jest łatwy do przewidzenia, gdyż został głęboko osadzony w tych samych schematach co „Przykry początek”. Można zastanowić się nad mniej dosłownym odebraniem tej powieści, jednak powoli przestaje to do mnie przemawiać, a sama historia zdaje się być raczej lekko napisaną karykaturą bajek, w których szczęśliwe zakończenie i ukazanie w jasnych barwach życia bohaterów, zostało przekształcone w same nieszczęścia.

Tym, co także rzuciło mi się w oczy, była postać pana Poe. Jako że w powieści nie występuje wielu bohaterów, a jedynie on, trójka dzieci, Hrabia Olaf i Wujek Monty, sądziłam, że powinny być one ciekawie zarysowane. Jednak nie jestem taka pewna, czy właśnie do znalazłam w tej historii. Pan Poe jest... no cóż, zwyczajnie głupi. Mężczyzna całkowicie ignoruje dzieci, zaś zawierza się chyba każdemu dorosłemu, który tylko się do niego uśmiechnie. Jest niezwykle naiwny i nie potrafi rozpoznać złego Olafa, jak również strofuje dzieci za ich oskarżenia wobec „niewinnego” Stefana, za którego podaje się Hrabia. Był kompletnie oderwanym od rzeczywistości osobnikiem, który pokazywał jak dorośli są bezużyteczni w tej pozycji. Nawet serdeczny wujek Monty nie mógł pomóc sierotom i nie wykazał się zbytnią inteligencją. Ostatecznie dość sprytny okazał się być jedynie Hrabia Olaf, będący przecież czarnym charakterem. Tak jakby zło było lepiej przygotowane i miało łatwiejsze pole działania, właśnie dzięki ignorancji innych dorosłych. Na dodatek został tutaj pokazany brak zaufania do dzieci i przedkładanie opinii „dojrzałych” ludzi nad ich wątpliwie wiarygodne zeznania.

Samo rodzeństwo Baudelaire wydało mi się być zarysowane dość niekonsekwentnie. Z jednej strony jest to trójka niezwykle bystrych dzieci. Wioletka jest dziewczynką od wynalazków, Klaus dużo czyta i wykazuje się inteligencją, natomiast Słoneczko nie tylko wszystko gryzie w odpowiednich sytuacjach, ale wykazuje się zrozumieniem i nie raz pomaga rodzeństwu w zrealizowaniu planu... co jest dość zastanawiające, skoro ta malutka dziewczynka nie umie jeszcze nawet mówić, a czasami ma lepsze pomysły od pozostałej dwójki. Z drugiej zaś strony, gdy przychodzi do odkrycia, co też takiego knuje Olaf, dzieciaki nie potrafią się tego domyślić, mimo że Hrabia podaje im rozwiązanie praktycznie na tacy. Jednak one nie domyślają się prostej prawdy, a ponoć są takie mądre i wykazują się umiejętnościami znalezienia rozwiązania w każdej sytuacji. Bohaterowie przez to wydali mi się raczej nierzeczywiści i trudniej było odnosić się do ich losów z większym zaangażowaniem.

Jak widać w „Gabinecie gadów” niejedno mi nie odpowiadało. Niemniej i tak ta część w pewnym aspekcie podobała mi się bardziej, gdyż zwyczajnie lżej się ją czytało, a te chwile szczęścia z wujem Montym, mimo że nie trwały długo, wniosły jakiś powiew świeżości. Ogólnie powieść tę czyta się łatwo, a to za sprawą prostego języka, którym posługuje się autor. Jednak w jego sposobie pisania może irytować ciągłe przypominanie odbiorcy o tym, że opowieść ta jest smutna i może lepiej byłoby ją odłożyć. Zapewne takie fragmenty mogły niektórych nakłonić do usłuchania tej rady, tak więc nie wiem, po co zostały tam zamieszczone. Dość ciekawe natomiast jest ujawnianie się osoby narratora, tak jak i w poprzednim tomie, opowiadającego trochę o sobie. „Gabinet gadów” nie przekonał mnie do siebie i widać, że nie mieszczę się w grupie, do której skierowana jest ta historia. Teoretycznie powinna ona być napisana dla dzieci i młodszej młodzieży, lecz niektóre wątki zwyczajnie na to nie wskazywały. Z drugiej zaś strony starsi czytelnicy mogą odnaleźć w tej króciutkiej pozycji jakieś mniej dosłowne odczytania. Aczkolwiek poza tym znajdą się zapewne też tacy jak ja, którzy niewiele wyniosą z tej lektury i będą woleli zwyczajne książki, w których coś się dzieje, które czyta się dla samej przyjemności czytania, utożsamiając się z bohaterami, przenosząc się do jakiegoś niesamowitego świata i odrywając się w ten sposób od szarej codzienności.


Tytułową bohaterką jest wyjątkowo niesympatyczna dziewczynka, która - tak samo jak chłopczyk, który wywoływał wilka z lasu – uparcie pętała się po terytoriach dzikich zwierząt. Pamiętacie zapewne, że wilk, bardzo niegrzecznie potraktowany przez Czerwonego Kapturka, pożarł babcię dziewczynki i poznał się dla niepoznaki. To jest właśnie w tej bajce najgłupsze, bo przecież wiadomo, że nawet tak mało inteligentna dziewczyna jak Czerwony Kapturek powinna bez trudu zauważyć różnicę między rodzoną babcią a wilkiem przebranym w nocną koszulę i papucie z pomponami.”


Moja ocena 5/10


Tytuł: Gabinet gadów
Seria: Seria niefortunnych zdarzeń
Autor: Lemony Snicket
Ilość stron: 208
Wydawca: Egmont
Data premiery: 2013-10-23



O autorze:

Daniel Handler to amerykański pisarz, scenarzysta i akordeonista. Najszerzej znany jest pod pseudonimem Lemony Snicket, którym podpisał swoją serię książek dla dzieci i młodzieży „Seria niefortunnych zdarzeń”. Pod swoim nazwiskiem zaś opublikował trzy powieści dla dorosłych: Basic Eight (1998), Watch Your Mouth (2000) i Adverbs (2006). Ostatnia z nich doczekała się tłumaczenia na język polski i w 2008 roku została wydana przez Świat Książki pod tytułem „Natychmiast, mocno, naprawdę.”. Daniel Handler jest żonaty, a w 2003 roku urodził mu się syn o imieniu Thomas.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co serdecznie dziękuję ^^

http://www.egmont.pl/

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...